Polonia Winnipegu
 Numer 65

         12 marca, 2009      Archiwa Home Kontakt

Wydawca


Bogdan Fiedur
Bogdan Fiedur
 

 

zapisz Się Na Naszą listę


Proszę kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.

Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego linku.

 

 

Przyłącz się

Jeśli masz jakieś informacje dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z naszymi czytelnikami, to prześlij je do nas. Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować nas o wszystkich wydarzeniach polonijnych.

 

 

Promuj polonię

Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób.  Mój apel jest aby dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.

Tutaj są instrukcj
e jak dodać stopkę używając Outlook Express.

Kli
knij Tools-->Options --> Signatures

Zaznacz poprzez kliknięcie
Checkbox gdzie pisze

Add signature to all outgoing messages


W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.

Polonijny link Winnipegu
http://www.polishwinnipeg.com

albo

Polish Link for Winnipeg
http://www.polishwinnipeg.com


Po tym kliknij Apply

I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express

Polonijny Biuletyn Informacyjny w Winnipegu

INDEX

FAKTY ZE ŚWIATA

Środa, 2009-03-11

Naukowiec z USA sfałszował badania o lekach przeciwbólowych

Prominentny specjalista anestezjolog sfingował dane użyte w swoich publikowanych szeroko pracach, które ukazywały korzyści ze stosowania środków przeciwbólowych produkowanych przez znane amerykańskie koncerny.
Naukowiec, dr Scott S. Reuben, zatrudniony w Baystate Medical Center w Springfield w stanie Massachusetts, fałszował dane do prac publikowanych w latach 1996-2008 w periodykach z dziedziny anestezjologii. Reklamowały one takie popularne w USA leki przeciwbólowe jak: Vioxx, produkowany przez Merck & Co., oraz Bextra wytwarzany przez Pfizer Inc. Oba są już wycofane z rynku. Reuben dowodził też korzyści z zażywania takich leków jak Celebrex i Lyrica, produktów Pfizera.
Reuben napisał też do federalnej Agencji Kontroli Leków, aby nie zabraniała używania wspomnianych leków, gdyż są bezpieczne i skuteczne. Jak się okazało, jego badania i wystąpienia publiczne były opłacane przez Pfizera.
Prasa amerykańska podaje co jakiś czas podobne przykłady korumpowania naukowców przez koncerny farmaceutyczne. Niedawno poinformowano, że wielu profesorów medycyny na renomowanych uniwersytetach pracuje na boku jako płatni konsultanci dla tych koncernów.
Tomasz Zalewski PAP

Aresztują "Iwana Groźnego", strażnika obozu zagłady

Prokuratura w Monachium wystawiła nakaz aresztowania mieszkającego w USA 88-letniego Johna Demjaniuka, byłego strażnika obozu zagłady w Sobiborze - powiedział rzecznik prokuratury Anton Winkler.
Nakaz wydano w związku z zarzutami o współudział Demjaniuka w zamordowaniu 29 tysięcy europejskich Żydów w Sobiborze pomiędzy marcem a końcem września 1943 r.
Prokuratura pracuje z niemieckim rządem federalnym nad wnioskiem do USA o ekstradycję mieszkającego w Ohio Demjaniuka. - Kiedy tylko znajdzie się on w Niemczech możliwe będzie przedstawienie aktu oskarżenia - powiedział Winkler.
Według Centrali Ścigania Zbrodni Nazistowskich w Ludwigsburgu istnieją dokumenty oraz zeznania świadków, z których wynika, że Demjaniuk osobiście kierował transporty Żydów do komór gazowych w Sobiborze.
Śledczy ustalili, że Demjaniuk był członkiem komanda SS, które zajmowało się wyłapywaniem i eksterminacją Żydów w Generalnej Guberni. Oprócz obozu w Sobiborze służył też jako strażnik w obozach na Majdanku, w Treblince i Flossenburgu. Dawni więźniowie twierdzą, że był nazywany "Iwanem Groźnym".
Podejrzany nie przyznaje się do zarzutów zbrodni nazistowskich, twierdząc, że służył w Armii Czerwonej i dostał się do niewoli niemieckiej w 1942 roku.
Po wojnie Demjaniuk trafił do obozu dla uchodźców w Monachium. W 1952 roku wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, gdzie pracował jako robotnik w fabryce samochodów.
Dwukrotnie pozbawiano go obywatelstwa USA. W 1986 r. został wydany Izraelowi w związku z oskarżeniem o udział w zagładzie Żydów. Został skazany na śmierć w procesie dotyczącym czynów, których miał się dopuścić w czasie, gdy był strażnikiem w obozie w Treblince. Jednak Sąd Najwyższy Izraela uchylił ten wyrok, uzasadniając, że nie ma wystarczających dowodów, iż oskarżony był osławionym "Iwanem Groźnym".
Demjaniuk wrócił po tym wyroku do Stanów Zjednoczonych.
Jego rodzina od lat twierdzi, że stan zdrowia Demjaniuka uniemożliwia mu udział w procesie, a tym bardziej ekstradycję do Niemiec.
Na początku marca syn Demjaniuka, John powiedział niemieckiemu dziennikowi "Bild", że jego ojciec jest "bardzo niedołężny". Cierpi na chorobę krwi i szpiku kostnego, z powodu której kilka razy na miesiąc potrzebuje hospitalizacji i transfuzji krwi. Gdyby został wydany do Niemiec, musiałby mieć zapewnioną opiekę lekarską przez całą dobę.
- Nie sądzę, by mój ojciec wytrzymał proces - powiedział John Demjaniuk junior. Dodał, że głęboko wierzy w niewinność swego ojca.
Anna Widzyk PAP

Książę Karol naciąga ludzi na kupno podejrzanej mikstury?


Następca brytyjskiego tronu książę Walii Karol został oskarżony o to, że jest naciągaczem, ponieważ pod szyldem swojej firmy Duchy Originals wypuścił na rynek miksturę do detoksykacji, która nie posiada żadnych właściwości medycznych.
Księcia oskarżył Edzard Ernst, pierwszy w Wielkiej Brytanii profesor specjalizujący się w medycynie alternatywnej i niekonwencjonalnej, zajmujący się oceną jej efektów - donoszą brytyjskie media.
Według Ernsta nie ma żadnych medycznych dowodów na działanie tego produktu, a "książę Karol pogłębia ogólnie zły stan zdrowia społeczeństwa sugerując, iż można sobie dogadzać, po czym zażyć jego miksturę i wszystko znów będzie OK.".
Firma Duchy Originals produkuje m.in. herbatniki i dżemy ze składników nieskażonych sztucznymi nawozami. Firma twierdzi też, że jej ziołowa nalewka (Duchy Herbals' Detox Tincture) "w naturalny sposób wspomaga organizm w procesie trawienia i usuwania toksyn".
- W okresie kryzysu finansowego książę Karol wykorzystuje naiwność opinii publicznej, by samemu odnieść korzyści finansowe - oświadczył profesor Ernst, który pracuje na uniwersytecie w Exeter.
Mikstura produkowana przez firmę księcia Walii składa się z karczochów i dmuchawca (mniszka lekarskiego). Za 50-mililitrową butelkę trzeba zapłacić 10 funtów (ok. 50 zł). Zdaniem profesora karczochy obniżają cholesterol, ale dmuchawiec nie ma żadnych właściwości leczniczych.
Dyrektor Duchy Originals Andrew Baker powiedział, że nalewka nigdy nie była opisywana jako lekarstwo na jakąkolwiek chorobę. Nie jest też produktem żadnych przesądów, szarlatanerii, ani fikcji.
Książę Karol od lat prowadził akcję na rzecz alternatywnej medycyny, zwłaszcza homeopatii. Jest też przeciwnikiem genetycznie zmodyfikowanej żywności i nanotechnologii. Broni wizji społeczeństwa, której elementami jest organiczne rolnictwo, gospodarka oparta na lokalnych produktach i tradycyjnej architekturze
PAP

Wtorek, 22009-03-10

Litwini jadą na zakupy - w bankach nie ma złotówek

Okazja! Następna taka będzie dopiero w lipcu. Więc nie ma co czekać. Litwini masowo wybierają się na zakupy do Polski. Na Litwie 11 marca, to dzień wolny od pracy - święto uchwalenia Aktu Odrodzenia Niepodległości. Korzystając z okazji wielu Litwinów wybiera się na kolejne zakupy do Polski.
Odkąd nowy rząd konserwatysty Andriusa Kubiliusa zwiększył akcyzy na paliwo, alkohol i wyroby tytoniowe, zwiększył podatek VAT oraz wprowadził dodatkowe opodatkowanie wynagrodzeń, zaś w tym samym czasie cena polskiej waluty spadła w stosunku do litewskiej niemalże o połowę, robienie zakupów w polskich supermarketach na Litwie stało się dobrą weekendową tradycją. Dodatkowy wolny dzień w środku tygodnia, to więc kolejna okazja wypadu na zakupy do Suwałk, Augustowa, czy też Białegostoku.
Okazja tym bardziej większa, bo zaraz Wielkanoc, więc najwyższy czas na robienie zakupów, po podczas kolejnych weekendów może być prawdziwe piekło na drogach prowadzących do Polski. A następny dodatkowy wolny dzień w tygodniu przypada dopiero na poniedziałek 6 lipca. Wtedy na Litwie będzie obchodzony Dzień Państwowości, czyli dzień domniemanej koronacji księcia Mendoga na króla Litwy. Nie wiadomo jednak, czy do tego czasu kurs polskiej waluty utrzyma się na niskim poziomie, czy może wzrośnie do poziomu z jesieni ubiegłego roku. Wtedy robienie zakupów w Polsce po prostu przestanie się być opłacalnym zajęciem.
A tym czasem opłaca się jak najbardziej. Na Litwie ostatnio panuje wręcz gorączka robienia zakupów w polskich supermarketach.
Niektórzy kupujący zwierzyli się nam, że w suwalskich supermarketach i sklepach czują się niemalże jak u siebie w Maximie (sieć litewskich supermarketów) na osiedlu. W polskich sklepach również spotykają znajomych, a nawet sąsiedzi. Pogawędzą więc trochę o trudnościach życia na Litwie i "prawdziwym raju dla kupujących" w Polsce.
- Koleżanka wybiera się po zakupy, więc zaprosiła mnie. Podobno z miasteczka wyruszy cały autokar. Jedziemy do Białegostoku, bo mówią, że w Augustowie, czy Suwałkach zbyt dużo naszych będzie, więc mogą być kłopoty z zakupami - zwierza się nam mieszkanka jednego z podwileńskich miasteczek. Zadzwoniła w rozpaczy, że nie może nigdzie w Wilnie kupić polskich złotówek oraz euro. - Gdy pytałam w bankach o złotówki, to zbywali mnie uśmiechem, że naiwna jestem, bo złotówek w Wilnie, zresztą na Litwie podobno w biały dzień ze świecą nie znajdziesz. A euro nie mają, bo ktoś plotkę puścił o dewaluacji lita. To w ciągu ubiegłego weekendu ludzie wszystkie eura wykupili. Teraz trzeba zamawiać i czekać – użalała się kobieta. Poradziliśmy, żeby nie przejmowała się, bo w polskich supermarketach można kartą rozliczyć się. Wiadomość tę przyjęła z niedowierzaniem: "Chyba trzeba będzie dolary kupić, ale mówią, że też nie w każdym banku są".
Sprawdziliśmy. Faktycznie, są problem z walutą polską, europejską oraz amerykańską, i to poważne..
- Oj Panie, złotych to mam tylko 10, bo akurat przed chwilą ktoś wymienił. Ale Pana to chyba nie uratuje. Zresztą Panu nie opłaca się kupować tych 10 złotych, bo za operację pobieramy komisyjne 3 lity (4 zł) – mówi kasjerka w minibanku Snoras obok Dworca Autobusowego. - Złotówek faktycznie nie mamy już od kilku dobrych tygodni. Nawet nasza centrala nie ma - dodaje.
Idziemy do banku Parex co obok Dworca Kolejowego. Kantor bankowy pracuje 24 godziny na dobę. Dużo wyjeżdżających, dużo przyjeżdżających, więc interes kwitnie. - Złotówki? – pani w okienku patrzy jak na osobę niespełna rozumu. – Nie mamy teraz. Zresztą bardzo rzadko miewamy - stara się być grzeczna. Odchodzimy znowu z niczym… Na Litwie już od dawna nie było tzw. koników. Już są, bo na wymianie waluty można znowu zarabiać. Jedyny warunek – trzeba mieć walutę.
- …? – mężczyzna patrzy podejrzliwie, gdy pytamy, czy nie ma złotówek. W końcu chyba stwierdza, że nie jesteśmy od fiskusa.
- Mam tylko trzy dych. Przed chwilą jakiś turysta zrzucił. Akurat autokar do Warszawy odjechał, więc na drogę flaszkę leciał kupić – opowiada cinkciarz.
Stwierdzamy, że trzy dychy nas nie ratują, pytamy więc o euro.
– Odkąd ta plotka krąży, to euro już ze trzy dni w ręku nie miałem – odpowiada.
Proponuje łotewskie łaty, brytyjskie funty, rosyjskie ruble… Nic z tego.
- Zawsze kupuję w dużych sklepach więc nie potrzebuję gotówki. Płacę kartą. Opłaca się, bo zawsze jest dobry kurs i żadnych dodatkowych opłat - dzieli się z nami swoim doświadczeniem wilnianka Helena. Mówi, że co drugi weekend wsiada z rodzinką do samochodu i zapuszcza się w głąb Podlaskiego.
- Bo do przygranicznych miast zbyt dużo naszych najechało. Więc tłumy, czasami nawet towaru brakuje – wyjaśnia nam wilnianka. Nie chce jednak zdradzić, dokąd w Polsce dociera po zakupy.
- Nie zdradzę, bo zaraz rozreklamujecie – odmawia kokietliwie. Ma rację.
Od kilku tygodnie litewskie media prześcigają się w opisywaniu wyjazdów krajanów na zakupy do Polski. Niektóre gazety zaczęły już regularnie zamieszczać poradniki, gdzie najlepiej w Polsce kupować oraz drukują cotygodniowy porównawczy zestaw cen towarów i produktów w litewskich i polskich supermarketach. Tylko idiota by nie pojechał! Różnica w cenie na niektóre produkty i towary wynosi nawet 50%, toteż 20-procentowa różnica w cenie nie robi już żadnego wrażenia i często podawana bywa z adnotacją *nie opłaca się.
Litewscy klienci w polskich supermarketach wolą jednak sami sprawdzić, co się opłaca, a co nie. Dlatego też, coraz więcej Litwinów robi zakupy w Polsce. Jest popyt, jest i podaż. Niektóre litewskie firmy turystyczne i przewoźnicze, z braku tradycyjnych turystów, uruchomili w weekendy regularne wyjazdy autokarowe do polskich supermarketów. Wolny dzień na święto niepodległości, to dla przewoźników również dodatkowa okazja do podreperowania podmytego kryzysem biznesu.
Tymczasem władze w Wilnie biją na alarm – budżet kraju co miesiąc traci około 100 mln litów, tylko z powodu, że Litwini robią zakupy w Polsce. Jest to jednak raczej krzyk rozpaczy, bo nawet propagowane przez premiera hasło "Kupuj produkt Litewski", jako panaceum na kryzys, nie chwyta, bo najczęściej ten produkt przegrywa z tanim w polskich supermarketach.
Stanisław Tarasiewicz Infopol.lt

Były agent CIA zdradza kulisy ucieczki dalajlamy

85-letni John Kenneth Knaus - były agent CIA, który w latach zimnej wojny dostarczał Tybetańczykom broń - wyjawił, że amerykański wywiad wiedział o ucieczce dalajlamy do Indii w marcu 1959 roku dzięki nadajnikom ukrytym w bagażach świty tybetańskiego dostojnika.
Gdy rozpoczęło się powstanie przeciwko chińskiej władzy, John Kenneth Knaus szkolił tybetańskich powstańców w obozie CIA w Kolorado. Zapewnił, że przygotowaniu ucieczki dalajlamy CIA nie brało udziału. Tłumaczył, że amerykańskie służby wywiadowcze wkroczyły do akcji dzięki nadajnikom radiowym, którymi dysponowała świta dalajlamy.
- Jako pierwsi wiedzieliśmy o ucieczce - powiedział agencji AFP Knaus, wyjaśniając, że prezydent USA Dwight Eisenhower stale był informowany o posuwaniu się grupki uciekinierów w stronę granicy. Prezydent miał nawet "mapę, na której zaznaczał trasę Jego Świątobliwości".
Kiedy w 1960 roku chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza uzyskała kontrolę nad całym terytorium Tybetu, tybetańscy powstańcy - głównie Khampowie (ze wschodnich ziem Wielkiego Tybetu, m.in. terenów obecnej chińskiej prowincji Sichuan) założyli bazy w nepalskim królestwie Mustang. Khampów wspierała m.in. CIA.
Knaus nawiązał wtedy kontakt z uchodźcami tybetańskimi, ponieważ CIA poprosiła go, by przedstawił im, jak wyglądają stosunki Chin ze Związkiem Radzieckim. Szybko zorientował się, że "interesowało ich to mniej więcej tak, jak wojny punickie" Rzymu z Kartaginą. Szybko jednak zaprosili go na obchody tybetańskiego Nowego Roku.
- Zakochałem się w Tybetańczykach - mówi Knaus. - Przedstawiają sobą wszystko, czego życzylibyśmy sobie u Amerykanów: są otwarci, przyjaźni, chętni, stali, lojalni. I uparci jak muły - powiedział były agent CIA.
CIA dostarczała tybetańskim rebeliantom broń aż do 1968 roku. Zaprzestała tego na cztery lata przed zbliżeniem chińsko-amerykańskim, którego wyrazem była wizyta prezydenta USA Richarda Nixona w Pekinie w 1972 roku. Wielu Tybetańczyków przeszło również przeszkolenie w USA, a potem na północy Indii, gdzie swoją siedzibę znalazł dalajlama i tybetański rząd na uchodźstwie.
Agenta zaskoczyło chłodne przyjęcie go przez duchowego przywódcę tybetańskiego buddyzmu, kiedy spotkali się po raz pierwszy w 1964 roku. - Nie rozumiałem postawy dalajlamy. Przedstawiłem się jako nawrócony, konwertyta, uczeń. Znałem sporo Tybetańczyków, ich dzieci, i wszystkich ich uwielbiałem. Byłem bardzo zawiedziony - wyznał.
- Z czasem zrozumiałem, że to ja stanowię w jego oczach problem: to my dostarczaliśmy broń jego ludowi, a więc to my podsycaliśmy przemoc, czyli to, czego z definicji nie akceptował - wytłumaczył. - Czy warto było? Chcę wierzyć, że tak. To coś bardzo amerykańskiego: pomagać uciśnionym - dodał Knaus.
PAP

Odkryto najstarszą płaskorzeźbę Majów

Grupa archeologów pod kierownictwem amerykańskiego naukowca Richarda Hasena natrafiła w tropikalnej dżungli, w Gwatemali, płaskorzeźbę należącą do cywilizacji Majów, datowaną na ok. 300 lat p.n.e.
Jest to najstarsze znalezisko tego rodzaju i dowodzi, że szczytowy okres rozwoju cywilizacji Majów przypadał znacznie wcześniej niż sądzono dotychczas.
Wcześniejsze znaleziska datowano na okres 200-150 lat p.n.e.
Płaskorzeźbę, przedstawiającą bóstwa Ixbalanque i Hunapu, odkryto na stanowisku archeologicznym El Mirador, w rejonie Peten, odległym o 650 km na północ od stolicy kraju - miasta Gwatemala.
W sobotę znalezisko zaprezentowano dziennikarzom w obecności ministra kultury Gwatemali Jeronimo Lancerio.
W rejonie El Mirador odkryto słynną już piramidę La Danta, zaliczaną już do największych budowli świata starożytnego.
PAP

Poniedziałek, 2009-03-09

Naukowcy odkryli w mózgu "sekret skutecznej reklamy"

Reklamy z udziałem zwłaszcza pięknych, ponętnych kobiet wcale nie zachęcają do zakupu oferowanych produktów, przeciwnie - odwracają uwagę konsumentów - ustalili włoscy neurolodzy. Naukowcy ogłosili też, że odnaleźli w mózgu "sekret skutecznej reklamy".
Zespół badawczy pod kierunkiem Fabio Babiloniego z rzymskiego uniwersytetu La Sapienza ustalił, że reklama, aby odniosła skutek, nie może przedstawiać zbyt pięknych kobiet i mężczyzn, co można udowodnić, obserwując reakcje za pomocą zwykłego elektroencefalogramu.
Pokazawszy wybranej grupie badanych osób spoty reklamowe telefonów komórkowych, jedzenia, napojów oraz samochodów z udziałem niezwykle urodziwych modelek, naukowcy stwierdzili, że zawarty w nich przekaz nie dociera do odbiorców i nie zostaje przez nich zapamiętany. Ich uwaga skupiona jest na pięknie, a nie na istocie reklamy.
- Pamiętamy spot, ale nie markę i reklamowany produkt - podkreślił Babiloni, którego ustalenia zostaną opublikowane w najnowszym numerze przeglądu "Clinical Neurophysiology".
Sylwia Wysocka PAP

Spór o Steinbach zaszkodził Angeli Merkel

Kilka miesięcy przed wyborami do Bundestagu w szeregach niemieckiej chadecji nasila się krytyka pod adresem przewodniczącej CDU kanclerz Angeli Merkel.
Konserwatyści atakują szefową rządu głównie za "zbyt socjaldemokratyczną" politykę gospodarczą w czasie kryzysu, ale także za niedawną krytykę pod adresem Benedykta XVI oraz powściągliwe stanowisko w sporze wokół Eriki Steinbach.
Ostrzegają, że brak wyraźnego profilu partii i kompromisy z koalicyjną SPD grożą chadekom utratą głosów tradycyjnych konserwatywnych wyborców, bez których trudniej będzie wygrać we wrześniu.
- W temacie papieża oraz w sporze o Erikę Steinbach doszło do lapsusów - ocenił w rozmowie z poniedziałkowym dziennikiem "Handelsblatt" przewodniczący grupy bawarskiej CSU w Bundestagu Peter Ramsauer.
Zganił on Merkel za to, że w lutym zażądała wyjaśnień od papieża w sprawie zdjęcia ekskomuniki z negującego holokaust biskupa lefebrysty Richarda Williamsona, a także za to, że nie wstawiła się za Steinbach w trakcie sporu z Polską i SPD o skład rady fundacji poświęconej wysiedleniom.
- Unia musi skoncentrować się przede wszystkim na swojej stałej klienteli wyborczej - powiedział z kolei w miniony weekend w Norymberdze przewodniczący Unii Chrześcijańsko-Społecznej (CSU) Horst Seehofer. Zaapelował do siostrzanej CDU o "wyraźny kurs" polityczny, ostrzegając przed popadaniem w "stan nirwany" i zależność od wyborców o zmiennych preferencjach.
Zdaniem Seehofera do stałych wyborców partii chadeckich należą środowiska niemieckich wypędzonych. Ocenił on, że zachowanie polskiego rządu wobec przewodniczącej Związku Wypędzonych Eriki Steinbach było "haniebne".
Niezadowolenie panuje również w samej Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej. Wiceprzewodniczący frakcji CDU/CSU Wolfgang Bosbach ostrzegł w gazecie "Hannoversche Allgemeine Zeitung", że stali wyborcy chadecji mogą "uciec" do liberalnej FDP albo nie wezmą udziału w wyborach.
- Musi stać się jasne, że rozdział pod tytułem wielka koalicja (z SPD) jest zamknięty i otwarty zostanie nowy rozdział, w którym CDU wyraźnie powie, za czym się opowiada - ocenił z kolei premier landu Badenia-Wirtembergia Guenther Oettinger.
Powodem do niepokoju niektórych chadeków są nieco niższe notowania CDU i CSU w sondażach oraz coraz mocniejsza pozycja liberalnej partii FDP.
Gdyby wybory do Bundestagu odbyły się w minioną niedzielę, CDU/CSU zdobyłyby 37% (o 1 punkt procentowy mniej niż w lutym), FDP - 15% (lepiej o 2 punkty), socjaldemokratyczna SPD - 24% (gorzej o 1 punkt), a Zieloni i Lewica - 10%.
- W konserwatywnym skrzydle chadecji panuje spora niechęć. Złamaniem tabu dla wielu konserwatystów była już publiczna krytyka Merkel pod adresem papieża - przyznał Stephen Bastos z Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej.
Według eksperta, znaczenia zarzutów o pozostawienie na lodzie Eriki Steinbach nie należy jednak przeceniać; sprawa została rozwiązana względnie szybko w wyniku "eleganckiej" rezygnacji szefowej BdV, a nie publicznych wypowiedzi i działań Merkel.
- Sama Steinbach na pewno zyskała na znaczeniu w partii i stała się swoistą nadzieją dla konserwatywnego skrzydła ugrupowania - ocenił Bastos.
Jego zdaniem większe znaczenie mają problemy CDU ze sformułowaniem swego wyraźnego profilu. Kryzys gospodarczy i finansowy zmusza Unię Chrześcijańsko-Demokratyczną do prowadzenia bardziej socjaldemokratycznej polityki.
Bastos wskazał m.in. na dyskusję o częściowej nacjonalizacji banków, planowanym wywłaszczeniu zagrożonego bankructwem banku Hypo Real Estate oraz drogich pakietach ratunkowych dla gospodarki. - To płachta na byka dla silnie reprezentowanych w CDU zwolenników wolnego rynku. Merkel jest pod dużą presją wewnątrz swego ugrupowania - powiedział ekspert.
Sekretarz generalny CDU Ronald Pofalla ostrzegł, że sytuację chadeckich ugrupowań jeszcze bardziej pogarszają otwarte spory wewnętrzne. - Kontrowersyjna dyskusja, jaka toczy się w Unii, będzie negatywnie oddziaływać na notowania w sondażach - ocenił w rozmowie z dziennikiem "Berliner Zeitung".
Choć CDU/CSU wciąż utrzymuje sporą przewagę nad głównym rywalem, SPD, to politycy chadeccy dobrze pamiętają wybory sprzed blisko czterech lat, gdy większość chadeków stopniała w szybkim tempie, zmuszając partię Merkel do zawarcia niewygodnej wielkiej koalicji z socjaldemokratami.
Anna Widzyk PAP

Niedziela, 2009-03-08

Pies przeszedł prawie 400 km, by wrócić do właścicieli

Pies, który zaginął przed ośmioma miesiącami w Serbii, przeszedł prawie 400 km, by wrócić do swych właścicieli mieszkających w Chorwacji - poinformowała chorwacka prasa.
Dwuipółletni kundel o imieniu Żucio zniknął w czerwcu zeszłego roku w Szabacu, na zachodzie Serbii, gdy jego właściciele przeprowadzali się do Zagrzebia. Państwo Daskalović, mieszkający dziś w stolicy Chorwacji, nie mogli uwierzyć w jego powrót. - Obchodziliśmy po nim żałobę - mówił cytowany przez dziennik "Jutarni List" Aleksandar Daskalović.
Zbłąkanego psa na ulicach Zagrzebia w połowie grudnia 2008 roku odnalazła młoda dziewczyna, która skontaktowała się z miejscowym towarzystwem opieki nad zwierzętami. Organizacja następnie zidentyfikowała właścicieli na podstawie danych umieszczonych w znajdującym się przy zwierzęciu mikrochipie. Pod koniec lutego Żucio był już u siebie.
PAP

Były więzień Guantanamo opisuje tortury i oskarża MI5

Były więzień Guantanamo, 30-letni Binyam Mohamed, stale mieszkający w Wielkiej Brytanii, więziony również w Pakistanie, Maroku i Afganistanie, oskarżył brytyjską służbę bezpieczeństwa MI5 o to, że współpracowała z jego prześladowcami i przymykała oczy na torturowanie go.
W pierwszym wywiadzie prasowym po odzyskaniu wolności Mohamed powiedział tygodnikowi "Mail on Sunday", iż funkcjonariusze MI5, z którymi po aresztowaniu go w Pakistanie rozmawiał swobodnie, licząc na ich pomoc, opracowali listę pytań, które przedstawili CIA, ta zaś przekazała je marokańskim władzom śledczym, które mu je zadały.
- Gdy uświadomiłem sobie, że Brytyjczycy współpracują z moimi oprawcami, poczułem się tak, jakby mnie zupełnie obnażono - powiedział.
Pochodzący z Etiopii Mohamed, ubiegający się w Wielkiej Brytanii o azyl polityczny, został zwolniony z Guantanamo w lutym br. bez postawienia mu zarzutu. Aresztowano go w Pakistanie w 2002 r., gdy z fałszywym paszportem próbował wrócić do W. Brytanii, w kilka miesięcy po zamachach 11 września.
Twierdzi, iż jego ambicją było przejście przeszkolenia, by dopomagać Czeczenom w charakterze cywilnego ratownika, i że nigdy nie miał w planach walki zbrojnej z Amerykanami lub Brytyjczykami.
Za najbardziej wyczerpujący epizod w ciągu 6,5 lat pozbawienia wolności uznał pobyt w miejscu, o którym jest przekonany, iż było to tajne więzienie CIA w Kabulu.
Przez osiem dni trzymano go w zupełnych ciemnościach, skutego w pozycji, w której nie mógł ani usiąść, ani stać, karmiono skażoną żywnością, nie pozwalano umyć się i przez miesiąc 24 godziny na dobę grano ten sam CD Eminema przez głośniki o mocy ok. 160 watów. Za toaletę służyło mu wiadro.
W Maroku Mohamed był też torturowany przy użyciu skalpela. W Guantanamo na krótko przed zwolnieniem prowadził głodówkę.
Etiopczyk mówi, że amerykańska prokurator wojskowa ppłk Yvonne Bradley pokazała zarówno jemu, jak i jego prawnikom z organizacji charytatywnej Reprieve dwa telegramy, które w jego sprawie MI5 przesłała CIA w listopadzie 2002 r., gdy był więziony w Maroku, i że utwierdziły go w przekonaniu, iż był przesłuchiwany na podstawie pytań dostarczonych przez Brytyjczyków.
Pod wpływem "średniowiecznych tortur", m.in. z użyciem skalpela, przyznał się do czynów, których nigdy się nie dopuścił. Jedno z oskarżeń wobec niego dotyczyło rzekomych planów zdetonowania tzw. brudnej bomby w amerykańskich środkach transportu.
Członek brytyjskiego konserwatywnego gabinetu cieni Dominic Grieve powiedział, że "niezwykle poważne" oskarżenia wobec MI5 powinny zostać zbadane w drodze specjalnego dochodzenia przez komisję z uprawnieniami sądowymi. Gdyby miało się okazać, że kwalifikują się do postępowania sądowego, powinna się nimi zająć policja.
Decyzję o ewentualnym wszczęciu dochodzenia w sprawie domniemanej zmowy MI5 z CIA w sprawie tortur ma podjąć prokurator generalna baronesa Scotland. Shami Chakrabarti, dyrektor organizacji ochrony swobód obywatelskich Liberty sądzi, iż dochodzenie jest nieuniknione.
BBC uważa, iż twierdzenia Mohameda o telegramach MI5 do CIA nie będą trudne do zweryfikowania. Konserwatywny poseł David Davis krytykuje rząd za to, iż decyzji o wszczęciu dochodzenia nie powierzył generalnemu urzędowi prokuratorskiemu, tylko prokurator generalnej, a więc osobie związanej z rządem.
Prawnicy Mohameda jeszcze przed zwolnieniem go z Guantanamo wnieśli sprawę do sądu Anglii na podstawie konwencji zakazującej stosowania tortur, oskarżając władze brytyjskie o to, że są winne jej łamania. Rząd zablokował jednak ujawnienie niektórych tajnych dokumentów pod pretekstem, iż ich odtajnienie zaszkodziłoby brytyjsko-amerykańskiej współpracy wywiadowczej.
PAP

Lekarze: przełom w walce z rakiem

Naukowcy informują o kolejnym przełomie w walce z rakiem. Brytyjscy lekarze odkryli enzym, który odpowiada za powstawanie przerzutów nowotworowych.
Przerzuty, czyli tak zwane guzy wtórne są bardzo groźne. Odpowiadają za 90% zgonów osób cierpiących na raka i są wyjątkowo trudne w leczeniu. Naukowcy od dawna wiedzą, że powstrzymanie przerzutów znacznie ułatwiłoby walkę z chorobą. Do tej pory brakowało jednak szczegółowych informacji na temat mechanizmów rozprzestrzeniania się nowotworów.
Eksperci z brytyjskiego Instytutu Badań nad Rakiem ustalili teraz, że niezbędny w tym procesie jest enzym o nazwie LOX (oksydaza lizolowa). Dowiodły tego badania na myszach cierpiących na raka piersi. Naukowcy są jednak przekonani, że u człowieka te procesy są bardzo podobne. Mają w związku z tym nadzieję, że w niedługim czasie uda się stworzyć lek blokujący działanie enzymu LOX, co może uratować życie wielu pacjentom.
IAR 

Sobota, 2009-03-07

Spektakl na podstawie dzieł Gombrowicza w Paryżu

W paryskim Centrum Pompidou można oglądać w ten weekend autorski spektakl francuskiego reżysera Didiera Galasa oparty na dziełach Witolda Gombrowicza. W przedstawieniu u boku aktorów występują zawodowi tancerze.
Spektakl "La Fleche et le Moineau", powstały w Teatrze Bateau Feu w Dunkierce, przez pięć wieczorów gości na deskach podziemnej sceny Centrum Pompidou w Paryżu. Galas, reżyser i aktor, stworzył to przedstawienie na podstawie utworów Gombrowicza, przede wszystkim powieści "Kosmos" i "Dzienników".
Na scenie pojawia się siedem osób, zgromadzonych przy wspólnym posiłku, które prowadzą swojego rodzaju policyjne śledztwo, przybierające czasem postać rozważań metafizycznych nad światem i stosunkami międzyludzkimi. Spektakl łączy słowo z elementami tańca i pantomimy, a do odtworzenia dwóch ról reżyser zaangażował profesjonalnych tancerzy.
"La Fleche et le Moineau" jest kolejnym spektaklem Galasa inspirowanym twórczością Gombrowicza, po pokazywanych w ubiegłym roku na festiwalu teatralnym w Awinionie "Trzech kamykach" ("3 cailloux").
Jak powiedział Galas, już od czasów swoich studiów teatralnych, ponad dwadzieścia lat temu, gdy po raz pierwszy zetknął się z książkami polskiego pisarza, doznał "niepokojącego wrażenia, jakby czytał własne myśli".
- Gombrowicz towarzyszył mi przez całe lata pracy teatralnej i czułem silną potrzebę, by przenieść jego dzieła na scenę - podkreślił Galas. Wyjaśnił, że na początku zafrapował go poruszany u Gombrowicza temat niedojrzałości, potem zaś zakwestionowanie Formy przez pisarza. - To, co mnie najbardziej zafrapowało w powieściach Gombrowicza to intymność, sytuacja, w której np. dwoje ludzi rozmawia siedząc na kanapie i właśnie wtedy dochodzi do zniszczenia Formy - zaznaczył francuski reżyser.
Didier Galas, związany obecnie z teatrem Bateau Feu w Dunkierce, jest autorem spektakli wystawianych w Europie, Chinach, Japonii i Wenezueli, w tym scenicznych adaptacji "Don Kichota" Cervantesa i utworów Francois Rabelais.
PAP

Teleskop Kepler wyruszył szukać "drugiej" Ziemi

Rakieta z teleskopem Kepler wystartowała w piątek czasu lokalnego (w sobotę nad ranem czasu polskiego) z Przylądka Canaveral na Florydzie - poinformowała amerykańska agencja kosmiczna NASA. Celem misji będzie zbadanie różnorodności systemów planetarnych w naszej galaktyce - Drodze Mlecznej.
62 minuty po starcie teleskop dotarł na orbitę okołoziemską. Pierwotnie start był zaplanowany na 5 marca, ale inżynierowie zdecydowali, że potrzebny jest jeszcze dodatkowy dzień przygotowań.
- Dotąd, chociaż odkryliśmy (poza Układem Słonecznym) ponad 300 planet, nie natknęliśmy się na żadną drugą Ziemię - powiedział Ed Weiler z NASA. Menedżer projektu Jim Fanson ocenił natomiast, że "znalezienie planet wielkości Ziemi jest jak próba dostrzeżenia maleńkiej pchełki".
Głównym celem misji Kepler jest poszukiwanie planet wielkości Ziemi położonych na orbitach w strefie nadającej się do życia, czyli w odpowiedniej odległości od swojej gwiazdy, takiej, aby woda na powierzchni planety mogła występować w stanie ciekłym. Poszukiwaniom zostanie poddane galaktyczne sąsiedztwo Słońca. Teleskop ma zbadać 100 tysięcy gwiazd podobnych do Słońca.
Misja ma potrwać 3,5 roku, ale możliwe jest jej przedłużenie do sześciu lat.
Nazwa misji pochodzi od niemieckiego astronoma i matematyka Johannesa Keplera. Jego najsłynniejszym odkryciem jest sformułowanie trzech praw ruchu planet, zwanych obecnie prawami Keplera.
Realizacja tego projektu ma kosztować amerykańską agencję ok. 591 mln dolarów.
PAP

Premier Zimbabwe ranny w wypadku samochodowym

Nowy premier Zimbabwe Morgan Tsvangirai został ranny w wypadku drogowym. W kolizji zmarła jego żona. Do wypadku doszło kilka tygodni po tym, jak Tsvangirai, dotychczasowy przywódca opozycji, został zaprzysiężony na premiera rządu jedności narodowej.
Wypadek miał miejsce na przedmieściach Harare. Tsvangirai i jego żona wyjeżdżali na weekend poza stolicę, kiedy w bok ich samochodu uderzyła ciężarówka. Tsvangirai ze szpitala poinformował jednego ze swych doradców o szczegółach zajścia. Ciężarówka jadąca z naprzeciwka nagle zmieniła pas i uderzyła jego Land Cruisera, środkowy samochód konwoju złożonego z trzech pojazdów. Kierowca ciężarówki powiedział policji, że zasnął za kierownicą, podał Dennis Murira, szef biura spraw publicznych premiera Zimbabwe.
Tragiczny wpadek wydarzył się kilka tygodni po zaprzysiężeniu Tsvangirai'ego - dotychczasowego przywódcy opozycji - na premiera. Wraz z Afrykańskim Narodowym Związkiem Zimbabwe - Frontem Patriotycznym (ZANU-PF) wieloletniego prezydenta Roberta Mugabe utworzył on rząd jedności narodowej.
Powstał on w ramach podpisanego we wrześniu porozumienia o podziale władzy. Brak zgody co do podziału stanowisk z ZANU-PF o wiele miesięcy opóźnił wprowadzenie porozumienia.
Istnieją podejrzenia, że incydent mógł być zamachem na urzędującego premiera. Jednak, jak podaje International Herald Tribune, większość liderów politycznych Zimbabwe twierdzi, że zbyt mało wiadomo na temat wypadku, by posądzać prezydenta o chęć zabicia konkurenta.
Prezydent Mugabe wraz z małżonką w szpitalu złożyli kondolencje premierowi Tsvangirai.
Tsvangirai zdobył większość głosów w przeprowadzonych w marcu 2008 roku wyborach prezydenckich, ale wycofał się z drugiej tury z powodu ataków na jego sojuszników. Jego partia MDC wygrała też przeprowadzone w tym samym czasie wybory parlamentarne, zdobywając w nich 100 mandatów i po raz pierwszy w historii pokonując ZANU-PF, które uzyskało 99 mandatów.
PAP 

Piątek, 2009-03-06

Rozmowy Polska - Rosja ws. limitu przewozów bez postępu

Bez postępu zakończyły się rozmowy na temat limitów na przewóz towarów prowadzone w Moskwie przez polskiego wiceministra infrastruktury, Tadeusza Jarmuziewicza z rosyjskim wiceministrem transportu, Jewgienijem Moskwiczowem.
- Nie ustaliliśmy niczego. Po obu stronach mamy napięcie - powiedział Jarmuziewicz polskim dziennikarzom w Moskwie.
Wiceszef resortu infrastruktury poinformował, że uzgodniono tylko, że 9 marca w Warszawie spotkają się przedstawiciele firm przewozowych z obu krajów.
- Skoro sprawa dotyczy przewoźników, to może niech sami usiądą do stołu i spróbują znaleźć wspólne rozwiązanie - oświadczył.
Dostęp do rynku przewozów w Rosji jest ściśle limitowany. Przewozy mogą się odbywać tylko na podstawie specjalnych zezwoleń. Od 1996 roku obowiązuje polsko-rosyjska umowa określająca zasady wymiany zezwoleń na przewozy. Na każdy rok podpisywany jest szczegółowy protokół.
W sierpniu 2008 roku ustalono, że przewoźnicy z obu krajów otrzymają na 2009 rok po 190 tys. zezwoleń.
W przypadku polskich firm, 30 tys. zezwoleń miało dotyczyć przewozów z krajów trzecich do Rosji, a 160 tys. przewozów Polska- Rosja oraz tranzytu przez Rosję. W wypadku przedsiębiorstw rosyjskich 185 tys. miało obejmować tranzyt przez Polskę, a 5 tys. - przewozy z krajów trzecich do Polski.
W grudniu 2008 roku strona rosyjska nieoczekiwanie zmniejszyła limit dla polskich przewoźników do 40 tys. zezwoleń. Wszystkie miały dotyczyć wyłącznie przewozów Polska-Rosja i tranzytu przez Rosję. Rosyjskie Ministerstwo Transportu nie sprecyzowało przy tym, czy te 40 tys. zezwoleń to limit na kwartał czy na cały rok.
Polska odpowiedziała zmniejszeniem kwoty dla przewoźników rosyjskich również do 40 tys. zezwoleń. Także nie sprecyzowała, czy jest to limit roczny czy kwartalny.
Według dyrektora Andrzeja Bogdanowicza z polskiego Ministerstwa Infrastruktury, strona rosyjska od kilku lat prowadzi politykę zmniejszania udziału przewoźników z innych państw w relacjach kraje trzecie - Rosja. "W danym wypadku chodzi o to, aby polski przedsiębiorca nie woził towarów do Rosji z innych państw niż Polska" - powiedział.
Jeśli strony nie dojdą do porozumienia, wielu polskim firmom transportowym grozić będzie bankructwo.
Jerzy Malczyk PAP

Niemiecki polityk kwestionuje granicę z Polską

Polityk skrajnie prawicowej niemieckiej partii NPD zakwestionował polsko-niemiecką granicę. Do skandalu doszło na forum parlamentu krajowego Meklemburgii-Pomorza Przedniego.
Podczas debaty w parlamencie deputowany NPD Tino Mueller powiedział, że dzisiejsze granice Polski obejmują dużą część, jak to określił, "naszej niemieckiej ojczyzny". Dodał, że sposób, w jaki wytyczono granice po drugiej wojnie światowej, łamał prawo międzynarodowe.
- Uznawanie terenów będących ojczyzną 15 milionów Niemców za terytorium oderwane od Niemiec to historyczne kłamstwo - mówił Mueller, zanim prowadząca obrady deputowana CDU odebrała mu głos. Wcześniej kilkakrotnie próbowała przywołać do porządku skrajnie prawicowego polityka.
To nie pierwszy tego typu wybryk Muellera. W grudniu 2006 roku na forum meklemburskiego parlamentu powiedział, że dwie trzecie Pomorza jest obecnie pod administracją Polski. NPD ma sześciu deputowanych w liczącym 71 miejsc parlamencie Meklemburgii-Pomorza Przedniego.
M. Wiśniewski IAR

Mniej niż 1 m kw. na więźnia - takie rzeczy tylko w Rosji


Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu skazał Rosję za warunki panujące w jej więzieniach, a w szczególności za zamknięcie 38 więźniów w celi o powierzchni 36 m kw., gdzie mogli spać tylko na zmianę.
Trybunał uznał za zgodny z prawdą zarzut Pawła Biczkowa - byłego funkcjonariusza policji podatkowej odbywającego karę 12 lat pozbawienia wolności - który twierdził, że musiał dzielić celę z 37 innymi osobami.
Sędziowie doszli do wniosku, że brak odpowiedzi ze strony władz rosyjskich na prośbę Trybunału o informację na temat warunków panujących w więzieniach należy znać za potwierdzenie wersji powoda.
Biczkow od czerwca 2000 do września 2003 r. był przetrzymywany w dwóch więzieniach, po czym przeniesiono go do kolonii karnej.
Strasburski trybunał uznał, że wobec Biczkowa dopuszczono się złamania zakazu nieludzkiego lub poniżającego traktowania poprzez "brak przestrzeni osobistej dla więźniów", i skazał Rosję na zapłacenie mu 15 tys. euro za straty moralne.
PAP

Czwartek, 2009-03-05

Ekspert: bez szans na układ USA z Rosją ws. tarczy

Zdaniem amerykańskiego eksperta Leona Arona oferta prezydenta Baracka Obamy złożona Rosji od początku pozbawiona była szans na powodzenie. USA miałoby odstąpić od planów umieszczenia tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach, gdyby Rosja pomogła USA zapobiec uzbrojeniu się Iranu w broń nuklearną.
- Ta oferta jest skazana na niepowodzenie. Po pierwsze, Rosja nie ma aż wielkiego wpływu na postępowanie Iranu. Można tylko mieć nadzieję, że przestanie blokować uchwalenie sankcji przez Radę Bezpieczeństwa ONZ. Trudno natomiast oczekiwać, by mogła przekonać Iran do rezygnacji z broni atomowej - uważa Aron, czołowy specjalista ds. rosyjskich z konserwatywnego American Enterprise Institute.
- Po drugie - mówi - Rosja wcale nie chce pomóc Ameryce w sprawie Iranu. W porównaniu bowiem ze strategicznym znaczeniem jej stosunków z Iranem uzyskanie amerykańskiej rezygnacji z tarczy w zamian za narażenie na szwank tych relacji nie ma dla Rosji sensu.
Jak dodaje ekspert współpraca z Iranem przynosi Rosji wiele korzyści, począwszy od sprzedaży technologii nuklearnych za wiele miliardów dolarów i broni za setki milionów dolarów. Najważniejsze jednak, że dla Rosji jest niezmiernie ważne, aby być postrzeganą jako supermocarstwo. - Rosja nie ma teraz wielu ku temu podstaw. Idea więc, że Rosja wygląda na obrońcę jednego z najważniejszych krajów muzułmańskich przed USA, jest bardzo dla niej ważna, także ze względów polityki wewnętrznej - mówi Aron. - Cała bowiem legitymacja reżimu Putina opiera się na dwóch podstawach: wzroście gospodarczymi i tym, że przywraca on Rosji wielkość. Teraz, gdy nie ma już tego wzrostu, tym ważniejsza się staje obecność Rosji w gronie wielkich mocarstw.
Rosja jego zdaniem także obawia się uzbrojenia Iranu w broń nuklearną, ale "słusznie uważa, że problemem tym zajmą się Stany Zjednoczone i Izrael".
Ekspert AEI przyznał, że oferta Obamy może mieć pewną wartość jako przejęcie inicjatywy w sprawie tarczy i próba upewnienia się co do intencji Rosji. Jednocześnie jednak - podkreśla - postawiła ona w niezręcznej sytuacji rządy Polski i Czech, a rządowi rosyjskiemu sugeruje, że jeśli wywrze wystarczający nacisk, może oddalić kraje Europy Środkowo-Wschodniej od USA.
Tomasz Zalewski PAP

Ekskomunikowani odpowiedzialni za aborcję u 9-latki

Kościół rzymskokatolicki ogłosił ekskomunikę wszystkich, którzy są odpowiedzialni za przeprowadzenie aborcji u 9-latki. Dziewczynka była w bliźniaczej ciąży w wyniku gwałtu dokonanego przez ojczyma.
Arcybiskup Jose Cardoso Sobrinho powiedział, że ekskomunice podlega matka dziewczynki i zespół lekarzy, który dokonał aborcji. Sankcjom podlegają też organizacje feministyczne, które wspierały aborcję. Ekskomunice nie podlega sama ofiara gwałtu.
Czteromiesięczną, bliźniaczą ciążę u dziewięciolatki stwierdzono w ubiegłym tygodniu, kiedy to trafiła do szpitala z powodu bólu brzucha. Śledztwo wykazało, że odpowiedzialnym za ciążę jest jej ojczym, który dopuszczał się molestowania na pasierbicy od trzech lat. Mężczyzna został aresztowany - grozi mu 15 lat więzienia.
Arcybiskup Sobrinho twierdzi: - Boże prawa są ponad ludzkimi prawami. A jeśli ludzkie prawa są przeciwne Bożym prawom - ludzkie prawa nie mają wartości.
Prezydent Brazylii Luiz Inacio Lula da Silva powiedział, że jako chrześcijanin ubolewa z powodu stanowiska Kościoła. Jego zdaniem lekarze wykonali swój obowiązek.
- Jako chrześcijanin i jako katolik głęboko ubolewam, że biskup Kościoła katolickiego myśli w tak konserwatywny sposób - powiedział prezydent, dodając: - Nie wolno było pozwolić, aby dziewczynka zgwałcona przez swego ojczyma urodziła, zwłaszcza że zagrażało to jej życiu. Sądzę, że medycyna w tym przypadku postąpiła bardziej prawidłowo niż Kościół i zrobiła to, co miała do zrobienia: uratowała życie dziewięciolatki.
Poronienie sprowokowano w środę w 15. tygodniu ciąży środkami farmakologicznymi. Dziewczynka ważyła 36 kilogramów i w opinii lekarzy jej macica była za mała, wobec czego ciąża zagrażała poważnie jej życiu.
W Brazylii aborcja jest nielegalna. Wyjątki są możliwe, gdy ciąża zagraża życiu kobiety, gdy płód nie ma szans przeżycia oraz gdy kobieta padła ofiarą gwałtu, a ciąża nie przekroczyła 20. tygodnia.
EAI

Jedz mniej słodyczy i żyj długo!

Zbyt dużo glukozy w diecie przyspiesza starzenie się komórek. Najnowsze badania kanadyjskie tłumaczą dlaczego tak się dzieje - informuje pismo "PLoS Genetics".
Starzenie się jest złożony zjawiskiem, a mechanizmy, które za nie odpowiadają są ciągle niedostatecznie poznane. Badania na zwierzętach wskazują, że nadmiar kalorii w diecie przyspiesza starzenie się. Na przykład, długość życia myszy na diecie o połowę mniej kalorycznej może wzrosnąć o 40%.
Według jednej z teorii proponowanej na wyjaśnienie tej prawidłowości, za starzenie się miałyby odpowiadać głównie uboczne produkty przekształcania glukozy w energię - tzw. wolne rodniki. Gdy mniej jemy, dostarczamy sobie mniej glukozy, i co za tym idzie, w naszych komórkach powstaje mniej wolnych rodników, procesy starzenia się zachodzą wolniej.
Najnowsze badania kanadyjskie dowodzą czegoś innego. Naukowcy z Uniwersytetu w Montrealu prowadzili doświadczenia na drożdżach, które są modelowym organizmem do badania procesów biochemicznych zachodzących w komórkach. Komórki tych grzybów są bowiem pod wieloma względami podobne do komórek ludzi i innych ssaków - na przykład podobnie się starzeją, a dodatkowo łatwo je badać.
Badacze potwierdzili, że ograniczenie zawartości glukozy w diecie przedłużało drożdżom życie. Dalsze analizy wykazały, że wystarczyło wyłączyć gen odpowiedzialny za wyczuwanie glukozy w komórkach, aby w podobny sposób wydłużyć życie tych grzybów.
Innymi słowy, na długość życia wcale nie wpływa to ile komórki drożdży zjadają, ale ile "wydaje" im się, że zjadają, tłumaczą autorzy pracy.
- Nasze badania pozwolą lepiej zrozumieć zależność między zbyt dużą zawartością słodyczy w diecie współczesnych ludzi, a wzrostem zachorowań na schorzenia typowe dla starszego wieku - komentuje kierujący doświadczeniami prof. Luis Rokeach.
Badacz liczy, że praca jego zespołu otwiera drzwi do opracowania nowych terapii chorób związanych ze starzeniem.
PAP

Nie mają co robić ze śniegiem, więc wrzucają go do morza

Kraje skandynawskie przyzwyczajone są do srogich zim. W tym roku jednak spadło najwięcej śniegu od ponad 20 lat. Władze Oslo zapełniły składowisko śniegu przekraczając jego nominalną pojemność trzykrotnie. Teraz nie mają wyjścia i śnieg z miasta wrzucają do morza.
REUTERS

INDEX


Copyright © Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w dokumencie.

23-845 Dakota Street, Suite 332
Winnipeg, Manitoba
R2M 5M3
Canada
Phone: (204)254-7228
Toll Free US and Canada: 1-866-254-7228