Polonia Winnipegu
 Numer 41

              18 września, 2008      Archiwa Home Kontakt

Wydawca


Bogdan Fiedur
Bogdan Fiedur
 

 

zapisz Się Na Naszą listę


Proszę kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.

Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego linku.

 

 

Przyłącz się

Jeśli masz jakieś informacje dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z naszymi czytelnikami, to prześlij je do nas. Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować nas o wszystkich wydarzeniach polonijnych.

 

 

Promuj polonię

Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób.  Mój apel jest aby dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.

Tutaj są instrukcj
e jak dodać stopkę używając Outlook Express.

Kli
knij Tools-->Options --> Signatures

Zaznacz poprzez kliknięcie
Checkbox gdzie pisze

Add signature to all outgoing messages


W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.

Polonijny link Winnipegu
http://www.polishwinnipeg.com

albo

Polish Link for Winnipeg
http://www.polishwinnipeg.com


Po tym kliknij Apply

I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express

Polonijny Biuletyn Informacyjny w Winnipegu

Poza gniazdem. Wizerunki emigrantki polskiej w Kanadzie w XX wieku. Książka prof. Marii Anny Jarochowskiej.

INDEX

POZA  GNIAZDEM. WIZERUNKI  EMIGRANTKI  POLSKIEJ  W  KANADZIE  W  XX  WIEKU

PRZEDMOWA


"Wizerunki..." są pisane z punktu widzenia imigrantki, dwukulturowej, dobrze zasymilowanej, która uważa Kanadę za swój dom i kraj, ale nadal pozostaje związana uczuciowo z Polską, jej historią i kulturą. Ma więc dwie ojczyzny i podobnie jak ogromna większość innych emigrantów musiała pogodzić ze sobą sprzeczności wynikające z tego faktu.

Opracowanie ma charakter szkicu, opartego na różnych źródłach. Pierwszym z nich są wypowiedzi własne Polek i rzadziej Polaków, którzy w różnych czasach przybywali do Kanady, aby tu stworzyć sobie i rodzinie nowe życie. Siłą rzeczy wypowiedzi te - cytaty, pochodzą z biografii, life-writings i dlatego są wyrwane ze swoich kontekstów, stąd potrzeba im tła odpowiadającego najogólniejszym warunkom czasu i miejsca dramatów rozgrywających się na naszych oczach. Drugim źródłem są notatki i obserwacje zebrane przez autorkę podczas jej pobytu w Kanadzie. Trzecim jest anonimowa mini-ankieta z lat 1998/99 oraz rozmaite publikacje polonijne powstałe z okazji rocznic i ich obchodów oraz inne informatory o życiu poszczególnych grup związanych organizacyjnie, a ostatnim publikacje omawiające politykę imigracyjną oraz różne aspekty imigracji do Kanady.

W części pierwszej, w miarę rozwijania się narracji, uwaga przesuwa się ze spraw dotyczących czysto fizycznego przeżycia w Nowym Kraju, w którym dosłownie trzeba było wszystko zaczynać od zera, ku sprawom związanym ze stanami uczuciowymi imigrantów próbujących znaleźć w Kanadzie swoje miejsce do życia, a jednocześnie godzić ze sobą dwie różne kultury. W części drugiej opracowania wśród detali życia imigranckiego wypływają problemy związane z przewartościowywaniem przywiezionych norm oraz uczucia i sposoby wypełniania obowiązków wobec przynależności do dwu różnych kulturowo narodowości.

Przez tekst przesuwają się postacie Polek własnymi słowami opowiadających o swoich problemach życia w Kanadzie. Najpierw były to żony i córki pierwszych osadników w Preriach, albo służące na farmach lub po miastach. Następnie żony generalicji i dyplomatów- uciekinierki z czasów II wojny światowej. Po nich przybyły do Kanady żony i córki zdemilitaryzowanych na Zachodzie żołnierzy, żołnierki i DiPiski często samotne, które wybrały emigrację zamiast wrócić do Polski, później dołączają emigrantki z Polski Ludowej, a wreszcie pod koniec stulecia, w czasach rozpadania się komunizmu w Polsce oraz niepokojów związanych ze zmianą ustroju i z powstaniem niepodległej III Rzeczpospolitej, opowiadają o swojej emigracji młode kobiety, dla których życie w Polsce straciło swój sens, albo, których emigracja miała charakter polityczny.

Asymilacja tych wszystkich kobiet do kultury kanadyjskiej za każdym razem przebiegała inaczej, inne były ich priorytety i inne reakcje na różnice pomiędzy kulturami polską i kanadyjską. W poszukiwaniu równowagi pomiędzy obu kulturami pomocna stała się praca społeczna, z jednej strony wspierająca rodaków na obczyźnie a z drugiej pamiętająca o społeczeństwie w Starym Kraju.


Emocjonalne i podświadome przywiązanie do kultury Starego Kraju działało często jako hamulec na drodze do przyswajania sobie elementów nowej kultury, jednocześnie życie wymagało przyswojenia sobie elementów właśnie tej nowej. W rezultacie powstawała swoista mieszanka. Pod wpływem nacisków dnia codziennego, pracy zarobkowej, kontaktów z sąsiadami, urzędami, własnymi dziećmi, które łatwiej przyswajały sobie rzeczywistość Nowego Kraju, Polki automatycznie, a czasami świadomie przystosowywały się do otaczającego je społeczeństwa. Bywała to jednak asymilacja "nieciągła", pełna dziur, przez które przeświecały fragmenty kultury dnia codziennego wyniesione z dzieciństwa spędzonego w Starym Kraju. Skale wartości, normy społeczne, określające stosunki wewnątrz rodziny, formy przyjaźni, stosunek do religii i do hierarchii kościelnej, zasada kategoryczności w osądzaniu bliźnich, pojęcia zasady przyzwoitości, szacunku dla prywatnej własności i tym podobne pojęcia, nagle w otoczeniu nowej kultury nabierały innej barwy. W nowym świetle jawiły się czasami staromodne, lecz trudne do odrzucenia odruchy, święte zasady, albo twarde kategorie osądu, na którym budowany był, a może jeszcze jest nowy prywatny świat imigrancki. Stąd częste wśród imigrantów dylematy wewnętrzne, miotania się w nieprzystających do siebie sieciach kulturowych, próby zrozumienia własnych spontanicznych reakcji, zawsze wysiłek emocjonalny, którego nie znają ci, co żyją w swojej kulturze od zawsze. A wszystko to najczęściej okraszone wiernym towarzyszem emigracji: swoistą imigrancką samotnością

Te wewnętrzne burze, to jak określił Benedykt Heydenkorn, sam emigrant z czasów wojny, jest to "uczenie się Kanady", uczenie, z którego większość wyszła zwycięsko, ale niektórzy nie mogli się pozbierać. Stąd subiektywność reakcji poszczególnych imigrantek na nowe otoczenie jest zawsze bardzo różna. Ich skargi lub opinie czasami wydają się błahe, a nawet śmieszne, kiedy indziej są przejmujące w swej bezsilności albo choć rzadziej wręcz odrażające w swym egoiźmie. Bo wśród tej masy kobiet, które wypełniały podania o przyjęcie do Kanady na stałe są żony i matki, których celem życia jest dom i wychowanie dzieci, wielkie patriotki i społecznice, są służące szukające w Kanadzie mężów, oddane nauce profesorki szkolne i uniwersyteckie, kobiety kariery zawodowej, ale są także kobiety niedbałe, wyrachowane i wykorzystujące swoich najbliższych, lub zgoła wrogie swoim współrodakom i współrodaczkom, lub nawet społeczeństwu kanadyjskiemu. Są kobiety szczęśliwe dobrze układające sobie nowe życie i głęboko sfrustrowane, gorzkie, ponieważ wyrwane z dawnego rodzinnego środowiska. Emigracja, jak probież, w każdym oddzielnym wypadku zrzucała z nich ochrony konwenansów i odsłaniała prawdziwego człowieka, który krył się pod nimi.

Jednym ze wspólnych źródeł dla bardzo wielu wewnętrznych szarpań jest niewiedza co to jest emigracja i jaki jest Nowy Kraj, a nie fantazje o nim. Mało kto do dziś zdaje sobie sprawę, że decyzja emigrowania jest początkiem długiego łańcucha zmian, koniecznych, aby życie w Nowym Kraju mogło się ułożyć. Przez większą część XX wieku imigrantki jechały do Kanady wiedząc o tym kraju i jego społeczeństwie bardzo mało lub zgoła nic. Nawet w ostatnich dziesięcioleciach ub. stulecia bardzo wiele polskich kobiet szło na emigrację, nie myśląc co je czeka, ale od czego chcą uciec. Wiele z nich nie nadawało się na emigrację i może lepiej by było, aby jej nie próbowały. Inne, były może lepiej poinformowane o rzeczywistości kraju i ludzi, do których im było spieszno, może miały mniejsze opory w przyswajaniu sobie nowych obyczajów życia i te przeważnie łatwiej przechodziły pierwsze lata adaptowania się do Nowego Kraju. Niektóre imigrantki nieświadomie, a nawet czasem wbrew sobie, rozwinęły się i rozkwitły na skalę o jakiej w Starym Kraju nie mogły nawet marzyć.

Po latach pobytu w Nowym Kraju nachodzą nas czasami pytania o sens emigracji. Co pozostało po Starym Kraju? Jakie korzenie wyrosły w Nowym? Co się stało ze moim życiem w Nowym Kraju i kim teraz jestem? Odpowiedzi na nie są tak zróżnicowane jak charaktery dumających nad nimi.



WSTĘP


Zapytała mnie kiedyś jedna z Polek, imigrantek w Kanadzie, co to właściwie oznacza być imigrantem. Dlaczego niektórzy ludzie mieszkając całe życie poza swoim krajem macierzystym nigdy nie są imigrantami, a inni stają się nimi natychmiast po opuszczeniu granic kraju urodzenia. Czy więc jest to stan umysłu, postawa wewnętrzna człowieka, czy też warunki od niego niezależne, które czynią z niego imigranta. Dlaczego o Polakach mieszkających za granicą mówi się, że są imigrantami, a nie mówi się tak o Francuzach lub Brytyjczykach?

Ci ostatni przybywali na przykład do Indii jako administratorzy lub wojskowi i będąc w tej roli ani przez chwilę nie przestawali być Brytyjczykami, przebywającymi poza granicami W. Brytanii. Ich pobyt w Indiach służył celom Brytyjskiego Imperium , byli zwierzchnikami ludności miejscowej, która z kolei nie była uważana za im równą. Dlatego np. ogromna większość Brytyjczyków unikała przyswajania sobie miejscowych kultur Indii, a małżeństwa mieszane były wręcz zakazywane lub bardzo utrudniane. Po 1947 roku, kiedy India uzyskała niepodległość, pewna część członków administracji brytyjskiej zdecydowała się pozostać w kraju, w którym nieraz przeżyła większość życia i w którym członkowie jej mieli więcej osobistych kontaktów, aniżeli w kraju macierzystym. Decydując się wówczas pozostać w Indii zmienili swój status społeczny i stali się expatriots czyli ludźmi, którzy żyją w obcym kraju zachowując swój paszport i więzy kulturalne z krajem macierzystym, ale podlegają lokalnym prawom na równi ze wszystkimi jego mieszkańcami. Expatriotami byli także młodsi synowie bogatych angielskich rodzin, którzy w końcu XIX-go i w początkach XX-go wieku byli przez rodziny wysyłani do kolonii, ponieważ zgodnie z angielską tradycją nie mieli praw do tytułów i spadków, a nie byli przygotowani do pracy zarobkowej lub jej nie chcieli. W Kanadzie nazywano ich remittance men[1] gdyż otrzymywali z W. Brytanii stałą pomoc finansową. Nigdy nie stali się oni kanadyjskimi imigrantami i nigdy nie próbowali włączyć się w lokalną ludność, która zresztą w najlepszym razie ich tylko tolerowała. Z chwilą wybuchu I-szej wojny światowej prawie wszyscy natychmiast wrócili do Wielkiej Brytanii.

Natomiast ubodzy Europejczycy z południa i środkowego wschodu kontynentu, w tym także Polacy, którzy w początkach XX-go wieku byli masowo sprowadzani do Kanady, uważali się za emigrtantów już od chwili opuszczenia swojej wsi i gotowi byli się szybko asymilować do społeczeństwa i kultury Nowego Kraju. Jednak po przybyciu do Kanady ogromna większość z nich była traktowana przez Kanadyjczyków jako ubodzy i niemile widziani petenci, wpuszczeni do Kanady po to, aby wykonywać najcięższe prace nie zawadzając przy tym Kanadyjczykom. O stosunku ludności miejscowej do polskich imigrantów tak pisze H. Radecki i Benedykt Heydenkorn : "Pierwsi , którzy przybyli, prekursorzy masowej imigracji polskiej z lat 1896 - 1914 byli przyjęci z ciekawością i w najlepszym razie zainteresowaniem ludźmi, którzy byli śmiesznie ubrani, mówili niezrozumiałym językiem i zachowywali dziwaczne obyczaje. W ciągu kilku lat wzrastająca liczba przybyszów spowodowała, że ciekawość zamieniła się w niepokój, a następnie w alarm. Nowo przybywający byli zbyt dziwaczni! Analfabetyzm i zacofanie ich - mogą opóźnić postęp kanadyjskiego społeczeństwa. Ich obyczaje i tradycje czyniły ich nieodpowiednimi.... do przyjęcia kanadyjskiego obywatelstwa..." Dalej ci sami autorzy piszą Polacy ( i inni Słowianie) byli uważani za ignorantów, okrutnych, brudnych, niecywilizowanych ludzi często wybuchających nieusprawiedliwioną złością, co dla agencji /w domyśle - rządowych/ było w najwyższym stopniu denerwujące. Zwyczaje i tradycje, z których oni byli dumni były uważane za obrażające, pogardzano nimi. Było ogólnym przekonaniem, że ci ludzie nadają się jedynie do prymitywnej pracy fizycznej w rolnictwie, przy budowie dróg, wydobyciu węgla i w podobnych pracach wykonywanych pod kontrolą i kierownictwem Kanadyjczyków. "[2] Oni sami natomiast gotowi byli ciężko pracować aby ziścić sny, z którymi płynęli do Kanady. Kanada jednak nie zamierzała im pomóc w tych marzeniach. Zostali przecież przyjęci jako siła robocza potrzebna do realizacji wielkich planów rozwoju kraju, albo jako pionierzy-osadnicy na bezludnych kanadyjskich preriach, właśnie otwartych, ale to nie oznaczało, że mają mieć te same prawa co lokalna ludność. Wielu bowiem uważało, że Galicians nie są odpowiednim materiałem na obywateli kanadyjskich.

Obietnice agentów imigracyjnych werbujących w Europie z reguły były przesadzone. Na naiwnych wieśniakach "z Galicji" lub innych części Polski pod rozbiorami zaczynano żerować od momentu opuszczenia rodzinnej wsi. Roiło się od austro-węgierskich i niemieckich urzędników, którzy wymagali łapówek na wydanie zgody na wyjazd, na podróż koleją . Agenci podróży, lekarze sprawdzający ich stan zdrowia, obsługa jadłodajni, w których emigranci stołowali się podczas podróży, aż po załogi statków, którymi odpływali z Europy wykorzystywali naiwność wieśniaków pierwszy raz udających się "za morze". Tak samo zresztą postępowali cwaniacy w miastach Kanady wyciągając emigrantom ostatnie grosze z kieszeni.[3]

Prace do których byli zakontraktowani, jak cięcie drzew w lasach, budowa dróg i linii kolejowych, lub wydobycie węgla były zazwyczaj sezonowe, poprzedzielane okresami bezrobocia i nawet bezdomności i naogół kończyły się poszukiwaniem działki osadniczej. Te ostatnie dostępne europejskim emigrantom były zazwyczaj oddalone od miasteczek z połączeniami kolejowymi, w których nowi osadnicy musieli się zaopatrywać w żywność i sprzęt rolniczy. Bez pieniędzy, w buszu, musieli zdobywać się na heroiczne wysiłki, aby przeżyć. To też czterech osadników z każdej dziesiątki nie zdołało przetrwać na swych "farmach" więcej niż trzy lata. A jeśli zapragnęli wrócić do Startego Kraju to zwykle okazywało się, że nie stać ich na bilet okrętowy, więc, aby żyć musieli nadal pracować w Kanadzie bez względu na dyskryminację i trudności, i ... powoli przyzwyczajali się do Nowego Kraju. Dirk Hoerder [4] podaje, że gorzkie doświadczenia życia ogromnej większości imigrantów z pierwszej połowy XX-go wieku najlepiej wyrażają się w przysłowiu popularnym wśród ówczesnej rosyjskiej i niemieckiej emigracji w Kanadzie Zachodniej : death to the first generation, need to the second, bread to the third (pierwszemu pokoleniu śmierć, drugiemu nędza a chleb dopiero dla trzeciego)[5]. Dodatkową udręką ogromnie utrudniającą życie imigrantów na wsi i w miastach Kanady Zachodniej były coroczne plagi komarów. Osadnicy dla ochrony przed komarami przy pracy w buszu nosili na plecach kubły z dymiącym drewnem . Ponieważ większość nowoprzybyłych żyła w najbardziej prymitywnych warunkach, tak na wsi, jak i w miastach, bez bieżącej wody, bez żadnych urządzeń sanitarnych, w byle jak zbudowanych chatach lub mieszkaniach, więc chmary komarów żyjących wokół wiejskich osad i miejskich przeludnionych mieszkań przenosiły także choroby . Stąd śmiertelność, szczególnie niemowląt i małych dzieci, była bardzo wysoka. Pierre Berton podaje jako przykład, że w 1913 roku, reporterka gazety w Winnipegu, odwiedzająca owe "slumsy" spotkała imigrantkę, która urodziła dziesięcioro dzieci, ale zdołała wychować tylko troje.[6] Epidemie biegunki, tuberkuł i innych chorób powtarzały się nader często w środowiskach imigranckich i ówczesna medycyna nie umiała znaleźć na nie odpowiedzi.

Surowe przepisy imigracyjne rządu federalnego wymagające dowodów na przyzwyczajenie do ciężkiej pracy fizycznej wynikały w dużej mierze z pierwszych doświadczeń Kanady z początku XX-go wieku. Dwa z tych doświadczeń były dla rządu kanadyjskiego szczególnie kłopotliwe. Pierwsze związane było z osadzeniem Dukoborów w Saskatchewanie w okolicach Battleford, a drugim sprowadzenie kilku tysięcy angielskich rodzin jako kandydatów na osadników preriowych. W pierwszym przypadku duża grupa Dukoborów, zwących się swobodnikami w jakiś czas po osadzeniu postanowiła poszukać Jezusa i raju na ziemi i w czasie zimy 1903 roku opuściła swoje wioski, aby wędrować po preriach, żywiąc się surowymi kartoflami i mielonym owsem, aż dopóki kilkaset mil dalej na południe Królewska Konna Policja nie zaaresztowała ich i nie odstawiła do ich osiedli. Krótko po tym z powodu sporu z rządem federalnym większość Dukoborów porzuciła już zagospodarowane przez siebie tereny w Saskatchewanie , które otrzymała za darmo od rządu kanadyjskiego i przeniosła się do wnętrza Brytyjskiej Kolumbii idąc za swoim duchowym przywódcą Viereginem.

W drugim przypadku pastor -misjonarz w ferworze misyjnym sprowadził na prerie kilka tysięcy Anglików z rodzinami obiecując im nieprawdopodobnie wygodne życie w nowej kolonii Britannia w północnym Saskatchewanie. Przyszli osadnicy, w ogromnej większości angielska drobna burżuazja i biedota miejska nie mieli pojęcia o trudnościach życia w prymitywie pionierów na preriach, natomiast przynieśli ze sobą swoje angielskie snobizmy i przesądy . W konsekwencji rząd kanadyjski poniósł ogromne wydatki a zyskał niewielu osadników, ponieważ znaczna część Anglików powróciła do Anglii. Odtąd też przestano wierzyć w osadnictwo Anglików na preriach, a wszystkich kandydatów na imigrantów poddawano nawet ścisłej kontroli jak np. sławne oględziny rąk - spracowane ręce pozwalały przypuszczać, że kandydat da sobie radę w preriach, natomiast delikatne powodowały odmowę wpuszczenia kandydata do Kanady

Do lat czterdziestych ub wieku kandydat na emigranta z poza W. Brytanii, który miał wyższe wykształcenie poprostu nie był przez Kanadę akceptowany, ponieważ rząd kanadyjski obawiał się, że imigracja inteligencji innej niż brytyjska, mogłaby negatywnie oddziałać na anglosaski charakter jej społeczeństwa.[7] Trzeba było dopiero II wojny światowej, aby pod naciskiem konieczności dostarczania zaopatrzenia wojskowego Wielkiej Brytanii, rząd federalny zgodził się na przyjęcie wysokiej klasy specjalistów-uciekinierów z krajów europejskich okupowanych przez Hitlera, w tym także dużej grupy inżynierów i techników polskich. Zadaniem tych wszystkich specjalistów było uzupełnienie kadr potrzebnych do szybkiego rozwoju strategicznych przemysłów wojennych oraz do kontynuacji dalszego rozwoju gospodarczego Kanady po zakończeniu wojny.

Ten przełom w dotychczasowej kanadyjskiej polityce imigracyjnej został wymuszony naciskami W. Brytanii i Stanów Zjednoczonych oraz sytuacją rozwijającej się II wojny światowej.

W ciągu dziesięcioleci powojennych dzięki nowej polityce imigracyjnej, Kanada otworzyła drzwi setkom tysięcy zdemobilizowanych na Zachodzie żołnierzy różnych krajów europejskich oraz DP ( Displaced Persons) w popularnym skrócie DiPisom, czyli cywilom, którzy nie mogli, lub nie chcieli powrócić do swoich krajów. Dzięki nim Kanada zrealizowała swój ogromny skok gospodarczy i kulturalny lat powojennych.

II wojna światowa spowodowała nie tylko szybki wzrost zamożności społeczeństwa kanadyjskiego, ale także, zdarzyła się w czasie kiedy jak pisze Robert Collins[8], pod wpływem własnych ciężkich doświadczeń wielkiego kryzysu lat 30-tych Kanadyjczycy próbowali znaleźć dla siebie nową formułę społeczeństwa. Zaczęte wówczas przemiany w ich mentalności dokończyły świadectwa okropności II wojny światowej widziane z pozycji żołnierzy wyzwalających wygłodniałe miasta i wsie północno wschodniej Francji, Holandii i terenów nad reńskich. Obrazy z wyzwalanych niemieckich obozów koncentracyjnych na długo zapadły w pamięć kanadyjskich żołnierzy. Wreszcie był to także czas, kiedy dzieci i wnuki pierwszych imigrantów z kontynentu europejskiego, już kompletnie zasymilowane i wykształcone w szkołach kanadyjskich zaczęły sięgać po studia, a następnie po możliwości włączenia się w życie publiczne i polityczne swego kraju. Kanadyjczykiem polskiego pochodzenia jest mówiący po polsku syn polskich emigrantów, dr Stanley Haidasz, lekarz z Toronto i długoletni poseł do kanadyjskiego parlamentu. Posłami do parlamentu byli także Jesse Flis i Tadeusz (Ted) Glista, również potomkowie pierwszych emigrantów polskich. Wiele dzieci i wnuków polskich emigrantów weszło także do administracji Kraju i uważając się poprostu za Kanadyjczyków zaczęło brać aktywny udział w życiu publicznym, w tym także określać jaką Kanadę widzą dla siebie i swoich rodzin.[9]

Tak zwana revolution tranquille w prowincji Quebec w latach 50-tych rozpoczęła ostatni etap przekształcania się Kanady brytyjskiej w kraj wielokulturowy. Spór o supremację francuską w Quebecu, który w następnych dziesięcioleciach rozrósł się aż do prób uzyskania suwerenności Quebecu miał między innymi oczywiste konsekwencje w polityce imigracyjnej Kanady. Kiedy w latach 80-tych Partia Quebecka (PQ) postawiła na język francuski i korzenie ludności de vielle souche (francusko- języcznych Quebecczyków od wielu pokoleń) , rząd federalny i razem z nim anglo-języczna część ludności postawiły na spójność całego terytorium kanadyjskiego. Stało się wówczas oczywiste, że les allophones (różno języczni) w Quebecu są języczkiem u wagi, w minimalnym procencie wygrywając dla Kanady dwa referenda. Rząd federalny, który już wcześniej zaczął zmieniać swoją politykę imigracyjną zdobył jeszcze jeden dowód , że postawa les allophones w sporze o Quebec zadecydowała o całości terytorium kanadyjskiego i dowiodła brytyjskiej i anglojęzycznej części Kanadyjczyków znaczenia i ważności protegowania kultur wszystkich grup etnicznych Kanady, a co za tym idzie, potwierdziła, że tolerancja w wielokulturowym państwie jest spoiwem społecznym.

Około lat sześćdziesiątych zaczęły się zmieniać przepisy imigracyjne. Imigranci z cenzusami posiadający zaproszenia do pracy w kanadyjskich przedsiębiorstwach lub instytucjach stali się mile widziani w urzędach imigracyjnych i ich wykształcenie było uznawane za czynnik pozytywny. Ich udział procentowy w całości liczby imigrantów zaczął szybko rosnąć. Kanada jednak jako kraj jeszcze ciągle nie była całkowicie przygotowana do wchłonięcia powojennej masy imigrantów i zapewnienia im natychmiastowego zatrudnienia. Stąd długo po wojnie bardzo się przydawał stary system obowiązkowych kontraktów dla wszystkich, których sponsorował rząd kanadyjski. Tysiące zdemobilizowanych żołnierzy i DiPisów niezależnie od poziomu wykształcenia i zawodu zaczynało wtedy swoje życie w Kanadzie od pracy fizycznej na farmach lub w obozach drwali. Dla kobiet rezerwowano nadal stanowiska sprzątaczek, lub służących na farmach albo po miastach, to jest w zawodach w których istniał chroniczny brak siły roboczej. Obowiązani byli do niej imigranci nawet o najwyższych kwalifikacjach, do których często się nie przyznawali przy składaniu podań o kanadyjską wizę.

W atmosferze coraz bardziej opartej na współczuciu dla uciekających spod reżymów komunistycznych i dyktatorskich, a także w dobrze zrozumianym interesie własnym, rząd kanadyjski wprowadził wreszcie w 1971 roku prawo o wielo-etnicznosci Kraju. Zasada ta zastąpiła dawne prawo anglo-saskiej dominacji. Położono nacisk na procesy adaptacyjne imigrantów. Urzędy imigracyjne zwiększyły swą troskę o świeżo przybyłych, o ułatwienie im pierwszych kroków w nowej ojczyźnie. . Rząd rozumiał, że początkowa pomoc nowo-przybyłym opłaca się szybszą i lepszą asymilacją i większą produkcyjnością ich pracy.

Wielu imigrantów, którzy przybyli w różnych okresach drugiej połowy XX-go wieku do Kanady z trudem jednak dawało sobie radę z asymilowaniem się do Nowego Kraju. Oczywiście im dalsza od kanadyjskiej była ich rodzima kultura, tym trudniejszy był proces asymilacji . Wielu uciekinierów albo imigrantów "mimo woli" wcale nie było mentalnie przygotowanych do przyjęcia kultury dnia codziennego Kanady. Stąd konfrontacja ze statusem imigranta była szokiem psychicznym. Jak pisze Morton Beiser, profesor Uniwersytetu Brytyjskiej Kolumbii w Vancouverze[10] o imigrantach ostatnich dziesięcioleci minionego stulecia: w Kanadzie znalazło się wielu imigrantów szczególnie z krajów Azji, którzy z wielkim trudem latami przystosowywali się do nowej kultury i nie zawsze osiągali w tym sukces. Zdarzało się to i Polakom, że po latach pobytu w Nowym Kraju pod byle pretekstem zaczynali odstawać od zaakceptowanej kultury i nawracać do swojej dawnej, co w konsekwencji prowadziło do ich wewnętrznej izolacji. Zdarzały się nawet wypadki samobójczej śmierci. Inni dziwaczeli, szczególnie niechętnie patrząc na swoich współrodaków, którzy proces asymilacji przeszli bez większego trudu. Z takimi trudnościami asymilacji wiąże się dość wyraźnie sprawa nieznajomości społeczeństwa Nowego Kraju wykazywana przez kandydatów na imigrantów.

Można się założyć, że około 90 % Polaków i Polek, którzy wybierali się na emigrację do Kanady wiedziało albo bardzo niewiele o tym kraju albo poprostu nic i w zastępstwie prawdziwej wiedzy posługiwało się własną, lub cudzą imaginacją. Przyczyniały się także do tego reportaże z podróży Polaków odwiedzających Kanadę. Taka publikacja jak "Kanada pachnąca żywicą" Arkadego Fiedlera, przedstawiała Kanadę widzianą okiem turysty zachwyconego pięknem jej borów i jezior, rozległością terytorium oraz bohaterskimi, jak z kina Hollywood wziętymi, traperami lub osadnikami. To były barwne i ciekawe opisy wspaniałego kraju, nie mające nic wspólnego z szarą rzeczywistością przeciętnego imigranta z Polski, zmagającego się z obcością kultury dnia codziennego oraz powszechną dyskryminacją trwającą więcej niż pół wieku. Ale na takich właśnie reportażach przyszli emigranci budowali swoją wiedzę o Kanadzie. Książka Melchiora Wańkowicza "Tworzywo" poruszała wprawdzie trudności życia pierwszych osadników polskich w preriach, w początkowych latach ich pobytu, ale i on nie ustrzegł się od hollywoodzkiego zabarwienia jej polską bohaterszczyzną

Aż do lat powojennych Kanadyjczycy byli społeczeństwem imigrantów nielubiących imigrantów [11]. Przewojenni chłopi i robotnicy wyjeżdżający za chlebem wiedzę swoją o Kanadzie albo opierali na obietnicach werbujących ich agentów w kanadyjskich biurach w Europie, albo na informacjach pochodzących z listów krewnych lub przyjaciół już mieszkających w Kanadzie. Agenci imigracyjni, a nawet członkowie ówczesnego rządu federalnego świadomie przesadzali dobre strony rozwijającego się kraju.[12] Agenci zresztą często sami wiedzieli bardzo niewiele o trudnościach jakie w Kanadzie zachodniej mieli napotkać ubodzy emigranci z Europy centralnej, wschodniej i południowej. O powszechnej wówczas dyskryminacji "innych" czyli imigrantów nie pochodzących z wysp brytyjskich oczywiście wogóle się nie mówiło, a to przecież była jedna z najcięższych przeszkód w życiu jeszcze nie zadomowionych imigrantów. Z listów krewnych i przyjaciół też niewiele można się było dowiedzieć o dyskryminowaniu i przerażających trudnościach życia w pionierskich preriach.

Powojenni emigranci natomiast wyrabiali sobie fałszywe wyobrażenie o Kanadzie na jeszcze innej podstawie. W wygłodzonej Europie czasów wojny i lat powojennych Kanada była symbolem obfitości podstawowego pożywienia takiego jak masło, mleko,mięso, jaja, a spontaniczna życzliwość kanadyjskich żołnierzy wkraczających do wygłodzonej Europy dawała pozór społeczeństwa z kraju błogostanu. Jak mogły pasować do niego przeżycia pierwszych lat imigracji na pracach kontraktowych, u przedsiębiorców, jakże często bezwzględnych i wykorzystujących każdą odrobinę siły emigranta? Dyskryminacja imigrantów europejskich, szczególnie Słowian, była powszechna. Obraźliwe przezwiska "Bohunk" i "Pollack" były na porządku dziennym Dopiero po latach gorzkich doświadczeń, upokorzeń i bardzo powolnej poprawy losu powojenni imigranci polscy zaczynali się "urządzać". Przenosili się do miast, kupowali domki, aby oszczędzić na rosnącym czynszu za mieszkanie lub uniknąć dyskryminujących gospodarzy domów czynszowych. I przeważnie wówczas okazywało się, że sąsiedzi, Kanadyjczycy patrzą na nowo przybyłych z życzliwością i nawet akceptują ich obcy akcent Wrastanie w społeczeństwo odbywało się bardzo powoli i w dużej mierze było nieświadomie. Trzeba było przede wszystkim zarobić na życie codzienne, na naukę dzieci, później myślano o emeryturze, więc poza nielicznymi wyjątkami chwytano się prac dostępnych w danym miejscu, bez oglądania się na wyniesione z Polski wykształcenie i doświadczenie. Robienie "kariery" było przywilejem niedostępnym większości imigrantów wojennych i powojennych.

Tak, jak ich poprzednicy, ludzie z PRL-u przybywali w większości nie znając ani kraju ani stosunków międzyludzkich w nim panujących. Dla nich słowo Kanada oznaczało wszystko co najlepsze, więc i tego spodziewali się po społeczeństwie do którego ich urzędy imigracyjne wpuszczały. Mieli jednak pewną przewagę nad swoimi poprzednikami . Kanadyjczycy już wtedy wiedzieli, że potrzebują ludzi wykształconych i, że w wyścigu ze Stanami Zjednoczonymi, Australią i Południową Afryką w przechwytywaniu fachowych imigrantów, muszą kandydatom ofiarować lepsze warunki startu od tych, jakie otrzymywali przybysze z poprzedniej epoki.


Pierwsi przybysze z PRL-u byli naogół onieśmieleni bogactwem Kanady rzucającym się w oczy i doceniali każdy przywilej (np. bezpłatne lekcje angielskiego, bezpłatne mieszkanie, opiekę lekarską, które im Kanada ofiarowała) Ale i oni w większości nie byli przygotowani na trzy stałe atrybuty imigracji: wykorzenienie, izolację kulturalną i samotność. Kanada jednak oczekiwała od nich pracy w wyuczonych zawodach i tylko od nich zależało jak daleko się w nich posuną. Dyskryminacja oficjalnie zakazana od początku od lat powojennych przestawała być problemem bo społeczeństwo było już dobrze poinformowane o przydatnej roli imigrantów w rozwoju gospodarczym kraju. Ofiarowywane emigrantom wówczas przywileje były normalną częścią składową startu kanadyjskiego i perspektywy kariery migotały przed prawie wszystkimi. Wreszcie zmienili się także imigranci, z potulnych i wdzięcznych "bezpaństwowców" formalnych, lub rzeczywistych stali się pewniejszymi siebie i swoich praw kandydatami na robienie kariery w wielkim świecie, ludźmi, którzy wyjeżdżali ze swego kraju, jaki by on nie był, ale istniejącego i oficjalnie uznawanego przez rządy innych państw.

Jeszcze w końcu XIX-go wieku ( nieliczne) i następnie w ciągu XX-go wieku znacznie liczniejsze powstawały w rejonach wiejskich ugrupowiania takie jak np. Little Italy, albo Little Swiss, w których współrodacy - emigranci mieszkali stosunkowo niedaleko i utrzymywali stałe osobiste kontakty na wzór dawnych wspólnot społecznych ( np. wiosek) w Starym Kraju. Po drugiej wojnie światowej zjawisko to było przez administrację federalną życzliwie oceniane ale polskich imigrantów już wtedy nie dotyczyło.

W dziejach emigracji polskiej do Kanady, powstanie pierwszej wspólnoty, odbyło się jeszcze w XIX-tym wieku w Ontario. Kaszubi, którzy pracowali przy budowie dróg w Ontario (Opeongo Road) mogli następnie wybrać sobie działki rolnicze w nowo otwieranych częściach tej Prowincji, i wybrali sobie okolice obecnego miasta Barry's Bay, ponieważ tamtejsze pagórkowate tereny przypominały im ich rodzinne strony. Okolice te, chociaż malownicze nie miały jednak dobrej gleby i nowi osadnicy z trudnością na nich gospodarowali. Dopiero po II wojnie światowej , polscy imigranci z Ottawy odkryli turystyczne wartości tych okolic, poważnie przyczyniając się do ich rozwoju gospodarczego i kulturalnego. Zaskoczył ich przy tym fakt, że ontaryjscy Kaszubi nadal posługiwali się językiem polskim, pomimo, że od przybycia pierwszych osadników minęło już około 100 lat. Dynamika powojennej emigracji spowodowała, że osadnictwo polskie w ontaryjskich Kaszubach stało się wkrótce przedmiotem szeregu publikacji w języku polskim i angielskim a następnie powstał Polish Heritage Institute - Kaszuby, dwujęzyczna instytucja propagująca turystyczne zalety okolicy, ale i dokumentująca zabytki kulturalne Kaszubów zachowane do dziś..[13]

Na zachodzie Kanady niektóre wiejskie parafie polskie w preriach organizowane przez pierwszych polskich księży Oblatów, a szczególnie trzech braci oo. Kulawych i o. Scella zbliżały się charakterem do takich właśnie etnicznych wspólnot wiejskich, ale nigdy nie były dostatecznie zwarte, aby zasłużyć na nazwę Małej Polski.

Kanada, która według M. Beisera jest obecnie w czołówce 7 krajów uważanych za najbardziej humanitarne zainicjowała na przełomie lat 70-tych i 80-tych kilka kierunków studiów nad skomplikowaną naturą asymilacji w Nowym Kraju. Trzy z tych badań związane z pracą M. Beisera koncentrują się na analizie odporności epidemiologicznej imigrantów i na badaniu zdrowia psychicznego uczestników Refugee Re-settlement Project (projektu osiedlenia uchodźców)[14], który jednak odnosi się do imigrantów azjatyckich. Liczne są natomiast tematy badań znacznie wcześniejszych, bo sięgających nawet lat przedwojennych i 50-tych ub. stulecia. Dotyczą one wielokulturowości oraz analiz tematycznych z dziedzin zatrudnienia emigrantów. Niektóre z badań uniwersyteckich zajmowały się nawet sprawami nostalgii za Starym Krajem. Są one oparte na starannie zebranej obfitej dokumentacji. Do dziś dnia nia ma jednak pełnej analizy przebiegu adaptacji do Nowego Kraju. Ciekawostką jest, że większość tych studiów była prowadzona albo z punktu widzenia imigrantów jako takich bez rozróżniania ich płci, albo najczęściej z punktu widzenia imigrantów mężczyzn. Dopiero ostatnie lata kończącego się XX-go wieku przyniosły studia o kobietach imigrantkach .

Do bardzo niedawna w imigracji liczyli się przede wszystkim mężczyźni. Oni byli odpowiedzialni za otwieranie nowych terenów, za pionierskie osadnictwo i tworzenie zrębów nowego społeczeństwa. To oni budowali domy, uprawiali pola, siali i zbierali żniwa, to oni byli właścicielami farm, sklepów, przedsiębiorstw i oni zbierali słowa uznania za ciężko przepracowane życie i za zasiedlony kraj. Było jednak wiadomo od dawna, że mężczyźni emigranci bez kobiet są mniej stateczni, łatwiej ulegają nałogom, są skłonni do włóczęgi i tak naprawdę to dopiero obecność kobiet cywilizuje męski świat mocy i przemocy i przekształca przypadkową zbieraninę emigrantów w grupy społeczne. Kobiety emigrantki rzadko kiedy były widoczne spoza szerokich męskich pleców , a napewno nie było badań związanych z adaptacją emigrantek polskich do Nowej Ojczyzny.

W naszym szkicu będziemy często przeciwstawiali sobie obie płci. Wynika to z faktu, że świat taki jaki był w XX-tym wieku i jaki jeszcze jest dzisiaj, zarówno Polska jak i Kanada, to świat w którym o porządku społecznym i gospodarczym decydują mężczyźni. Prawa imigracyjne były więc ustalane przede wszystkim pod kątem praw i obowiązków imigrantów-mężczyzn. Nawet dziś, kiedy Kanadyjki uzyskały już wiele równouprawnień, podstawy polityki imigracyjnej i jej analizy odnoszą się głównie do imigrantów rodzaju męskiego. Stąd i my będziemy się często odwoływać do przykładów z życia mężczyzn, jak i ich udziału w ogólnej sytuacji imigrantów.

Drugą przyczyną dla której w opracowaniu dotyczącym kobiet często jest mowa o mężczyznach jest oczywiste powiązanie obu płci. Tak jak w życiu mężczyznom potrzebne są kobiety, tak samo w życiu kobiet ogromną rolę odgrywają meżczyźni i nie ma powodu do eliminowania ich udziału w kształtowaniu wizerunków imigrantek polskich. Nie sposób także mówić o kobietach imigrantkach, dla których takie zjawiska jak izolacja, wykorzenienie, asymilacja są elementami rzeczywistości, w której rozgrywa się ich życie i odbijają się stosunki międzyludzkie jeśli pomija się mężczyzn pojawiających się w ich życiu.


Na koniec należy dodać, że opracowanie niniejsze jest próbą uporządkowania (ale nie inwentarzem), pod względem czasowym i merytorycznym zebranych wypowiedzi własnych polskich imigrantek na temat ich życia, przedstawioną na szerszym tle ówczesnej polityki i rzeczywistości kanadyjskich i polonijnych. Jest wysoce subiektywne, nacechowane goryczą bieżących konfrontacji dwu kultur, często związane z entuzjazmem planów na nowe życie. Mówi o trudnościach i osiągnięciach Polek, które znalazły się na emigracji w Kanadzie w momentach stosowania różnych zasad polityki imigracyjnej i rozwoju gospodarczego Kraju. Takie uporządkowanie czasowe nie zmierza do podkreślania większego lub mniejszego cierpiętnictwa poszczególnej fali imigracyjnej, ale do pogłębienia obrazu ewolucji naszych kobiet i ich reakcji na bądź co bądź , niesłychanie ważną decyzję życiową. Nie mogłam więc pominąć krótkich szkiców postaci wybitnych imigrantek, które swoim życiem w Kanadzie przyczyniły się do budowy Polonii, społeczeństwa kanadyjskiego oraz tworzenia, przekształcania i wzbogacania wizerunków imigrantki polskiej. Opisując procesy przemian w Polonii posługiwałam się informacjami zaczerpniętymi przede wszystkim z informatorów polonijnych, wspomnień opublikowanych, lub nieraz tylko opowiadanych o znanych przedstawicielkach imigracji. Wreszcie sięgnęłam także do wiadomości nazbieranych dzięki życzliwej pomocy współrodaczek i współrodaków zainteresowanych niniejszym opracowaniem. Jest oczywiste, że nie wymieniłam wszystkich zasłużonych kobiet pracujących w Kanadzie na niwie tak szerokiej jak wielka jest rozpiętość zainteresowań, możliwości i dziedzin życia społecznego, kulturalnego, politycznego i ekonomicznego w tym ogromnym kraju. Napewno nie zdołałam wymienić i naszkicować wszystkich wybitnych przedstawicielek imigracji polskiej w Kanadzie. Nie zrobiłam tego, ani z niechęci, ani z lenistwa, ani z faworytyzmu. Jednak ograniczona własnymi możliwościami, częstą nieufnością kobiet, do których się zwracałam i licznymi odmowami wypełnienia ankiety rozesłanej w 1998/99 roku, musiałam dokonywać wyboru na podstawie dostępnych mi publikacji oraz faktów publicznie znanych. Tylko w tym ostatnim przypadku pozwoliłam sobie na zastosowanie mojej subiektywnej oceny wielkości wkładu poszczególnej imigrantki w całość życia polonijnego, pozycji Polaków w Kanadzie i jej udziału w pomocy, lub pracy na rzecz społeczeństwa polskiego lub jego części w PRL-u oraz w III Rzeczpospolitej.

Z tej racji unikałam używania suchych danych statystycznych, dając przede wszystkim głos samym imigrantkom. Jest także oczywiste, że w gromadzie tych kobiet znajduję się i ja, imigrantka od prawie 40 lat. Jako taka pozwoliłam sobie włączyć do naszego opracowania moje osobiste spostrzeżenia, zapamiętane uwagi oraz wnioski, które w ciągu długich lat nazbierałam nie tylko na podstawie własnych doświadczeń, ale także i tych, które przekazane mi zostały przez innych jako ostrzeżenia, wyjaśnienia, lub poprostu obserwacje różnic kulturowych pomiędzy Polską i Kanadą.

Nazwiska imigrantek i imigrantów wymienione w naszym opracowaniu zebrałam, jako powszechnie znane dzięki ich działalności społecznej , albo znalazłam je w dokumentach opublikowanych. Natomiast cytowane w tekście ustne uwagi osób, z którymi rozmawiałam w różnych okresach podczas mego pobytu w Kanadzie pozostawiam anonimowe, ponieważ nie mam możliwości ich autoryzowania. Z przyczyn ode mnie niezależnych nie dotarłam głębiej do dokumentacji dotyczącej szczegółów działalności organizacyjnej wielu polskich imigrantek, nie wymieniłam również nazwisk wszystkich wolontariuszek poświęcających setki tysięcy godzin pracy społecznej na rzecz Polonii i Polski, ponieważ było ich za dużo, a dotarłam tylko do niewielkiej ich części.

Z uwagi na zupełną wyjątkowość wyników działalności Wandy Stachiewiczowej w Kanadzie poświęciłam jej więcej miejsca w mym opracowaniu aniżeli innym wybitnym imigrantkom. Żałuję, że bogatego wkładu innych imigrantek polskich do dorobku Polonii i społeczeństwa kanadyjskiego nie mogłam omówić równie szczegółowo. Z uwagi na swoje bogactwo, temat ten mógłby się stać osobnym długo falowym projektem.

Ograniczenie się przede wszystkim do szczegółów wydobytych z biografii oraz wypowiedzi pojedyńczych imigrantek odpowiadających na anonimową mini-ankietę z roku 1998/99 wymagało uzupełnień w postaci opisu ogólnych sytuacji, w których znajdowała się imigracja polska w Kanadzie w różnych epokach rozwoju tego Kraju. Tło powstawało z uogólnień opartych albo na doświadczeniach indywidualnych wielokrotnie powtarzanych, albo na sytuacjach, które grupowo tworzyły podobne losy : etapy adaptacji, klęski i sukcesu życiowego itd. Było ono także budowane przez politykę imigracyjną w różny sposób stosowaną nie tylko w czasie ale i w miejscu i wreszcie przez reakcje społeczeństwa kanadyjskiego na napływ imigrantów.

Poruszając temat prostytucji w Kanadzie Zachodniej w latach 1900-1939 posłużyłam się informacjami opublikowanymi na ten temat, próbując oddać specjalny społeczno-moralny klimat Kanady Zachodniej z tamtych czasów.


W żadnym wypadku zebranej informacji nie traktowałam jako pełnej i kategorycznej, która by wykluczała odmienne warianty życiowe. Jest jasne, że los poszczególnej imigrantki zawiera elementy związane wyłącznie z jej osobą. Tym ważniejsze jest jednak poszukiwanie uogólnień tła na tyle otwartych, że obejmują one elementy typowe w życiu licznych imigrantów i dzięki temu dają pełniejszy obraz sytuacji w danym miejscu i w danym czasie.

Pozostają jeszcze do omówienia używane przeze mnie określenia emigrantki-imigrantki. Wprawdzie oba te słowa odnoszą się do tego samego zjawiska, ale nie są to słowa zamienne, ponieważ każde z nich dotyczy innego punktu widzenia. Emigrantka oznacza kobietę, która opuszcza lub opuściła swój kraj rodzinny, czyli wychodzi lub wyszła z kręgu kulturowego społeczeństwa Starego Kraju. Natomiast imigrantka - to kobieta, która urządza lub już urządziła nowe życie sobie i swojej rodzinie w Nowym Kraju, czyli podjęła kroki odpowiednie do związania się ze społeczeństwem Nowego Kraju . W kolejności czasowej z punktu widzenia Nowego Kraju emigrantki przekształcają się w imigrantki w chwili zmian w ich statusie formalnym w Nowym Kraju, to znaczy przez nabycie prawa stałego pobytu, a następnie obywatelstwa. Ponadto członkowie Polonii, którzy dla Polski są emigrantami, dla Kanady są imigrantami a następnie Neo-Kanadyjczykami lub Kanadyjczykami (po otrzymaniu obywatelstwa kanadyjskiego).

Rozróżnienie to odzwierciedla także zmiany w legalnych uprawnieniach jakimi Kanada obdarzała emigrantów w ub. stuleciu. Na koniec warto dodać, że wielu zasymilowanych Kanadyjczyków polskiego pochodzenia jest bardzo czułych na przymiotnik "polonijny", ponieważ w niektórych wypadkach, szczególnie w kontekście mowy o kulturze, może on oznaczać coś, co nie jest polskie, bo nie powstało nad Wisłą lub Wartą, ale w Toronto, Montrealu lub zgoła na preriach kanadyjskich lub nad Pacyfikiem. Takie stawianie sprawy jest dla członków Polonii kanadyjskiej bolesne, bo odmawia uznania ich przywiązania do polskości, a nawet jak w niektórych przypadkach bardzo jaskrawych (to Polonus, a nie Polak), przerywa ciągłość historyczną, kulturalną i emocjonalną, którą tak wielu członków Polonii kanadyjskiej, zarówno mężczyzn jak i kobiet budowało z zaparciem się siebie i ze stratą własnych korzyści. świadoma tego, używam przymiotnika polonijna/y tylko w znaczeniu pochodząca/y lub przynależna/y do Polonii jako całej grupy polskiej w Kanadzie, grupy przywiązanej i przechowującej polską kulturę i polski język.

 


Copyright © Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w dokumencie.

23-845 Dakota Street, Suite 332
Winnipeg, Manitoba
R2M 5M3
Canada
Phone: (204)254-7228
Toll Free US and Canada: 1-866-254-7228