Polonia Winnipegu
 Numer 42

              25 września, 2008      Archiwa Home Kontakt

Wydawca


Bogdan Fiedur
Bogdan Fiedur
 

 

zapisz Się Na Naszą listę


Proszę kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.

Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego linku.

 

 

Przyłącz się

Jeśli masz jakieś informacje dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z naszymi czytelnikami, to prześlij je do nas. Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować nas o wszystkich wydarzeniach polonijnych.

 

 

Promuj polonię

Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób.  Mój apel jest aby dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.

Tutaj są instrukcj
e jak dodać stopkę używając Outlook Express.

Kli
knij Tools-->Options --> Signatures

Zaznacz poprzez kliknięcie
Checkbox gdzie pisze

Add signature to all outgoing messages


W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.

Polonijny link Winnipegu
http://www.polishwinnipeg.com

albo

Polish Link for Winnipeg
http://www.polishwinnipeg.com


Po tym kliknij Apply

I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express

Polonijny Biuletyn Informacyjny w Winnipegu

Poza gniazdem. Wizerunki emigrantki polskiej w Kanadzie w XX wieku. Książka prof. Marii Anny Jarochowskiej.

INDEX
 

POZA  GNIAZDEM. WIZERUNKI  EMIGRANTKI  POLSKIEJ  W  KANADZIE  W  XX  WIEKU

CZĘŚĆ PIERWSZA : Etapy imigracji

ROZDZIAŁ I

O emigracji polskiej w Kanadzie wogóle


Dla zrozumienia polskiej emigracji do Kanady w wieku XX-tym wydaje się ważne podkreślenie dziwaczności jej korzeni. Ta dziwaczność wynikała ze sprzeczności pomiędzy decyzją polityczną rządu dominialnego, a dokładnie Ministra Spraw Wewnętrznych Clifforda Siftona dotyczącą otwarcia prerii kanadyjskich dla biednych Europejczyków i zasadą zachowywania "czystości anglosaskiej rasy" głoszoną zarówno przez rząd jak i w pełni akceptowaną przez ówczesne społeczeństwo Dominium. Przez pierwsze połowę ub. wieku społeczeństwo kanadyjskie wcale nie chciało przyjmować Polaków i innych Słowian jako emigrantów, pogardzało nimi, uważając że nie nadają się na obywateli kanadyjskich. Zostali mu oni narzuceni przez Clifforda Siftona, ministra Spraw Wewnętrznych Kanady na przełomie XIXgo i XXgo wieku i jego linię polityczną dążącą do szybkiego zaludnienia powstających trzech prowincji preriowych. Zbieżne z tym były też interesy transkontynentalnej kompanii kolejowej Canadian Pacific Railway (CPR ), która dążyła do szybkiego wzrostu zaludnienia Kanady zachodniej , aby zapewnić sobie zyskowność przez przewozy pszenicy produkowanej na preriach.[15]

Clifford Sifton istotnie doprowadził do szybkiego zaludnienia prerii, przyjmując do Kanady osadników z całej Europy, ale społeczeństwo kanadyjskie zareagowało niechęcią na masowy napływ imigrantów z centralnej, wschodniej i południowej Europy. Dyskryminacja ich stała się ich chlebem powszednim przez następne dziesiątki lat.

Potem przyszła II wojna światowa i naciski Wielkiej Brytanii przyczyniły się do narzucenia Kanadzie imigrantów, których Dominium Kanadyjskie do czasu wojny nie chciało, nie wpuszczało i nadal nie miało zamiaru wpuszczać. Tym razem chodziło o wykształconych fachowców pochodzenia nie brytyjskiego. W. Brytania także wymogła na Kanadzie przyjęcie europejskich uciekinierek wojennych pochodzących z wyższych klas społecznych ich krajów, ponieważ brytyjskie zapasy żywnościowe podczas hitlerowskiej blokady prędko się kurczyły, więc Anglia pozbywała się z wyspy kogo tylko było można.

Obie grupy wojennych przybyszów spełniły bardzo ważne role dla Polonii i Kanady. Stworzyły bowiem nowe role-models dla Polaków na emigracji w Kanadzie (powielane później masowo) i w społeczeństwie kanadyjskim wypracowały miejsce dla polskiej kultury, równocześnie zachowując swój udział w zmienianiu rolniczego Dominium w kraj o zaawansowanej gospodarce przemysłowej . Ten udział wojennej emigracji w prawie błyskawicznym przekształcaniu prowincjonalnego, a przy tym bardzo słabo zaludnionego państwa w kraj, należący do pierwszej dziesiątki najbardziej rozwiniętych krajów na świecie był niezwykłym dowodem elastyczności jego społeczeństwa, ale także wprowadził do niego ferment, który spowodował głębokie przemiany w tymże społeczeństwie, paręnaście lat później stawianym już jako wzór humanitarnego traktowania przybywających emigrantów. Wszystkiego tego dokonało społeczeństwo kanadyjskie nasycone tysiącami imigrantów, w tym Polaków, mężczyzn i kobiet tęskniących za Polską, obolałych psychicznie konsekwencjami traktatu jałtańskiego, a równocześnie zmagających się ze zwykłymi trudnościami ubiegłowiecznego życia emigranckiego.

Tożsamość imigrancka

Asymilacja do Nowego Kraju wiąże się ściśle z tożsamością imigrancką. Im większe są różnice pomiędzy kulturami obu krajów (Starego i Nowego) tym wyraźniejsze i bardziej widoczne stają się przemiany zachodzące w tożsamości przybysza asymilującego się do Nowego Kraju. Asymilacja jest długim procesem, czasami trwającym przez całe życie i przeważnie nie odbywa się łatwo. Jej pierwszym elementem jest nauka nowego języka i swoboda posługiwania się nim. Elementem równie ważnym jest zrozumienie, później przyswajanie sobie nowych sposobów bycia, typowych dla Nowego Kraju, przejmowanie sposobów życia i świętowania istniejących w Nowym Kraju, akceptowanie przekonań, którymi posługuje się na codzień jego społeczeństwo, udział w kształtowaniu się tego społeczeństwa, rozumienie jego norm, nakazów i zakazów, według których toczy się życie i układają się wszystkie elementy stosunków międzyludzkich.

Tożsamością imigrantów polskich w Ameryce zajmowano się w Ameryce od czasów I wojny światowej . Jednym z najbardziej znanych pośród socjologów był Florian Znaniecki, który wspólnie z Williamem Thomasem opublikował dwa grube tomy Pamiętników Chłopów Polskich w Europie i Ameryce. Autorzy omawiali zebrane przez siebie życiorysy imigrantów polskich przede wszystkim z końca XIX-go wieku. Zdaniem obu autorów asymilacja jest wynikiem rozwoju grup emigranckich, a nie jednostek . Polsko-Amerykańskie społeczeństwo owego czasu - według nich - ewoluowało powoli jako całość od polonizmów do amerykanizmów. Dowodzi tego fakt, że członkowie jego, szczególnie druga generacja, nabywali coraz więcej postaw amerykańskich i byli pod coraz większym wpływem amerykańskiej cywilizacji. Według obu autorów ta "asymilacja jest na tyle zjawiskiem grupowym, że można ją porównać z takimi procesami jak germanizacja społeczeństwa czeskiego, trwająca od stu lat, albo jak przyjmowanie w ciągu XVIII wieku kultury francuskiej przez polską, rosyjską i niemiecką arystokrację"[16]. Dla naszego opracowania dwa punkty są tu ważne. Pierwszy, że proces asymilacji , tak jak pojmowali go Thomas i Znaniecki jest długi i powolny. Rozciąga się najczęściej na drugą generację imigrantów. Drugim ważnym punktem jest opinia autorów, że asymilacja może się odbywać tylko grupowo, poparta jakimś centrum, które musiało wcześniej wykrystalizować najważniejsze dla siebie elementy polskości na obczyźnie, a dopiero potem narzucało je wprost albo pośrednio jednostkom które skupiły się wokoło niego. Obaj autorzy są świadomi, że badane przez nich grupy polsko-amerykańskie miały jednorodne pochodzenie chłopskie lub chłopsko robotnicze i że ten fakt ułatwiał tworzenie się lokalnych polsko-amerykańskich centrów przyciągania.

W badanych przez nas etapach emigracji polskiej do Kanady w XX-tym wieku, a więc, w czasie późniejszym od okresu opisywanego przez Thomasa i Znanieckiego uderza brak podobieństw do sposobów asymilacji arystokracji polskiej, rosyjskiej i niemieckiej XVIII-go wieku do kultury francuskiej. Wynika to zapewne zarówno z odmiennego charakteru etapów imigracji polskiej do Kanady jak i z odmienności jej przyczyn. Oprócz tego naszym zdaniem liczni imigranci polscy pozostawali długi czas w rozproszeniu, np. polskie służące na kanadyjskich farmach, lub w miastach często asymilowały się poza ośrodkami krystalizującymi i dlatego ten proces nie wszędzie przechodził w taki sam sposób. Nie mówiąc o tym, że o asymilowaniu się do kultury francuskiej decydowała moda, a o asymilacji w nowym kraju - życiowa konieczność.

W okresie miedzy wojennym pamiętnikami Polaków w Kanadzie zajmował się Instytut Gospodarstwa Społecznego w Warszawie. W roku 1936-tym ogłosił on konkurs z nagrodami na życiorysy członków wychodźctwa polskiego planując publikacje tych pamiętników jeszcze w roku 1939-tym[17]. Prace zostały przerwane wojną, a ocalałe oryginały pamiętników oraz ocalała odbitka drukarska przygotowanego do druku tomu pamiętników z Kanady pozwoliły Instytutowi Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie w roku 1971 na publikację p.t. Pamiętniki emigrantów. Kanada. Nr 1-16. To opracowanie Instytutu Gospodarstwa Wiejskiego nie pretenduje jednak do analizy procesów asymilacyjnych.[18]

Za czasów PRL-u próbowano kontynuować zbieranie pamiętników emigrantów, ale dla nas nie przedstawiają one żadnej wartości ze względu na swój bardzo propagandowy, a mało prawdziwy charakter.

Po drugiej wojnie światowej tożsamością imigrantów polskich w Stanach Zjednoczonych zajmowała się socjolog i imigrantka dr Danuta Mostwin, również zamieszkała w Stanach Zjednoczonych. Jej opracowanie Trzecia wartość[19] poświęcone jest dyskusji na temat stanu i rozwoju tożsamości emigranckiej Polaków w US. Uwzględniając powolne przeistaczanie się indywidualnego Polaka w Amerykanina. Mostwin zastanawia się nad pytaniem czy asymilujący się w Stanach Zjednoczonych imigranci przestawali być Polakami. W tym celu wprowadza pojęcie trzeciej wartości [20] i następnie opiera na nim klasyfikację stopni asymilacji równorzędnej do zachowywania lub tracenia poczucia polskości. W ten sposób otrzymuje 5 kategorii opartych na wyrażaniu stopnia polskiej lub amerykańskiej tożsamości.

1 - tożsamość polska

2 - tożsamość polska zmierzająca ku tożsamości dwukierunkowej

3 - tożsamość dwukierunkowa

4 - tożsamość amerykańska

5 - sprzeczności w obrębie tożsamości etnicznej. Tej ostatniej kategorii używa Mostwin w szerszym niż poprzednie znaczeniu.

Imigranci 1-szej kategorii uważają się za Polaków i są tak samo oceniani przez Amerykanów. W drugiej i trzeciej, procesy odchodzenia od polskości i adaptacja do amerykańskości są już w toku.

Osoby drugiej kategorii uważają się za Polaków, lecz wiedzą, że Polacy w Polsce mówią o nich jako o Amerykanach, podczas gdy oni sami czują się w nowym środowisku przybyszami dostatecznie różnymi, aby Amerykanie traktowali ich jako Polaków. Jak uważa Mostwin przyczyną tego odizolowania subiektywnie odczuwanego, jest brak pełnego udziału w życiu jednej i drugiej narodowości.

Osoby trzeciej kategorii uważają się za Polaków, lecz wiedzą, że są uważani za Amerykanów zarówno przez Polaków jak i Amerykanów. Ich tożsamość jest bezpieczna i chłonna, ponieważ, pisze D. Mostwin, mają nieprzerwaną więź z kulturowymi wartościami dawnego i nowego środowiska i wpływami ich wzorców wychowawczych. "Tożsamość dwukierunkowa jest nieszkodliwa dla równowagi psychicznej i dla członka grupy etnicznej jest tożsamością - idealną..".[21].

Kategoria czwarta obejmuje osoby, które Polacy nazywają zazwyczaj Amerykanami polskiego pochodzenia. Ich tożsamość jest wyłącznie amerykańska. Wprowadzając tę klasyfikacje Danuta Mostwin zakłada, że tożsamość amerykańska powoli wypycha ze świadomości imigranta jego tożsamość polską i że dopiero po zakończeniu tego procesu następuje pełna asymilacja.

W dalszym ciągu rozważań D. Mostwin zastanawia się nad zachowaniem i przekazywaniem wartości kultury polskiej poza krajem[22] Przy tej okazji próbuje ustalić teoretyczny układ dziesięciu wartości kulturowych polskich, jak twierdzi zależnych jedna od drugiej, ułożonych hierarchicznie, a następnie omawia tożsamość etniczną podkreślając, że ... etniczność nie równa się zakresowi pojęcia kultura... Równa się natomiast układowi polskich wartości kulturalnych przeniesionych w klimat kultury niepolskiej. Dynamika interakcji pomiędzy tymi dwoma kulturami wytwarza elementy nowe... prowadzi do wytworzenia etniczności. [23] Stąd D. Mostwin rozróżnia odcienie etniczności odpowiadające krajom, w których polska diaspora znajduje się i wymienia 3 typy etniczności : kulturalną, religijną i narodową. Dla naszych rozważań nad wizerunkami imigrantki polskiej propozycje dr. Mostwin nie są konieczne, ponieważ nam zależy przede wszyskim na skutkach asymilacji, czyli na reakcjach imigrantek i imigrantów na Nowy Kraj. Mniej interesuje nas natomiast teoretyczne budowanie modeli tożsamości imigranckiej

Interesujące jest jednak kiedy Mostwin porównuje swoje kategorie tożsamości z satysfakcją zawodową i przynależnością do amerykańskich organizacji społecznych i przytacza przy tym urywki wypowiedzi niektórych respondentów na rozesłaną przez nią ankietę. Dla nas może najciekawszą jest wypowiedź respondenta, który liczbę lat potrzebnych do tego, aby móc się uważać za Amerykanina uzależnia od :" 1) rodzaju wspomnień (szczęśliwych lub nie) jakie zachowujemy z życia w dawnej Ojczyźnie; 2) liczby lat przeżytych w Starym Kraju; 3) postawy ludzi tutejszych jak i od postawy ludzi z autorytetem. Te postawy uważam za bardzo pozytywne, tzn. przyspieszające proces asymilacji..."[24] Z punktu widzenia niniejszego opracowania wydaje się, że o stosunku imigranta do jego nowej ojczyzny decyduje jednak więcej czynników. Ważne są pytania czy imigrant dobrowolnie opuścił starą ojczyznę, czy też pod przymusem? Ile lat liczył w chwili przybycia do Nowego Kraju Czy jego kulturalne uwarunkowanie było zgodne z planami ponownego rozpoczynania życia na nowej ziemi? Jakie plany albo oczekiwania poprawy/ pogorszenia losu , kariery wiązał z emigracją i czy te plany miały możliwości spełnienia się, czy wyjazd miał charakter emocjonalnie negatywny, to znaczy czy dominowała chęć opuszczenia Starego Kraju za wszelką cenę, czy też pozytywny - budowania nowego życia dla siebie i rodziny? Jak znosił początkowy okres wyobcowania i samotności i co w nim z tego okresu pozostało? Czy w Starym Kraju, tak jak w Polsce po roku 1989, zaszły ważne zmiany? I wreszcie czy decyzja wyjazdu była jego własna czy też nie? Dla kobiet imigrantek wszystkie te pytania są bardzo ważne, a szczególnie ostatnie pytanie ma dużą wagę, ponieważ bardzo wiele emigrantek przybyło do Kanady jako towarzyszki swoich mężów. Ich priorytetem często bywało zatem uniknięcie rozłąki rodzinnej, a opuszczenie kraju i wyjście z polskiego kręgu kulturowego znajdowało się na drugim albo trzecim miejscu. W ciągu dwudziestego wieku nie wszystkie imigrantki naprawdę chciały opuścić swoje rodziny i grupy przyjaciół w Polsce. Niektóre uległy namowom narzeczonych, lub mężów, inne myślały, że ich pobyt za granicą będzie chwilowy, jeszcze inne przed wyjazdem budowały sobie obraz Kanady na wzór Polski. Wreszcie spora ich część opuściła Polskę podczas wojny i po 1945 roku obawiała się powrotu do Polski pod reżymem komunistycznym. Stąd nawet pobieżna znajomość Nowego Kraju zastępowana była często wyobrażeniami, które mogły mieć charakter marzeń nie wiele mających wspólnego z krajem i jego społeczeństwem. Ten rozdźwięk pomiędzy oczekiwaniami i rzeczywistością mógł następnie zamienić się w nieusprawiedliwioną pretensję, którą jedna z moich znajomych zamknęła w retorycznym pytaniu dlaczego Kanada jest tak bardzo inna? Tak jakby to było winą Kanady, że jest inna niż Polska. W miarę upływu czasu rozdźwięk pomiędzy początkowymi marzeniami i rzeczywistością na ogół zanikał, ale czasami wraz ze świadomością, że to już jest stały pobyt w tym nowym obcym kraju - przeradzał się w gorycz, która hamowała możliwości głębszej asymilacji. Przykładem są tu ostre słowa jednej z respondentek na mini-ankietę z roku 1998/99. Na pytanie czy uważa się za osobę o podwójnej kulturze : polskiej i kanadyjskiej, respondentka oznaczona symbolem ZC odpowiedziała : tylko polskiej, bo nie cierpię quebeckiej kultury.[25] (Respondentka mieszka w prowincji Quebec). Jakże gorzka jest wypowiedź autorki ukrytej pod pseudonimem Malwa. W życiorysie zatytułowanym To nie jest Kraj moich marzeń pisze ona :...Jestem coraz więcej podenerwowana, ogarnia mnie coraz większa niechęć do tego kraju. Sama wybrałam moją drogę, zdecydowałam się przyjechać tutaj, więc nie mogę i nie powinnam się skarżyć, zresztą komu .

W Polsce pracowałam w swoim zawodzie, miałam rodzinę, przyjaciół, ludzi bliskich i kochanych a wybrałam niepewność, obcość /autorka przybyła do Kanady, aby wyjść zamąż za człowieka, którego wcześniej poznała - mój przypisek/ . Zastanawiam się teraz dlaczego myślałam że Kanada jest czymś lepszym od Polski, dlaczego oczekiwałam czegoś dobrego od tych obcych ludzi? Dlaczego nie pomyślałam wcześniej o wyobcowaniu i samotności jaka musiała mnie tu spotkać... [26]

Dalsza różnica pomiędzy założeniami D.Mostwin i naszymi polega na rozumieniu słowa polskość i kultura polska dnia codziennego. Mostwim nie definiuje swojego pojęcia polskości. Wydaje się jednak, że dla niej polskość oznacza przede wszystkim stosunek emocjonalnej przynależności imigranta do Starego Kraju, jego losów, historii, tradycji i kultury pisanej wielką literą. Kultura dnia codziennego, która obejmuje postawy jakimi reaguje się na drobne codzienne wydarzenia i preferencje w wyborze norm społecznych, jest dla Mostwin zamknięta w dziesięciu wybranych przez nią wartościach, które ułożyła według pewnej hierarchii. Mają one tworzyć harmonijną całość i zbiorowo odpowiadającą na pytanie jak należy postępować[27] . Ma to więc być wzorzec postępowania emigranta a nie jego postępowanie. Natomiast dla nas ważna jest przede wszystkim kultura dnia codziennego, ten automatyczny, niekontrolowany sposób reagowania na środowisko, na sposób wychowywania dzieci, na rozładowywanie napięć w rodzinie, na ocenianie postępowania ludzi spotkanych na ulicy, lub w sklepie według standartów Starego lub Nowego Kraju, a nawet na układanie sobie tych bajek, które każda i każdy z nas opowiada sobie codziennie o sobie i które decydują o naszym poczuciu wartości. świetnie ilustruje to Marie A. Jabłońska w swoim życiorysie ... Co zamierzam tu opisać to serię kulturalnych szoków jakie przeciętny Europejczyk ze średniej klasy doświadcza po swoim przybyciu do Północnej Ameryki jako ubogi imigrant. Zanim zacznę to opisywać...chcę dodać, że dziś jestem doskonale zaadaptowana do życia tutaj i nie zamierzam wrócić do Europy. Po wtóre nie chcę być źle zrozumiana. Moim celem nie jest krytykowanie albo wyśmiewanie czegokolwiek w Kanadzie. Poprostu chcę podkreślić różnice w postawach i zachowaniach tak jak je widziałam wtedy, kiedy się tu znalazłam. I wierzcie mi, byłam nieustannie zdziwiona, zaszokowana i często bardzo krytyczna. Nic w tym nie było dziwnego, ponieważ przywiozłam ze sobą cały bagaż europejskiego snobstwa i przesądów.[28] W ciągu lat pobytu na obczyźnie ten bagaż kulturalny codziennego użytku modyfikuje się pod wpływem wieku, stanu zdrowia, ale także pod uderzeniami codziennej rzeczywistości Nowego Kraju. Asymilujący się imigranci prędzej czy później zastępują w nim dawne postawy sposobami nabytymi od lokalnych ludzi, w czasie interakcji z instytucjami, urzędami itd. Zaobserwowane i może nawet nieświadome przyswajanie sobie nowych form i nawyków jest poszukiwaną przez nas podstawą odbywającej się asymilacji imigranta. Drugie pokolenie wyrosłe już na nowej ziemi ma znacznie mniejszy zasób bagażu kulturalnego ze Starego Kraju, ponieważ od młodości chłonie zwyczaje i postawy kolegów szkolnych i środowiska, w którym wzrasta przy jednoczesnej coraz słabszej znajomości zwyczajów i postaw Starego Kraju.

Nawet jednak te i ci imigranci, którzy świadomie lub nieświadomie bronią się przed asymilacją wprowadzają zmiany w przywiezionym ze sobą bagażu polskiej kultury dnia codziennego. Czasami w rezultacie tych zmian następuje automatyczne odrzucanie wszystkiego co pochodzi z Nowego Kraju, kiedy indziej swoista i spontaniczna selekcja przestarzałych odruchów przetwarza przywiezioną kulturę dnia codziennego w wyidealizowany obraz, który jednocześnie pozwala na pozorną adaptację do kultury życia codziennego Nowego Kraju. Wygląda to wówczas tak, jakgdyby imigrant lub imigrantka mówili sobie "wszyscy zachowujemy się tak, jak tego wymagają normy Nowego Kraju, ale tak naprawdę wiemy, że tylko nasze dawne postępowanie jest wyrazem prawdziwej kultury". To też jest sposób na rozładowywanie swoich kompleksów niższości wynikających z poczucia izolacji w Nowym Kraju. Większość wytwarza sobie swoją osobistą mieszankę kulturową, którą posługuje się na codzień, powoli zwiększając w niej swój wkład kanadyjski, aż do punktu kiedy kultura dnia codziennego Polski jest używana tylko przy spotkaniach z rodakami i to nie ze wszystkimi.

Wśród imigrantów Kanady zachodniej z pierwszej połowy XX-go wieku istniał szczególny rozziew pomiędzy nagromadzeniem doświadczenia kanadyjskiego przez mężczyzn, którzy zwykle przybywali pierwsi i przez przybywające później kobiety. Ponieważ w praktyce uzbieranie kwoty pieniędzy potrzebnej na sprowadzenie rodziny często zajmowało sporo lat, więc w chwili kiedy rodzina wreszcie przybywała, mężczyzna był już "doświadczonym Kanadyjczykiem", podczas gdy jego żona i dzieci zaczynały się dopiero oswajać z nową rzeczywistością.Ta różnica dawała mężczyznom dodatkową przewagę w rodzinie. Stąd polski ludowy patriarchalizm i hierarchiczna forma struktury rodzinnej wyniesione ze wsi Starego Kraju bywały w Kanadzie wzmacniane przez nabytą przez ojca znajomość Nowego Kraju i jego praw. W początkowych latach imigracji dla rodziny, czyli kobiet i dorastających dzieci, decyzje ojca były więc w wielu rodzinach absolutnie niepodważalne W tamtych latach dzieci nie mogły się nie zgodzić z decyzją rodziców, musiały słuchać[29] Agata Puzianowski autorka powyższej uwagi nie odważyła się wprost odmówić swemu ojcu wyboru męża dla niej, ale broniąc się przed narzuconym narzeczonym za namową swojej kanadyjskiej znajomej poprostu uciekła z domu. Czyli milcząco przyjmując wybór dokonany przez ojca zachowała się jak Polka, ale uciekając z domu przed narzuconym narzeczonym postąpiła już jak dziewczyna kanadyjska.

W Kanadzie wschodniej, gdzie emigranci polscy z XIX-go wieku i z pierwszej połowy XX-go osiedlali się przede wszystkim w miastach, patriarchalizm rodzin polskich mógł [30] nie występować w tak jaskrawych formach jak na zachodzie Kanady, dlatego że zarówno większa gęstość zaludnienia, jak i ciągłe kontakty z różnorodnymi kulturami etnicznymi mogły działać łagodząco na polskie wiejskie tradycje. Ponadto, w miastach łatwiej było się wyłamywać spod kontroli ojca, ponieważ było znacznie więcej okazji do usamodzielnienia się. Z większymi możliwościami zarobkowymi córek, łączyła się większa możliwość wyprowadzenia się z domu. Wreszcie w ośrodkach miejskich Kanady wschodniej osiedlały się także emigrantki z Polski, przybyłe samotnie. W środowisku polskiej imigracji były one traktowane jako potencjalne żony, które mogły sobie wybierać mężów według swojej woli. Z tych co jechali doKanady było parę rodzin rusińskich, kilkanaście dziewcząt, które jechały jako służące albo do narzeczonych, a reszta to żony z dziećmi . Był to rok 1930.[31]

Aż do przełomu lat 50-tych i 60-tych ub. wieku emigrantka w mieście miała bardzo niewielki wybór zawodów. Najczęściej zatrudniana była jako służąca, niańka, ewentualnie opiekunka małych dzieci. Rzadziej, dopóki II wojna światowa nie wywołała boomu produkcyjnego w miastach Kanady wschodniej , znajdowała miejsce pracy w różnych mniejszych lub większych fabrykach rozwijających się w takich ośrodkach jak Montreal lub Toronto, ponieważ brak znajomości języka zwykle uniemożliwiał jej pracę w środowisku fabrycznym, z wyjątkiem pracy w sweatshops bardzo popularnych w czasie Wielkiego Kryzysu.

Po zakończeniu wojny i powrocie kanadyjskich żołnierzy do domów Kanadyjki masowo rzucały pracę zawodową i wracały do domów, aby zakładać rodziny i rodzić dzieci.[32] , stąd nieznaczny procent imigrantek biegłych w języku angielskim i znających maszynopisanie oraz inne prace biurowe mógł teoretycznie już wówczas szukać prac sekretarek, recepcjonistek, telefonistek itp. Nieco później po wojnie wielkie magazyny i duże sklepy zaczęły także przyjmować imigrantki jako sprzedawczynie, lub kasjerki, a małe przedsiębiorstwa usługowe, powstające licznie w latach powojennych, chętnie zatrudniały osoby znające różne europejskie języki, ponieważ ich klientela często tylko takimi władała. Imigrantki z krajów Europy wschodniej były także chętnie widziane w urzędach rządu federalnego, gdzie znajomość różnych języków była potrzebna w pracy. W sklepach nikt się nie zastanawiał, czy nowo przyjęta sprzedawczyni jest zamężna czy nie, ponieważ wiadomo było, że imigrantki mężatki są tak samo gotowe pracować jak kobiety niezamężne [33] Prace zarobkowe podejmowane przez nie często pozwalały mężowi, jeszcze niepracującemu, na znalezienie lepiej płatnej pracy, albo zrobienie kursu językowego lub zawodowego, który z kolei mógł mu zapewnić lepsze zarobki i wyższy dochód w rodzinie. Stąd zarobkowanie mężatek w większości traktowane było wśród Polaków jako chwilowe i mąż nadal był uważany za głównego żywiciela rodziny. Mimo tej idee generale dominującej wśród Polonii z lat wojennych i powojennych praca zawodowa imigrantek przeważnie wydłużała się w czasie, bo w miarę powstawania nowych planów życia powstawały nowe potrzeby, jak np. studia dla dzieci, lub kupno nowego domu. Zachęcała kobiety do pracy zawodowej także i ogólna atmosfera kraju, gdzie wzrost potrzeb imigrantów był pochwalany jako normalny element asymilacji, a samodzielność była jednym ze świętych przykazań społeczeństwa kanadyjskiego. Polskie imigrantki na ogół chętnie podejmowały pracę zarobkową. Czasami szczególnie atrakcyjna była ona dla młodych mężatek, które w pracy zawodowej widziały dla siebie furtkę uwalniającą je od roli housewife, skoncentrowanej wyłącznie na prowadzeniu domu i wychowywaniu dzieci i z którą "mąż nigdy nie rozmawiał o swojej pracy zawodowej, a nawet nie potrafił sobie wyobrazić, że o sprawach publicznych i zawodowych można by rozmawiać z kobietą"[34] Bunt przeciwko tej patriarchalnej postawie męża znalazł się w odpowiedzi jednej z respondentek na mini-ankietę, imigrantki po wyższych studiach przybyłej do Kanady 10 lat po drugiej wojnie. Pisze ona że pierwszą swoją pracę zawodową " podjęła wbrew woli męża. Mąż pogodził się z moją decyzją, ale na jego warunkach. Gdy nie kolidowało to z planami jego i dzieci." W dalszym ciągu ta sama respondentka tłumaczy dlaczego nie lubiła swojej pierwszej pracy : " Pracowałam tam gdzie miałam środek transportu, lub możność dojścia w czasie wolnym od obowiązków domowych. Z powodu częstej przeprowadzki z miasta do miasta ( awanse męża w pracy) musiałam brać prace bez dłuższego zobowiązania."[35]

Ta "chwilowość" zatrudnienia kobiety powodowała, że etapy jej asymilacji opierały się przede wszystkim na osobistej zdolności adaptacji imigrantki do otaczającego ją środowiska od którego uczyła się języka, postaw i manier w kontaktach z ludźmi oraz noszenia się po kanadyjsku. Etapy tej adaptacji przebiegały w różnych częściach Kanady w różny sposób. Także czas przybycia imigrantki, jej status społeczny w Starym Kraju oraz jej wiek odgrywały poważną rolę w procesie asymilacji do kultury kanadyjskiej. To też inaczej przechodziły proces asymilacji Polki które przybyły do Kanady podczas wojny, albo zaraz po niej, a inaczej te, które później uciekały z komunistycznej Polski, lub przybyły na fali "solidarnościowej" emigracji.

Wydaje się, że po wojnie w zetknięciach z Polonią zadomowioną już w Kanadzie, nowo przybyłe kobiety odczuwały potrzebę publicznego podkreślania swoich więzów ze Starym Krajem. Imigrantki z okresu wojennego i powojennego często niejako z obowiązku patriotycznego czuły potrzebę publicznego wyrażania swego przywiązania do Polski, swojej dumy z polskiego pochodzenia, tak jakby w ten sposób chciały zbalansować odczuwane w Kanadzie izolację i wykorzenienie.[36] W miarę przedłużania się pobytu na obczyźnie ten stan emocjonalnej egzaltacji mijał i sprawy ongiś w Polsce uważane za ważne większości respondentek obojętniały, chociaż dla wielu z nich ich stosunek do Starego Kraju i jego kultury się nie zmienił[37]

Niewątpliwie kobiety, które przybyły do Kanady przed 1939-tym rokiem zaczynały swą adaptację do Kanady przez najniżej kwalifikowaną pracę zarobkową podobnie jak ich mężowie lub ojcowie. One wiedziały, że wyjazd ze Starego Kraju miał oznaczać wypracowanie sobie lepszego losu i uzyskanie tego celu było zależne od szybkości ich adaptacji i od ilości zebranych przez nie pieniędzy. "Czas płynął. Zaczęłam lubić moją pracę (autorka smażyła hamburgery) Dolary stale napływały. Co tydzień odnosiłam do banku $ 3, kupując sobie coś do mojej wyprawy. Po ośmiu czy dziewięciu miesiącach miałam odłożone 180 dolarów, wyreperowane zęby i wszystkie ubrania jakie mogłam nosić. Dobrze mi się powodziło."[38] A skoro poprawa losu oznaczała adaptację do zwyczajów i sposobów życia w Nowym Kraju, to jak najszybciej należało dostosować się do lokalnej społeczności, ponieważ wtedy można było łatwiej i lepiej zarobić. Czasami jednak przywiązanie do postaw wyniesionych ze Startego Kraju bywało silniejsze aniżeli chęć zarobku. Taki przykład podaje D. Hoerder cytując Annę Polkę, która uciekła do" Indian" ze służby u "bogatego państwa", w domyśle, ponieważ nie traktowali jej tak jak ona by sobie życzyła[39]

Emigrantki czasu II wojny światowej i pierwszych lat powojennych, osiadłe przede wszystkim w miastach Kanady wschodniej znajdowały w swoich pracach zarobkowych znacznie mniej zachęty do asymilacji. Otwarte dla nich zawody sprzątaczki, służącej, lub niańki były i nadal są w pojęciu ogromnej większości Polek imigrantek poniżeniem społecznym, którego należało unikać. Nieco lepiej było być robotnicą w fabryce lub sprzedawczynią w sklepie, chociaż i to było wyrazem deklasacji społecznej, a i zarobki w większości oznaczały raczej przeżycie aniżeli perspektywy poprawy losu. Jednak już 10 lat po wojnie, kiedy Kanadyjki nadal licznie zakładały rodziny[40] zaczęły się pojawiać wolne miejsca w zawodach biurowych. Imigrantki znające wystarczająco angielski lub francuski mogły więc, przy odrobinie szczęścia przejść od pracy fizycznej do pracy biurowej. Bardzo powoli zaczęto także brać pod uwagę możliwości zatrudnienia imigrantek odpowiednio do ich wykształcenia, co do czasów wojny światowej było poprostu nie do pomyślenia. Powojenne braki na rynku pracy przy jednoczesnej kontynuacji rozwoju gospodarczego Kanady powoli wymuszły więc lepsze prace także i dla kobiet.

Ta nowa pozycja polskiej imigrantki na rynku pracy zaskoczyła do pewnego stopnia niektórych członków Polonii. Fakt, że dawała ona kobietom więcej samodzielności i lepsze pensje nie zawsze spotykał się z aprobatą ich mężów. Niektórzy z nich byli zadowoleni, że w ten sposób rodzina miała więcej pieniędzy, inni jednak reagowali na nową samodzielność ich kobiet niezadowoleniem i poczuciem zagrożenia własnej pozycji żywiciela i pana domu. Z drugiej strony samodzielność finansowa mężatki potrafiła czasami bardzo zmienić na gorsze jej stosunek do męża. Drobne rodzinne nieporozumienia zaczynały w takich rodzinach urastać do poważnych problemów. Niekiedy trwało to miesiącami, kiedy indziej latami, aż dodatkowe presje związane z pracą i trudnościami adaptacji w Nowym Kraju jednej lub drugiej strony doprowadzały do rozłamu w rodzinach. Wiele małżeństw poprostu nie wytrzymywało takiej próby.[41] Kasia, autorka życiorysu "Wolna i niezależna" pisze następująco ..." Bardzo dużo miejsca poświęciłam w niniejszym opracowaniu mojemu małżeństwu. Były ku temu dwa powody. Po pierwsze zdarzenia te były przedmiotem największej mojej troski w tym okresie. Po drugie zdarzenia te w sposób pośredni ilustrowały moje przejście z jednej kultury w drugą. W Polsce tragiczna sytuacja polityczna i ekonomiczna nie sprzyjała dojrzewaniu psychicznemu młodych ludzi. Nie kształtuje się w nich w sposób naturalny odpowiedzialności za własne życie. Dlatego też przez lata na wysiłki mego męża zmierzające ku uzależnieniu mnie, reagowałam po przez próby albo zgody na jego warunki, albo przez wypracowanie sobie większej wolności. Trochę jak nastolatek starający się albo być grzeczny, albo wywalczyć sobie większą wolność ze strony rodziców, gdybym była dojrzałą kobietą taka sytuacja nigdy nie zaistniała by. Odpowiedzialność za własne postępowanie i za własne decyzje brałabym jako pewnik. Byłabym przeświadczona o swoim prawie do samostanowienia, a jakiekolwiek próby uzależnienia mnie trafiałyby w próżnię. Ponieważ nigdy przed ślubem takiej dojrzałości nie osiągnęłam to i prawo do samostanowienia nie było czymś naturalnym dla mnie."[42] Jeden ze znajomych polskich lekarzy, u którego leczy się wiele rodzin polskich imigrantów, uważa że do dziś częściej mężowie aniżeli żony nie wytrzymują stresów związanych z imigracją.

Od czasu II wojny światowej w takich miastach jak Montreal lub Toronto rozwój społeczności polonijnej następował bardzo szybko. Duży napływ imigrantów z rodzinami po zdemobilizowaniu wojska polskiego na Zachodzie oraz DiPisów z różnych obozów rozsianych po różnych kontynentach sprzyjał powstawaniu dość zwartych grup polskich kontynuujących tradycje i zwyczaje Starego Kraju, według których kobieta uważana była za strażniczkę ogniska domowego i do jej obowiązków należało przechowywanie kultury i tradycji narodowych. Żołnierze armii polskiej na Zachodzie, którzy ściągali swoje narzeczone z Polski, albo szukali Polek na żony także oczekiwali od swoich wybranek, że stworzą im domy na modłę polską, kontynuując polskie katolickie wartości kultury i tradycji i przekazując te wartości ich dzieciom. W tych oczekiwaniach brała często udział miejscowa Polonia pielęgnując atmosferę tradycyjnej roli Polki urządzającej święta według polskich tradycji, biorącej udział w imprezach polonijnych, włączającej się w działalności społeczne : polskie szkółki sobotnie lub niedzielne, zespoły tańców polskich, udział w organizowaniu kas samopomocowych, witanie nowo przybyłych, przygotowywanie kursów języka angielskiego, a także organizowanie różnych związków lub komitetów pomocy imigrantom oraz społeczeństwu polskiemu.

W pojęciu społeczności polonijnej natomiast asymilacja kobiet do Kanady była sprawą drugorzędną, prywatną każdej nowo-przybyłej emigrantki i jako taka nie była w planach zainteresowań społeczności polonijnej. Nie było na przykład polonijnych kursów językowych dla kobiet, chociaż Polonia organizowała kursy zawodowe i językowe dla mężczyzn. Stąd dla wielu imigrantek mężatek drugiego i trzeciego etapu (1940-1979) najczęstsza droga do asymilacji prowadziła albo przez pracę zarobkową albo przez bezpośredni kontakt ze społeczeństwem kanadyjskim, na przykład podczas cotygodniowych zakupów żywnościowych w wielkich magazynach żywnościowych, w których wystarczała nawet minimalna znajomość języka. O tym jak bardzo kulawa bywała taka asymilacja świadczy montrealska anegdota ze środowiska kanadyjskich sędziów przepytujących kandydatów na obywateli kanadyjskich. Otóż na standartowe pytanie jednego z nich co kandydatka robi w Kanadzie, pewna polska starsza pani odpowiedziała szczerze Me, go to Steinberg, then push, push my cart. Na szczęście w latach powojennych sędziowie kanadyjscy przejęci zasadą łączenia rodzin przyjęli to kulawe zdanie jako wystarczającą znajomość wymaganego języka angielskiego i dali jej obywatelstwo kanadyjskie[43]. W nieco lepszej sytuacji asymilacyjnej znajdowały się imigrantki matki mające dzieci w wieku szkolnym. Obowiązek uczestniczenia w szkolnych zebraniach rodziców, współpraca z nauczycielami, udział w organizowaniu różnych szkolnych imprez oraz wszystkie inne kontakty ze szkołą zmuszały polską matkę do rozszerzania swego minimum językowego, a także zapoznawały ją z różnymi kanadyjskimi instytucjami życia społecznego. W rezultacie przy dobrej woli imigrantki asymilacja osiągnięta dzięki tym kontaktom bywała nieraz o wiele głębsza aniżeli można było przypuszczać.


 


Copyright © Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w dokumencie.

23-845 Dakota Street, Suite 332
Winnipeg, Manitoba
R2M 5M3
Canada
Phone: (204)254-7228
Toll Free US and Canada: 1-866-254-7228