Polonia Winnipegu
 Numer 53

             11 grudnia, 2008      Archiwa Home Kontakt

Wydawca


Bogdan Fiedur
Bogdan Fiedur
 

 

zapisz Się Na Naszą listę


Proszę kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.

Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego linku.

 

 

Przyłącz się

Jeśli masz jakieś informacje dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z naszymi czytelnikami, to prześlij je do nas. Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować nas o wszystkich wydarzeniach polonijnych.

 

 

Promuj polonię

Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób.  Mój apel jest aby dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.

Tutaj są instrukcj
e jak dodać stopkę używając Outlook Express.

Kli
knij Tools-->Options --> Signatures

Zaznacz poprzez kliknięcie
Checkbox gdzie pisze

Add signature to all outgoing messages


W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.

Polonijny link Winnipegu
http://www.polishwinnipeg.com

albo

Polish Link for Winnipeg
http://www.polishwinnipeg.com


Po tym kliknij Apply

I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express

Polonijny Biuletyn Informacyjny w Winnipegu

Poza gniazdem. Wizerunki emigrantki polskiej w Kanadzie w XX wieku. Książka prof. Marii Anny Jarochowskiej.

INDEX

POZA  GNIAZDEM. WIZERUNKI  EMIGRANTKI  POLSKIEJ  W  KANADZIE  W  XX  WIEKU


CZĘŚĆ DRUGA : W pojedynkę

ROZDZIAŁ IV Stara i Nowa Polonia


Po doświadczeniach kpin i krytyki z jaką uciekinierki z Nowej Emigracji spotkały się ze strony członków Starej Emigracji w początkowych latach swego pobytu w Kanadzie, kobiety te na ogół brały słaby udział w nawiązywaniu kontaktów z przedwojennymi imigrantami. Mimo to godzenie się Starej i Nowej Polonii związane z wysiłkami poszczególnych członków obu grup, a także z upływem czasu powoli poszerzało się. W obu "obozach" znajdowało się sporo ludzi życzliwych z natury i chętnie współpracujących razem. Przedwojenni imigranci ze Starej Polonii, którzy byli gotowi współpracować z Nową Polonią mieszkali naogół w miastach Kanady i obok kanadyjskiej mieli także poczucie polskiej tożsamości. Było wśród nich sporo weteranów z legionów lub z wojska polskiego z czasów I wojny światowej, i wojny bolszewickiej 1920/21. Wielki kryzys lat 30-tych zepchnął wielu z nich na krawędzie biedy i głodu, zmuszając do szukania pracy gdziekolwiek by ona była. Niektórzy wyjeżdżali do kopalń w północnym Ontario, inni chwytali się każdej pracy nawet najniżej płatnej byle utrzymać rodziny i dopiero początek II wojny światowej, który przerwał spiralę bezrobocia, pozwolił wielu z nich powrócić do wyuczonych zawodów i znaleźć stałą pracę.

W Montrealu dwie takie rodziny zasługują na szczególną uwagę. Są to Krystyna i Stefan Idziakowie oraz Julian i Wanda Wróblewscy.

Krystyna i Stefan Idziakowie, już przez nas wspominani, w czasie wojny byli właścicielami niewielkiego sklepu "kolonialnego" , licznie odwiedzanego przez uchodźców wojennych . Stefan Idziak był weteranem wojska polskiego z czasów I wojny światowej, a do Kanady przybył w latach 20-tych, podobnie jak jego żona Krystyna. Oboje zasłużyli się wielką pracą społeczną w czasie międzywojnia wśród Starej Polonii w Toronto, gdzie mieszkali i pracowali przez długie lata. Po przeniesieniu się do Montrealu i już podczas II wojny światowej życzliwość swoją rozszerzyli także i na uchodźców wojennych. Byli ośrodkiem informacji i życzliwej pomocy dla wielu świeżo przybyłych Polek i Polaków. Po roku 1945 chętnie też włączali się w struktury organizacji Nowej Polonii i w jej Komitety charytatywne na rzecz społeczeństwa w Polsce. Krystyna Idziak przez wiele lat była aktywną członkinią Komitetu Pomocy dzieciom Polskim.

Podobnie życzliwi i oddani sprawie pomocy wojennym i powojennym polskim imigrantom byli Julian i Wanda Wróblewscy. Julian Wróblewski był weteranem legionów i do Kanady przybył na początku lat 20-tych. Krótko po tym w chórze kościelnym w Montrealu poznał siedemnastoletnią Wandę Tułasiewicz , również niedawną imigrantkę i podobnie jak on szczerą patriotkę. Od chwili ślubu zaczęli razem wśród Polonii montrealskiej pracować społecznie. Jednak dopiero w czasie II wojny światowej i po jej zakończeniu ich działalność społeczna rozwinęła się na dużą skalę. Wanda pracowała w Czerwonym Krzyżu, a Julian zajmował się żmudnym wyszukiwaniem pracy dla zdemobilizowanych żołnierzy polskich , których rząd quebecki umieścił w obozie przejściowym w St- Jean de Richelieu. Właśnie podczas jednego z wyjazdów do St-Jean, zmierzających do pomocy zdemobilizowanemu Polakowi Julian Wróblewski wraz synem stali się ofiarami wypadku samochodowego w którym syn pp. Wróblewskich został zabity a ojciec ciężko ranny.

Podczas wojny /Wanda - mój przypisek/ poświęcała swój czas dla Czerwonego Krzyża Kanadyjskiego, gdzie razem z innymi Polkami przygotowywały bandaże itp /materiały - mój przypisek/ dla żołnierzy w Europie Montrealski /mój przypisek/ dom Wróblewskich był znany w Polsce jako " Polish Camp". Listy adresowane w ten sposób, ale bez nazwiska, dochodziły do Wandy i Juliana Wróblewskich. Cała rodzina brała udział w tej akcji pomagania innym...Pani Wanda za...swą opiekę nad polskimi emigrantami z Niemiec i Wojska Polskiego została odznaczona pucharem " Matka Polka" ...przez prasę polonijną w roku 1948 [152] Krąg przyjaciół oraz znajomych pp. Wróblewskich obejmował zarówno Starą jak i Nową Polonię. Toteż Wanda Wróblewska, kiedy pojawiła się możliwość utworzenia Ogniwa- Montreal w Federacji Polek w Kanadzie, natychmiast się tym zainteresowała i silnie poparła założycielkę - Marię Zaborską .

Dodać należy, że chociaż w gospodarstwie pp. Wróblewskich nigdy się nie przelewało, to jednak czwórka ich dzieci wychowana została w duchu polskości z dobrą znajomością języka polskiego i wartości wyniesionych z ich domu rodzinnego. Obecnie nawet trzecie pokolenie rodziny Wróblewskich jest świadome swoich korzeni narodowych. Córka pp. Wróblewskich, Danuta Wróblewska- Padowicz już od 15 lat jest przewodniczącą FPwK - Ogniwo Montreal. Za długoletnią pracę społeczną szczególnie w harcerstwie polskim i w FPwK Danuta Wróblewska-Padowicz otrzymała Srebrne a następnie Złote Odznaczenia Kongresu Polonii Kanadyjskiej

Z drugiej strony, wielu imigrantów z grupy uchodźców wojennych także próbowało nawiązać kontakty z członkami Starej Polonii zmierzając do osiągnięcia porozumienia, którego celem była normalizacja kontaktów między członkami obu grup polonijnych i ich współpracy. Najlepsze wyniki tej działalności uzyskała grupa "inżynierów", Nowej Polonii w Toronto. Ale i w Montrealu wśród uchodźców przed Hitlerem znajdowali się mężczyźni i kobiety wyciągające życzliwie dłoń do przedwojennych imigrantów. Antonina Karaszewicz- Tokarzewska, żona wielce zasłużonego generała Polski Podziemnej, a później Wojsk Polskich na Zachodzie, była jedną z nich. Z wielu przedwojennymi imigrantami i ich rodzinami potrafiła nawiązywać nić wzajemnego szacunku i przyjaźni, czym zyskała sobie wiele sympatii a nawet podziwu w obu grupach, a przede wszystkim wśród członków Starej Polonii. Jej zasługą było między innymi wciągnięcie do współpracy w Komitecie Pomocy Dzieciom Polskim przedstawicielek przedwojennej imigracji, dzięki czemu Komitet zyskał znacznie szersze poparcie w Polonii.

. Po wojnie wielu członków Starej Emigracji, było już majętnymi ludźmi, inni mieli już ustabilizowane życie i z zainteresowaniem przyglądali się wyraźnie widocznej działalności kulturalnej Nowej Polonii, lub chętnie w niej brali udział. W organizowanych imprezach polonijnych dostrzegali podnoszenie się statusu społecznego polskich imigrantów a także nowe możliwości finansowe, które przedstawiciele Starej Polonii lepiej mogli realizować aniżeli przybysze powojenni. Było charakterystyczne, że imigranci przedwojenni, którym się po wojnie poszczęściło chętniej się kontaktowali z Nową Polonią aniżeli nadal ich ubodzy współbracia.

W latach 70-tych jednym z pomostów pomiędzy obu grupami w Montrealu był Franciszek Ławruszczuk, popularnie nazywany "Czarnym Frankiem", bardzo szanowany organizator społeczny działalności polonijnej związanej ze świętowaniem polskich rocznic narodowych i katolickich, ale również odpłatnych imprez artystycznych, lokalnych lub sprowadzanych z Polski. Dzięki niemu przyjazdy artystów z Polski , w tym zespołów "Mazowsza" i "Sląska" , nie mówiąc o wizytach " sołtysa Kierdziołka" szczelnie wypełniały sale tłumami Polaków z całego Montrealu i okolicy dając okazję do życzliwych spotkań całej Polonii.

Poczucie krzywdy i odrzucenia wśród biedniejszych członków Starej Polonii nadal jednak istniało, tym więcej, że wielu z nich wyzwalało się z polskiego kompleksu przedwojennego chłopa albo robotnika dopiero przez kanadyzację. Dlatego wzorzec Polaka-chłopa , który zaczynał od najcięższej pracy, jak mawiali darcia pazurami twardej ziemi i potem powoli awansował, jednocześnie asymilując się do kultury kanadyjskiej, był w pojęciu tego odłamu Starej Emigracji najważniejszym etapem w procesie adaptacji do Kanady. Ci imigranci pokorni wobec Kanady i ulegle znoszący krzywdy zadawane im przez lokalnych mieszkańców, chcieli aby i Nowa Polonia szła tą samą ścieżką.

Potwierdzeniem tej tezy o pokorze naszych osadników może być opis sytuacji przedstawionej przez Dirka Hoerdera w Creating Society. Wprawdzie poniższy opis odnosi się do lat przedwojennych ale dobrze ilustruje upokorzenia i krzywdy, które nieraz musieli oni znosić ze strony kanadyjskiej. Otóż kilku mieszkańców miasteczka Manhota w Albercie w okrutny sposób doprowadziło do opuszczenia sąsiadującej farmy polskiego osadnika, ponieważ był "inny". Osadnikowi George Mazury wywrócili wóz z drzewem na opał, drzewo porozrzucali po polu, jego samego dotkliwie pobili, a następnie bezpodstawnie oskarżyli go przed sędzią pokoju o umyślne uszkodzenie byka sąsiada. Wszystko po to, aby go zmusić do opuszczenia osiedla.[153] Co zresztą im się udało, ponieważ George Mazury nie tylko nie miał nikogo, kto by stanął po jego stronie, ale aby przeżyć musiał być człowiekiem pokornym Po wojnie dyskryminacja nielubianych imigrantów była jednak coraz gorzej postrzegana przez rządy federalny i prowincjalne, ponieważ w miarę organizowania się nowo przybywających w grupy, zaczynało napływać do urzędów Prowincji i Federacji coraz więcej skarg. Prowincje próbowały więc zaradzić temu przez organizowanie doraźnych rozwiązań, mniej lub więcej udanych np. Rada Obywatelska (Citizen Council), która powstała w r 1956 w Edmonton w Albercie miała tylko uprawnienia do przekazywania skarg i ewentualnie pomysłów jak zapobiegać dyskryminacji. W ciągu kilku lat swego istnienia Rada ta stała się tak wielkim utrapieniem rządu albertańskiego, że ów rząd wprawdzie rozwiązał ją, ale równocześnie zmuszony został do wprowadzenia nowych rozwiązań, pomyślniejszych dla imigrantów. Rządy innych prowincji bacznie się przyglądały temu eksperymentowi i nauczone doświadczeniem Alberty próbowały także znaleźć u siebie odpowiednie rozwiązania. W gruncie rzeczy dyskryminacja powszechnie dominująca ciągle jeszcze w pierwszych latach po II wojnie światowej zaczęła sama zanikać przede wszystkim przez fakt zatrudniania na stanowiskach decyzyjnych wykształconych imigrantów. Było coraz trudniej dyskryminować imigranta , który być może miał zły akcent, ale decydował o ważnych sprawach dla prowincji, albo kompanii wystarczająco wielkiej, aby mieć swoją własną politykę personalną egzekwowaną przez jej dyrektorów. Toteż w wielu wypadkach dyskryminacja etniczna malała, czasami zmieniając się w zawiści i niechęci personalne pomiędzy poszczególnymi członkami kompanii lub instytucji. Pochodzenie etniczne powoli przestawało być głównym i widocznym elementem wrogości.

Ponadto imigranci z demobilu byli inni, niż poprzednia polska emigracja. Wszyscy otarli się o świat zanim przybyli do Kanady , wielu miało co najmniej wykształcenie podstawowe, a często i średnie, a ponieważ emigracja wymieszała ich klasowo, więc po przybyciu do Kanady, niezależnie od różnic klasowych, trzymali się małymi grupkami związanymi przyjaźnią i wzajemnie sobie pomagali. Mimo ciężkich prac kontraktowych ta spójność gwarantowała im lepszy start, tym więcej, że od chwili przyjazdu poczynali sobie po swojemu. W stosunkach z Kanadyjczykami często "zachowywali się jak równi z równymi". Fakt, że po wojnie przybyli do Nowego Kraju w jednym odzieniu i z paroma dolarami w kieszeni, nie u wszystkich wpływał na poczucie ich statusu społecznego. Nie mogło również umknąć uwadze członkom Starej Emigracji, porównującym różnice w starcie obu grup, że wobec uchodźców, byłych żołnierzy i DiPisów władze kanadyjskie były wielokrotnie bardziej życzliwe niż wobec poprzednich fal imigracji. Zazdrość i oburzenie na "łatwe życie uchodźców" były więc zrozumiałą reakcją grupy, która kilkadziesiąt, a może tylko kilkanaście lat wcześniej była poddana bolesnej i bardzo krzywdzącej dyskryminacji mając nadal bardzo ograniczone możliwości finansowe.

Poza tym niektórzy członkowie Starej Emigracji miewali trudności ze zrozumieniem zmian, które zachodziły w ciągu ich życia w świecie i w społeczeństwie kanadyjskim. Jadwiga Pierzchajło wraz z mężem przybyła do Kanady w 1949 roku (oboje mieli studia uniwersyteckie) i w swoich wspomnieniach opisała scenę bardzo dobrze charakteryzującą te przemiany. Otóż ona, początkowo była zatrudniona jako sprzątaczka w szpitalu, a jej mąż pracował jako robotnik kolejowy : "Pewnego dnia kiedy szorowałam salę operacyjną podszedł do mnie dr. George Boorman i zapytał czy nie zechciałabym razem z mężem przyjść do ich domu na kolację. Moja żona i ja bardzo chcielibyśmy was przyjąć - powiedział. Nic nie mogło być bardziej zdumiewające niż to zaproszenie. Kto bowiem słyszał, aby sprzątaczka i robotnik kolejowy byli zaproszeni do doktora w mieście"[154] . W powojennej Kanadzie, jak się okazuje taka sytuacja była już możliwa, podczas gdy w okresie przedwojennym, była ona nie do pomyślenia. Sheepskin people nie mieli pełnych praw w społeczeństwie, a już mieszanie się towarzyskie z kanadyjską elitą miejską przekraczało najdziksze pomysły i naraziłoby obie strony na trudne do wyobrażenia konsekwencje społeczne, jak np. wygnanie z miasta "bezczelnych bohunks" i ostracyzm socjalny wobec "zwariowanego doktora". Te dwa powyższe przykłady (George'a Mazury i Jadwigi Pierzchajło) są jeszcze jednym przykładem różnic pomiędzy imigrantami polskimi z przed i powojnia i tego jak głęboko psychikę Kanady przeorały doświadczenia II wojny światowej powodujące że społeczeństwo Kanadyjskie prędko uznało tolerancję za swój sposób postępowania.



Imigranci 3-go etapu różnili się od swoich poprzedników pod kilkoma względami. Po pierwsze nie przybywali masowo. Ich decyzje emigrowania z Polski następowały po długich, nieraz wieloletnich i bardzo skrywanych rozważaniach na temat sytuacji w PRL-u i pod wpływem ich własnych marzeń o życiu w wolnym kraju. Bardzo często wykorzystywali fakt znalezienia się zagranicą na wycieczce. Wielu artystów i sportowców "wybierało wolność" przy okazji występów artystycznych lub zawodów sportowych. Otwarcie emigrowało z PRL-u raczej niewiele rodzin i to przede wszystkim byli ludzie, którzy wyjeżdżali z PRL-u w celu łączenia rodzin. Reszta wykorzystywała najrozmaitsze możliwości wydostania się z PRL-u sposobami legalnymi lub nielegalnymi. Byli to zatem ludzie, którzy wiedzieli że mają profesję, która może im zapewnić w Kanadzie prawie natychmiastową pracą zawodową.

Podstawowym elementem imigracji z lat 1957-1979 było więc posiadanie było dobrych kwalifikacji zawodowych, artystycznych sportowych często sprawdzonych praktyką jeszcze z PRL-u . Ponadto byli to w ogromnej większości ludzie młodzi, lub wchodzący w wiek średni co zapewniało im doświadczenie zawodowe tak pomocne przy znajdywaniu pracy w swoim zawodzie w Nowym Kraju.

Imigranci tego etapu różnili się także od swoich poprzedników pełną świadomością decyzji opuszczenia PRL-u na zawsze i rozpoczynania swego życia na nowo w Kanadzie. Byli to więc jednocześnie imigranci polityczni i ekonomiczni korzystający ze swego dobrego przygotowania zawodowego, które w Nowym Kraju otwierało przed nimi możliwości dobrobytu lub kariery zawodowej.

Kobiety tego etapu imigracji były w większości samodzielne, sprawne w swoich zawodach i pełne inicjatywy. Jeśli tylko miały wykształcenie pozwalające na otwarcie prywatnego biznesu to natychmiast z tego korzystały. Nie ograniczały się przy tym do pozostawania w dwu centrach imigracyjnych - Montrealu i Toronto , ale, ciekawe nieznanego świata i pewne siebie szukały w którym z miast kanadyjskich będą się najlepiej czuły. Po latach wiele z nich jest zagorzałymi patriotkami swoich prowincji, jednocześnie utrzymując więzi z współrodakami w całej Kanadzie. Inne poznawały po kolei całą Kanadę, powoli czując się coraz bardziej związanymi z całym krajem.

Wiele kobiet miało profesje poszukiwane wówczas w Kanadzie, inne natychmiast przystępowały do uzupełniania swoich kwalifikacji bądź przez naukę języków , nostryfikacje, bądź przez kończenie odpowiednich kursów na uniwersytetach kanadyjskich. Stąd na 11 respondentek na mini-ankietę przybyłych w okresie 1957-1979 do Kanady 10 stwierdziło, że ich pierwsza praca była zgodna z ich wykształceniem i oczekiwaniami, jedenasta respondentka przybyła do Kanady jako dziecko z rodzicami. Następnie 7 respondentek odpowiedziało, że wynagrodzenie za tę pracę było wystarczające na życie codzienne, a 3 osoby zaznaczyły, że ich pensje były dodatkiem do zarobków męża. Dwie respondentki dodały, że mogły ze swoich pensji pomagać także pozostawionym w Polsce rodzinom.

Na pytanie jakie imigrantka z tego okresu miała osiągnięcia w swoim życiu w Kanadzie respondentka o symbolu N pisze wychowałam syna, jest wykształconym samodzielnym człowiekiem, na pewno jestem lepsza zawodowo, niż byłam 25 lat temu, ciągle pracuję z dużą satysfakcją....zarabiam zupełnie nieźle, daję sobie radę i jestem z tego dumna.[155] Jeszcze inna respondentka odpowiedziała krótko w życiu rodzinnym - szczęśliwe pożycie z mężem; w zawodowym - poznanie innych metod pracy aniżeli w Europie; prywatnym - utrzymanie więzi rodzinnych i przyjacielskich w Polsce i zawiązanie nowych przyjaźni w Kanadzie[156]

Na następne pytanie dotyczące oczekiwań wobec Kanady 9 respondentek odpowiedziało, że przybyło do Kanady aby żyć w wolnym świecie bez nieustannej kontroli środowiska. Dwie respondentki dodały do tego, że ich przyjazd do Kanady był wynikiem poszukiwań spokojnego miejsca bez prześladowań politycznych,[157] a jedna podkreśliła, że celem jej przybycia do Kanady było zrobienie kariery[158]. W dalszym ciągu na pytanie co imigrantka zrealizowała ze swoich oczekiwań 4 respondentki odpowiedziały, że zrealizowały wszystko czego oczekiwały i o czym marzyły ; jedna podkreśliła, że założyła własne przedsiębiorstwo a inna, że została full professor. W sumie w całej ankiecie jest to największa grupa kobiet, które otwarcie przyznają się , że ich emigracja do Kanady pozwoliła im na zrealizowanie swoich oczekiwań lub marzeń.

Z kolei na pytanie o najtrudniejsze momenty w życiu w Kanadzie respondentki tego etapu nadal są bardzo szczere. Aż 4 respondentki podkreślają że najtrudniejsze momenty byłby związane z samotnością wywołaną brakiem zrozumienia nowego środowiska i jednoczesnym odcięciu od Starego Kraju ze względów ustrojowych .Jedna pisze Z racji pobytu w Kanadzie nie miałam specjalnie trudnych momentów, jeśli nie liczyć nostalgii i pytań co ja tu robię[159] . Respondentka o symbolu P ujęła to jeszcze inaczej... zaakceptowanie faktu anonimowości. Zasada absolutnej równości stosowana na codzień w Kanadzie tak uderzająca dla przybysza z Europy w krótkim czasie wytworzyła uczucie, że się jest traktowanym życzliwie lub obojętnie, jak bezimienny osobnik w stadzie[160]

Jedyną kobietą, która przybyła do Kanady w trzecim etapie imigracji ( 1957 - 1979 i napisała pamiętnik [161] , jest Zofia Janik. Z jej pamiętnika został opublikowany fragment dotyczący jej kariery zawodowej jako dokumentalistki . Jego podtytuł brzmi Quebec, moja druga ojczyzna, co dobrze oddaje atmosferę entuzjazmu i życzliwości autorki wobec Prowincji Quebec oraz pracodawców instytucji rządowej zajmującej się dokumentacją i problematyką osób kalekich. Zofia Janik przybyła do Kanady na podstawie stypendium francuskiego zapewniającego jej studia doktoranckie na Universite de Montreal . Po ich ukończeniu nowo upieczona doktor filozofii przekonała się, że w Kanadzie nie ma dla niej posady i dlatego zdecydowała się na zrobienie dwuletnich magisterskich studiów bibliotekarskich. To, jak pisze dało jej konkretny zawód i pozwoliło wygrać w konkursie o stanowisko dokumentalisty w nowo powstałej rządowej instytucji zajmującej się problematyką osób kalekich. Centrum dokumentacji w którym pracuje Zofia Janik znajduje się w Drummondville, małym mieście na północny wschód od Montrealu. Jej zdaniem konkurs o posadę wygrała dzięki użyciu trzech słów-kluczy : tezaurus, marketing i elastyczność[162] . Z opublikowanego fragmentu pamiętnika Zofii Janik widać, że jest ona zachwycona zarówno organizacją pracy w tej rządowej placówce jak i stosunkami międzyludzkimi panującymi w niej. Dla nas Zofia Janik jest jeszcze jednym przykładem do jakiego stopnia wieloetniczność jest obecnie akceptowana w Kanadzie zarówno jako norma w pracy jak i życiu prywatnym






 

 
INDEX



Copyright © Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w dokumencie.

23-845 Dakota Street, Suite 332
Winnipeg, Manitoba
R2M 5M3
Canada
Phone: (204)254-7228
Toll Free US and Canada: 1-866-254-7228