Polonia Winnipegu
 

                            Archiwa Home Kontakt

Wydawca


Bogdan Fiedur
Bogdan Fiedur
 

 

zapisz Się Na Naszą listę


Proszę kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.

Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego linku.

 

 

Przyłącz się

Jeśli masz jakieś informacje dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z naszymi czytelnikami, to prześlij je do nas. Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować nas o wszystkich wydarzeniach polonijnych.

 

 

Promuj polonię

Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób.  Mój apel jest aby dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.

Tutaj są instrukcj
e jak dodać stopkę używając Outlook Express.

Kli
knij Tools-->Options --> Signatures

Zaznacz poprzez kliknięcie
Checkbox gdzie pisze

Add signature to all outgoing messages


W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.

Polonijny link Winnipegu
http://www.polishwinnipeg.com

albo

Polish Link for Winnipeg
http://www.polishwinnipeg.com


Po tym kliknij Apply

I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express

Polonijny Biuletyn Informacyjny w Winnipegu

Przez boje, przez znoje, przez trud-kombatanckie losy
Kazimierz Patalas

INDEX

ADAM żURAD

 

 

ADAM ŻURAD

WSPOMNIENIA

Spisane we wrześniu 1987

Urodziłem się w roku 1915-tym podczas I-szej wojny światowej. Miejscowość naszą
otaczały wąwozy i tymi wąwozami spływały wojska w dolinę, a artyleria prała po nich.
Zaczęły się pożary. W tym czasie ja się urodziłem. Jak wynika z opowieści matki, trwała ostra wymiana strzałów między artylerią rosyjską i austriacką. Matka przerażona biadała: "Synu, tyś się urodził w nieszczęsną godzinę". Pozostała przy niej tylko babcia, bo reszta rodziny uciekła do lasu w obawie przed rekwizycjami. Babcia i mama przeniosły mnie do piwnicy wujka, bo była ona murowana i dawała lepsze zabezpieczenie przed obstrzałem. Umieścili mnie tam w beczce z otrębami, wyobrażając sobie, że stwarza to dodatkowe zabezpieczenie.

Chodziłem do szkoły w Budziwoju. Oślepłem w 5-tym roku życia. Lekarze orzekli, że była to, w języku gwarowym, uszczka. Nie widziałem przez 6 miesięcy. W miejscowym szpitalu dokonano szczęśliwie operacji, po której przejrzałem. Pamiętam to dobrze, jak dziś. Przez mgłę zobaczyłem gołębie i z wrażenia omdlałem.

Po 4-ech klasach szkoły powszechnej zdawałem do gimnazjum. W rodzinie było nas 6-cioro dzieci i rodzice usiłowali wszystkich wykształcić. Uczęszczałem do gimnazjum typu klasycznego. Chodziłem do 3-ech różnych gimnazjów. Przenosiłem się razem z siostrami. Chodziłem najpierw do gimnazjum w Samborze. Niestety zlikwidowano pociągi łączące nas z tym miastem i musiałem przerzucić się do Drohobycza. Trudne było to dojeżdżanie. Do pociągu szło się piechotą, 4,5 km na przełaj, przez las.

Po maturze stawałem w roku 1936-tym do poboru. Przydzielono mnie do artylerii. W wyniku różnych komplikacji przekazali mnie jednak do szkoły podchorążych piechoty w Kielcach. W szkole panowała ostra dyscyplina, dobrze dostawało się w kość. Przydzielono mnie do 4-go pułku legionów w Kielcach, do plutonu łączności. Bardzo mi ta specjalność odpowiadała i zainteresowałem się nią bliżej. Przydzielono mnie do centrali. Tam ukończyłem kurs. Pamiętam, że osiągałem przy telegrafie do 70 znaków na minutę. Na
zakończenie kursu odbyły się manewry. Po służbie wojskowej ściągnęli mnie koledzy do Lwowa i zapisałem się na wydział prawa. Pamiętam, z tych czasów panią Różycką urzędująca w dziekanacie, w kwesturze. W rozmowie z nią trzeba było mieć bardzo pokorną minę. Ona decydowała o przyznaniu pożyczki i zawsze mi się udawało ją uzyskać. Egzamin wstępny zdawałem w odrębnej sesji dla spóźnionych z wojska. Egzamin ustny zdawałem u prof. Grabskiego. Był to już rok 1939-ty. Zamieszkałem u kolegów. Spotykałem kolegów z Drohobycza. Złożyłem aplikacje do dyrekcji krakowskiej w Borysławiu. Przyjęli mnie do pracy, ale nie chciałem stracić roku. Zapisałem się na drugi
rok. Nie było łatwo łączyć pracę ze studiami, pracodawcy jednak szli mi na rękę, jak tylko mogli. Zwalniali mnie wcześniej z pracy.

Zmobilizowano mnie 28 sierpnia 1939-go roku w Drohobyczu. Dostałem przydział do 6-go Pułku Podhalanskiego. Dostałem polecenie odbioru remontów do wojska. Braliśmy udział w akcji. Cofaliśmy się spod Sambora. Niemieckie samoloty bombardowały często nasze
kolumny. 12-go września brałem udział w akcji odbicia Sambora. Niemcy byli jednak przygotowani na ten atak. W efekcie musieliśmy się wycofać. Udało mi się jednak wpaść do mojego domu i umyć się. Wróciłem do koszar, ale nikogo już nie zastałem. Oddział
wymaszerował i straciłem z nim łączność. Samochodem fiatem udało mi się dojechać na dachu z kilkoma oficerami do oddziału. Pod Stryjem doszło do jeszcze jednego starcia z Niemcami. Przeszliśmy na Moszyn i dalej na Stanisławów. Okazało się jednak, że tam są już Rosjanie, a w Stryju Niemcy. Nie pozostawało nic innego jak pójść w góry, choć rozkazu żadnego nie było. Doszliśmy do Wyszkowa. Nasz oddział zbierany z różnych jednostek czekał nad granicą węgierską, podczas gdy pułkownik Dębicki pertraktował z Węgrami warunki przejścia. Węgrzy zgodzili się pod warunkiem, że złożymy broń.
Trudne było to pożegnanie z bronią. Niejednemu łza zakręciła się w oczach. Zamki rzucaliśmy oddzielnie. Węgrzy przyjęli nas z politowaniem, może ze współczuciem. Maszerowaliśmy pieszo do Munkacza, potem załadowano nas na pociągi i wieziono w różnych kierunkach. My jechaliśmy przez Budapeszt. W transporcie naszym było również wiele kobiet i dzieci. Dojechaliśmy pod granicę austriacką nad Dunaj. Organizacja przerzutów była bardzo dobra. Wyszukano ludzi, którzy znali języki węgierski i jugosłowiański. W pierwszej kolejności przerzucano tych, którzy mieli specjalności.
Gestapo pilnowało na ulicach. Sami nie aresztowali, ale wzywali żandarmerie węgierską. W Splicie miał na nas czekać grecki statek, ale w końcu przyjechała "Warszawa". Dostaliśmy się drogą morską do Francji. Tu rozpoczął się żmudny proces weryfikacji i rejestracji. Wstąpiłem na kurs aspirantów, ale nie wiele to dawało. W międzyczasie
przyjechał Gen. Maczek. Dostałem się do jego dywizji. Szkolenie było bardzo intensywne, jak to się mówi, dostaliśmy w kość. Gdy Niemcy zaatakowali Francję, Francuzi nie bardzo chcieli się bić. Znaleźliśmy się w kotle po ostatniej walce w której Gen. Maczek osłaniał oddziały francuskie w odwrocie. Pod Mombard czołgi nasze zostały bez benzyny. Prugar-Ketling ze swoją dywizją przeszedł do Szwajcarii. Tym się najlepiej udało, bo skończyli studia i mieli pierwszorzędną opiekę. Niszczyliśmy czołgi, dla których nie wystarczało już benzyny, a z resztą wycofaliśmy się przez góry. Doszliśmy do Dijon na przedgórzu alpejskim. Niemcy okrążali nas coraz bardziej. Przyszedł rozkaz zniszczenia broni. Gen. Maczek wyjaśnił sytuację i wydał rozkaz aby kto może, zaopatrzył się w ubrania cywilne i przedzierał się do domów. I niech się nie przyznają, że byli w polskim wojsku. A reszta niech stara się dostać do Clermont - Ferrand do wolnej Francji. Maczek wypłacił żołd w dużych banknotach na ósemkę jeden banknot. Na patrolach chłopcy zapijali się winem. Potem objedli się winogronami i czereśniami i były kłopoty z żołądkami.

W okolicy byli już Niemcy i wkrótce natknęliśmy się na nich. Było nas dwóch z dobrą znajomością języka niemieckiego. Przedstawiliśmy się jako studenci. Niemcy nas internowali. Zabrali nas na punkt zborny, zgrupowania wojsk technicznych niemieckich Udało się nam uciec z obozu. Schowaliśmy się w stóg siana. Poszliśmy do
linii kolejowej i do pociągu. Ciągle jeszcze byliśmy w mundurach wojskowych, choć koszule mieliśmy jak w wojsku francuskim sportowe. Wróciliśmy znów do Mombard, do miejsca gdzie były największe walki. Zatrzymaliśmy się w domu przy drodze i poprosiliśmy o wodę. Gospodyni, która okazała się Polką poznała nas, że jesteśmy również Polakami. Ostrzegła nas, abyśmy się nie pokazywali na ulicy, bo ludność miejscowa jest rozgoryczona na Polaków, że się bronili. Gdyby się nie bronili, to by miasto nie zostało zniszczone. Wydostaliśmy się stamtąd dopiero wieczorem. Zdaliśmy sobie sprawę, że w dużej grupie nie przejdziemy. Podzieliliśmy się więc na dwójki. Ja poszedłem z marynarzem Józkiem. Trafiliśmy na farmę i gospodarz zaangażował nas do pracy. Zatrudniał również jeńców marokańskich. Po kilku dniach poszliśmy dalej na Paryż.
Natknęliśmy się na posterunek. Powiedzieliśmy mu, że poszukujemy pracy i przepuścił nas. Pojechaliśmy do Melun i tam podwinęła się nam noga i przymknęli nas. Uciekliśmy raz jeszcze. W końcu natrafiliśmy na dobrych ludzi, którzy pomogli nam przygotowywać się do ucieczki do wolnej Francji, ale przyszło ostrzeżenie, aby nie uciekać. Pozostaliśmy więc w ukryciu aż do 1944-go roku. Po inwazji Francji dołączyłem znów do dywizji generała Maczka. Mieliśmy początkowo jechać na uzupełnienie brygady spadochronowej. W końcu posłali nas jednak na przeszkolenie na nowym sprzęcie pancernym do południowej
Francji. Tam spotkałem starszego wachmistrza Maślankę. Okazało się, że był to obóz tranzytowy, z którego poszliśmy na wzmocnienie II-go Korpusu. Wybrali mnie do huzarów. W 10-tym Pułku Huzarów każdy musiał mieć wąsa. Nie pozostawało nic innego jak podporządkować się zarządzeniu. Przeszkolenie odbywało się najpierw w południowych
Włoszech, a później w Egipcie. Przerzucili nas do Włoch przed walkami o Bolonię. Wkrótce potem działania wojenne zakończyły się. Wyznaczyli nas do oczyszczania min z wybrzeża wschodniego.

Nadszedł czas, że trzeba było pomyśleć, co dalej z sobą zrobić. Przyjechała komisja kanadyjska. Podpisałem kontrakt do pracy przy burakach w Kanadzie. Później przekazano mnie do farmera, który specjalizował się w hodowli bydła wypasowego. Ucinałem rogi,
wypalałem numery na skórze. Pracowałem w wielu miejscach, m. inn. pod Edmontonem na rancho. Zatrudniono mnie przy budowie baraków - koszar w Shilo. Zarabialiśmy dobrze. W roku 1952/3 płacili nam 1.10 dolara na godzinę plus mieszkanie i wyżywienie. Później przeniosłem się do pracy na kolei do Canadian National (CN). Jeździłem często w teren i to stwarzało mi okazje do poznania Kanady. Przez jakiś czas pracowałem w Kamloops w Brytyjskiej Kolumbii. Powróciłem do Winnipegu. Zdrowie nie dopisywało mi, ale w końcu doszedłem do stanu równowagi. W SPK w Kole Nr 13 byłem skarbnikiem kasy koleżeńskiej. Tak się złożyło, że pozostałem w stanie kawalerskim. Szukałem anioła a nie ma takich. Mam wielu serdecznych przyjaciół i chętnie trzymałem ich dzieci do chrztu. Mam w Winnipegu troje chrześniaków. Ostatnio przeniosłem się do Rezydencji Złotej Pogodnej Jesieni jak poetycko nazywamy Dom dla Starszych i czuje się tu
dobrze.

 

  INDEX



Copyright © Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w dokumencie.

 

23-845 Dakota Street, Suite 332
Winnipeg, Manitoba
R2M 5M3
Canada
Phone: (204)254-7228
Toll Free US and Canada: 1-866-254-7228