Polonia Winnipegu
 Numer 52

                            Archiwa Home Kontakt

Wydawca


Bogdan Fiedur
Bogdan Fiedur
 

 

zapisz Się Na Naszą listę


Proszę kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.

Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego linku.

 

 

Przyłącz się

Jeśli masz jakieś informacje dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z naszymi czytelnikami, to prześlij je do nas. Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować nas o wszystkich wydarzeniach polonijnych.

 

 

Promuj polonię

Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób.  Mój apel jest aby dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.

Tutaj są instrukcj
e jak dodać stopkę używając Outlook Express.

Kli
knij Tools-->Options --> Signatures

Zaznacz poprzez kliknięcie
Checkbox gdzie pisze

Add signature to all outgoing messages


W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.

Polonijny link Winnipegu
http://www.polishwinnipeg.com

albo

Polish Link for Winnipeg
http://www.polishwinnipeg.com


Po tym kliknij Apply

I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express

Polonijny Biuletyn Informacyjny w Winnipegu

Przez boje, przez znoje, przez trud-kombatanckie losy
Kazimierz Patalas

INDEX

FRANCISZEK WAKERMAN

 

 

FRANCISZEK WAKERMAN

WSPOMNIENIA
Spisane w lipcu 1986

 

Urodziłem się w 1916-tym roku w Zimnej Wodzie, koło Lwowa. W roku wybuchu II-ej wojny światowej byłem w czynnej służbie lotniczej. Stacjonowałem w Skniłowie koło Lwowa w 6-tym pułku lotniczym. Obsługiwałem park lotniczy. Latało się wówczas na karasiach, P7 i P11 ( t.zw. płaszczaki) oraz przestarzałych potters'ach 25, 27 i 15. Po skończeniu szkolenia i szkoły podoficerskiej zostałem przydzielony do 6-tej eskadry rozpoznawczej. Do celów rozpoznania latało się na czaplach i R-ach. Czaple były polskiej konstrukcji z gwiaździstym silnikiem 5-cio-cylindrowym. Były to bardzo dobre i ekonomiczne maszyny.

Przed samą wojną pułk nasz odbywał manewry koło Leżajska, a potem w Brześciu nad Bugiem. 20-go sierpnia wrócilismy do Lwowa a stamtad do Pabianic koło Łodzi na lotnisko polowe. Eskadra nasza współdziałała z armia gen. Bortnowskiego. 14-go września dostaliśmy
rozkaz wycofania się pod Kołomyję. Samoloty odleciały w tamtym kierunku, a my, obsługa naziemna, mieliśmy do nich dołączyć samochodami. Wycofywaliśmy się sprawnie mimo ciągłego bombardowania przez lotnictwo niemieckie. W czasie jednego z tych nalotów zostałem lekko ranny w nogę. Dojechałem motocyklem do Lublina. Opatrzyli mnie i dołączyliśmy samochodami do jednostki pod Kołomyją. Dowódca zarządził ostatnią odprawę. Powiedział nam, że wojna dla naszej jednostki jest już zakończona. Cała jednostka przekracza granicę Rumunii. Przeszliśmy granice pod Kutami. Przy przekraczaniu granicy zdarzały się dramatyczne wypadki, gdzie zrozpaczeni, klęską, żołnierze popełniali czasem samobójstwa.

W Czerniowcach rozlokowano nas w prywatnych kwaterach i wkrótce przewieziono nas pociągiem do obozu w Karafat. Nie uśmiechało się nam internowanie na dłuższy czas, więc
zdecydowaliśmy się w piątkę uciec z obozu. Przez całą noc maszerowaliśmy na zachód w kierunku Turnoseweryn, na granicy rumuńsko-jugosłowiańskiej. Dobrnęliśmy do punktu przerzutowego. Rozpoznał mnie tam sierżant z mojego pułku więc nie miałem kłopotu z
identyfikacją. Przeprawy przez Dunaj do Jugosławii były już bardzo dobrze zorganizowane. Jugosławianie przyjmowali nas przyjaźnie. Rozlokowali nas po hotelach i prywatnych kwaterach. Zawieźli nas następnie na granicę grecko-jugosławiańską. Żegnała nas tam kompania honorowa, a orkiestra grała hymn polski.

Następnym punktem na trasie były Ateny. Po miesięcznym pobycie przypłynął po nas polski statek "Pułaski", który zawiózł nas do Francji, do Marsylii. Stamtąd pojechaliśmy do Lionu, gdzie nas zakwaterowano w koszarach wojskowych. Pobyt w Lionie przypadał w okresie Bożego Narodzenia. Było to pierwsze Boże Narodzenie poza Krajem. Organizowano dla żołnierzy z tej okazji liczne spotkania. Kupiliśmy z kolegami dobrego szampana i świętowaliśmy na swój
sposób.

Niedługo czekaliśmy na kolejny transport, tym razem do Le Borge pod Paryżem, stamtąd do portu i krążownikiem odpłynęliśmy do Anglii. Zaczęła się nauka języka angielskiego, formowanie jednostek. Pilotów myśliwskich przydzielano zaraz do jednostek angielskich. Sformowano dwa polskie dywizjony myśliwskie 303-ci i 302-gi, później jednostki bombowe. Mnie przydzielono do jednostki bombowej do dywizjonu 305-go, która została zorganizowana w Blackpool. Przesunięto nas na południe Anglii i przydzielono samoloty bombowe ferivato. Służyły one do przeszkolenia załóg. Dopiero później dostaliśmy wellingtony, maszyny cięższe. Przerzucono nas na kolejne lotnisko w pobliżu Nottingham. Stamtąd zaczęły się regularne loty bombowe, również nad Berlin. Byliśmy bardzo ściśle związani z "naszymi" załogami latającymi. Czekaliśmy z obawą na powroty z
akcji bombowych. Czy też wszyscy wrócą?

Jednostka nasza została wkrótce przeorganizowana. Przeniesiono mnie do dywizjonu 300, który latał na lancasterach. Były to nowe, cztero-motorowe maszyny, przeznaczone do ciężkiego bombardowania. Wysłano mnie na kurs mechaników do jednostki angielskiej. Wielu moich kolegów poszło do załóg latających, wielu zginęło. Ja trzymałem się raczej "matki ziemi".

Zgłosiłem się na wyjazd do Włoch, do dywizjonu 301, przeznaczonego do zadań specjalnych. Stacjonowaliśmy w Brindisi. Pierwszy samolot halifax, którym leciało 15-tu mechaników rozbił się. Podobno był nadmiernie przeciążony. Mój samolot zaleciał szczęśliwie do Brindisi. Latały od nas samoloty m.inn. do Warszawy zaopatrujące w broń powstańców. Latały głównie halifaxy i liberatory. Naszym dowódcą był kapitan Król, pilot myśliwski. Startował na ciężkich
liberatorach jak na myśliwcach. Miał żołnierskie szczęście. Latał często ale szczęśliwie. Rzadko go można było spotkać, bo albo latał, albo spał.

Po roku służby w Brindisi wojna się skończyła. Wróciliśmy do Anglii statkiem. Przywitał nas generał Ujejski. Teraz zaczęła się służba transportowa. Nasi piloci latali do Europy z zaopatrzeniem armii okupacyjnych.

Utworzono PKPR ( Polski Korpus Przysposobienia do życia Cywilnego). Myślałem początkowo o powrocie do Polski. Matka moja niestety już nie żyła, a siostra nie zachęcała mnie do powrotu.
Pozostałem przez jakiś czas w Londynie. Zatrudniono mnie przy produkcji mebli, na które, po wojennych zniszczeniach było duże zapotrzebowanie. Kolega mój, mechanik pokładowy, pojechał
wcześniej do Kanady i potem ściągnął mnie. W 1951-ym roku zatrzymałem się w Montrealu. Kolega znalazł mi pracę w Winnipegu. Pracowałem, w moim zawodzie mechanika, w firmie MacDonald, potem w Bristol. Zarabiałem początkowo 1.15 dolara na godzinę. W poszukiwaniu atrakcyjnej pracy zawędrowałem do Cambridge Bay do stacji radarowych, ale powróciłem wkrótce do firmy Bristol w Winnipegu i wreszcie do firmy CAE, gdzie pracowałem do emerytury.

W wieku 35-ciu lat postanowiłem się ożenić. Poznałem panią, pochodzącą z zacnej rodziny Domszy, której ojciec przyjechał do Kanady już w 1912-ym roku. Wzięliśmy ślub w 1952 roku. Urodziło się nam pięcioro dzieci, trzy córki ( Teresa, Janina, Halina) i dwóch synów (Antoni i Tomasz). Wszystkie dzieci należały do polskiego Harcerstwa przy SPK. Dwie córki zdobyły zawód licencjonowanych pielęgniarek, jeden syn jest inżynierem w zarządzie miejskim w Winnipegu, a drugi pracuje w handlu galanteryjnym na wysokim stanowisku i dobrze mu się powodzi. Jestem już dumnym dziadkiem dwóch wnuczek.

Należę do Stowarzyszenia Polskich Kombatantów od wczesnych lat pięćdziesiątych. Uczestniczyłem w pracach zarządu, organizowałem Folkloramę. Od 10-ciu lat jestem na emeryturze. Z amatorstwa zajmuję się hodowlą malin na 10-akrowej plantacji. Jestem
zwolennikiem i propagatorem stosowania dużej ilości witamin w diecie, a wolny czas chętnie spędzam w domku letnim nad jeziorem Winnipeg. Odwiedziłem Polskę w 1979 roku i utrzymuję kontakty z rodziną w kraju. Często ciągnie mnie do Lwowa i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tam pojadę.

  INDEX



Copyright © Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w dokumencie.

 

23-845 Dakota Street, Suite 332
Winnipeg, Manitoba
R2M 5M3
Canada
Phone: (204)254-7228
Toll Free US and Canada: 1-866-254-7228