Polonia Winnipegu
 

                            Archiwa Home Kontakt

Wydawca


Bogdan Fiedur
Bogdan Fiedur
 

 

zapisz Się Na Naszą listę


Proszę kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.

Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego linku.

 

 

Przyłącz się

Jeśli masz jakieś informacje dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z naszymi czytelnikami, to prześlij je do nas. Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować nas o wszystkich wydarzeniach polonijnych.

 

 

Promuj polonię

Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób.  Mój apel jest aby dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.

Tutaj są instrukcj
e jak dodać stopkę używając Outlook Express.

Kli
knij Tools-->Options --> Signatures

Zaznacz poprzez kliknięcie
Checkbox gdzie pisze

Add signature to all outgoing messages


W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.

Polonijny link Winnipegu
http://www.polishwinnipeg.com

albo

Polish Link for Winnipeg
http://www.polishwinnipeg.com


Po tym kliknij Apply

I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express

Polonijny Biuletyn Informacyjny w Winnipegu

Przez boje, przez znoje, przez trud-kombatanckie losy
Kazimierz Patalas

INDEX

Feliks Biłos

 

 

Feliks Biłos


WSPOMNIENIA  Spisane w wrześniu  1986
 
 
 

 

 

    Trąbka towarzyszyła mi od wczesnych lat i splatała się dziwnie z moim życiem. Pomagała mi przetrwać trudne, czasem tragiczne chwile. Już ojciec grał na trąbce i
postanowił, aby i syn poszedł w jego ślady. Zaczęła się żmudna nauka przeplatana pociągnięciami za ucho, gdy mi nie wychodziły czyste tony. Aby uratować moje uszy matka wymogła, aby nauką gry na trąbce zajął się ktoś inny. Był to członek orkiestry w Wiśniczu Dolnym w powiecie bocheńskim. Ten zajął się moją edukacją na serio i tak zostałem trębaczem i wkrótce członkiem orkiestry. Wiśnicz Nowy miał stare tradycje muzyczne i mnie przypadło w udziale je kontynuować. Już w czasie służby wojskowej w szkole podoficerskiej 10-tej Dywizji w Radzyminie przydały się moje umiejętności muzyczne. Zwerbowano mnie do dywizyjnej, rozrywkowej orkiestry jazzowej. W pośredni sposób przyczyniło się to do mojego pozostania w wojsku jako nadterminowy. Karierę muzyczną przerwała wojna.
     Służyłem w taborach i odpowiadałem za 300 wozów i 600 koni.
Już w pierwszych dniach wojny przechodziliśmy intensywne bombardowania, które ostatecznie zniszczyły nasz oddział. W pamięci utkwił mi szczególnie dzień 17-go września, kiedy to niespodziewanie zaatakowali Sowieci. Poddaliśmy się do niewoli. Zaczęło się niszczenie legitymacji, dystynkcji, zaczęły się rewizje, typowe zabieranie zegarków. Podałem się za mieszkańca Tarnopola i udało mi się przedostać do Lwowa a potem do Przemyśla. Rozpoznał mnie jednak oficer sowiecki i zawędrowałem do sądu. Pod zarzutem nielegalnego przekroczenia granicy zasądzono mnie na 5 lat obozu na Syberii. I tu zaczęły się dla mnie typowe polskie losy. W okolicach Archangielska rąbanie lasu, wykonywanie norm, by przeżyć na głodowych racjach. Zacząłem symulować kalectwo, kulałem i udało mi się dostać do brygady. Pamiętam jak dziś, była to brygada czterdziesta, gdzie zgromadzono samych inwalidów. Dostawaliśmy wprawdzie okrojone porcje chleba, ale nie musieliśmy tak ciężko pracować. Poszukiwano Kogoś, kto się zna na koniach. Zgłosiłem się i odkomenderowano mnie do pracy przy rozwożeniu wody jako "wodowóz". Trzeba było wstawać wcześniej, ale za to można było zdobyć dodatkowe porcje żywności, a żywność była tu warunkiem przeżycia.
      I tu znów wplata się w mój los trąbka. W obozach sowieckich, podobnie jak i w niemieckich obozach koncentracyjnych, więźniowie wychodzili do pracy i wracali z niej w rytm muzyki orkiestry obozowej.
Kapelmistrz - Grek, zorientował się, że umiem grać na trąbce z nut i spowodował przeniesienie mnie do orkiestry. Grałem znów na trąbce! Koledzy z innych brygad wymyślali mi z tego powodu, ale tylko do czasu. Zmienili zdanie, kiedy się okazało, że dzięki pracy w orkiestrze udawało mi się zdobywać dodatkowe porcje chleba, z którymi się z nimi potem dzieliłem. Trąbka pomogła mnie i im przeżyć obóz. Zaczęto przebąkiwać o tworzeniu się polskiej armii, ale nikt nie wiedział nic pewnego. Wreszcie pewnej nocy zerwano nas na zbiórkę i żołnierz sowiecki odczytał listę pięćdziesięciu nazwisk polskich. Moje było na "B" a więc pierwsze na liście. Zapowiedział, że nie musimy już wychodzić rano do pracy, bo w południe wyjedziemy do tworzącej się polskiej armii. Nie chcieliśmy wierzyć swemu szczęściu. Płakaliśmy z radości. Płakali również i ci, których nazwisk tym razem nie wyczytano . Pocieszaliśmy ich, że jeśli tworzy się polska armia, to na pewno i oni się do niej w końcu dostaną. Odjazd nastąpił tego samego dnia w południe, o dziwo, nie w wagonach bydlęcych, lecz w przyzwoitych osobowych. Wszystko to było tak niewiarygodne, że szczypaliśmy się, by sprawdzić czy aby nie śnimy. Wczoraj więźniowie, przymierający głodem - dziś poborowi i to jeszcze do polskiego wojska ! Na stacji Jerczewo podstawiono pociąg do Moskwy z pulmanami. Nie obyło się jednak bez przygód. Łobuz jakiś skradł mi papiery i pociąg odszedł, gdy ja musiałem pójść do NKWD po nowe papiery. W końcu jednak po wielu nieprzewidzianych przygodach udało mi się dotrzeć do Tatiszczewa. Przyjechał oficer z Buzułuku i wybierał chłopców do ułanów. Udało mi się dostać do tego oddziału, który w sile 150 ludzi został odkomenderowany jako szwadron przyboczny generała Andersa. Po wielu późniejszych zmianach nazw szwadron został w końcu II Pułkiem Ułanów Podolskich.
     I tu znów wracamy do trąbki. Organizowała się przy dywizji orkiestra wojskowa. Jakżesz mogłoby istnieć wojsko bez orkiestry! Dowódca szwadronu, rotmistrz Florkowski, odkomenderował do tej orkiestry mnie i dwóch innych podoficerów, o których wiedział, że grają na instrumentach. Pierwszy występ odbył się z okazji przyjazdu generała Sikorskiego, gdy przy trzaskającym mrozie, graliśmy mu generalskiego marsza. Kiwał tylko ze zrozumieniem głową, bo instrumenty na takim mrozie fałszowały, a nasze palce również drętwiały od mrozu. Nadszedł wreszcie czas, że organizacja armii posunęła się tak daleko, że można było ją ewakuować z Rosji. Również orkiestra była gotowa.
     Panowała ostra zima. Wyjechaliśmy do Jangi-Jul. Tam odbywały się intensywne ćwiczenia wojskowe. Przeżycia w Rosji odbiły się tragicznie na zdrowiu żołnierzy i wielu z nich nie doczekało momentu wyjazdu z Nieludzkiego Kraju. Orkiestra wojskowa miała w tym czasie pełne ręce roboty, grając marsze żałobne na pogrzebach kolegów. Wreszcie nastąpił wyjazd do Krasnowodska. Generał Anders uzyskał od generała żukowa, odpowiedzialnego za ewakuację polskiej armii, specjalne zezwolenie na wyjazd orkiestry wraz z kompletem instrumentów muzycznych. Tuż przed wyjazdem przyszedł rozkaz, że nie wolno wywozić za granice sowieckiej waluty. Tymczasem kapelmistrz nasz dowiedział się, że w Persji ruble są dobrym środkiem pieniężnym. Wielu z nas wpadło więc na pomysł, aby te ruble ukryć gdzie można, a najbardziej stosownym miejscem wydawały się nam instrumenty muzyczne, trąbki etc. Po przedstawieniu specjalnego zaświadczenia władze nie czyniły trudności w zabraniu instrumentów na pokład statku. Eskortowało nas kilkunastu enkawudzistów. W momencie, gdy statek ruszał, wydali rozkaz, aby orkiestra zagrała hymny radziecki i polski. Na orkiestrę padł strach. Ale nie straciliśmy rezonu. Klarnety, saksofony i inne cienkie instrumenty, w które nie można było rubli pochować starały się piszczeć jak najgłośniej. Wtórowały im potężnie bębny i inna perkusja, a my, z trąbkami przy ustach, usiłowaliśmy naśladować własnym głosem dźwięk ogłuchłych od rubli instrumentów. Muszę przyznać, że udało się nam to całkiem nieźle. Już na pełnym morzu kamień spadł nam z serca, gdy opróżnialiśmy instrumenty z ich niecodziennego ładunku. Po wylądowaniu mogliśmy już pełną piersią dmuchać w instrumenty, maszerując na czele długiej kolumny żołnierzy.
         I zaczęła się mozolna i wymagająca praca orkiestry wojskowej.
Pamiętam dzień, gdy generał Sikorski wizytował nasze oddziały w Kirkuku. Orkiestra nasza przygrywała mu w czasie obiadu. Kilka dni później, jak grom z jasnego nieba przyszła wiadomość o katastrofie w Gibraltarze i śmierci Naczelnego Wodza. Orkiestra umilkła. Wśród żołnierzy, przywykłych do żniwa śmierci, zapanowało przygnębienie. Połowa naszej orkiestry składała się z żydów. Gdyśmy dojechali do Palestyny prosili o tygodniowe urlopy. Dowództwo udzielało im tych urlopów, ale okazało się, że 17 członków orkiestry już z takich urlopów nie powróciło. Orkiestra przestała na pewien okres istnieć, ale że nie ma nic w świecie niezastąpionego, nadeszły rezerwy z innych jednostek i orkiestra była znów gotowa do służby. W trakcie dalszych reorganizacji orkiestra została przekazana do Komendy Głównej a my, podoficerowie czasowo przydzieleni do niej, powróciliśmy do swoich jednostek liniowych, ja do III- go szwadronu w II-go Pułku Ułanów Karpackich. W tej jednostce przeszedłem dalsze losy bojowe we Włoszech wojując już karabinem a nie trąbką. Walczyłem pod Monte Cassino, pod Piedimonte, Monte Cassaro, Arezzo i innych. W tych akcjach zdobyłem kilka odznaczeń bojowych, włączając w to Krzyż Walecznych, których bardzo mi zazdrościli inni koledzy, którzy pozostali w orkiestrze. Na tym właściwie skończyła się wojenna historia mojej trąbki.
        Potem nastąpił wyjazd do Anglii a stamtąd na kontrakt na buraki cukrowe do Manitoby. Potem przez 29 lat praca w Dominion Bridge, przez ostatnie 11 lat jako operator dźwigowy. Wreszcie założenie rodziny. Doczekałem się syna, który studiuje medycynę w Szkocji.
    A co z trąbką? Z tą moją prywatną trąbką, którą kupiłem w Buzułuku za 50 rubli i kawałek mydła? Przeszła ona ze mną wiernie wszystkie koleje wojenne. Grywałem na niej już tu w Winnipegu na różnych imprezach towarzyskich i mam ją jeszcze dzisiaj choć zarówno ona jak i ja przeszliśmy już na zasłużoną chyba emeryturę.

 

 
  

 

 

INDEX


Copyright © Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w dokumencie.

23-845 Dakota Street, Suite 332
Winnipeg, Manitoba
R2M 5M3
Canada
Phone: (204)254-7228
Toll Free US and Canada: 1-866-254-7228