Polonia Winnipegu
 

                            Archiwa Home Kontakt

Wydawca


Bogdan Fiedur
Bogdan Fiedur
 

 

zapisz Się Na Naszą listę


Proszę kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.

Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego linku.

 

 

Przyłącz się

Jeśli masz jakieś informacje dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z naszymi czytelnikami, to prześlij je do nas. Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować nas o wszystkich wydarzeniach polonijnych.

 

 

Promuj polonię

Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób.  Mój apel jest aby dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.

Tutaj są instrukcj
e jak dodać stopkę używając Outlook Express.

Kli
knij Tools-->Options --> Signatures

Zaznacz poprzez kliknięcie
Checkbox gdzie pisze

Add signature to all outgoing messages


W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.

Polonijny link Winnipegu
http://www.polishwinnipeg.com

albo

Polish Link for Winnipeg
http://www.polishwinnipeg.com


Po tym kliknij Apply

I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express

Polonijny Biuletyn Informacyjny w Winnipegu

Przez boje, przez znoje, przez trud-kombatanckie losy
Kazimierz Patalas

INDEX

JANINA POPKIEWICZ

 

 

Janina Popkiewicz

WSPOMNIENIA
Spisane
w lipcu 1986

 


Urodziłam się we Lwowie, 13-go maja 1913 roku, na rok przed I-szą wojną światową. Jako dziecko przeszłam całą biedę wojenną, bo ojciec był zaciągnięty do wojska, dostał się do rosyjskiej niewoli. Udało mu się uciec w
1916-tym roku i wrócić do domu. Moi rodzice i moi dziadkowie urodzili się również we Lwowie. Może to tłumaczy moje głębokie uczucia, jakie żywię do tego miasta. Ojciec był technikiem budowlanym. Zaraz po wojnie został zaangażowany przez P.K.P. (Polskie Koleje Państwowe) i pracował przy odbudowach mostów.

Szkołę podstawową ukończyłam we Lwowie. Do szkoły średniej chodziłam we Lwowie i częściowo na Śląsku. W 1934-ym roku złożyłam eksternistyczną maturę w gimnazjum Nr.8 we Lwowie. Po maturze prowadziłam księgowość w przedsiębiorstwie ojca.

Miałam jednego brata Adama, młodszego ode mnie o 4 lata. Ukończył on Korpus Kadetów we Lwowie w 1936-tym roku. W 1938 roku zaczęłam pracę jako księgowa w ZEOL (Zakłady Elektryczne Okręgu Lwowskiego), w których było zatrudnionych ponad stu pracowników. Przed wojną elektrownie, jako obiekt strategiczny, podlegały nadzorowi wojskowemu i dyrektor inż.Dreszer prowadził m.inn. teczki personalne wszystkich pracowników Do moich
obowiązków należało także utrzymanie tych teczek w porządku.

Tuż po 17-tym września 1939 Rosjanie zajęli Lwów. Elektrownie pracowały bez większych zmian. Dyrektorem naczelnym został mianowany Rosjanin, ale głównym prokurentem był nadal inż. Dreszer. Po wejściu Rosjan inż. Dreszer wciągnął mnie do podziemnej organizacji. Zdawałam sobie sprawę z niebezpieczeństwa z tym związanego. Przechodziłam szkolenie w szyfrach używanych do tajnej korespondencji. Wciągnął do organizacji wszystkich inżynierów. Nie bardzo zdawaliśmy sobie sprawę, jak się organizacja nazywała. Z czasem została całkowicie przejęta przez Armię Krajową (AK).
Używałam pseudonimu "Elżbieta". Mimo obowiązującej konspiracji, wiedzieliśmy z grubsza, kto należy do organizacji. Do moich obowiązków należało również przepisywanie na maszynie przez kalkę instrukcji i wszelkiej korespondencji i roznoszenie ich do różnych oddziałów. Naszym głównym zadaniem było utrzymywanie łączności między oddziałami. Dysponowaliśmy aparatami nasłuchowymi, radiowymi i komunikaty z nich otrzymywane roznosiliśmy do oddziałów.Udało się nam zachować konspirację i Rosjanie nie wpadli na nasz ślad.


Polska prasa wychodziła nadal, ale pod ścisłą cenzurą sowiecką. W zakładach pracy Sowieci dokładali sporych wysiłków, aby nas uświadomić ideologicznie. Zapowiadali nam, że dostaniemy aż dwa tygodnie urlopu. Uwagę, że w Polsce mieliśmy 4 tygodnie urlopu potraktowali jako wrogą propagandę. Wkrótce po przyjściu Sowietów pokazały się długie kolejki w sklepach. Zabrakło cukru, choć pokazały się na krótko delikatesy, jak kraby i wędzone łososie. Szkoły polskie, zarówno podstawowe jak i średnie działały nadal, choć pod sowiecką kontrolą. Językiem urzędowym był rosyjski.


Władze zarządziły referendum - głosowanie. Musieliśmy wziąć w nim udział i wyrazić swą radość z wyzwolenia nas spod władzy polskich panów i włączenia nas w poczet obywateli państwa socjalistycznego raju. Jakikolwiek sprzeciw był nie do pomyślenia i równał się wywiezieniu na "białe niedźwiedzie" jak to się wtedy mówiło. Sowieci okazywali duży respekt dla profesorów, artystów, literatów, byle tylko nie występowali otwarcie przeciw władzy sowieckiej. W 1940 roku nastąpiły masowe wywózki Polaków w głąb
Rosji. Na listach do wywózki, sporządzanych przez miejscowych Ukraińców znalazły się przede wszystkim, rodziny wojskowych, policjantów, leśników. Codziennie po przyjściu do pracy sprawdzaliśmy, kogo zabrakło. Matka trzymała przygotowane walizki na wypadek wywózki. Jednak szczęśliwie nas one ominęły. Tłumaczyliśmy to sobie, że stało się to dlatego, że przed samą wojną zmieniliśmy mieszkanie i w dzielnicy jeszcze nas nie znano.

Wybuchła wojna niemiecko-sowiecka. Rosjanie uciekali w panice. Niemcy przejęli nasz Zakład. Musieliśmy zaostrzyć reguły konspiracji, zwłaszcza, że jeden z inżynierów był podejrzany o sprzyjanie Niemcom. Po kilku miesiącach w wyniku donosu Ukraińca, Niemcy aresztowali inż. Dreszera, który stał na czele elektrowni i konspiracji. Dyrektorem został Ukrainiec Oleśnicki. Inż. Julian Wiktor przejął miejsce Dreszera zarówno w elektrowni jak i podziemnej organizacji, która, mimo wzrastającego niebezpieczeństwa rosła w siłę. Oficjalnie byłam kierownikiem sprzedaży prądu. Równocześnie
pełniłam funkcję bezpośredniej łączniczki inż.Wiktora. Często używaliśmy kościołów, jako punktu wymiany tajnej korespondencji. Organizacja AK była zaopatrywana w pieniądze i sprzęt radiowy ze zrzutów z Londynu. Brałam udział w rozprowadzaniu zrzutów między podlegające nam oddziały we Lwowie. Jeden z takich zrzutów miał miejsce w Krzywczycach pod Lwowem. Ponieważ zaczęło się robić niebezpiecznie dla chłopców, dostałyśmy polecenie, z koleżanką Kazią Dobrowolską, jako mniej podpadające dziewczyny, aby przenieść do miasta zawartość dość ciężkiego zrzutu ( prawdopodobnie nadajniki i odbiorniki radiowe). Niosłyśmy w plecakach paki zaszyte w brezentowych workach. Musiałyśmy, z duszą na ramieniu, przechodzić niedaleko budynku Gestapo, ale doniosłyśmy je szczęśliwie do naszego mieszkania.


W moim mieszkaniu specjaliści z AK urządzili specjalne skrytki. Były one bardzo przemyślnie wykonane w podłodze, pod parkietem. Otwierało się je przez wprowadzenie szpilki od kapelusza przez niewidoczny otworek.

Pamiętam krytyczną sytuację, gdy w tramwaju ukradziono mi torebkę, a w niej ważne grypsy schowane w puderniczce. Zarządziliśmy alarm, bo myślałam, że jestem spalona jako łączniczka. Na szczęście okazało się, óe torebka wpadła w ręce "uczciwych" złodziejaszków, którzy, po zabraniu wartościowych przedmiotów, oddali torebkę z "trefną" korespondencją i dokumentami. Uszczęśliwiona matka wypłaciła im sute "znaleźne". W okresie okupacji niemieckiej organizacja nasza była dobrze zakonspirowana i nie było żadnej większej wpadki.

Niemcy pozostawili polskie szkoły na poziomie elementarnym, ale pozamykali szkoły średnie i wyższe. Zorganizowano wtedy podziemne nauczanie. Wiele osób uczestniczących w tej konspiracji zostało aresztowanych. Z kręgu moich znajomych zaaresztowano matkę inż. Juliana Wiktora oraz jej siostrę. Wysłano je do Oświęcimia, a za dwa miesiące przysłano zawiadomienie z zapytaniem, czy rodzina życzy sobie przesłania prochów. Działały również podziemne studia
uniwersyteckie, wydawano nawet tajne dyplomy, uznawane później po wojnie. Na podstawie listy sporządzonej przez Ukraińców aresztowano i rozstrzelano kilkudziesięciu profesorów uniwersytetu. Uratowali się nieliczni, m. nimi. znany chirurg, profesor Gruca. Znany był we Lwowie profesor Weigel, który prowadził laboratorium produkujące szczepionkę przeciw tyfusową. Wielu Polaków, przeważnie Polki, utrzymywało się wówczas z karmienia wszy swoją krwią, za co
otrzymywali wynagrodzenie.

Zbliżał się front sowiecki. Sowieckie samoloty zaczęły bombardować miasto. Robiły to bardzo celnie i niszczyły przede wszystkim dzielnice zamieszkałe przez Niemców. Wycofując się Niemcy zdołali wysadzić elektrownię na Persunkówce. Miasto utonęło w ciemnościach. Rosjanie przywieźli pociąg z elektrownią i uruchomili podstawowe zaopatrzenie prądu. W czasie tych wszystkich zajść
pracowaliśmy bez przerwy w biurze w mieście. Spełniałam wtedy ważną funkcję przyjmowania i rozpatrywania wniosków o podłączenie do sieci elektrycznej. Ostatecznie o podłączeniu decydował drugi sekretarz partii. Sowieci szanowali pisarzy, artystów, profesorów i przyznawali im światło w pierwszej kolejności. Muszę przyznać, że w miarę możliwości wykorzystywałam moją pozycję i pomagałam znajomym.

Nasza organizacja działała w dalszym ciągu. Część Armii Krajowej ujawniła się i zaczęła działać jawnie, nosząc opaski biało czerwone na rękawach. Inż. Julian Wiktor był jednak bardziej przewidujący i cała nasza organizacja łączności pozostała w konspiracji. Nie trwało długo i aresztowano wszystkich ujawnionych
akowców, po krótkim procesie wysłano ich na Syberię, do Workuty i do Donbasu

Matka moja była również przewidująca i postanowiła w maju 1946 roku, za wszelką cenę, wyjechać do Polski. Przekazałam moje obowiązki łączniczki w AK i wszelkie dokumenty, mojej następczyni. Matka zgłosiła się do Urzędu Repatriacyjnego i transportem składającym się z trzydziestu kilku ciężarówek wyjechaliśmy do Polski. Nie wszystkim jednak udało się to gładko. Mój szef, inż. Romański dostał od komendanta Lwowa samochód ciężarowy przeznaczony dla
niego i jego rodziny (żony i dwóch synów). Załadował na samochody cały swój dobytek. Niestety samochód ten "zaginął" wraz z nimi, gdzieś w lasach, po drodze. Nas mogło czekać to samo. W naszym wozie, który wynajęliśmy za cen“ 3500 rubli, jechało kilku rosyjskich podejrzanych typów. Żądali wódki, popili się, ukradli mi walizki. W pewnym momencie nasz wóz zatrzymał się w lesie, choć cała kolumna
odjechała naprzód. Nasz kierowca rozglądał się wokół, w sposób, który wzbudził podejrzenie matki. Na szczęście nadjechał cały transport wojskowy i oficer zapytał, co się stało. Tłumaczyli się awarią, którą już naprawili. Musieli więc ruszyć i to prawdopodobnie uratowało nas przed losem, który spotkał inż. Romańskiego. Dojechałyśmy szczęśliwie do Krakowa. Zatrzymałyśmy się tam w mieszkaniu
kuzynki, Stachy.


Po naszym wyjeździe ze Lwowa, jak dowiedziałam się później, nastąpiła wsypa organizacji. Po wykryciu drukarni i radiostacji w czerwcu 1946-go roku aresztowano całą grupę z inż. Julianem Wiktorem na czele. Aresztowano również moją koleżankę, łączniczkę Kazię Dobrowolską oraz łącznika Jasia Skwarczyńskiego i wielu innych. Inż. Wiktor przyjął szlachetnie całą winę na siebie i został skazany na 20 lat katorgi. Wywieziono go do Workuty, gdzie zginął w 1953 roku. Pozostali aresztowani dostali wyroki od 10 lat wzwyż. W 1948 roku zamieniono 10-letnie wyroki na " wydalenie z granic ZSRR" i przekazano ich do Polski.


A moje losy toczyły się dalej. Po wielu próbach uzyskania pracy zaangażowano mnie w Krakowie w Fabryce Farb i Lakierów na stanowisko kierownika sprzedaży. Pracowałam tam do 1957-go roku.


Brat Adam przedostał się w 1939-ym roku przez Węgry do Francji. Po wielu zmiennych losach dostał się do dywizji gen. Maczka, do brygady spadochronowej. Po wojnie ożenił się i zamieszkał tymczasowo w Anglii. Matka bardzo tęskniła do syna i w 1957-ym roku wyjechałyśmy turystycznie do Anglii. Nie zastałyśmy niestety brata, który tymczasem wyjechał do Kanady i starał się nas tam ściągnąć. Po
wielu tarapatach i dramatycznych sytuacjach związanych z opóźnieniem wizy kanadyjskiej otrzymałyśmy ją wreszcie w przeddzień deportowania nas przez władze angielskie do Polski.


I tak rozpoczął się nowy rozdział w moim życiu po przybyciu wraz z matką, do Kanady, do Winnipegu, w marcu 1958-go roku. Mimo słabej znajomości języka udało mi się wkrótce znaleźć pracę w szpitalu dziecięcym. Po dwóch latach, dzięki pomocy przyjaciół dostałam pracę w Medical College. Przeszkolono mnie na technika w farmakologii. Z kolei pracowałam przez dwa lata w Kingston u dr.
Loventhala w pracowni biologicznej, po czym powróciłam do Winnipegu do Medical College do pracowni patologicznej. W tej dziedzinie pracowałam do emerytury, na którą przeszłam w 1980-tym roku. Mile wspominam okres pracy zawodowej. Zetknęłam się w tym czasie z wieloma przyjaznymi i życzliwymi ludźmi, z którymi do dziś utrzymuję kontakty.


Poza pracą zawodową zaangażowałam się również do pracy społecznej w organizacjach polonijnych. Od przyjazdu do Winnipegu należałam do Federacji Polek w Kanadzie. Federacja organizowała popularne "Podwieczorki przy Mikrofonie", korzystając z obecności utalentowanej aktorki Jadwigi Domańskiej oraz szeregu talentów spośród członków SPK. Salę na te imprezy udostępniało nam Stowarzyszenie Polskich Kombatantów Koło Nr 13. W roku 1980-tym
piastowałam funkcję prezeski Federacji. W tym czasie organizowałam ogólno-kanadyjski Walny Zjazd Federacji. Uczestniczyłam w Polskim Programie Telewizyjnym "Polonika" prowadzonym przez K. Patalasa, przygotowując szereg tematów o polskim malarstwie i o Krakowie. Przez wiele lat byłam sekretarką protokółową w Zarządzie Kongresu Polonii Kanadyjskiej Oddziału Manitoba. Przez dwa lata uczyłam w Sobotniej Szkole Języka Polskiego przy Parafii Św. A. Boboli.
Prowadziłam również bibliotekę przy SPK. Jestem również od wielu lat członkiem SPK. Cieszę się emeryturą i mam satysfakcję, że dołożyłam swoją cegiełkę do sprawy polskiej.

A Lwów ciągle po nocach mi się śni.

  INDEX



Copyright © Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w dokumencie.

 

23-845 Dakota Street, Suite 332
Winnipeg, Manitoba
R2M 5M3
Canada
Phone: (204)254-7228
Toll Free US and Canada: 1-866-254-7228