Polonia Winnipegu
 

                            Archiwa Home Kontakt

Wydawca


Bogdan Fiedur
Bogdan Fiedur
 

 

zapisz Się Na Naszą listę


Proszę kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.

Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego linku.

 

 

Przyłącz się

Jeśli masz jakieś informacje dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z naszymi czytelnikami, to prześlij je do nas. Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować nas o wszystkich wydarzeniach polonijnych.

 

 

Promuj polonię

Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób.  Mój apel jest aby dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.

Tutaj są instrukcj
e jak dodać stopkę używając Outlook Express.

Kli
knij Tools-->Options --> Signatures

Zaznacz poprzez kliknięcie
Checkbox gdzie pisze

Add signature to all outgoing messages


W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.

Polonijny link Winnipegu
http://www.polishwinnipeg.com

albo

Polish Link for Winnipeg
http://www.polishwinnipeg.com


Po tym kliknij Apply

I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express

Polonijny Biuletyn Informacyjny w Winnipegu

Przez boje, przez znoje, przez trud-kombatanckie losy
Kazimierz Patalas

INDEX

Kazimierz CHMIELOWICZ

 

 

Kazimierz Chmielowicz


WSPOMNIENIA  spisane w lipcu  1986
 
 
 

 

 

           Urodziłem się w 1918-tym roku, w Krzemiennej, powiat Brzozów w okolicach Sanoka. Skończyłem klasyczne gimnazjum, ale zdecydowałem wybrać karierę wojskową i w 1938-ym roku zapisałem się do Szkoły Podchorążych Artylerii we Włodzimierzu. Po roku studiów zamierzałem przenieść się do Zawodowej Podchorążówki Artylerii do Torunia. Zostałem przyjęty, ale nie zdążyłem do niej dojechać, gdy w 1939-tym roku wybuchła wojna. W stopniu kaprala podchorążego dostałem w 1939-tym roku przydział do 33-ej Dywizji Artylerii Lekkiej w Wilnie. Rozwój sytuacji na frontach zmusił nas do wycofania się na Litwę. Przeszliśmy granicę, musieliśmy złożyć broń. Działa pozbawione zamków zostały oddane Litwinom. Internowano nas w Rokiszkach, gdzie zgromadzono kilka tysięcy ludzi, przeważnie artylerzystów i ułanów. Trzymano nas tam do ataku Sowietów na Polskę, to znaczy do 17. września. Rosjanie wkroczyli i przejęli nas od Litwinów. Wyselekcjonowali oficerów i wywozili ich do Kozielska a jak się później dowiedzieliśmy do Katynia. Nas przewozili również w wagonach kolejowych do Kozielska. Był z nami pułkownik Dąbrowski. Na jednej ze stacji zabrali go z wagonu. Jeden z żołnierzy sowieckich zapytał go, jak się nazywa. "Dąbrowski" odpowiedział. "O żałko was, Dąbrowski". Na to Dąbrowski :" Ty nas nie żałuj, ja was nie żałowałem w 1918-tym roku, ani w 1920 roku".
           W Kozielsku rozpoczęli akcję propagandową, uświadamiającą. Politrucy przychodzili do naszych baraków po kolacji na rozmowy. Wyjaśniali, że ustrój komunistyczny jest najlepszym ustrojem na świecie i zachęcali nas do współpracy. Nie było chętnych do prowadzenia dyskusji. Nie wiedzieliśmy wówczas jeszcze o losie pierwszej partii oficerów wywiezionych do Katynia. W Kozielsku przebywaliśmy do wybuchu wojny z Niemcami. Stamtąd wywieźli nas na północ na Półwysep Kola, gdzie pracowaliśmy przy budowie dróg. Dalej przerzucili nas do Murmańska. W naszym obozie było około 2000 ludzi, głównie podchorążowie, podoficerowie, żołnierze i policja. Zaczął się głód. Pędzili do pracy przez 16-cie godzin dziennie. Słońce tam nigdy nie zachodziło. Szczęśliwie nie byliśmy tam zbyt długo.
           Ucieszyliśmy się bardzo na wiadomość o postępach Niemców na froncie. W wyniku umowy Sikorski- Majski w obozie wybrano wszystkich Polaków i załadowano nas na statek i dalej do pociągu. Dopiero na statku powiedzieli nam, że jedziemy do polskiego wojska. - do Tockoje. W Tockoje czekały na nas namioty. Rozpoczęło się sporządzanie ewidencji i przydziały do rodzajów broni i jednostek. Mnie przydzielono do 6-go pułku artylerii lekkiej. Zaczęły się podstawowe szkolenie. Przerzucono nas wreszcie statkiem do Iraku. Odetchnęliśmy po opuszczeniu "nieludzkiej ziemi".
           W Khanaquin dostałem awans na podporucznika i zostałem dowódcą plutonu. Wiązało się to z podwyżką żołdu. Dostawałem 25 funtów miesięcznie. Na pluton składały się dwa działony a dwa plutony tworzyły baterię (4 działa). Dostaliśmy angielski sprzęt kalibru 75 mm o zasięgu do 30 kilometrów.
          Nasz pułk przerzucono do Włoch. Do pierwszej akcji weszliśmy w południowych Włoszech nad rzeką Sangro. W maju 1944¬go roku okopaliśmy się pod Monte Cassino. Przed rozpoczęciem głównego ataku wstrzeliwaliśmy się próbnie i to ściągnęło na nas ogień artylerii niemieckiej. O godzinie 11-tej ( godzina 0) zaczął się główny atak, i 1500 naszych dział strzelało do samego rana. Mieliśmy przygotowane koce z wodą i nakrywaliśmy nimi rozgrzane lufy. Niemcy zaprzestali ognia w naszym kierunku. Nie mieliśmy wtedy żadnych strat, choć sąsiadujące oddziały kanadyjskie dostały więcej ognia i poniosły straty w ludziach. Zastosowaliśmy eksperymentalnie, z dużym powodzeniem, strzelanie z armat pod większym kątem, naśladując w ten sposób haubice.
           Po zdobyciu Monte Cassino dostałem miesiąc urlopu. Wykorzystałem go częściowo na zwiedzenie Rzymu. Po akcji pod Monte Cassino, w Castel Gandolfo, dostaliśmy nowe, cięższe działa.
Przegrupowano nas jako 9 pułk artylerii ciężkiej. Dwa dywizjony haubic miały kaliber 7.2 cala o zasięgu 30-40 km oraz dwa dywizjony z armatami kalibru 155 mm o zasięgu ponad 50 km. O sile ognia tych armat może świadczyć fakt, że spowodowały zawalenie się kościółka od samego wstrząsu przy wystrzale. Weszliśmy do akcji z nimi pod Ankoną i dalej do Bolonii. Dostałem wtedy awans na porucznika i mianowano mnie zastępcą dowódcy dywizjonu. Dołączyło do nas wielu kolegów, jeńców Polaków z armii niemieckiej, również kilku z Francji i Anglii. Na Bolonii skończył się nasz szlak bojowy.
           Nastąpił moment składania broni. Dostałem rozkaz dostarczenia dział na punkt zborny do Rimini. Poruszanie się z dużymi działami wąskimi często uliczkami nie było łatwe. Na jednym z takich zakrętów wjechaliśmy w budkę dróżnika i działo zatrzymało się tuż przy torze kolejowym. Nadjechał pociąg a działa nie można było ruszyć. Pociąg przejechał szybko a wystająca lufa wybiła wszystkie okna. Działo również uległo uszkodzeniu. Starałem się je naprawić bezskutecznie. Okazało się to jednak niepotrzebne, bo i tak działom, po zdaniu, poobcinano wszystkie lufy. Moment zdawania dział po zwycięskiej wojnie nie był tak trudny, jak zdawanie ich w Polsce po klęsce. Tam żołnierze dosłownie płakali, żegnając się z nimi.
            Wojna się kończyła. Szkolenie trwało nadal. Duży nacisk kładziono na sport. Grywałem wtedy w drużynie piłki nożnej. Zbliżał się wyjazd do Anglii. Staraliśmy się przemycić na statek transportowy ile się dało whisky. Przenosiliśmy ją w 5-cio galonowych bańkach na wodę.
            Dopłynęliśmy do Southhampton i dalej pociągami do Szkocji. Zakwaterowano nas w barakach, t.zw. beczkach śmiechu. Nadszedł moment decyzji czy wracać do Polski, czy jechać gdzie indziej. Po doświadczeniach w Rosji nie miałem żadnych złudzeń dokąd należy jechać. Zgłosiłem się do komisji lekarskiej kwalifikującej na wyjazd do Kanady. Nie miałem żadnych kontaktów z rodziną w kraju.
            Do Kanady wyjechałem w 1947-ym roku. Podpisaliśmy kontrakty na prace w rolnictwie. Przedstawiciele starej Polonii, Maria Panaro, Waleria Szczygielska i Michał Szarzyński wyjechali nam naprzeciw i powitali nas serdecznie na dworcu w Kenorze. Po przyjeździe do Kanady spotkałem w Winnipegu mojego kuzyna Wlizło, który podobnie służył w artylerii.
           W Winnipegu rozlokowano nas w koszarach, a po trzech dniach wyjechaliśmy do pracy na farmy. Trafiłem do farmera Walkera w Elva koło Melity. Wytrzymałem tam przez pół roku, mimo iż miałem kontrakt na dwa lata. Dobijało mnie ręczne dojenie krów. Przeniosłem się do Winnipegu i znalazłem pracę u malarza, Polaka. Potem pracowałem jako malarz w firmie budowlanej.
           W międzyczasie Śpiewałem w chórze "Sokoła" i tam spotkałem moją przyszłą żonę, Halinę. Zdecydowała się ona skończyć roczny kurs pielęgniarski, co odłożyło nasz ślub o rok. Przyjęto mnie do "Inland Steel" za pośrednictwem Jackiewicza, który tam już od dawna pracował. W firmie tej pracowało wielu Polaków, którzy wciągali jeden drugiego. Zacząłem od spawania. Wkrótce zaawansowałem na stanowisko nadzorcy (foreman) i odpowiadałem za kilkunastu innych spawaczy. Myślałem przez pewien czas, że w tym zawodzie pozostanę na stałe, ale nadarzyła się okazja aby założyć własne przedsiębiorstwo, masarnię "Wawel"- wspólnie z Junkierskim a potem z Wójcikiem.
            Przyszły dzieci. Pięć córek. Najstarsza Basia skończyła studia i mieszka w Stanach Zjednoczonych. Najmłodsza skończyła niedawno studia i mieszka w Calgary.
            Nawiązałem kontakty z rodziną w Polsce, za pośrednictwem Czerwonego Krzyża. Odwiedziłem Polskę po raz pierwszy w 1958-ym roku. Wysyłałem córki co pewien czas do Polski, aby sobie utrwaliły język ojczysty. Przyjeżdżała do nas również na odwiedziny najbliższa rodzina z Polski.
             Mam w Polsce brata, młodszego ode mnie o 5 lat, który wybrał karierę wojskową, dosłużył się stopnia podpułkownika i jest już na emeryturze. W czasie pobytu w Polsce w 1958-ym roku chciałem się z nim spotkać, telefonowałem do wojska, ale nie mogłem uzyskać jego adresu, nie chciano mi nawet podać numeru jego telefonu. W końcu dostałem jednak wiadomość od brata z Warszawy, zawiadamiający, że skontaktuje się ze mną jego syn. Za jego pośrednictwem uzgodniliśmy, że spotkamy się z bratem w Gnieźnie, w jego mieszkaniu. Po serdecznym przywitaniu, jakie można sobie wyobrazić po wielu latach rozłąki, brat usiłował tłumaczyć, że nie wie, dlaczego nie dawali mi adresu, choć nie bardzo w to wierzyłem. Nazajutrz brat otrzymał telefon z wojska. "Musimy jutro pójść do mojego dowódcy, chce się z Tobą zobaczyć" -zwrócił się do mnie. Poszliśmy. Mała kancelaria, stolik i trzecia osoba, której nikt nie przedstawia, a który pilnie notuje treść naszej rozmowy w zeszycie. Pułkownik- dowódca przeprosił, że nie częstuje alkoholem, bo zmienili im kasyno. Pytał mnie jak się czuję w Kanadzie, jaką mam pracę. Odpowiedziałem, że czuję się dobrze, że pracuję jako rzeźnik, robię kiszki, kiełbasy. " A przecież był pan w wojsku oficerem?" rzucił podchwytliwe pytanie. Odpowiedziałem: "Tak, a teraz zarabiam uczciwie na życie w sposób, jaki w konkretnych warunkach jest możliwy". Nagle pułkownik zaszokował mnie pytaniem: "A jakie pułki, jakie formacje stacjonują w Winnipegu ?" Poniosło mnie i odpowiedziałem, że nie po to przyjechałem do Polski, aby go informować o kanadyjskich pułkach. A po drugie, naprawdę nie wiem jakie to pułki, bo się tym nigdy nie interesowałem. Zaproponowałem mu aby sam pojechał do Winnipegu, gdzie łatwo się zorientuje jak to wygląda. Wszystko mu powiedzą. "Nie wybieram się narazie, ale może Pański brat pojedzie" padła odpowiedź. Na tym skończyła się nasza rozmowa. Byłem tak zirytowany ich bezczelnością, graniczącą z naiwnością, że po powrocie do Winnipegu udałem się na policję i opowiedziałem im, co mi się wydarzyło.
            Ostatnio przeszedłem na emeryturę. W dalszym ciągu staram się być czynny w organizacjach polonijnych. Do SPK należę od przyjazdu do Winnipegu. Jestem jednym z pierwszych trzynastu członków założycieli kasy pożyczkowej SPK "Credit Union". Opiekowałem się obozami harcerskimi organizowanymi przez SPK w ośrodku "Whiteshell". W niedużej odległości od ośrodka zbudowałem sobie domek letni nad jeziorem, który nazwaliśmy romantycznie "Marzenie". Utrzymujemy kontakt z kolegami z jednostki, którzy osiedlili się w różnych miejscach Kanady.

 

   

 

 
  

 

 

INDEX


Copyright © Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w dokumencie.

23-845 Dakota Street, Suite 332
Winnipeg, Manitoba
R2M 5M3
Canada
Phone: (204)254-7228
Toll Free US and Canada: 1-866-254-7228