Polonia Winnipegu
 Numer 79

         18 czerwca 2009      Archiwa Home Kontakt

Wydawca


Bogdan Fiedur
Bogdan Fiedur
 

 

zapisz Się Na Naszą listę


Proszę kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.

Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego linku.

 

 

Przyłącz się

Jeśli masz jakieś informacje dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z naszymi czytelnikami, to prześlij je do nas. Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować nas o wszystkich wydarzeniach polonijnych.

 

 

Promuj polonię

Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób.  Mój apel jest aby dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.

Tutaj są instrukcj
e jak dodać stopkę używając Outlook Express.

Kli
knij Tools-->Options --> Signatures

Zaznacz poprzez kliknięcie
Checkbox gdzie pisze

Add signature to all outgoing messages


W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.

Polonijny link Winnipegu
http://www.polishwinnipeg.com

albo

Polish Link for Winnipeg
http://www.polishwinnipeg.com


Po tym kliknij Apply

I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express

Polonijny Biuletyn Informacyjny w Winnipegu

INDEX

FAKTY ZE ŚWIATA

Środa, 2009-06-17

Clinton przeciwko kolonizacji Zachodniego Brzegu Jordanu

Amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton podtrzymała sprzeciw wobec nowego osadnictwa izraelskiego na Zachodnim Brzegu Jordanu; jednocześnie zapowiedziała, że wysłannik USA na Bliski Wschód George Mitchell w nadchodzących rozmowach z Izraelem poruszy "kwestie o zasadniczym znaczeniu".
Po spotkaniu z Clinton w Waszyngtonie szef izraelskiego MSZ Awigdor Lieberman oświadczył, że jego kraj nie może zaakceptować "całkowitego" zamrożenia osadnictwa.
- Nie mamy żadnego zamiaru modyfikować równowagi demograficznej w Judei i Samarii - powiedział Lieberman, używając biblijnego określenia Zachodniego Brzegu Jordanu. - Nie możemy zaakceptować tej wizji absolutnego i całkowitego zamrożenia kolonizacji - dodał izraelski minister, szef nacjonalistycznej partii Nasz Dom Izrael. - Myślę, że musimy zachować przyrost naturalny - oświadczył.
Władze Autonomii Palestyńskiej, które domagają się od obecnego rządu Izraela zadeklarowania zgody na utworzenie państwa palestyńskiego, wzywają ten rząd do powstrzymania dalszej rozbudowy kolonii żydowskich na terytoriach palestyńskich.
PAP

Zmasakrowane, nagie ciała katastrofy airbusa - samolot rozpadł się w powietrzu

U ofiar katastrofy airbusa A330 linii Air France stwierdzono wielokrotne złamania nóg, rąk i bioder - powiedział przedstawiciel zespołu brazylijskich patologów, zastrzegając sobie anonimowość. Zdaniem ekspertów takie obrażenia sugerują, że samolot rozpadł się w powietrzu. Według mediów niektóre z ciał były także bez ubrań - ściągnął je pęd powietrza.
Airbus linii Air France, lecący z Rio de Janeiro do Paryża z 228 osobami na pokładzie, spadł 1 czerwca do Atlantyku. Wydobyto dotychczas ok. 50 zwłok i fragmenty samolotu.
Zdaniem Franka Ciacco, specjalisty w dziedzinie medycyny sądowej, byłego eksperta amerykańskiej agencji bezpieczeństwa transportu (U.S. National Transportation Safety Board) opis stanu zwłok i wydobytych fragmentów samolotu wskazuje na to, że maszyna rozpadła się w powietrzu.
Brazylijska gazeta "O Estado de S. Paulo" kilkakrotnie pisała ostatnio, powołując się na niewymienionych z nazwiska śledczych, że niektóre ofiary znaleziono bez ubrania. Jack Casey, ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa lotnictwa, uważa, że to także może wskazywać, iż Airbus A330 rozpadł się w locie; ubrania zerwał z ludzi pęd powietrza.
Casey podziela opinię, że wielokrotne złamania również wskazują na to, iż maszyna rozpadła się w powietrzu. Przypuszcza też, że większość ludzi nie żyła na długo przed uderzeniem o powierzchnię oceanu.
PAP

Bułgaria w szoku po ujawnieniu afery handlu noworodkami

Trzech Bułgarów, w tym dwóch adwokatów, oskarżono o organizowanie handlu noworodkami - podała Państwowa Agencja Bezpieczeństwa Narodowego (DANS). Według śledczych, grupa rekrutowała kobiety w ciąży w celu sprzedaży ich dzieci. W ciągu roku sprzedano 16 niemowląt, z tego 13 w Grecji a troje w Bułgarii.
Matki dostawały za transakcję od 3.000 do 5.000 lewów (równowartość 6.500-11.000 zł). Dzieci były sprzedawane greckim rodzinom za 135.000-180.000 zł, przy czym chłopcy kosztowali więcej. Pary bułgarskie płaciły za dziecko ok. 45.000 zł.
Większość rodziców w Grecji było przekonanych, że zastosowano procedurę adopcji z zagranicy, ponieważ pary te były zarejestrowane w bułgarskim Ministerstwie Sprawiedliwości - podała DANS.
Według kodeksu karnego, oskarżonym grozi do 10 lat więzienia.
PAP

Sklonowano psa, który szukał ofiar ataków z 11 września

Kalifornijscy naukowcy poinformowali o sklonowaniu psa, który pomagał w poszukiwaniu ofiar ataków terrorystycznych w Nowym Jorku z 11 września 2001 roku - poinformowała agencja Associated Press.
Pięć szczeniaków, sklonowanych z owczarka niemieckiego imieniem Trakr dostarczono Jamesowi Symingtonowi, byłemu kanadyjskiemu policjantowi, mieszkającemu obecnie w Los Angeles. Trakr padł w kwietniu br. Wcześniej Symington wygrał konkurs sponsorowany przez kalifornijską firmę BioArts International, w którym nagrodą było bezpłatne sklonowanie psa.
Po zamachach z 11 września Symington zabrał Trakra do Nowego Jorku. Mówił, że pies znalazł pod gruzami World Trade Center żywą kobietę.
Associated Press dodaje, że Symington miał trochę kłopotów, gdy okazało się, że poszukiwał ofiar zamachów z 11 września, podczas gdy oficjalnie przebywał wtedy na zwolnieniu lekarskim.
PAP

Wtorek, 2009-06-16

Próbowali zabić byłego prezydenta USA

Nieznani sprawy próbowali dokonać zamachu na byłego prezydenta USA Jimmy'ego Cartera, który przybył z wizytą do Strefy Gazy. Ukryte pod ziemią ładunki wybuchowe znaleziono koło przejścia Erez, przez które miał wracać z Gazy do Izraela konwój Cartera.
Źródła palestyńskie w Strefie Gazy twierdzą, że za próbą zamachu mogą stać członkowie zbrojnego ramienia Hamasu, którzy wystąpili z tej organizacji, tworząc odrębne struktury o nazwie "Dżaldżalat". Odłam ten związany jest ściśle z al-Kaidą.
Kierownictwo Hamasu oznajmiło, że nic nie wie o jakichkolwiek planach zamachu na Cartera.
Były prezydent Stanów Zjednoczonych został przyjęty w Gazie przez lidera Hamasu i byłego premiera Ismaila Haniję. Ich rozmowa dotyczyła usunięcia zniszczeń wojennych, spowodowanych w czasie izraelskiej operacji "Płynny Ołów" z początku roku.
Jimmy Carter wyraził ubolewanie, że zniszczeń tych dokonano między innymi przy użyciu amerykańskiego sprzętu wojskowego, będącego na wyposażeniu armii Izraela.
Komentatorzy twierdzą, że Carter prawdopodobnie przekazał liderom Hamasu list, który rodzice uprowadzonego trzy lata temu izraelskiego żołnierza Gilada Szalita wręczyli mu w poniedziałek w Jerozolimie.
Anna Librowska IAR

Kanadyjscy policjanci odpowiedzą za śmierć Dziekańskiego

Policjanci, którzy na kanadyjskim lotnisku śmiertelnie porazili paralizatorem Roberta Dziekańskiego nie unikną odpowiedzialności. Sąd Najwyższy Kolumbii Brytyjskiej odrzucił ich wniosek, który mógłby zablokować prace komisji śledczej badającej tę sprawę - ustalił portal tvp.info.
Czterej policjanci, którzy uczestniczyli w wydarzeniach na lotnisku w Vancouver, próbowali zablokować prace tzw. Komisji Braidwooda, która bada sprawę na zlecenie władz Kolumbii Brytyjskiej (jednej z prowincji Kanady). Twierdzili, że są pracownikami służby federalnej i dlatego komisja jednej z prowincji nie może ich osądzać (mimo, że to prowincja płaci im pensje). W tej sprawie skierowali wniosek do Sądy Najwyższego Kolumbii Brytyjskiej. Zdecydowali się na taki krok, po tym jak sędzia, który prowadzi przesłuchania, powiadomił ich, że jego dochodzenie sprawdzi czy funkcjonariusze nie działali niewłaściwie i czy nie próbowali zatrzeć potem śladów.
Wczoraj Sąd Najwyższy wydał decyzję, w której odrzuca wniosek policjantów. Sędzia Arne Silverman uznał, że komisja śledcza działa zgodnie z kanadyjskimi przepisami. I jedyne, co Sąd Najwyższy Kolumbii Brytyjskiej może brać pod uwagę, to rzetelność i obiektywność jej prac. Zygmunt Riddle, z Kanadyjskiego Ruchu Obrony Praw Człowieka, który zajmuje się sprawą Dziekańskiego, powiedział tvp.info, że matka zabitego Polaka przyjęła z ulgą tę decyzję i "po raz pierwszy od dwóch nocy mogła spokojnie usnąć".
Wczorajsza decyzja Sądu Najwyższego oznacza, że komisja śledcza badająca sprawę śmierci Polaka może kontynuować swoje prace. Ostatnie przesłuchania zaplanowano na najbliższy piątek. Raport z jej prac ma być zaś opublikowany jesienią.
Do tragicznego wydarzenia doszło w październiku 2007 r.. Polak, który do Kanady przyjechał odwiedzić matkę, nie znał języka angielskiego i nie umiał wydostać się z vancouverskiego lotniska. Po dziesięciogodzinnym oczekiwaniu był tak wyczerpany, że próbował przekroczyć bramkę i - z niewiadomych przyczyn - rzucił w przesuwane drzwi krzesłem. Gdy na miejsce przybyła policja, poraziła Polaka paralizatorem. Mężczyzna zmarł na miejscu.
Karolina Woźniak tvp.info

Wybito 36 tys. psów - Chiny walczą z wścieklizną

W mieście Hanzhong w prowincji Shaanxi, na północy Chin, wybito 36 tys. psów - bezpańskich, ale i tych, które miały właścicieli - żeby zapanować nad wścieklizną - poinformowały państwowe media.
Od marca w Hanzhong ponad 6 tys. ludzi zostało pogryzionych przez psy. Dwunastu zmarło na wściekliznę - podała gazeta "China Daily". Władze uznały, że zagrożenie tą chorobą wymaga radykalnych rozwiązań.
Organizacje obrońców praw zwierząt wyrażają zaniepokojenie. To już kolejna taka akcja w Chinach. W 2006 roku wielkie oburzenie wywołała brutalna rozprawa z psami w mieście Mouding w prowincji Yunnan, na południowym zachodzie Chin, również spowodowana przypadkami wścieklizny u ludzi. Wybito wtedy 50 tys. psów. Dochodziło do tego, że milicjanci odbierali psy właścicielom na ulicy i zabijali je pałkami na miejscu.
Tylko kilka procent psów w Chinach jest szczepionych. Co roku ponad 2 tys. ludzi, pokąsanych przez zarażone psy, umiera w tym kraju na wściekliznę.
PAP

British Airways do pracowników: pracujcie za darmo

Kierownictwo British Airways zwróciło się do 40 tys. pracowników, by wnieśli osobisty wkład w uratowanie linii przed upadkiem, godząc się na przepracowanie bez wynagrodzenia do czterech tygodni w roku - informują brytyjskie media.
Apel do pracowników, skierowany do nich imiennie oraz za pośrednictwem wewnętrznego biuletynu "British Airways News", idzie znacznie dalej, niż wcześniejsze sugestie, by zgodzili się na zamrożenie płac lub bezpłatny urlop - jest jednoznaczny z obcięciem płac.
Z punktu widzenia związków zawodowych, negocjujących pakiet działań oszczędnościowych, oznacza to podkopanie ich pozycji przetargowej. Dla kierownictwa jest to sposób na zmniejszenie kosztów i oszczędzenie gotówki.
Kierownictwo linii negocjuje ze związkami zawodowymi m.in. plany zmniejszenia zatrudnienia o 4 tys. osób (10%), z czego 2 tys. miałyby stanowić dobrowolne zwolnienia wśród personelu pokładowego liczącego 14 tys. pracowników.
Szef British Airways Willie Walsh ogłosił ostatnio, że zrezygnował z wynagrodzenia za pracę w lipcu wskazując, iż linie walczą o przetrwanie w warunkach dekoniunktury. Za jego przykładem poszedł dyrektor finansowy Keith Williams.
Apel do pracowników zapewnia, iż kierownictwo pomoże im w zminimalizowaniu skutków finansowych nieodpłatnej pracy i zaprzecza, by osoby, które pozytywnie na niego odpowiedziały miały pierwszeństwo w zatrudnieniu przy podejmowaniu przyszłych decyzji w sprawie zwolnień.
W ostatnim roku obrachunkowym linie British Airways odnotowały stratę w wysokości 401 mln funtów. Głównym powodem było drogie paliwo lotnicze w okresie, gdy spadła liczba pasażerów. Od lata 2008 roku z linii zwolniono ponad 2500 pracowników, w tym 780 menedżerów.
PAP

Poniedziałek, 2009-06-15

Naukowcy uruchamiają Wielki Zderzacz Hadronów

Wielki Zderzacz Hadronów najpotężniejsza na świecie maszyna do eksperymentów fizycznych znowu rusza. W niedzielę rozpoczęły się testy przed ponownym włączeniem urządzenia.
Wielki Zderzacz Hadronów, LHC (z ang. Large Hadron Collider) jest największym na świecie akceleratorem cząstek (hadronów). Mieści się ok. 100 metrów po ziemią na terenie Szwajcarii i Francji w pobliżu Genewy.
Jak mówił dziennikarzom fizyk pracujący w CERN (Europejskie Laboratorium Fizyki Cząstek) dr Andrzej Siemko, jest to najbardziej złożone urządzenie, jakie człowiek do tej pory wymyślił. Dlatego jego włączanie - jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem - potrwa aż do jesieni. - To nie jest coś takiego, że to włączymy i będzie działało. Sam proces uruchamiania trwa wiele miesięcy. W tym tygodniu się rozpoczął - podkreślił Siemko.
Jak to wszystko działa? W 27-kilometrowej rurze za pomocą fal radiowych przyspieszane są dwie przeciwbieżne wiązki cząstek elementarnych, przeważnie protonów. Osiągają one niemal prędkość światła, a następnie zderzają się ze sobą.
Zderzające się protony rozpadają się, a następnie tworzą się inne cząstki. Naukowcy, obserwując, co powstaje w wyniku zderzeń, mogą dokładniej poznać właściwości poszczególnych cząstek oraz wzajemne oddziaływania między nimi.
We wrześniu zeszłego roku uruchomiono maszynę, jednak kilka dni później okazało się, że nastąpiła awaria i eksperymenty nie mogły być kontynuowane.
- Staramy się zobaczyć coś, czego nikt inny jeszcze nie widział - tłumaczył sens eksperymentów Siemko. Zderzacz porównał do gigantycznego mikroskopu, za pomocą którego fizycy będą mogli obserwować rozpadanie się cząsteczek.
- Chcemy odkryć cząstkę, która się nazywa cząstką Higgsa, która tak - jak wierzą fizycy - odpowiada za masę. Umożliwi nam to zrozumienie skąd się ona bierze - mówił naukowiec.
Inne cele badawcze dotyczą m.in. lepszego poznania dodatkowych wymiarów, zrozumienie asymetrii pomiędzy materią i antymaterią, a także lepsze zbadanie nowego stanu skupienia - plazmy kwarkowo-gluonowej.
- To są takie oficjalne cele badawcze, ale tak naprawdę to, czego wielu fizyków oczekuje, to jest odkrycie czegoś, czego nie znamy, czegoś, czego nie potrafimy dzisiaj nazwać, a ponieważ wkraczamy na terytorium, które jest zupełnie nieznane, jestem przekonany, że coś takiego odkryjemy - mówił Siemko.
Krzysztof Strzępka PAP

Laureaci Nobla apelują o zniesienie blokady Strefy Gazy

202 eurodeputowanych z 27 państw oraz 56 laureatów Nagrody Nobla podpisało apel o zdjęcie "blokady" Strefy Gazy i uwolnienie więźniów przez obie strony: izraelską i palestyńską - poinformowała organizacja pozarządowa Peacelines, prowadząca tę kampanię. Wśród noblistów, którzy sygnowali apel, jest przywódca duchowy Tybetańczyków Dalajlama XIV i laureatka Pokojowej Nagorody Nobla Szirin Ebadi z Iranu.
Dokument został opracowany przez sześciu autorów, w tym amerykańskiego językoznawcę Noama Chomsky'ego, polskiego Żyda, który uczestniczył w powstaniu w getcie warszawskim, Martina Graya i byłego premiera Francji Michela Rocarda. Wśród polskich eurodeputowanych, którzy podpisali apel, są Adam Gierek, Urszula Krupa i Tadeusz Zwiefka.
"Izrael powinien zakończyć blokadę Gazy, położyć kres wszystkim zabójstwom i pozwolić Gazie otworzyć się na świat w sposób umożliwiający funkcjonowanie gospodarcze" - napisano w apelu powstałym w ramach kampanii "Otwórzcie drzwi". "Palestyńczycy powinni zakończyć wszystkie ataki rakietowe przeciw Izraelowi i Izraelczykom. (...) Palestyńczycy powinni uwolnić żołnierza izraelskiego Gilada Szalita, którego więżą od prawie trzech lat" - podkreślają sygnatariusze.
PAP

Sikorski: walczymy o polskich kandydatów z determinacją

Szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski ocenił, że szanse Jerzego Buzka na objęcie stanowiska przewodniczącego Parlamentu Europejskiego (PE) są nadal bardzo wysokie. Szef Sikorski zapewnił jednocześnie, że Polska walczy o wszystkich polskich kandydatów z równą determinacją, ale będzie musiała iść na pewne kompromisy.
Odnosząc się do spekulacji mediów, że Polska będzie musiała za stanowiska przewodniczącego Parlamentu Europejskiego zapłacić wysoką cenę, np. straci szanse na ważną tekę dla polskiego reprezentanta w Komisji Europejskiej, Sikorski apelował o rozsądek. - Bądźmy dojrzali. To są negocjacje bardzo podobne do negocjacji koalicyjnych przy tworzeniu rządu, czy narodowego parlamentu. Jeżeli jedna z grup dostaje powiedzmy marszałka sejmu, to jasne, że czegoś innego nie dostanie - powiedział szef dyplomacji.
- Ale to jest tego warte, bo to będzie najbardziej prominenta i najbardziej prestiżowa i wpływowa posada Polaka po naszym przystąpieniu do UE. Więc ja rozumiem, że jesteśmy mistrzami w samobiczowaniu się, ale kibicujmy naszemu kandydatowi do zwycięstwa, a nie martwmy się, czy warto zwyciężać - zaapelował Sikorski. Szef MSZ zapewnił jednocześnie, że Polska walczy o wszystkich polskich kandydatów z równą determinacją. "Zarówno o Włodzimierza Cimoszewicza, (który stara się o stanowisko sekretarza generalnego Rady Europy), jak i o polskiego komisarza z ważnym portfolio i walczymy także o komisję w PE. Ale z góry mówię, że to polityka demokratyczna i jakieś kompromisy trzeba będzie zawrzeć" - powiedział Sikorski.
Polski eurodeputowany Jerzy Buzek jest jednym z dwóch kandydatów zwycięskiej w wyborach do Parlamentu Europejskiego chadeckiej rodziny politycznej - Europejskiej Partii Ludowej. Drugim kandydatem jest Włoch Mario Mauro.
EPL, do której należy m.in. Platforma Obywatelska i PSL, wybierze swego kandydata na przewodniczącego PE 7 lipca, a inauguracyjna sesja nowego PE odbędzie się 14 lipca. Warunkiem, by to kandydat EPL został przewodniczący PE, jest zawarcie porozumienia koalicyjnego w tej sprawie z inną grupą polityczną - np. z socjalistami. Sami chadecy, choć będą najliczniejsza grupą (264 mandaty) nie mają bowiem większości w liczącym 736 deputowanych PE.
Inga Czerny PAP

Niedziela, 2009-06-14

Klinika pomyliła zarodki i kobieta poddała się aborcji

Walijska klinika dokonująca zabiegów in vitro pomyliła zarodki i omyłkowo implantowała innej kobiecie ostatni zarodek pary, która chciała mieć drugie dziecko - donosi Press Association. Kobieta zdecydowała się na aborcję, gdy zorientowała się, co zaszło.
Zarząd publicznej służby zdrowia (Cardiff&Vale Trust) wypłacił odszkodowanie parze, która straciła zarodek. Do zdarzenia doszło w grudniu 2007 r.
Para, znana jako 38-letnia Deborah i jej partner Paul, po przyjściu na zabieg dowiedziała się, że nie może on zostać przeprowadzony, ponieważ praktykant-embriolog pomylił zarodki, biorąc je ze złej półki inkubatora.
Według adwokata pary Guya Fostera w walijskiej klinice nie przestrzegano zasad obchodzenia się z zarodkami. Nakazują one przechowywanie zarodków każdego pacjenta w osobnych inkubatorach.
Adwokat przekonany jest, że zdarzenie było do przewidzenia i w przeszłości w dwóch innych przypadkach o mało nie doszło do podobnej pomyłki.
PAP

Przyjaciółka Jana Pawła II była jego agentką?

"Wanda, 007 dla Wojtyły" - to tytuł artykułu opublikowanego w dzienniku "La Stampa", kolejnego na tych łamach w całej serii publikacji na temat roli polskiej przyjaciółki Jana Pawła II Wandy Półtawskiej.
Włoski dziennik nazywa "jednym z najlepiej chronionych sekretów na świecie" dochodzenie, jakie Wanda Półtawska prowadziła po zamachu na Jana Pawła II, a dotyczące tajemniczych zdjęć papieża z czasu jego rekonwalescencji w Watykanie.
O fotografiach tych "La Stampa" pisała niedawno ujawniając, że ktoś bardzo silnym obiektywem w czerwcu 1981 roku zrobił zdjęcia Jana Pawła II w trakcie odpoczynku na watykańskim tarasie, w towarzystwie lekarzy. Zrobiono je prawdopodobnie z kopuły bazyliki św. Piotra.
Na podstawie tych zdjęć, podkreśliła gazeta, wyciągnięto w Watykanie wniosek, że istnieją poważne luki w systemie bezpieczeństwa Jana Pawła II, skoro można fotografować go z dużej odległości.
To Wanda Półtawska wzięła w swoje ręce "śledztwo" w sprawie zdjęć - pisze "La Stampa". Przypomina wcześniejsze swe ustalenia, że pomagał jej w tym m.in. ówczesny papieski fotograf Arturo Mari.
Po analizie tych zdjęć poradzono papieżowi, aby unikał przebywania w miejscach łatwo dostępnych dla fotografów. Ponadto po prywatnym dochodzeniu w sprawie tajemniczego "paparazzo" wyrażono przypuszczenie, że w Watykanie jest "agent", którego motywy działania nie są jasne.
Arturo Mari powiedział turyńskiej gazecie, że jego udział w wyjaśnianiu sprawy fotografii był "niewielki" i nie pamięta tego zbyt dobrze.
Inni rozmówcy gazety z Watykanu, którzy byli wówczas zaangażowani w wyjaśnianie okoliczności zrobienia zdjęć, wspominają natomiast, że panią Półtawską traktowali jako osobę, cieszącą się "pełnym zaufaniem papieża". To jej przekazano całą zebraną dokumentację, m.in. zrobione przez Mariego zdjęcia z pobytu papieża w szpitalu po zamachu. Nie została ona nigdy ujawniona.
"La Stampa" pisze, że nie wiadomo, gdzie znajduje się to dossier. Czy ma ją watykański sekretariat stanu, czy też trafiła ona do walizki Wandy Półtawskiej, która wywiozła ją do Polski?- zastanawia się gazeta.
Sylwia Wysocka PAP

Doszło do powolnej degradacji Airbusa"

W Airbusie A330 z 228 osobami na pokładzie, który 31 maja spadł do oceanu, po kolei psuły się wszystkie systemy. Przez cztery minuty doszło do degradacji samolotu - wynika z oceny komunikatów, jakie przed katastrofą wysyłał samolot Air France. Do listy usterek dotarł TVN24.
TVN24 dotarł do zapisu 24 komunikatów, jakie wysyłał Airbus tuż przed tym, jak zniknął z radarów. Samolot nadawał automatyczne komunikaty o usterkach przez 4 minuty - od 2.10 do 2.14.
Jak powiedział doświadczony pilot samolotów pasażerskich kpt. Jarosław Stan, zapisy wysyłane przez samolot drogą radiową wskazują, że wystąpiły poważne problemy ze sterowaniem samolotu.
W ocenie Stana, w samolocie zostały uszkodzone m.in. systemy, które informują o położeniu przestrzennym samolotu, autopilot oraz system automatycznej kontroli ciągu silników. - Nie było podstawowych wskaźników pilotażowych, samolot ulegał powolnej degradacji - powiedział doświadczony pilot.
Airbus A330 lecący z Rio de Janeiro do Paryża w trudnych warunkach atmosferycznych zniknął z radarów i runął do Atlantyku 31 maja. Na jego pokładzie było 228 osób, w tym dwóch Polaków.
Jak do tej pory, udało się odnaleźć 50 ciał pasażerów oraz kilkanaście części samolotu, w tym fragment ogona, dwa fotele pasażerskie, maski tlenowe. Trwa wstępna identyfikacja zwłok.
Poszukiwania ciał pasażerów mają potrwać przynajmniej do 19 czerwca.
Wciąż trwają poszukiwania czarnych skrzynek, zawierających m.in nagrania z kabiny pilotów, które mogłyby dokładnie wskazać przyczyny katastrofy samolotu. Do przeczesania jest ogromny obszar, a poszukiwacze mają jeszcze tylko 15 dni na ich znalezienie. Bowiem tylko przez tyle czasu skrzynki będą emitować sygnały wskazujące ich położenie. Sygnał ze skrzynek może być odbierany w odległości ok. 6 kilometrów.
Skrzynek szuka francuska podwodna łódź atomowa Emeraude oraz bezzałogowe łodzie podwodne, które mogą zejść na głębokość 6 tys. metrów. W akcji poszukiwawczej uczestniczą także statki i samoloty brazylijskie. Wykorzystywane są również użyczone przez Pentagon urządzenia nasłuchowe.
Magdalena Grabowska, Wirtualna Polska

Kubańska dysydentka po 15 latach rozłąki spotka się z rodziną

Kubańska dysydentka, której od lat odmawiano prawa do odwiedzin żyjącej zagranicą rodziny, opuściła w sobotę Kubę i wyjechała do Argentyny. Neurochirurg Hilda Molina na lotnisku w Hawanie popłakała się z radości, wiedząc, że wkrótce zobaczy swą 90-letnią matkę, syna oraz wnuki.
- To zbyt wiele - mówiła. - Dzieci, mój syn, którego nie widziałam od 15 lat, wnuki, których nigdy nie spotkałam i chora matka.
Dokumenty podróżne pani doktor wydano na kilka miesięcy. Molina na razie nie potrafiła powiedzieć, czy wróci na wyspę. Opuszczając kraj radziła innym dysydentom "zabiegać o ich prawa", jak to sama uczyniła.
- Nie mogą milczeć - podkreśliła. - Nie mogą stwarzać problemów, jedynie muszą żądać swych praw rodzinnych, co jest oczywiste i proste - zaleciła.
66-letnią doktor Molinę w 1994 roku poróżnił z władzami stosunek do leczenia za pomocą komórek macierzystych. Krytycznie wyrażała się też o kubańskiej służbie zdrowia, mówiąc, że Kuba zapewnia wyjątkową opiekę zagranicznym, dewizowym pacjentom i wysyła tysiące lekarzy do innych krajów.
Jej syn Roberto Quinones w tym samym czasie przeprowadził się do Argentyny, skąd pochodzi jego żona. Matce Moliny pozwolono opuścić Kubę kilka miesięcy temu.
PAP

Sobota, 2009-06-13

Wkrótce pierwszy tom gigantycznego słownika biograficznego

Hiszpańska Królewska Akademia Historii opublikuje jeszcze w tym roku sześć tomów Hiszpańskiego Słownika Biograficznego, którego pełne wydanie liczące łącznie 50 tomów ukaże się w ciągu dwóch lat i najprawdopodobniej trafi też do internetu w 2010 roku.
Jak powiedział dyrektor Akademii, Gonzalo Anes, słownik zostanie przetłumaczony również na język angielski, aby w sieci internetowej "zapewnić mu światowy zasięg". W najbliższy poniedziałek król Hiszpanii Juan Carlos i królowa Sofia wezmą udział w uroczystości zaprezentowania w siedzibie Akademii pierwszego tomu słownika.
Zamysł stworzenia słownika narodził się w samych początkach Akademii założonej w 1735 roku. Jednak złożoność zadania opóźniła wykonanie tego pomysłu. Na realizację projektu rząd przeznaczył w 1999 roku 800 mln peset (4,8 mln euro).
Każdy z 50 tomów ma liczyć 800 stron, a całość słownika obejmie ponad 40 tysięcy biogramów postaci z wszystkich epok historycznych, co - jak powiedział dyrektor Akademii, "sytuuje Hiszpanię na czele najważniejszych krajów świata". Słownik będzie zawierać też biogramy postaci z kolonii hiszpańskich, Filipin i terytoriów należących do korony w wiekach XVI i XVII.
Nad opracowaniem biogramów pracowało 5500 specjalistów, w tym wielu historyków hispanoamerykańskich i hispanistów z całego świata.
PAP

Obama tnie koszty, aby zapewnić powszechną opiekę medyczną

Prezydent USA Barack Obama "zetnie" o 313 miliardów dolarów "zbędne koszty" na programy zdrowia publicznego, aby uzyskać środki na zapewnienie opieki medycznej 46 milionom osób w Stanach Zjednoczonych, które nie mają do niej dostępu.
- Ogłaszam dziś (uzyskanie) 313 miliardów dodatkowych dolarów oszczędności poprzez zahamowanie zbędnych wydatków i zwiększenie skuteczności i jakości ochrony zdrowia - oświadczył Obama.
Amerykański prezydent wyjaśnił, że te pieniądze zaoszczędzi "redukując nadmierne opłaty" dla prywatnych ubezpieczycieli w systemie Medicare, programie ochrony zdrowia emerytów.
Zamierza także wyeliminować "wszelkie marnotrawstwo", zarówno jeśli chodzi o ten program, jak o Medicaid, który oferuje ochronę zdrowia osobom mało zarabiającym.
Oba te programy obsługują miliony Amerykanów i w ich ramach działają tysiące lekarzy, szpitali, domów starców i innych instytucji.
- Gdy więcej Amerykanów będzie miało ubezpieczenia, będziemy mogli zredukować wydatki na udzielanie przez szpitale pomocy pacjentom, którzy nie mają ubezpieczenia - powiedział Obama.
Jednym z ważnych źródeł środków na wprowadzenie powszechnej opieki medycznej dla mieszkańców USA ma być przemysł farmaceutyczny. - Jeśli producenci leków będą płacić to, co po sprawiedliwości się należy, możliwe będzie ograniczenie wydatków rządu na lekarstwa sprzedawane na receptę - oświadczył Obama.
PAP

Berlusconi: mamy rywala, Polskę

Premier Włoch Silvio Berlusconi wyraził nadzieję, że Mario Mauro zostanie przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, bo jego zdaniem w tej rywalizacji to Włoch ma większe szanse niż Jerzy Buzek.

W przemówieniu do młodych przedsiębiorców szef rządu oświadczył: mamy doskonałego kandydata, Mario Mauro. Dodał następnie: mamy rywala, Polskę, odnosząc się do kandydatury Jerzego Buzka.

Berlusconi, cytowany przez Ansę, podkreślił następnie, że Włochy są w tej rywalizacji w bardziej korzystnej sytuacji.

Premier zaznaczył, że Włochy mają "świetne argumenty" po swojej stronie. Wśród nich wymienił liczbę eurodeputowanych jego partii Lud Wolności - 35 w Europejskiej Partii Ludowej wobec 24 przedstawicieli Polski.

Według danych Parlamentu Europejskiego, opublikowanych na jego stronie internetowej, Włosi będą mieli 35 mandatów w EPL, a Polska 28 (PO i PSL).

Według Ansy jako kolejny argument na korzyść Włoch premier wymienił fakt, że Warszawa jest, jak to ujął, "eurosceptyczna" wobec Traktatu z Lizbony.

Piątek, 2009-06-12

Obama zrezygnował z przesiedlenia więźniów Guantanamo

Administracja prezydenta Baracka Obamy praktycznie zrezygnowała z planu osiedlenia w USA więźniów zwolnionych z kontrowersyjnego więzienia w amerykańskiej bazie Guantanamo na Kubie - podał "Washington Post".
Decyzja ta wynikła ze zdecydowanego oporu w Kongresie przeciw osiedleniu w USA więźniów, którzy byli bezterminowo przetrzymywani w Guantanamo jako podejrzani o terroryzm. Dziennik zwraca jednak uwagę, że może ona skomplikować dyplomatyczne wysiłki na rzecz przekonania krajów europejskich do przyjęcia byłych więźniów z Guantanamo. Działania w tym kierunku prowadzi specjalny wysłannik administracji Daniel Fried, były ambasador USA w Polsce.
W czwartek czterech Ujgurów, aresztowanych w Pakistanie i Afganistanie w 2002 r. i oczyszczonych z podejrzeń, że zagrażają USA, zwolniono z więzienia w Guantanamo i przewieziono na należące do Wielkiej Brytanii Bermudy, gdzie mają się osiedlić i podjąć pracę. Muzułmańscy Ujgurzy zamieszkują północno-zachodnie Chiny.
Pozostałych 13 przebywających w Guantanamo Ujgurów zostanie przewiezionych prawdopodobnie do Palau, niepodległego państwa na Pacyfiku, które zgodziło się ich przyjąć. Fakt, że Ujgurów nie przesiedlono do USA, wykorzystuje rząd Niemiec w rozmowach na temat przyjęcia przez ten kraj więźniów Guantanamo.
Wielu Ujgurów mieszka w Monachium, ale niemiecki minister spraw wewnętrznych Wolfgang Schaeuble odmówił przyjęcia ich współrodaków z Guantanamo, pytając Frieda, dlaczego USA nie chcą ich przyjąć, skoro - jak twierdzą - nie stanowią oni żadnego zagrożenia.
Tomasz Zalewski PAP

Nawet Rosja i Chiny chciały zaostrzenia sankcji dla Korei Płn.

Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła jednomyślnie rezolucję zaostrzającą sankcje wobec Korei Północnej z powodu przeprowadzenia przez ten kraj 25 maja próby nuklearnej. Zarówno Chiny, jak i Rosja, które w przeszłości niechętnie wspierały sankcje przeciwko Korei Północnej, poparły amerykański projekt rezolucji.
Sankcje przewidują zakaz eksportu wszelkiej broni z Korei Płn. i importu większości rodzajów broni do tego kraju. Rezolucja nr 1874 zezwala krajom członkowskim ONZ na kontrolę towarów przesyłanych z Korei Północnej i w odwrotnym kierunku drogą lądową, powietrzną i morską w celu przechwycenia np. materiałów nuklearnych albo części rakiet; zobowiązuje te kraje do skonfiskowania i zniszczenia wszelkich transportowanych dóbr, jeśli sankcje zostaną naruszone.
W tekście jest również mowa o zaostrzeniu sankcji finansowych wobec Phenianu, rozszerzeniu listy osób i firm północnokoreańskich, których aktywa finansowe za granicą zostały zamrożone. Amerykanie podejrzewają, że część północnokoreańskich aktywów może się znajdować w bankach chińskich. Rezolucja przewiduje także zapobieganie działalności nuklearnej i balistycznej reżimu w Phenianie i zmniejszanie wpływów, które cięgnie ze sprzedaży broni i technologii.
Według amerykańskiej telewizji informacyjnej Fox News, powołującej się na źródła w CIA, Phenian zamierza odpowiedzieć nową próbą nuklearną na nową rezolucję RB ONZ. Ponadto kontynuuje przygotowania do kolejnego odpalenia rakiety dalekiego zasięgu Tepodong-2.
W maju Korea Północna przeprowadziła drugą próbę nuklearną, a w kwietniu odpaliła po raz pierwszy rakietę dalekiego zasięgu. Wycofała się też z sześciostronnych rokowań, prowadzonych pod egidą USA, poświęconych jej programowi nuklearnemu.
O wzmocnienie sankcji wobec Phenianu, wprowadzonych w ramach rezolucji 1718 już po pierwszej próbie jądrowej, jakiej Korea Północna dokonała w 2006 roku, zabiegał Waszyngton. Wprowadzono wówczas embargo na dostawy do KRLD wszelkich materiałów i urządzeń, które mogłyby zostać wykorzystane do produkcji broni atomowej czy rakietowej. Phenianowi zabroniono także eksportu broni i materiałów nuklearnych.
PAP

"Lotniskowa cenzura" Air France

Linie lotnicze Air France "cenzurują" informacje dotyczące tragedii airbusa - podaje radio RMF FM. Reporter radia dotarł do dokumentu, w którym przewoźnik zakazał personelowi, w tym na lotnisku w Warszawie, rozdawania pasażerom dziennika "Le Figaro" z informacjami obciążającymi Air France.
Dokument jest telexem wysłanym z centrali przewoźnika do biur regionalnych na lotniskach w różnych krajach. Władze firmy zakazały w nim udostępnienia jednego z numerów "Le Figaro" podróżnym na pokładach samolotów, przy wejściu do nich oraz w strefach dla vipów.
O co pyta "Le Figaro"?
Kontrowersje wzbudziło czwartkowe wydanie gazety. Dziennikarze sugerują, że przyczyną katastrofy mogło być wadliwe działanie czujników prędkości, które już wcześniej spowodowały serię problemów w samolotach Air France. "Le Figaro" zapytało też, dlaczego urządzenia nie zostały wymienione.
Rzeczniczka firmy odmówiła skomentowania "lotniskowej cenzury", nie zaprzeczyła jednak, że takie pismo rzeczywiście trafiło do oddziałów przewoźnika.
O tym, że automatyczne wiadomości, wysyłane tuż przed zaginięciem francuskiego airbusa wskazują na "niespójność pracy" systemów samolotu odpowiedzialnych za podawanie do kokpitu prędkości mówił w CNN kilka dni po katastrofie także przedstawiciel producenta maszyny.
Dyrektor Airbusa: "nieodpowiedzialny" artykuł
Teraz Airbus uspokaja. Dyrektor operacyjny Airbusa Fabrice Bregier zapewnił we francuskim dzienniku "La Depeche du Midi", że budowane przez koncern samoloty są "bezpieczne". Jednocześnie ostrzegł przed wyciąganiem przedwczesnych wniosków, zanim nie zostaną zbadane przyczyny katastrofy.
Dyrektor Airbusa określił artykuł w "Le Figaro" jako "nieodpowiedzialny". - Na tym etapie dochodzeń nic nie wskazuje na związek między wypadkiem samolotu Air France a jakimiś problemami z nawigacją - zapewnił.
Ta pierwsza oficjalna wypowiedź prasowa przedstawiciela Airbusa jest zbieżna ze stanowiskiem Biura Badań i Analiz (BEA) oraz Air France, właściciela samolotu.
Dyrektor generalny Air France Pierre-Henri Gourgeon wypowiedział się jednak mniej zdecydowanie, twierdząc, że "nie jest przekonany", aby zachodził związek między usterką szybkościomierza a katastrofą.
Przypomniał on, że obecnie lata 600 samolotów A330 podobnych do tego, który uległ katastrofie nad Atlantykiem. Mają za sobą 13 milionów godzin lotu i Airbus AF447 był pierwszy, który uległ katastrofie zakończonej śmiercią ludzi znajdujących się na pokładzie.
RMF FM

Czwartek, 2009-06-11

WHO ogłosiła najwyższy stopień zagrożenia grypą A/H1N1

Światowa Organizacja Zdrowia nakazała swoim krajom członkowskim ogłoszenie pandemii grypy typu A/H1N1, pierwszej globalnej epidemii grypy od 41 lat. Decyzja zapadła po tym, jak wzrosła liczba zachorowań w USA, Europie, Australii i Afryce oraz innych regionach. Grypą A/H1N1 zaraziło się już ponad 26,5 tys. ludzi w 73 krajach. Liczba zgonów na świecie spowodowanych wirusem sięgnęła według WHO 139.
"Zaczęła się pandemia"
WHO ogłosiła pandemię nowej grypy A/H1N1, zwiększając alert z obecnego piątego poziomu do najwyższego - poinformowała w Genewie dyrektor generalna Światowej Organizacji Zdrowia, dr Margaret Chan. - Oznacza to, że świat w szedł w okres pierwszej w XXI wieku pandemii grypy - dodała pani Chan. Poinformowała jednocześnie, że WHO nie zaleciła zamknięcia granic i nie będzie ograniczeń w przemieszczaniu się ludzi, towarów i usług.
"To niczego nie zmieni w Polsce"
- To niczego nie zmieni. My naprawdę jesteśmy przygotowani - powiedziała w TVN24 minister zdrowia Ewa Kopacz. Dodała, że w przypadku Polski obowiązuje taka sama procedura jak w okresie, kiedy obowiązywał piąty i czwarty stopień zagrożenia. Zdaniem minister wprowadzenie szóstego stopnia zagrożenia spowodowane jest szybkim rozprzestrzenianiem się wirusa A/H1N1, a nie wzrostem jego zjadliwości.
Kopacz zapowiedziała, że w piątek zbierze się sztab kryzysowy, jednak nie będzie zmian w sposobie prowadzenia przygotowań do walki z wirusem w Polsce. - Wysłałam także stosowne zawiadomienie do premiera, ponieważ taki jest obowiązek w przypadku wprowadzenia najwyższego stopnia zagrożenia pandemią - powiedziała minister zdrowia.
Kopacz pytana, czy zostaną podjęte dodatkowe środki w związku z decyzją WHO, stwierdziła, że "jedyna rzecz, która mogłaby się wydarzyć, gdyby tych zachorowań było rzeczywiście bardzo dużo, to decyzja ministra zdrowia o uruchomieniu rezerw leków". Dodała jednak, że obecnie rezerwy nie muszą być uruchamiane.
A/H1N1 to mieszanka świńskich, ludzkich i ptasich wirusów grypy
W środę w Polsce wykryto siódmy przypadek nowej grypy - pierwszy przypadek przeniesienia wirusa A/H1N1 z człowieka na człowieka. Polska od dwóch lat, zgodnie z zaleceniem WHO, ma przygotowany plan pandemiczny, w którym określono działania podejmowane w sytuacji rozprzestrzeniania się grypy. W jego ramach działa Komitet Krajowy ds. Pandemii Grypy.
Wirus A/H1N1 to mieszanka świńskich, ludzkich i ptasich wirusów grypy. Pierwsze przypadki zachorowań pojawiły się w kwietniu tego roku w Meksyku i USA. Objawy nowej grypy są podobne do tych towarzyszących grypie sezonowej. Występuje gorączka, osłabienie, brak apetytu, kaszel, a u niektórych osób także katar, ból gardła, nudności, wymioty i biegunka. Państwowa Inspekcja Sanitarna podaje, że zarażenie tym typem wirusa może nastąpić poprzez kontakt z chorym zwierzęciem lub chorym człowiekiem, natomiast nie jest groźne jedzenie wieprzowiny. Według ekspertów, przenoszenie się wirusa A/H1N1 z człowieka na człowieka może doprowadzić do zwiększenia jego zjadliwości, a tym samym do zaostrzenia przebiegu choroby i trudności w jej kontrolowaniu.
PAP

Szczyt G8 na celowniku terrorystów; rozbito groźną grupę

Sześć osób, powiązanych z lewackimi grupami wzorowanymi na Czerwonych Brygadach, aresztowano we Włoszech na wniosek rzymskiej prokuratury do walki z terroryzmem - podała włoska agencja prasowa Ansa. Według niej, osoby te planowały dokonać zamachu w czasie szczytu przywódców G8, który ma odbyć się od 8 do 10 lipca w mieście L'Aquila.
Wśród zatrzymanych jest Luigi Fallico, były członek Czerwonych Brygad z najbardziej aktywnego okresu ich działalności terrorystycznej. Wraz z innymi wspólnikami próbował on odbudować organizację.
Podejrzenia dotyczące przygotowań do ataku terrorystycznego to rezultat podsłuchów, założonych ludziom, przeciwko którym prowadzono śledztwo.
W ramach operacji aresztowano także mieszkańców Genui, Mediolanu i Sardynii oraz starszą osobę, u której znaleziono broń. W trakcie przeszukania policja natrafiła na bombę - podała Ansa.
PAP

"Tylko jej ufał Jan Paweł II"

Włoski dziennik "La Stampa" opublikował artykuł pod tytułem "Papież ufał tylko Wandzie". To kolejny głos w dyskusji o przyjaźni Jana Pawła II z Wandą Półtawską. Według rozmówcy gazety, znała ona najstraszliwsze tajemnice pontyfikatu papieża Polaka.
"La Stampa" przytacza w artykule wypowiedzi włoskiego sędziego Rosario Priore, który prowadził dochodzenie w sprawie zamachu na polskiego papieża 13 maja 1981 r. Sędzia twierdzi, że Wanda Półtawska nie tylko prowadziła prywatną korespondencję z Janem Pawłem II, ale także znała "najbardziej straszliwe tajemnice tego pontyfikatu".
"Sędzia odkrył ze zdumieniem, że w godzinach po zamachu papież zerwał kontakty z Kurią i Sekretariatem Stanu, zawierzając się tej nieznanej Polce, lekarce z Krakowa, którą obdarzał największym zaufaniem" - pisze "La Stampa".
Cytuje słowa Rosario Priore, który powiedział, że "Jan Paweł II otoczył się bardzo wąską grupą zaufanych Polaków, zrywając mosty ze wszystkimi innymi".
"Dedukcja jest oczywista: nie ufał reszcie Watykanu" - stwierdza dziennik.
W artykule mowa jest o sekretnych zdjęciach, wykonanych w dniach rekonwalescencji papieża w Watykanie, prawdopodobnie w czerwcu 1981 r., przy pomocy "silnego teleobiektywu". Jak dotarły za Spiżową Bramę i kto je zrobił - nie wiadomo. Fotografie te - według gazety - były "wstrząsające": przedstawiały cierpiącego papieża na tarasie w otoczeniu lekarzy.
Jeden z watykańskich prałatów, w którego ręce trafiły te zdjęcia, przekazał je pani Półtawskiej. Uznał, że jej należy powierzyć tę delikatną sprawę, dotyczącą według niego "osobistego bezpieczeństwa papieża".
To pani Półtawska - relacjonuje dziennik - zrozumiała od razu, że sprawa jest bardzo poważna i zasygnalizowała "braki" w ochronie Jana Pawła II. Wszczęła również tajne "wewnętrzne dochodzenie".
"Ewidentnie w Watykanie był agent, być może w ochronie" - stwierdza dziennik, rekonstruując dyskusje w Watykanie o tym, kto mógł wykonać takie zdjęcia.
PAP

INDEX


Copyright © Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w dokumencie.

23-845 Dakota Street, Suite 332
Winnipeg, Manitoba
R2M 5M3
Canada
Phone: (204)254-7228
Toll Free US and Canada: 1-866-254-7228