Polonia Winnipegu
 Numer 81

        2 lipca 2009      Archiwa Home Kontakt

Wydawca


Bogdan Fiedur
Bogdan Fiedur
 

 

zapisz Się Na Naszą listę


Proszę kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.

Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego linku.

 

 

Przyłącz się

Jeśli masz jakieś informacje dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z naszymi czytelnikami, to prześlij je do nas. Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować nas o wszystkich wydarzeniach polonijnych.

 

 

Promuj polonię

Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób.  Mój apel jest aby dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.

Tutaj są instrukcj
e jak dodać stopkę używając Outlook Express.

Kli
knij Tools-->Options --> Signatures

Zaznacz poprzez kliknięcie
Checkbox gdzie pisze

Add signature to all outgoing messages


W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.

Polonijny link Winnipegu
http://www.polishwinnipeg.com

albo

Polish Link for Winnipeg
http://www.polishwinnipeg.com


Po tym kliknij Apply

I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express

Polonijny Biuletyn Informacyjny w Winnipegu

INDEX

FAKTY ZE ŚWIATA

Środa, 2009-07-01

Testament Jacksona w sądzie, pogrzeb w niedzielę

W Los Angeles ujawniono treść testamentu Michaela Jacksona. Zmarły piosenkarz chciał, aby opiekę nad jego dziećmi powierzono ich babci Katherine, a w wypadku jej śmierci lub ciężkiej choroby piosenkarce Dianie Ross z którą się przyjaźnił. Zarządzanie majątkiem Jackson powierzył swoim współpracownikom. Tymczasem trwają przygotowania do pogrzebu, który ma się odbyć w niedzielę.
Testament Michaela Jacksona złożył w sądzie w Los Angeles doradca i prawnik piosenkarza John Branca. Dokument liczy 5 stron maszynopisu, a pochodzi z 2002 roku.
Zmarły w ubiegłym tygodniu artysta napisał, że jego majątek powinien zostać przekazany na "Fundusz Powierniczy Rodziny Michaela Jacksona".
Majątek składał się przede wszystkim z praw autorskich do utworów Jacksona oraz innych wykonawców, w tym grupy The Beatles i Boba Dylana. Jego wartość oszacowano na 500 milionów dolarów. Zarządzanie funduszem powierniczym Jackson powierza Johnowi Branca oraz innemu współpracownikowi, producentowi muzycznemu Johnowi McCainowi.
W testamencie Michael Jackson wyklucza z grona spadkobierców matkę swoich najstarszych dzieci Debbie Rowe. Jako osobę, której powierza opiekę dwoma synami i córką, wskazuje swoją 79-letnią matkę Katherine. Gdyby z jakiegokolwiek powodu nie mogła ona wypełniać roli opiekuna, dziećmi Króla Popu miałaby się zająć Diana Ross, piosenkarka, która wspierała Jacksona od początku jego kariery.
Pogrzeb w niedzielę
Rodzina planuje prywatny pogrzeb w niedzielę. Według informacji podanych przez "Los Angeles Times" Jackson nie zostanie pochowany w rezydencji Neverland pod Santa Barbara w Kalifornii z powodu ograniczeń prawnych. Agencja Asssociated Press powołując się na źródło bliskie rodzinie Jacksona podała, że Jackson może być pochowany w Los Angeles.
Uroczystości pogrzebowe mają się także odbyć w lipcu w rodzinnym mieście Jacksona, Gary w stanie Indiana. Jego władze chcą tam urządzić muzeum artysty.
Wcześniej zgłoszono pomysł stworzenia tego rodzaju miejsca w Neverland. Miałby to być odpowiednik słynnego Graceland w Memphis w stanie Tennessee, czyli muzeum Elvisa Presleya. Rodzina Jacksona nie chce jednak, by muzeum takie powstało w Neverland.
We wtorek czarnoskórzy fani zmarłego idola uczcili jego pamięć w historycznym teatrze Apollo w nowojorskim Harlemie. Jackson występował tam w wieku dziewięciu lat w 1967 roku, wraz ze swymi braćmi w zespole "Jackson Five". Afroamerykańscy działacze apelują do mediów, aby nie rozwodziły się nieustannie nad sensacyjnymi wątkami życia Jacksona zamiast podkreślać jego artyzm.
Jak powiedział znany murzyński aktywista, pastor Al Sharpton, Jackson przetarł Afroamerykanom drogę do sukcesów w Ameryce, wyprzedzając w zdobyciu uznania białych takie sławy jak Oprah Winfrey, Michael Jordan i Barack Obama.
IAR

Przez 13 godzin walczyła o życie

Przedstawiciele francuskich władz i krewni 14-letniej Bahii Bakari, ocalałej z katastrofy jemeńskiego airbusa w rejonie Komorów, nie mogli się nadziwić jej opanowaniu i odwadze. Mimo złamanego obojczyka dziewczynka spędziła w wodzie - uczepiona części wraku - ponad 13 godzin. Ojciec dziewczynki powiedział francuskim mediom, że jego córka bardzo słabo pływa.
Gdy ratownicy dotarli do 14-latki, była ona tak wycieńczona, że nie mogła schwycić rzuconego w jej kierunku koła ratunkowego. Jeden z nich skoczył więc po nią do wody. Następni ratownicy podali drżącej i wyziębionej nastolatce ciepłą wodę z cukrem i nakryli ją kilkoma kocami.
W środę Bahię Bakari w szpitalu na Komorach odwiedzili przedstawiciele komoryjskiego rządu i francuskich władz. - Dziewczynka jest przytomna, ma sińce na twarzy, a łokieć owinięty bandażem - relacjonował dziennikarz agencji Associated Press.
- To prawdziwy cud. To odważna młoda dziewczyna - podkreślił francuski sekretarz stanu ds. współpracy i frankofonii Alain Joyandet. Poinformował, że dziewczynka była uczepiona części samolotu od godz. 1.30 w nocy (czasu lokalnego) do godz. 15.00, kiedy zaalarmowała przepływającą w pobliżu łódź.
- Wykazała absolutnie niewiarygodną siłę fizyczną i moralną - powiedział Joyandet. Dodał, że dziewczynka zostanie w najbliższym czasie przetransportowana do Paryża i tam trafi do szpitala.
Bahia podróżowała razem z matką z Marsylii, gdzie znajduje się liczna komoryjska wspólnota, na Komory do rodziny. Miały tam spędzić lato. W Sanie, stolicy Jemenu, przesiadły się do samolotu, którym miały pokonać ostatni odcinek podróży do stolicy Komorów, Moroni. Większość z ok. 140 pasażerów jemeńskiego airbusa stanowili Komoryjczycy, na pokładzie było też ponad 60 Francuzów.
Nastolatka jest jak dotąd jedyną osobą ocalałą z katastrofy, do której doszło na Oceanie Indyjskim w nocy z poniedziałku na wtorek. Na pokładzie Airbusa A310 znajdowały się 153 osoby - pasażerowie i członkowie załogi.
Wujek dziewczynki Joseph Yousouf powiedział AP, że stale pyta ona o matkę. Żeby jej nie denerwować, Yousouf skłamał, że matka leży w tym samym szpitalu, w sali obok.
Ojciec dziewczynki w rozmowie z francuskim radiem RTL ocenił, że Bahia jest "bardzo bojaźliwa". - Nigdy bym nie powiedział, że uratuje się w taki sposób - podkreślił, oceniając, "że chciał tak dobry Bóg". Dodał, że gdy córka znalazła się w wodzie "słyszała wokół siebie głosy, ale w ciemności nic nie widziała".
Gniew na Komorach
Na Komorach katastrofa jemeńskiego airbusa wywołała falę gniewu. Mieszkańcy od dawna skarżyli się na stan samolotów linii lotniczych Yemenia, w których brakowało nawet pasów bezpieczeństwa, a czasami były tak przeładowane, że pasażerowie musieli stać między fotelami. Francuski minister transportu Dominique Bussereau powiedział, że w czasie kontroli w 2007 roku francuscy inspektorzy stwierdzili w wyposażeniu maszyny, która uległa właśnie katastrofie, "dużo usterek".
Unijny komisarz ds. transportu Antonio Tajani oświadczył, że Yemenia spełniała wcześniej wymogi bezpieczeństwa UE, ale teraz przeprowadzone zostanie śledztwo, dlaczego pasażerowie zmienili samolot w Sanie.
Z kolei wiceprezydent Komorów Idi Nadhoim oznajmił w telewizji France-24, że "życzyłby sobie, by Francuzi poinformowali nas o jakichkolwiek nieprawidłowościach, czy innych problemach z tym samolotem". - Ufamy władzom lotnictwa cywilnego krajów, z którymi współpracujemy - wskazał.
Producent samolotów Airbus poinformował, że samolot wszedł do służby w 1990 roku i miał za sobą prawie 52 tys. godzin lotu. Był wykorzystywany przez Yemenię od 1999 roku.
PAP

Nie zlikwidują polskich szkół

Ministerstwo Edukacji Narodowej nie zamierza likwidować polskich szkół za granicą - powiedział w sejmie wiceminister edukacji Krzysztof Stanowski. Zadeklarował, że resort chce doprowadzić do sytuacji, gdy wspierane będą wszystkie zagraniczne polskie szkoły, a nie jak dotychczas - tylko te, działające przy polskich ambasadach.
Stanowski odpowiadał na pytania posłów Lewicy: Henryka Gołębiewskiego, Krystyny Łybackiej, Artura Ostrowskiego i Bogusława Wontora, których interesowała sytuacja polskich szkół za granicą.
- Za granicą istnieją dwa typy szkół, w których młodzi Polacy uczą się języka polskiego, polskiej tradycji i historii. Olbrzymia większość, około 90% uczniów, uczy się w sobotnich szkołach tworzonych, m.in. przez rodziców, polonijne stowarzyszenia. Stosunkowo niewielka liczba uczniów chodzi do szkół przy ambasadach, które są w całości finansowane z budżetu państwa. Mamy więc do czynienia z dyskryminacją - za jedną szkołę w całości płacą rodzice, za drugą w całości płaci państwo - mówił Stanowski. Dodał, że przyszłe działania MEN będą zmierzały do wyrównania tej nierówności.
Wiceminister przypomniał, że w związku z osłabieniem złotego, MEN stanęło wobec faktu, że pieniądze na prowadzenie wszystkich szkół przy ambasadach, mogą w tym roku skończyć się już w sierpniu. Dlatego MEN jeszcze w czerwcu zapowiadało zmiany w strukturze szkół finansowanych przez resort, a nawet likwidację niektórych z nich. Padł też pomysł, aby na miejsce szkół przy ambasadach powołać szkoły społeczne, w których część kosztów ponosiliby rodzice, a część - ministerstwo edukacji. Zaplanowane w tym roku oszczędności, wymuszone kryzysem, MEN chce realizować m.in. poprzez wprowadzenie w polskich liceach za granicą nauczania korespondencyjnego. Zaprotestowali rodzice, których dzieci uczą się w polskich szkołach przy ambasadach.
W środę Stanowski podkreślił, że MEN nie ma najmniejszego zamiaru likwidować którejkolwiek z tych szkół. - MEN chce, by docelowo wszystkie szkoły polskie za granicą były wspierane w równy sposób, według tych samych mechanizmów. Mogę jednak zapewnić, że szkoły nie będą likwidowane. Nie przewidujemy w tym roku większych zmian w funkcjonowaniu polskich szkół za granicą - powiedział Stanowski.
Obecnie istnieje 76 szkół i punktów konsultacyjnych przy polskich ambasadach, uczy się w nich blisko 12 tys. uczniów, około tysiąca z nich to licealiści. Największą z nich jest Zespół Szkół im. Zygmunta Mineyki w Atenach, gdzie uczy się 1200 dzieci.
W Atenach w połowie czerwca doszło do porozumienia między MEN a protestującymi rodzicami, w efekcie którego rodzice będą częściowo finansować naukę dzieci w liceum w zamian za co lekcje będą się tam odbywać tak jak dotąd w trybie stacjonarnym.
PAP

Chcą aby Jan Paweł II po raz ostatni odwiedził Polskę

Kardynał Stanisław Dziwisz otrzymał w Rzymie złożoną na piśmie propozycję redakcji włoskiej telewizji RAI, by po beatyfikacji Jana Pawła II jego szczątki zostały na jakiś czas zawiezione do Polski.
Na razie metropolita krakowski nie zajął stanowiska w tej sprawie. List wraz z pierwszymi opiniami na ten temat przekazano mu podczas uroczystości odsłonięcia pomnika Jana Pawła II w rzymskiej klinice Gemelli.
Autorzy tej inicjatywy wyjaśnili wcześniej na blogu, prowadzonym na stronie internetowej RAI Vaticano, że byłaby to "ostatnia pielgrzymka" papieża i zasugerowali, by relikwie zostały zawiezione do największych polskich miast.
Szef watykańskiej redakcji włoskiej telewizji publicznej Giuseppe De Carli poinformował, że z inicjatywą tą wystąpiło środowisko świeckich, wśród nich dziennikarzy, po wnikliwej lekturze testamentu Jana Pawła II. W testamencie tym, pisanym przez wiele lat - przypomniał De Carli - papież wyraził w pewnym momencie wolę, by zostać pochowany w Polsce. Potem jednak ostateczną decyzję pozostawił kardynałom.
Ponadto De Carli zauważył, że na podobną pielgrzymkę szczątków Piusa V zgodę wyraził Jan XXIII. Dlatego zdaniem włoskiego watykanisty Benedykt XVI, do którego należy ostateczna decyzja w tej sprawie, zgodziłby się na to.
PAP

Wtorek, 2009-06-30

Cudownie ocalałym pasażerem Airbusa jest 14-letnia dziewczynka

14-letnia dziewczynka cudem przeżyła katastrofę jemeńskiego Airbusa A310-300, który ze 153 osobami na pokładzie runął w nocy z poniedziałku na wtorek do Oceanu Indyjskiego w rejonie Komorów - podała Ramulati Ben Ali, rzeczniczka Czerwonego Krzyża na Komorach. Dodała, że stan dziewczynki "nie budzi niepokoju". Wcześniej informowano, że ocalałym pasażerem jest pięcioletni chłopiec.
- 14-latkę przywieziono do szpitala El Maarouf w Moroni, stolicy Komorów. Powiedziano nam, że jej stan nie budzi niepokoju - powiedziała Ramulati Ben Ali agencji AFP. Według niej, dziewczynka jest jedyną, jak dotąd, osobą uratowaną z katastrofy.
Jeden z ratowników, pytany przez francuską stację Europe 1, opisał, jak około godziny 4.00 (3.00 czasu warszawskiego) doszło do uratowania nastolatki, znajdującej się w wodzie wśród ciał i szczątków samolotu.
- Próbowano rzucić jej koło ratunkowe, lecz nie mogła go złapać, więc wskoczyłem po nią do wody. Cała się trzęsła. Okryliśmy ją czterema kocami, napoiliśmy posłodzoną ciepłą wodą, a potem odwieźliśmy do szpitala - opowiadał.
Jak podała przedstawicielka komoryjskiego ministerstwa zdrowia Fatima Hach Abdala, do tej pory odnaleziono ciała siedmiu osób. Zwłoki pasażerów unoszą się na wodzie w odległości około 30 km od Moroni. Na wodzie widoczna jest też plama paliwa lotniczego.
- Kontakt z samolotem linii lotniczych Yemenia, który wyruszył z Sany w poniedziałek o godzinie 21.45 (20.45) czasu warszawskiego, urwał się we wtorek o godzinie 1.51 (0.51) - powiedział Mohammad Abdel Kader z szefostwa lotnictwa cywilnego Komorów.
Jemeński Airbus leciał z Sany do Moroni. Do katastrofy doszło tuż przed planowanym lądowaniem. Samolotem leciało 142 pasażerów, w tym troje małych dzieci, i 11 członków załogi. Większość pasażerów stanowili Komorczycy i Francuzi.
Kader podał, że większość pasażerów leciało z Sany tranzytem - 52 przybyło z Paryża, 59 z Marsylii, 11 z Kairu, 12 z Dubaju, 3 z Dżuddy (Arabia Saudyjska), jeden z Ammanu i jeden z Damaszku. Według francuskich władz 66 pasażerów to Francuzi.
11-osobowa załoga składała się z sześciu Jemeńczyków, dwóch Marokańczyków, dwóch Etiopczyków i Filipinki.
W momencie katastrofy w regionie panowała bardzo zła pogoda i wiał silny wiatr. Według BBC, piloci podobno usiłowali lądować, jednak z niewyjaśnionych przyczyn nie doszło do manewru, samolot zawrócił znad lotniska i wkrótce znikł z ekranów radarów.
- Widziałem zbliżający się samolot, który nagle zawrócił - powiedział były minister obrony Komorów Humed Msaidie, pytany przez AFP na lotnisku, gdzie oczekiwał na matkę.
Airbus, wyprodukowany w 1990 roku, był eksploatowany przez linie Yemenia od października 1999 roku. Według francuskiego producenta samolot wylatał ok. 52 tysięcy godzin.
Komory rozciągają się na trzech wyspach, położonych w Kanale Mozambickim, między Madagaskarem a kontynentem afrykańskim.
PAP

Młodzi Polacy i Niemcy wzięli się za białe plamy historii

Uczniowie z Polski, Niemiec, Austrii i Czech przedstawili w Berlinie stworzoną przez siebie gazetę pt. "Białe Plamy". Przedstawiają w niej wydarzenia z czasów nazizmu, często przemilczanym, bądź zniekształconym przez propagandę.
Pierwszy z 30 tys. egzemplarzy gazety otrzymała kanclerz Niemiec Angela Merkel. Uznała ona projekt za inicjatywę, która mobilizuje do sprzeciwu wobec niesprawiedliwości i dyskryminacji oraz do poszukiwania prawdy.
Gazeta powstała w ramach inicjatywy o nazwie "Step21". Przez dziewięć miesięcy ponad 70 uczniów i studentów z czterech państw przeszukiwało archiwa, biblioteki i prowadziło wywiady ze świadkami historii. Następnie, wspierani przez dziennikarzy i historyków, zredagowali wspólną gazetę "Białe Plamy", opisującą osobiste historie ofiar reżimu narodowosocjalistycznego.
Uczniowie z Polski badali m.in. losy polskich robotników przymusowych w niemieckim mieście Greifswald i okoliczności "nocy kryształowej", czyli pogromu Żydów w Zabrzu w 1938 r. Pisali także o obozie koncentracyjnym Fort VII w Poznaniu.
We wspólnym artykule wstępnym młodzi dziennikarze upominają: "Nie możemy zadowalać się tym, że prawa człowieka istnieją na papierze, musimy je realizować w praktyce! To, co nam się wydaje oczywistością, musiało także w Europie zostać wywalczone".
Gazeta "Białe Plamy" trafi do szkół i ośrodków dla młodzieży w czterech krajach uczestniczących w projekcie.
"Step21" zrealizował projekt już po raz trzeci, po wydaniach z 2006 i 2008 roku.
Anna Widzyk PAP

Teraz Unii Europejskiej przewodniczyć będzie Szwecja

Niespełna 10-milionowa Szwecja na pół roku przejmuje po Czechach stery w Unii Europejskiej. Porozumienie klimatyczne w Kopenhadze i walka z kryzysem finansowym i gospodarczym to dwa główne priorytety, ale z instytucjonalnego punktu widzenia głównym wyzwaniem będzie zakończenie ratyfikacji Traktatu z Lizbony.
- Mój centroprawicowy rząd jest bardzo proeuropejski - zapewnił dziennikarzy z Brukseli premier Szwecji Fredrik Reinfeldt.
Szwedzi jako główny cel stawiają sobie doprowadzenie do sukcesu grudniowej konferencji klimatycznej w Kopenhadze w sprawie światowych redukcji emisji dwutlenku węgla po roku 2012, "utrzymując jednolite i ambitne" stanowisko UE; drugim priorytetem jest przywrócenie zaufania na rynkach finansowych oraz walka z rosnącymi w czasach kryzysu deficytami publicznymi.
- Czas na przyjmowanie pakietów stymulujących gospodarki się wyczerpał - powiedział Reinfeldt. Wezwał do skoordynowanych działań wszystkich 27 państw, ostrzegając, że dalsze zwiększanie deficytu może grozić stworzeniem nowych nierówności w UE. -
Sztokholm liczy też na postęp w rozmowach akcesyjnych z Turcją i Chorwacją, które nie posunęły się niemal zupełnie w ostatnich miesiącach, a także na rozpatrzenie wniosku akcesyjnego Islandii (o ile taki zostanie złożony i zaaprobowany przez Komisję Europejską).
Ale Szwedzi zdają sobie sprawę, że ich przewodnictwo mogą zakłócić nieprzewidziane wydarzenia. Jak choćby nowy konflikt gazowy między Ukrainą i Rosją, nowe napięcia na linii Moskwa-Tbilisi czy wreszcie niepowodzenie drugiego zaplanowanego na październik referendum w sprawie Traktatu z Lizbony w Irlandii.
- Nie będziemy wpływać na te wybory; to decyzja, którą muszą podjąć wyborcy - zapewnił szef szwedzkiej dyplomacji Carl Bildt. Podkreślił, że nie istnieje żaden "Plan B" na wypadek niepowodzenia.
- To stanowisko oficjalne. Ale prawda jest jeszcze gorsza: naprawdę nie mamy "planu B" - powiedział Bildt. Zapewnił, że jeśli Irlandczycy ponownie powiedzą "nie" Traktatowi z Lizbony, wówczas "według obowiązującego Traktatu z Nicei musimy zredukować liczbę komisarzy".
Jeśli wynik referendum będzie pozytywny, wówczas Szwecja chce natychmiast rozpocząć realizowanie postanowień Traktatu z Lizbony. Chodzi o wybór nowej Komisji Europejskiej, nowego przewodniczącego Rady Europejskiej (potocznie zwanego prezydentem UE) czy szefa unijnej dyplomacji na bazie nowego Traktatu. Szwedzi liczą, że decyzja co do nazwisk osób, które będą pełnić te dwie nowe funkcje, zapadnie na szczycie przywódców państw i rządów UE już w październiku. By dać sobie jak najwięcej czasu na negocjacje, Szwedzi przesunęli ten tradycyjny jesienny szczyt UE na sam koniec miesiąca: 29-30 października.
Szwedzi nie ukrywają, że woleliby mieć jasność przynajmniej co do osoby przewodniczącego Komisji Europejskiej i dlatego naciskają na eurodeputowanych, by już na lipcowej sesji zatwierdzili Jose Barroso na drugą kadencję przewodniczącego Komisji.
Na ostatnim szczycie UE przywódcy wybrali jednomyślnie Barroso na drugą kadencję, ale potrzebna jest jeszcze aprobata większości eurodeputowanych. To szefowie frakcji politycznych mają zdecydować, czy PE wypowie się już na inauguracyjnej sesji 14-16 lipca w Strasburgu, czy będzie głosował dopiero na jesieni. Przeciwnicy polityczni Barroso z frakcji socjalistów, Zielonych oraz część liberałów zapowiedzieli, że wolą głosować w tej sprawie dopiero po wakacjach. Domagają się więcej czasu na konsultacje z kandydatem rządów na szefa KE.
Szwecja jako przewodnictwo UE dostała na szczycie mandat do prowadzenia konsultacji z PE, tak by zobaczyć, czy jest on gotowy podjąć decyzję już w lipcu. - Jeśli jej nie będzie, to widzę ryzyko, że Europa nie zaangażuje się wystarczająco w rozwianie kryzysu finansowego i walkę ze zmianami klimatycznymi - powiedział premier Szwecji.
Inga Czerny PAP

Zmarła wybitna tancerka i choreograf

Zmarła Pina Bausch - wybitna tancerka, choreograf i reżyser, założycielka Tanztheater Wuppertal. Kilka dni temu wykryto u niej chorobę nowotworową. Miała 68 lat.
Zespół Piny Bausch od dwóch dni prezentuje we Wrocławiu, na festiwalu "Świat miejscem prawdy" spektakl pt. "Nefes". Artyści zdecydowali, że w hołdzie reżyserce zagrają zaplanowane na wtorek - ostatnie przedstawienie festiwalowe.
Pina Bausch urodziła się w Solingen w Niemczech. Kierowała w Wuppertalu w Niemczech własnym teatrem tańca. Realizowała widowiska na pograniczu baletu, dramatu i pantomimy. W wrześni wraz z reżyserem filmowym Wimem Wendersem miała przystąpić do pracy nad pierwszym filmem tanecznym realizowanym w technice 3D.
Taniec studiowała od piętnastego roku życia, najpierw w Niemczech, potem w Nowym Jorku, gdzie występowała m.in. z New American Ballet i wkrótce weszła do zespołu Metropolitan Opera Ballet Company. W 1972 roku objęła kierownictwo artystyczne Teatru Opery i Baletu w Wuppertalu, który wkrótce przemianowała na Tanztheater Wuppertal Pina Bausch.
Teatr Piny Bausch łączy gatunki, poetyki teatralne i nietypowe dla teatru tańca rozwiązania scenograficzne: na przykład podłoga może być pokryta warstwą ziemi, cała przestrzeń przeznaczona do tańca - zastawiona gęsto krzesłami, czy duża część sceny zajęta przez kamienne wzgórze. Pina Bausch w centrum zainteresowania stawiała naturę ludzką, odwieczną walkę, jaką człowiek toczy z żywiołami, ze światem i z samym sobą. Jej tragiczne, niekiedy surrealistyczne opowieści nasycone były niespotykaną ekspresją.
Jeden z istotnych tematów jej twórczości to relacje pomiędzy kobietą i mężczyzną. Jej choreografie stały się inspiracją dla filmu Pedro Almodóvara "Porozmawiaj z nią". - W teatrze znacznie mniej interesuje mnie to, jak ludzie się poruszają, a bardziej to, co ich porusza - mawiała artystka.
Jej imponujący dorobek artystycznym to zrealizowane od 1973 roku 42 autorskie przedstawienia, wśród nich Café Müller z muzyką Purcella (1978), Święto wiosny z muzyką Strawińskiego (1975), Arien z muzyką Mozarta i Beethovena oraz włoskimi ariami operowymi (1979), Walzer (1982), Palermo palermo (1989), Ein Trauerspiel (1994), Nefčs (2003) i najnowsze Sweet mambo (2008).
Teatr Tańca z Wuppertalu występował jak dotąd w Polsce dwukrotnie: we Wrocławiu na Festiwalu Teatru Otwartego (1987) z Café Müller i Świętem wiosny oraz w Warszawie na Międzynarodowych Spotkaniach Sztuki Akcji Rozdroże (1998) z przedstawieniem pt. Goździki.
wp.pl

Poniedziałek, 2009-06-29

Pomyłka brytyjskiej mennicy, kolekcjonerzy zacierają ręce

Brytyjska Mennica Królewska przyznała, że przez pomyłkę wybiła monety bez daty. Do obiegu pod koniec zeszłego roku weszło co najmniej 100 tys. takich "ponadczasowych" 20-pensówek. Na rynku kolekcjonerskim mogą one osiągnąć nawet kilkaset razy większą wartość.
Według numizmatyków po raz ostatni mennica wypuściła monety bez daty w 1672 roku. Najnowszy błąd zbiegł się ze zmianą projektu monety i przeniesieniem daty z rewersu na awers.
Rzecznik mennicy Jadon Raj powiedział, że partia, na której nie pojawił się rok 2008, przeszła przez kontrolę jakości. Dodał, że monety nie zostaną wycofane, bo są legalnym środkiem płatniczym.
Mennica przyznała się do błędu, gdy prywatna firma London Mint Office, zajmująca się obrotem rzadkimi monetami, zaoferowała w poniedziałek 50 funtów za każdą 20-pensówkę bez daty. Eksperci rynku zauważyli, że monety były już po cichu sprzedawane na aukcjach internetowych.
Ostatnim poważnym błędem Mennicy Królewskiej było wybicie w 1983 roku monety 2-pensowej, na której zamiast "two pence" było napisane "new pence". Dzisiaj są one gratką dla kolekcjonerów, którzy są skłonni płacić za sztukę ponad 200 funtów.
PAP

Koniec hazardu w Rosji - milicja zamyka kasyna

Moskiewska milicja będzie kontrolować zamykanie kasyn. Rosjanie jeszcze tylko do wtorku do północy mogą legalnie uprawiać hazard w miastach.
Zgodnie z decyzją rosyjskich władz, od 1 lipca kasyna i domy hazardu mogą znajdować się tylko w 4 wydzielonych strefach. Jedna z nich ma znajdować się w obwodzie kaliningradzkim. Budowa kasyn w tych strefach jest w powijakach, więc na razie Rosjanie w ogóle nie będą mogli korzystać z tej formy rozrywki - chyba, że wyjadą za granicę, lub gdy powstaną nielegalne domy hazardu.
Według niektórych ocen, w całym kraju w wyniku zamknięcia kasyn prace może stracić 400 tysięcy ludzi. Oficjalne źródła mówią o 60 tysiącach ludzi, którzy będą pozbawieni zatrudnienia. W samej Moskwie działa 30 kasyn i pół tysiąca domów gier.
Włodzimierz Pac IAR


150 lat więzienia za "diaboliczne" przestępstwo

Bernard Madoff skazany na 150 lat więzienia. Sąd federalny w Nowym Jorku ogłosił wyrok w sprawie tego 71-letniego finansisty i maklera, uznanego w marcu za winnego oszukania inwestorów na łączną kwotę około 65 miliardów dolarów.
W uzasadnieniu wyroku sędzia Deny Chin powiedział, że brał pod uwagę konieczność zapłacenia przez oskarżonego za zło, które wyrządził, odstraszające znaczenie kary oraz potrzebę zadośćuczynienia jego ofiarom, z których wiele utraciło oszczędności całego życia. Podkreślił, że przestępstwo Madoffa było "niezwykle diaboliczne".
Wyrok gwarantuje, że 71-letni Madoff nie wyjdzie nigdy na wolność, co - jak przyznał sędzia - było jego celem.
Adwokat oskarżonego prosił o wyrok 12 lat więzienia, twierdząc, że istnieją okoliczności łagodzące - m.in. fakt, że Madoff sam oddał się w ręce wymiaru sprawiedliwości i współpracował z prokuraturą.
Sędzia odrzucił te argumenty. Podkreślił, że oszust wyjątkowo nadużył zaufania, jakim darzyli go klienci. Przytoczył m.in. list od wdowy po jednym z nich, która napisała, że Madoff do końca zapewniał go, iż "jego pieniądze są bezpieczne".
Przed ogłoszeniem wymiaru kary Madoff okazywał skruchę. Mówił, że popełnił "straszliwy błąd" i przepraszał swe ofiary, z których wiele obecnych było na sali sądowej, konstatując zarazem: wiem, że nic wam to nie pomoże.
Gdy ogłoszono wymiar kary, na sali sądowej rozległy się okrzyki radości i brawa.
Madoff nazywany jest "oszustem stulecia". Jego "piramida Ponziego", znana od lat 20. ubiegłego wieku kombinacja polegająca na wydawaniu funduszy otrzymanych od nowych klientów na spłatę należności poprzednim, była prawdopodobne największym oszustwem w historii.
Oszust zgodził się sprzedać wiele swoich aktywów; wpływy mają pójść na częściowe pokrycie strat. Pełne odzyskanie pieniędzy przez ofiary - jak twierdzą eksperci - jest niemożliwe. Konfiskata obejmie liczne nieruchomości Madoffa, m.in. luksusowe apartamenty na Manhattanie i w Palm Beach na Florydzie.
Madoff prowadził działalność biznesową - dom maklerski i firmę doradztwa inwestycyjnego - przez około 50 lat i zdobył sobie zaufanie klientów, przeważnie członków nowojorskiej elity. Miał na tyle dobrą reputację, że przez pewien czas był nawet prezesem NASDAQ (elektroniczny rynek papierów wartościowych).
Wielu jego klientów straciło na inwestycjach oszczędności całego życia i żyje dziś ze skromnych emerytur państwowych. Ofiarami Madoffa były m.in. tak prominentne postacie jak słynny reżyser filmowy Steven Spielberg i znany pisarz, kronikarz holocaustu, Elie Wiesel. Do klientów należały też czołowe amerykańskie fundacje charytatywne.
Komentatorzy zwracają uwagę, że poza Madoffem do odpowiedzialności karnej pociągnięto w tej aferze tylko jego audytora, chociaż współpracował z wieloma osobami i podejrzewa się, że przynajmniej część z nich musiała przeczuwać, iż prowadzi on nielegalne interesy.
Madoff prowadził swoją firmę z dwoma synami i bratem, którym jednak nie postawiono żadnych zarzutów. Tłumaczą się, że nie wiedzieli o oszustwach. Nie oskarżono także żony Madoffa, Ruth. Na podstawie umowy z sądem ma ona wyrzec się roszczeń do ponad 80 milionów dolarów w aktywach rodzinnych, ale zachowa część majątku.
W śledztwie Madoff podobno nie ujawnił większości szczegółów swej przestępczej działalności, a zwłaszcza chronił swoją rodzinę.
Ekspert prawny telewizji CNN Jeffrey Tobin powiedział po ogłoszeniu wyroku, że należało oczekiwać tak surowej kary, "zważywszy na ogrom popełnionego przestępstwa". - Madoff mógłby poza tym być bardziej pomocny w ujawnieniu szczegółów swych kombinacji i zidentyfikowaniu wspólników - dodał.
Na swoim procesie w marcu Madoff tłumaczył, że "piramidę Ponziego" stworzył "tymczasowo", sądząc, że uda mu się "wydostać z niej klientów".
Sprawa była szeroko komentowana w USA w kontekście kryzysu finansowego.
Niektórzy zwracali uwagę, że Madoff "przynajmniej przyznał się do winy", podczas gdy setki bankierów inwestycyjnych, menedżerów, specjalistów z agencji ratingowych i innych "ekspertów", chciwych, niekompetentnych i odpowiedzialnych za krach, pozostaje poza zasięgiem wymiaru sprawiedliwości.
Tomasz Zalewski PAP

Kolejne utrudnienia dla Polaków przy wyjeździe do USA

Jak pisze "Dziennik" Polakom jeszcze trudniej będzie wyjechać do Stanów Zjednoczonych.
Kolejne obostrzenia jakie nałożono to m.in. automatyczne unieważnienie nowej wizy, jeśli przed laty podróżny choćby o jeden dzień opóźnił swój wyjazd.
Z kolei osoby, które zatają ten fakt przed urzędnikiem imigracyjnym otrzymają dożywotnią odmowę wydania wizy, gdyż akt taki zostanie uznany za "świadome wprowadzenie w błąd".
PAP

Niedziela, 2009-06-28

USA uznaje Zelayę legalnym prezydentem Hondurasu

Administracja prezydenta USA Baracka Obamy uznaje Manuela Zelayę za jedynego konstytucyjnego prezydenta Hondurasu - powiedział wysoki rangą przedstawiciel gabinetu Obamy - informuje Reuters.
Najwyższy Trybunał Wyborczy Hondurasu wydał w niedzielę, w kilka godzin po uprowadzeniu przez wojskowych i wywiezieniu z kraju prezydenta Manuela Zelayi, oświadczenie, które ma legitymizować działania zamachowców.
"Działali w obronie prawa" - oświadczył przedstawiciel Trybunału w komunikacie odczytanym przez radio. Dokument sugeruje, że to Trybunał skłonił armię do działania, aby nie dopuścić do złamania prawa przez prezydenta, który chciał zmiany konstytucji.
Wcześniej zamach stanu oprócz USA potępiły kraje Ameryki południowe. W wielu z nich odbywają się wiece mające wyrazić sprzeciw przeciwko zamachowi stanu.
PAP

Elżbieta II chce więcej pieniędzy

Po raz pierwszy od 20 lat Elżbieta II ubiega się o podwyżkę w ramach tzw. listy cywilnej, czyli dorocznego przydziału środków w stałej wysokości na utrzymanie dworu, wydawanie bankietów i opłacenie pensji dworzan.
Tygodnik "Sunday Times" powołujący się na źródła rządowe donosi, że przedstawiciele dworu powiadomili resort finansów, iż zabiegają o "dramatyczną podwyżkę", ponieważ musieli sięgnąć do rezerw i dokonać cięć, a w 2012 roku Elżbieta II będzie obchodzić diamentowy jubileusz - 60-lecie objęcia tronu, a więc wydatki wzrosną.
Liberalny poseł Norman Baker sądzi, iż występowanie z wnioskiem o podwyżkę ze strony jednej z najbogatszych rodzin w państwie, w okresie, gdy poddani mają trudności z regulowaniem rachunków na bieżąco, jest dowodem braku społecznej wrażliwości.
Według niego rodzina królewska będzie musiała wykazać, iż dobrze gospodarowała posiadanymi środkami i udostępniać rachunki w oparciu o ustawę o swobodnym dostępie do informacji tak samo, jak każda inna instytucja publiczna w państwie.
Konserwatywny poseł Richard Bacon z komisji wydatków publicznych Izby Gmin sądzi, iż dwór występując o podwyżkę musi zaproponować coś w zamian np. w jeszcze szerszym zakresie udostępnić Pałac Buckingham zwiedzającym.
Nowa lista cywilna, której wysokość ustalana jest raz na 10 lat w porozumieniu dworu z rządem wejdzie w życie od stycznia 2011 roku. Lista ma rangę ustawy parlamentarnej - w 1990 roku jej wysokość ustalono na 7,9 mln funtów rocznie, a w 2000 roku przedłużono ją w tej samej wysokości na kolejne 10 lat.
Lista powstała w 1760 roku, gdy ówczesny monarcha Jerzy III zrzekł się przychodu z domen królewskich w zamian za roczną płatność od ministerstwa finansów w stałej wysokości.
Elżbieta II czerpie również dochód z księstwa Lancaster obejmującego 18,7 tys. hektarów gruntów różnej kategorii w Anglii i Walii, nieruchomości i innych aktywów. Dobra te tworzą fundusz powierniczy, z którego korzysta monarcha jako tytularny książę (księżna) Lancasteru dla sfinansowania swoich osobistych wydatków.
Wniosek o podwyżkę dla Elżbiety II zbiega się w czasie ze skandalem na tle parlamentarnego systemu refundacji, który był wstrząsem dla brytyjskiego politycznego establishmentu i zapewne zostanie odebrany jako kontrowersyjny.
Monarchia kosztuje brytyjskiego podatnika blisko 100 mln funtów rocznie z czego ok. 50 mln funtów to koszty bezpieczeństwa. Przychód z dóbr korony, który trafił do skarbu państwa w ubiegłym roku wyniósł ok. 211 mln funtów.
PAP

"Znaleziono szczątki świętego Pawła"

Benedykt XVI ogłosił, że w rzymskiej bazylice świętego Pawła za Murami znaleziono szczątki Apostoła Narodów. Wiadomość o wyniku skrupulatnych badań naukowych papież ujawnił w homilii podczas nieszporów w tej bazylice, w trakcie których dokonał uroczystego zamknięcia Roku świętego Pawła.
Jeszcze przed rozpoczęciem jego obchodów eksperci poinformowali, że odsłonili jedną z bocznych ścian grobowca w bazylice świętego Pawła za Murami. Nie został on otwarty, ale - jak wynika ze słów Benedykta XVI - poddany wnikliwym analizom przy pomocy najnowszych metod.
Papież powiedział: zebraliśmy się tutaj przy grobie Apostoła, którego zachowany sarkofag pod ołtarzem papieskim był ostatnio przedmiotem uważnej analizy naukowej.
- W sarkofagu, który nigdy nie został otwarty przez tyle wieków - wyjaśnił Benedykt XVI - wykonano maleńką perforację dla specjalnej sondy, za pośrednictwem której pobrano fragmenty cennej tkaniny lnianej w kolorze purpury, laminowanej złotem oraz tkaniny w kolorze błękitnym z włóknami lnu.
- Stwierdzono także obecność śladów czerwonego kadzidła i substancji proteinowych i wapiennych. Ponadto maluteńkie fragmenty kostne, poddane badaniom przy pomocy promieniotwórczego izotopu węgla przez ekspertów nie znających ich pochodzenia, wskazały na to, że należały do osoby, która żyła między pierwszym a drugim wiekiem - mówił papież.
- To zaś zdaje się potwierdzać jednogłośną i niekwestionowaną tradycję, według której są to doczesne szczątki apostoła Pawła - oświadczył Benedykt XVI.
Tym samym zamknięty przez papieża Rok świętego Pawła zakończył się nieoczekiwanie ujawnieniem informacji o odkryciu jego szczątków , a także - co ogłoszono niemal jednocześnie - odnalezieniem w rzymskich katakumbach jego najstarszego portretu z IV wieku.
Wiadomość o tym, że Benedykt XVI zgodził się na przeprowadzenie analiz grobowca świętego Pawła nie przedostała się wcześniej do opinii publicznej, a wszystkie badania przeprowadzono w absolutnej dyskrecji.
PAP

Makabryczne fakty z życia Jacksona

Coraz więcej osób z otoczenia Michaela Jacksona zaczyna mówić o jego życiu i problemach. Coraz więcej też mówi się o jego uzależnieniu od leków. - Musiałam nie raz płukać jego żołądek. On mieszał tyle leków. Raz był w tak ciężkim stanie, że nie pozwoliłam, by widziały go jego dzieci - opowiada niania dzieci Jacksona, 42-letnia Grace Rwaramba.
Rodzina Michaela dąży do odkrycia prawdy o jego śmierci. Kazała nawet wykonać w tajemnym miejscu drugi raz autopsję jego ciała. Pierwsze badanie nie wykazało żadnych urazów zewnętrznych. Wyniki badań toksykologicznych poznamy dopiero za kilka tygodni. Ujawnią one, czy i jakie leki znajdowały się w krwi Jacksona.
Było on ponoć uzależniony od koktajli leków. Brał też środki przeciwbólowe i antydepresyjne. Duchowy nauczyciel dr Deepak Chopra i przyjaciel Jacksona od 20 lat powiedział, że był zaniepokojony, że od 2005 roku Jackson nadużywał leki na receptę, a ostatnio podejrzewał nawet, że zażywa narkotyki.
Dziećmi Michaela Jacksona opiekowała się 42-letnia Grace Rwaramba. Kobieta przyleciała w sobotę z Londynu do Los Angeles, by towarzyszyć w trudnych chwilach potomkom piosenkarza. Wyznała ona, co wielokrotnie działo się w domu piosenkarza.
Pani Rwaramba opowiada, że często musiała podłączać Jacksona do pompy, by przefiltrować mieszanki leków, które zażywał. Kobieta opowiada także o sytuacjach, gdy rodzina Jacksona nie chciała uwierzyć, że jest z nim aż tak źle. - Były momenty, gdy nie wpuszczałam do niego jego własnych dzieci, by go nie widziały - opowiada.
Niania opowiada, jak tłumaczyła Jacksonowi, by zastanowił się co robi. - 50 koncertów? Co ty wyprawiasz? - pytała z przerażeniem. - On myślał, że zagra tylko 10. Nie wiedział już, co podpisuje - tłumaczy pani Rwaramba, która w domu gwiazdora była aż 10 lat. Wykazuje też, że Jackson nie miał pojęcia o pieniądzach i o tym, że jest wielokrotnie naciągany na olbrzymie sumy.
Wiele wskazuje na to, że właśnie stres przed koncertami, którym mógł już nie podołać Jackson, doprowadził do takiego stanu.
Gdy niania zadzwoniła do jego bliskich, by prosić o pomoc, Michael oskarżył ją o zdradę i zwolnił. Było to w grudniu zeszłego roku. Od tamtej pory widywała się jedynie z jego dziećmi.
Teraz dziećmi Michaela prawdopodobnie zajmie się matka "króla pop". Jego ojciec Joseph Jackson zapewnił, że dzieci są teraz z rodziną, otoczone opieką.
Bliscy piosenkarza wystosowali oświadczenie, w którym napisali, że ból nie może być opisany słowami. "Brakuje nam Michaela nieskończenie" - pisze w oświadczeniu rodzina Michaela. Śmierć swojego krewnego nazywają jednym z najmroczniejszych chwil w ich życiu, co do której trudno znaleźć odpowiednie słowa.
Osoba związana blisko z rodziną Jacksonów powiedziała, że Jackson miał regularny kontakt ze swoją matką, Katherine oraz ze swoim ojcem Josephem, z którym widział się krótko przed śmiercią. Słowa te zaprzeczają wcześniejszym doniesieniom mediów, które informowały, że relacje Michaela z rodzicami były raczej chłodne.
wp.pl

Sobota, 2009-06-27

Rosja i NATO wznowiły współpracę wojskową

Rosja i NATO uzgodniły wznowienie formalnej współpracy wojskowej i w sferze bezpieczeństwa - poinformował sekretarz generalny sojuszu Jaap de Hoop Scheffer. Jest to efekt spotkania ministrów spraw zagranicznych NATO z szefem MSZ Rosji Siergiejem Ławrowem na greckiej wyspie Korfu.
Rozmowy były pierwszymi na szczeblu ministerialnym po przejściowym zawieszeniu oficjalnych kontaktów w ramach Rady NATO-Rosja z powodu rosyjskiej interwencji wojskowej w Gruzji w sierpniu zeszłego roku. Po spotkaniu Scheffer powiedział, że w sprawie Gruzji między członkami sojuszu a Rosją utrzymują się "fundamentalne różnice".
Wcześniej w sobotę - jak wyjaśnił szef NATO - Sojusz Północnoatlantycki i Rosja uznały, iż trzeba połączyć wysiłki w takich kwestiach jak wojna w Afganistanie, walka z piratami somalijskimi, przeciwdziałanie terroryzmowi i rozprzestrzenianiu broni jądrowej. Podkreślił też, że odchodząc ze stanowiska w związku z końcem swej kadencji chce pozostawić następcy, Duńczykowi Andersowi Foghowi Rasmussenowi, "działającą" Radę NATO-Rosja.
W spotkaniu Rady w sobotę uczestniczyli w imieniu USA zastępca sekretarza stanu James Steinberg, a także premierzy Włoch i Grecji, Silvio Berlusconi i Kostas Karamanlis.
PAP

Amerykańska Izba Reprezentantów uchwaliła ustawę klimatyczną

Izba Reprezentantów amerykańskiego Kongresu uchwaliła niewielką większością głosów ustawę mającą przeciwdziałać ocieplaniu się klimatu na świecie poprzez wprowadzenie ograniczeń emisji tzw. gazów cieplarnianych i propagowanie metod produkcji energii nie zanieczyszczających środowiska.
Ustawa przyjęta stosunkiem głosów 219:212 wprowadza, pierwsze w Stanach Zjednoczonych, ograniczenia emisji do atmosfery dwutlenku węgla i innych gazów powodujących ocieplanie klimatu. Emisja ta ma się zmniejszyć do roku 2020 o 17% w porównaniu z rokiem 2005. Do połowy XXI wieku ma zmniejszyć się o 80%.
Przewiduje się wprowadzenie systemu rozdziału i sprzedaży praw do emisji poszczególnym firmom i gałęziom przemysłu. Uzyskany dochód ma być przeznaczany na produkcję "czystej" energii, która będzie jednak droższa od tradycyjnej.
Ustawa, którą musi być jeszcze uchwalona przez Senat, jest jednym z najważniejszych priorytetów prezydenta Baracka Obamy. Prezydent w specjalnym oświadczeniu nazwał uchwalenie ustawy "śmiałym i koniecznym krokiem zapowiadającym powstanie nowych gałęzi przemysłu i milionów nowych miejsc pracy oraz zmniejszającym nasze niebezpieczne uzależnienie od importowanej ropy".
- Teraz do Senatu należy wykonanie następnego kroku - dodał Obama. Losy ustawy w Senacie są jednak niepewne.
Opozycyjni Republikanie (a także niektórzy Demokraci) byli w przytłaczającej większości przeciwni ustawie argumentując, że spowoduje ona utratę miejsc pracy w trudnym okresie kryzysu gospodarczego oraz obciąży konsumentów nowym podatkiem w formie wyższych cen energii. Przywódca Republikanów w Izbie, John Boehner, oświadczył po głosowaniu, że ustawa klimatyczna pogorszy stan gospodarki nie rozwiązując problemów energetycznych kraju.
Stany Zjednoczone, będące czołowym konsumentem paliw kopalnych na świecie, były ostro krytykowane za brak jakichkolwiek limitów na emisję gazów cieplarnianych.
PAP

W Szanghaju runął 13-piętrowy dom

Na przedmieściach Szanghaju z niewyjaśnionych przyczyn runął rano wykańczany przez robotników 13-piętrowy apartamentowiec - podały miejscowe media. Pod gruzami zginął jeden robotnik.
Hongkońska telewizja pokazała zdjęcia niemal całkowicie wykończonego już budynku, który wcześnie rano w sobotę nagle zaczął się przechylać by następnie runąć na jedną ze ścian. Budynek stanowił część dużego kompleksu mieszkaniowego w prestiżowym punkcie Szanghaju.
Katastrofa nie spowodowała wielu ofiar wyłącznie dlatego, iż doszło do niej zanim robotnicy zaczęli pracę. Naoczni świadkowie, cytowani na portalu internetowym dziennika "China Daily" , mówią, iż wcześniej na ścianach budynku pojawiły się rysy. Okoliczni mieszkańcy w momencie runięcia konstrukcji, odczuli wstrząsy, które przyjęli za trzęsienie ziemi. Szanghajskie władze zapowiedziały zbadanie przyczyn wypadku. Wstrzymano całkowicie budowę kompleksu do czasu wyjaśnienia sprawy. Zdaniem mediów, nie jest wykluczone, że wykonawca użył nieodpowiednich, tańszych materiałów budowlanych - podobnie jak to miało miejsce w prowincji Syczuan, gdy w trakcie trzęsienia ziemi w ubiegłym roku runęły wszystkie szkoły, zbudowane z naruszeniem przepisów.
PAP

Piątek, 2009-06-26

Upubliczniono treść telefonu wzywającego pogotowie do Michaela Jacksona

Władze Los Angeles upubliczniły w piątek nagranie telefonicznego zgłoszenia w sprawie Michaela Jacksona pod numer alarmowy 911, co rzuca światło na ostatnie momenty życia "króla muzyki pop".
W zgłoszeniu, przekazanemu z posiadłości w Holmby Hills, niezidentyfikowany głos wyjaśnia dyżurnemu, że próby reanimacji Jacksona za pomocą masażu serca nie powiodły się.
Mężczyzna ten potwierdził, że lekarz osobisty Jacksona - według części mediów amerykańskich poszukiwany w piątek przez policję - był jedynym świadkiem momentu, gdy piosenkarz stracił przytomność.
- Mamy człowieka, który potrzebuje pomocy, nie oddycha. On nie oddycha i usiłujemy go reanimować - wyjaśnia rozmówca, dodając, że lekarz znajduje się na miejscu.
- Jest z nim osobisty lekarz, (...) lecz (Jackson) na nic nie reaguje. Nie reaguje na masaż serca - powiedział.
Pytany przez dyżurnego, czy ktoś inny "był świadkiem tego, co się stało", odpowiedział: - Nie, jedynie lekarz. Lekarz był jedynym, który tam był.
Policja poinformowała, że wie, gdzie jest lekarz Jackson i przesłucha go później. Na razie zatrzymała jego samochód, w którym - jak uważa - mogą znajdować się lekarstwa i dowody w sprawie śmierci Jacksona.
PAP

Polska oskarżyła Rosję o fałszowanie historii

Polskie MSZ oskarżyło Rosję o próby fałszowania historii - informuje dziennik "Kommiersant". Rosyjska gazeta wyjaśnia, że przyczyną stał się materiał telewizji Rossija, który - zdaniem strony polskiej - obarcza Polskę pośrednią odpowiedzialnością za wybuch II wojny światowej.
"Kommiersant" podkreśla, że i w Moskwie, i Warszawie przyznaje się, iż spory historyczne tworzą niekorzystne tło dla przygotowywanej wizyty premiera Rosji Władimira Putina w Polsce. Dziennik zauważa, że w europejskim departamencie rosyjskiego MSZ pretensje Polaków wywołały zdumienie.
"Opinie, wyrażone w programach telewizyjnych nie powinny być przedmiotem rozpatrywania w oficjalnych organizacjach. Do jakich czasów proponuje się nam wrócić? U nas jest wolność słowa" - cytuje "Kommiersant" anonimowego przedstawiciela MSZ Rosji.
Według rozmówców gazety w rosyjskim MSZ, Polska występuje w tej sprawie z pozycji podwójnych standardów.
"Jeśli za każdym razem zwracalibyśmy uwagę na to, co pod adresem Rosji i historii ZSRR mówi się w państwowych stacjach Polski, to byłaby zupełnie inna rozmowa" - przytacza "Kommiersant" uwagę nie wymienionego z nazwiska przedstawiciela MSZ Rosji.
"W rosyjskim MSZ przyznaje się, że historia, to bolesny temat w relacjach rosyjsko-polskich, w którym występuje wiele wzajemnych krzywd i prób upolityczniania" - pisze dziennik.
"Tak czy owak, polscy dyplomaci przypominają, że podobne konflikty stwarzają niekorzystne tło dla planowanej na 1 września wizyty premiera Rosji Władimira Putina w Polsce, związanej właśnie z rocznicą wybuchu II wojny światowej. Różnice w ocenach historycznych mogą poważnie zaciążyć na uroczystościach" - wskazuje "Kommiersant".
Państwowa telewizja Rossija 21 czerwca wyemitowała materiał, zarzucający Polsce próbę utworzenia przymierza z hitlerowskimi Niemcami i Japonią przeciwko ZSRR. Według rosyjskiej stacji, Polska uważała Hitlera za sojusznika, a ówczesny polski minister spraw zagranicznych Józef Beck miał nawet w swoim gabinecie jego portret.
W materiale wystąpiło m.in. dwoje członków powołanej niedawno przez rosyjskiego prezydenta Dmitrija Miedwiediewa Komisji ds. przeciwdziałania próbom fałszowania historii na szkodę Rosji - Natalia Narocznicka i Aleksandr Czubarian.
Ta pierwsza podkreśliła, iż za sprawą paktu Ribbentrop-Mołotow sferą wpływów Związku Radzieckiego stały się terytoria, które 20 lat wcześniej były ziemiami imperium rosyjskiego.
- Ta część Białorusi i Ukrainy, którą (Józef) Piłsudski i współcześni Polacy nazywają Wschodnią Polską, w rzeczywistości była częścią imperium rosyjskiego i została zajęta przez Polskę, która dokonała rozbioru Ukrainy i Białorusi na początku lat 20. - wyjaśniła Narocznicka.
Ambasada RP w Moskwie uznała materiał TV Rossija za "jaskrawy przypadek fałszowania historii". W oświadczeniu wydanym w tej sprawie polska placówka dyplomatyczna oceniła też, że materiał ten stanowi nieudolną próbę rewidowania efektów pracy historyków - tak polskich, jak i rosyjskich.
Według polskiej ambasady, zawarte w materiale nierzetelne i kłamliwe treści z pewnością nie wpłyną pozytywnie na polepszenie stosunków między naszymi krajami i nie przyczynią się do pojednania między naszymi narodami.
PAP

Czwartek, 2009-06-25

Michael Jackson nie żyje.

W wieku 50 lat zmarł nagle w Los Angeles. Był legendą muzyki rockowej, nazywano go "królem popu" i uważano za jednego z najwybitniejszych piosenkarzy i showmanów w historii tego nurtu.
Wieczorem piosenkarz został przewieziony do szpitala w Los Angeles. Lekarze stwierdzili zatrzymanie akcji serca po godzinnej reanimacji. - W domu stracił przytomność, prawdopodobnie nastąpiło zatrzymanie pracy serca - poinformował brat gwiazdora Jermaine Jackson.
Stres przed zbliżająca się serią koncertów mógł przyczynić się do śmierci Michaela Jacksona - uważa przyjaciel gwiazdora i lekarz Uri Geller. Z kolei Brian Oxman, rzecznik Jacksona twierdzi, że wielokrotnie ostrzegał rodzinę przed jego kłopotami zdrowotnymi. Król popu miał m.in. nadużywać leków.
Za dwa tygodnie miał wrócić na scenę i rozpocząć trasę koncertową, na którą bilety wyprzedano już dawno.
Michael Jackson zdobył popularność, występując jeszcze jako dziecko w zespole Jackson 5. Jednak dopiero płyta "Off The Wall" pokazała pełnię możliwości artysty. Lata 80. były pasmem sukcesów Jacksona. Wydany w 1982 roku album "Thriller" to do dziś najlepiej sprzedająca się płyta w historii. Wielkim sukcesem artystycznym i komercyjnym było także wydawnictwo "Bad" z 1987 roku.
Michael Jackson wzbudzał także ogromne kontrowersje, związane z podejrzeniami o pedofilię. Najgłośniejszy proces toczył się w 2005 roku i po dwóch latach zakończył się uniewinnieniem muzyka.
Wybierz swoją ulubioną piosenkę Michaela Jacksona (jr, mj, kab, sm, ap)
PAP

Drezno usunięte z listy dziedzictwa UNESCO

Dolinę Łaby w Dreźnie wykreślono z Listy Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO w reakcji na budowę mostu, który - zdaniem tej ONZ-owskiej agencji - przekreśla "wybitne uniwersalne wartości" krajobrazu tego miejsca.
UNESCO (Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Oświaty, Nauki i Kultury) od dłuższego czasu ostrzegało, że budowa mostu będzie oznaczała wykreślenie Drezna z listy dziedzictwa. W ocenie UNESCO budowa mostu jest niedopuszczalną ingerencją w historyczny krajobraz doliny Łaby. W czwartek na posiedzeniu w Sewilli zapadła ostateczna decyzja.
Na listę UNESCO Drezno i pobliską dolinę Łaby wpisano w 2004 roku. Dwa lata później, za sprawą planów wybudowania tam 600-metrowego mostu z betonu i stali, Drezno znalazło się na liście miejsc zagrożonych.
Lokalne władze odmawiały szukania alternatywnych rozwiązań, powołując się na referendum z 2005 roku, w którym 68% drezdeńskich wyborców poparło plan budowy mostu.
Wielkie ubolewanie z powodu wykreślenia doliny Łaby z listy UNESCO wyraził sekretarz stanu w urzędzie kanclerskim Bernd Neumann, podkreślając, że rząd federalny nalegał na polubowne załatwienie tej sprawy.
Budowa mostu rozpoczęła się pod koniec 2007 roku. Za dwa lata mają nim pojechać pierwsze samochody.
Dolina Łaby jest drugim przypadkiem wykreślenia szczególnie cennego miejsca z listy UNESCO. Po raz pierwszy zdarzyło się to w 2007 roku - wykreślono wtedy rezerwat przyrody w Omanie - habitat zagrożonego gatunku antylopy - zredukowany decyzją rządu o 90%.
Na liście UNESCO jest ponad 30 miejsc w Niemczech.
PAP

Nie żyje Farah Fawcett, znana amerykańska aktorka

Amerykańska aktorka Farah Fawcett zmarła po długiej walce z rakiem odbytu w wieku 61 lat - poinformował jej rzecznik Paul Bloch.
U Fawcett, której sławę przyniosła jedna z trzech głównych ról w serialu "Aniołki Charliego" z 1976 r., zdiagnozowano raka w 2006 r. Zmarła w szpitalu w Los Angeles.
Była jedną z ikon kultury pop i symboli seksu lat 70. zeszłego wieku. Plakat przedstawiający Farah Fawcett w kostiumie kąpielowym sprzedano w milionach egzemplarzy.
Jej film kinowy "Ktoś zabił jej męża" z 1978 r. nie cieszył się powodzeniem, ale zyskała uznanie za poważniejsze role z lat 80. i 90., w tym za rolę w filmie "The Burning Bed".
"Po długiej i dzielnej walce z rakiem nasza ukochana Farrah odeszła. Dla jej rodziny i przyjaciół to bardzo trudny moment, ale pocieszamy się myślą o wspaniałych chwilach, które dzieliliśmy z Farrah przez wiele lat" - napisał w oświadczeniu jej wieloletni partner, aktor Ryan O'Neal.
O'Neal i Fawcett byli ze sobą związani z przerwami przez 27 lat. Mieli ze sobą syna, ale nigdy się nie pobrali. Kanał ABC podał, że 68-letni aktor się jej oświadczył, a ona "przyjęła oświadczyny".
Mimo terapii w Niemczech i Kalifornii, w 2007 r. stwierdzono u aktorki przerzuty nowotworu na wątrobę.
PAP

 

INDEX


Copyright © Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w dokumencie.

23-845 Dakota Street, Suite 332
Winnipeg, Manitoba
R2M 5M3
Canada
Phone: (204)254-7228
Toll Free US and Canada: 1-866-254-7228