Polonia Winnipegu
 Numer 54

                            Archiwa Home Kontakt

Wydawca


Bogdan Fiedur
Bogdan Fiedur
 

 

zapisz Się Na Naszą listę


Proszę kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.

Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego linku.

 

 

Przyłącz się

Jeśli masz jakieś informacje dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z naszymi czytelnikami, to prześlij je do nas. Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować nas o wszystkich wydarzeniach polonijnych.

 

 

Promuj polonię

Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób.  Mój apel jest aby dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.

Tutaj są instrukcj
e jak dodać stopkę używając Outlook Express.

Kli
knij Tools-->Options --> Signatures

Zaznacz poprzez kliknięcie
Checkbox gdzie pisze

Add signature to all outgoing messages


W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.

Polonijny link Winnipegu
http://www.polishwinnipeg.com

albo

Polish Link for Winnipeg
http://www.polishwinnipeg.com


Po tym kliknij Apply

I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express

Polonijny Biuletyn Informacyjny w Winnipegu

Przez boje, przez znoje, przez trud-kombatanckie losy
Kazimierz Patalas

INDEX

TOMASZ WIELGAT

 

 

 

TOMASZ WIELGAT

WSPOMNIENIA
Spisane w lipcu 1986-go roku

 

Urodziłem się w 1918-tym roku na Wołyniu, w miejscowości Osiecznik, między Kowlem a
Łuckiem. Ojciec mój służył w Legionach. Osiedlił się na Wołyniu, gdzie gospodarował
na 350-hektarowym majątku. Miałem pięcioro rodzeństwa.

Po wejściu Sowietów we wrześniu 1939-go roku wezwano mnie na komisję poborową. Politruk polecił mi pokazać ręce. Miałem duże ręce ze śladami pracy. Wypytywał się mnie, czy należałem do "Strzelca". Musiałem przyznać, bo i tak wiedzieli. Zauważyłem, że jedną grupę wysłali do łaźni, a naszą grupę odstawiono do innego wagonu, do którego dołączono później również grupę starszych ludzi. Wydało mi się to podejrzane. Zawieźli nas do Kołomyji a stamtąd do Zdołbunowa. Do wagonu dosiadła jeszcze jedna grupa starszych ludzi w wieku ponad 40 lat. Wróciliśmy znów do Kołomyji i pognali nas pieszo do majątku ziemskiego Kornicza. Rozmieścili nas po stodołach. Dali nam łopaty i kazali kopać. Okazało się, że jesteśmy w batalionie roboczym. Tam zastała nas wojna z Niemcami. Wywieźli nas wozami na wschód. Przeszliśmy Dniestr. Po drodze połowa z naszego oddziału "zagubiła się", korzystając z ogólnego bałaganu. Odłączyłem się również od grupy i samotnie wróciłem do Kołomyji, do znajomego księdza. W takich sytuacjach człowiek instynktownie ciągnie do domu. Wyszedłem w kierunku na Włodzimierz - do domu. Przekradaliśmy się ponad 10 dni, głównie nocami. W domu rodzice ucieszyli się z mojego powrotu, bo myśleli, że mnie zabili.

Zorganizowała się ukraińska policja, która później przekształciła się w UPA (Ukrainska Powstańcza Armia) i poszła do lasu. Pamiętam wydarzenie dotyczące tego okresu, a sięgające jeszcze czasów przedwojennych. Ojciec zatrudniał w swoim gospodarstwie
Ukraińca Michajło. Podpatrzył u niego legitymację ukrainskiej organizacji komunistycznej. Michajło przeraził się i błagał ojca, aby go nie wydał. Ojcu zrobiło się żal i obiecał mu, że nie wyda ale radził mu wycofać się z tego. Przyszli Sowieci, Michajło został wójtem. I trzeba mu przyznać, że pamiętał przysługę i nie pozwolił wywieźć ojca na Sybir.

W międzyczasie potworzyły się bandy, które zaczęły atakować polskie osiedla i wycinać w pień. Brat Mietek obserwował grupę ukraińską, której przewodniczył ksiądz, zachęcający tłum do wyrżnięcia wszystkich Lachów i żydów, aby Ukraina była tak czysta, jak to "sine
niebo". Rodzina moja musiała się przenieść w bezpieczniejsze miejsca - do województwa lubelskiego.

Polacy na Wołyniu zaczęli się organizować w oddziały dla samoobrony. Tworzyły się zalążki przyszłej Armii Krajowej. Było nas około stu. Dowodził nami zrzucony z samolotu skoczek spadochronowy. Oczekiwaliśmy napadu bandy. Uprzedziliśmy ich i
zaatakowaliśmy nocą, śpiących. Rozbiliśmy ich doszczętnie. Niedobitki polskie z mordowanych wiosek uciekały albo do większych miast, albo do naszego oddziału. I tak rośliśmy w siłę. Większe zgrupowania tworzyły się koło Łucka, Włodzimierza i Kowla. W
sumie było nas chyba około 2 tysiące i tworzyliśmy 27-m Dywizję Armii Krajowej. Wkrótce nasze siły wzrosły do około 6 tysięcy ludzi. Jednym z ważnych celów naszej akcji, poza obroną polskiej ludności przed UPA, były ataki na transporty niemieckie z dostawami na front. Przysłano z Warszawy specjalną kompanię specjalistów od materiałów
wybuchowych. Wysadziliśmy przynajmniej sześć pociągów wojskowych. Zwykle zapalało się minę przez pociągnięcie sznurka już po przejeździe lokomotywy. W ten sposób oszczędzało się maszynistów, którymi często byli Polacy. Wielu z nich dołączało
potem do naszych oddziałów. Nasze zaopatrzenie, żywność, broń i amunicję zdobywaliśmy z wysadzonych transportów. Mieliśmy dobry wywiad na stacjach kolejowych i z góry wiedzieliśmy, czy warto atakować transport. Pamiętam, jak jeden transport, z ośmioma czołgami, tygrysami, stoczył się do bagna.

Operowaliśmy w okolicy Kowla. W pewnym okresie oddziały pancernej armii generała Guderiana okrążyły Kowel i nas w nim. Musieliśmy się przedzierać pod silnym obstrzałem Niemców. Ponieśliśmy duże straty. Mówiło się, że zginęło i zostało rannych ponad tysiąc naszych partyzantów. Przedarliśmy się w Lasy Szackie. Dawały nam one ochronę przed atakującymi samolotami niemieckimi. Suche tereny były obstawione przez czołgi. Moglimy się przedzierać tylko terenami bagnistymi. Byliśmy ciągle pod niemieckim obstrzałem.
Straciliśmy dodatkowych 100 ludzi. Oddział rozdzielił się. Jedna część poszła na Prypeć druga na Bug. Przedostaliśmy się przez Bug koło Łęcznej i zapadliśmy w Lasy Parczewskie. Ruszyła wtedy ofensywa sowiecka i gnała Niemców aż pod Warszawę.

Dotarliśmy do pięknego zamku Lubartowskiego. Byli tam przed nami Sowieci. Widzieliśmy piękne galerie obrazów pocięte przez Sowietów. Oddział nasz w sile około 3000 ludzi pod dowództwem pułkownika "Żegoty" ciągnął na pomoc Warszawie. Ja byłem
sierżantem, zastępcą dowódcy kompanii. Spotkaliśmy Sowietów. Najpierw przepuścili nas swobodnie, ale za chwilę zorientowaliśmy się, że otoczyły nas przeważające siły. Sowiecki wyższy dowódca zażądał złożenia broni. Powiedział: "Teraz wam broń już nie potrzebna, do Powstania was nie puszczę, bo was tam wszystkich wybiją." I puścił nas wolno. Tak skończyła się partyzantka. Jedni poszli do polskiego wojska, inni do domów. Nieswojo czuliśmy się na wolności po latach spędzonych w partyzantce.

Skończyła się wojna. Poznałem moją przyszłą żonę Anitę, jeszcze w lubelskim. Pobraliśmy się tam. Rodzice wyjechali na zachód w okolice Grudziądza. Dostali tam poniemieckie gospodarstwo. Ja z żoną, z pochodzenia Czeszka, zdecydowaliśmy sie pojechać do Czechosłowacji. Mieliśmy sporo trudności. Nie znałem języka
czeskiego i udawałem, że jestem Czechem z Wołynia. Dostaliśmy poniemieckie gospodarstwo i gospodarowaliśmy tam dwa lata. Czeskie władze bezpieczeństwa podejrzewały coś i zaczęły nas przesłuchiwać. Znajomy policjant ostrzegł mnie i doradził, żeby lepiej znikać. Zorientowaliśmy się, jak się przedostać przez "zieloną" granicę do
Niemiec. Zaopatrzyłem sie w dokładne mapy i dzieki nim, choć z wieloma przygodami, z trudem udało nam się przejść do najbliższego miasteczka w Niemczach Zachodnich, Heb. Zgłosiliśmy się do policji i poprosiliśmy o prawo azylu. Zaczęły się przesłuchania. Natrafiłem na urzędnika, Ukraińca, który na widok papierosa z napisem "Partyzant" przyznał się, że był w ukraińskiej partyzantce w okolicach Kowla. Struchlałem, ale wszystko jakoś szczęśliwie poszło i dostaliśmy prawo azylu. Skierowali nas do Ludwigsburg a potem do Murnau. Był to obóz, w którym poprzednio trzymano polskich oficerów. Pozostały po nich w piwnicach piękne malowidła. Czekaliśmy w Murnau 8 miesięcy na zaproszenie od brata Adama, który już wcześniej pojechał do Kanady. Dostałem zaproszenie od farmera, o które mi się brat wystarał. Nie pracowałem na tej farmie ani jednego dnia.

Przyjechaliśmy do Winnipegu w 1950-tym roku, który zapisał się w pamięci wielką powodzią. Pierwszą okresową pracę dostałem w przedsiębiorstwie, które produkowało półki drewniane. Zarabiałem 3 dolary na dzień. Potem zatrudniono mnie przez krótki czas przy
budowie kina na otwartym powietrzu. W Winnipegu było wtedy bardzo trudno o pracę, jednak rzuciłem tę pracę i poszedłem na zimę do wyrębu lasu do Roga. Było to na 85-ej mili na północ. Zarabialiśmy 100 dolarów na miesiąc. Tam mi się podobało. Jedzenia było w bród, a do tego polowaliśmy na łosie.

Na wiosnę wróciliśmy do Winnipegu. Dostałem pracę w mleczarni, przy wyrobie lodów. Pracowałem potem w zarządzie miejskim. Na zimę poszedłem do odlewni. Zatrudnili nas od ręki. Praca była jednak bardzo ciężka więc odrazu zrezygnowaliśmy. Trafiliśmy wreszcie do Canadian Pacific Railway (CPR), w którym pracowałem do emerytury.

Po pięciu latach kupiłem dom. Syn urodził się nam w 1959-ym roku. Córka jest od niego o 14 lat starsza. Obydwoje skończyli uniwersytet. Syn jest inżynierem-geologiem i pracuje przy wierceniach naftowych.

Do Stowarzyszenia Polskich Kombatantów zapisałem się wkrótce po przyjeździe, za prezesury Mossakowskiego. I należę po dziś dzień.
 

  INDEX



Copyright © Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w dokumencie.

 

23-845 Dakota Street, Suite 332
Winnipeg, Manitoba
R2M 5M3
Canada
Phone: (204)254-7228
Toll Free US and Canada: 1-866-254-7228