Polonia Winnipegu
 Numer 70

           16 kwietnia 2009      Archiwa Home Kontakt

Wydawca


Bogdan Fiedur
Bogdan Fiedur
 

 

zapisz Się Na Naszą listę


Proszę kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.

Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego linku.

 

 

Przyłącz się

Jeśli masz jakieś informacje dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z naszymi czytelnikami, to prześlij je do nas. Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować nas o wszystkich wydarzeniach polonijnych.

 

 

Promuj polonię

Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób.  Mój apel jest aby dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.

Tutaj są instrukcj
e jak dodać stopkę używając Outlook Express.

Kli
knij Tools-->Options --> Signatures

Zaznacz poprzez kliknięcie
Checkbox gdzie pisze

Add signature to all outgoing messages


W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.

Polonijny link Winnipegu
http://www.polishwinnipeg.com

albo

Polish Link for Winnipeg
http://www.polishwinnipeg.com


Po tym kliknij Apply

I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express

Polonijny Biuletyn Informacyjny w Winnipegu


INDEX

 

WIADOMOŚCI PROSTO Z POLSKI

Środa, 2009-04-15

Polska żegna prof. Andrzeja Stelmachowskiego

Po południu, mszą żałobną w warszawskiej katedrze św. Jana, rozpoczęły się uroczystości pogrzebowe prof. Andrzeja Stelmachowskiego.
Mszy żałobnej przewodniczył metropolita warszawski abp Kazimierz Nycz. We mszy św. oprócz najbliższej rodziny uczestniczyli m.in. prezydent Lech Kaczyński, marszałek Senatu Bogdan Borusewicz oraz prezes Stowarzyszenia "Wspólnota Polska" Maciej Płażyński.
Byli też wicemarszałkowie Sejmu Krzysztof Putra i Jarosław Kalinowski, przedstawiciele prezydium Senatu: Krystyna Bochenek, Marek Ziółkowski, Zbigniew Romaszewski; minister edukacji Katarzyna Hall, wiceszef MSZ Jan Borkowski, b. marszałkowie Senatu: Alicja Grześkowiak i Longin Pastusiak oraz szef PiS Jarosław Kaczyński. W uroczystości uczestniczy również szefowa Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys.
Prymas Polski kardynał Józef Glemp powiedział podczas uroczystości pogrzebowych, że ten niczego w swoim życiu nie robił dla kariery, ale z moralnego obowiązku służył sprawiedliwości i prawdzie. Żegnamy żołnierza Armii Krajowej, uczonego profesora, polityka i praktykującego katolika - mówił prymas. Podkreślił też, że zmarły "był absolutnie i drobiazgowo uczciwy".
Prymas podkreślił w pożegnalnej homilii, że prof. Stelmachowski miał pobożność człowieka świeckiego "bez egzaltacji, bez ostentacyjnej dewocji", ale miał również odwagę ufać Bogu. Kard. Glemp przypomniał, że profesor zaangażował się szczególnie w trzy dziedziny świeckiej działalności, które są także bliskie Kościołowi.
- Żegnamy dzisiaj jednego z twórców tego wolnego państwa, w którym żyjemy od dwudziestu lat, wybitnego prawnika - mówił podczas pogrzebu prezydent Lech Kaczyński. Jak podkreślił Lech Kaczyński, Stelmachowski był "wybitnym prawnikiem, teoretykiem prawa cywilnego, prawa rolnego; był działaczem społecznym". Prezydent przypomniał, że Stelmachowski był również jednym z głównych twórców Okrągłego Stołu, przewodniczącym podstolika ds. rolnictwa, pierwszym marszałkiem Senatu Rzeczpospolitej: izby - jak mówił prezydent - która "została wybrana w wolnych wyborach, całkowicie wolnych, pierwszych od wielu, wielu dziesiątek lat w naszym kraju". - Cała jego działalność warta jest zapamiętania na zawsze - podkreślił prezydent.
- Andrzej Stelmachowski był człowiekiem dialogu i umiarkowania; nie tylko teoretykiem, ale człowiekiem czynu - powiedział podczas uroczystości pogrzebowej profesora marszałek Senatu Bogdan Borusewicz. - Jak w kilkunastu zdaniach zmieścić życiorys kogoś tak wszechstronnego i zaangażowanego, od samego początku, w sprawy polskie? - pytał retorycznie na wstępie Borusewicz.
- Pamiętam jego prace nad statutem Solidarności, jego mądre rady. W stanie wojennym, kiedy ludzie pytali co robić, załamywali ręce, on był człowiekiem który działał nadal - wspominał marszałek. Jak mówił Borusewicz, "marszałek Andrzej Stelmachowski był człowiekiem nie tylko teorii, nie tylko profesorem, ale człowiekiem czynu, który wiedział jak go realizować".
Andrzej Stelmachowski - były marszałek Senatu, były minister edukacji narodowej, były prezes Stowarzyszenia Wspólnota Polska i doradca prezydenta L. Kaczyńskiego ds. Polonii, zmarł 7 kwietnia w Warszawie. Miał 84 lata.
PAP

Premier powołał nowego szefa Służby Cywilnej

Premier Donald Tusk powołał Sławomira Brodzińskiego na stanowisko szefa Służby Cywilnej.
Zgodnie z obowiązującą od marca tego roku ustawą o służbie cywilnej szef SC m.in.: nadzoruje przestrzeganie zasad służby cywilnej, a także nadzoruje wykorzystanie środków finansowych przeznaczonych na wynagrodzenia i szkolenia członków korpusu służby cywilnej.
Do jego zadań należy także zapewnienie upowszechniania informacji o wolnych stanowiskach pracy w tej służbie oraz podejmowanie i rozwijanie współpracy międzynarodowej na rzecz jej rozwoju w Polsce i wymiany doświadczeń w tym zakresie z innymi krajami.
Szef Służby Cywilnej podlega bezpośrednio prezesowi Rady Ministrów jako konstytucyjnemu zwierzchnikowi korpusu służby cywilnej.
IAR

Telekomunikacja Polska uratowała film o Irenie Sendler

To już pewne: polscy widzowie jednak zobaczą w kinach film o Irenie Sendlerowej. Projekt, który zawisł na włosku z powodu zaniechania prezesa TVP Piotra Farfała, uratowała interwencja ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego i Telekomunikacji Polskiej.
Telewizyjny film o Sendlerowej, która podczas okupacji uratowała 2,5 tys. dzieci żydowskich z warszawskiego getta, nakręciła amerykańska firma Hallmark Hall of Fame. Strona polska miała uczestniczyć w jego produkcji i na bazie nakręconego materiału zmontować dla polskich widzów film kinowy oraz trzyodcinkowy serial telewizyjny. Jednak TVP, która od wiosny 2008 prowadziła negocjacje z Amerykanami, w ostatniej chwili się wycofała. Zarząd telewizji tłumaczył, że oczekiwania producenta szacowane na 4,3 mln zł „znacznie przekraczają możliwości finansowe TVP”.
– Kiedy udało nam się przekonać Hallmark do renegocjacji umowy, wybrano materiały wyjściowe i rozpoczęła się postprodukcja, okazało się, że film o Irenie Sendlerowej dla publicznej telewizji nie jest już ważny. Nowy prezes po prostu przestał rozmawiać z Hallmarkiem – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej Agnieszka Odorowicz. Żeby uratować film dla polskich widzów, PISF w krótkim czasie musiał znaleźć ponad 5 mln zł. Z własnej kieszeni Instytut wyłożył 2,5 mln, z pomocą przyszło ministerstwo kultury (1,5 mln) i TP S.A. (1 mln).
- Do dzisiaj nie rozumiemy powodów, dla których telewizja wycofała się z tego projektu. Gdyby nie doszło do jego realizacji, TVP naraziłaby Polskę na wielki wstyd. Bylibyśmy traktowani jak niepoważny partner. Szybka reakcja ministra Zdrojewskiego i Telekomunikacji Polskiej pozwoliła nam zachować twarz – mówi Odorowicz.
Minister kultury Bogdan Zdrojewski: – Po ludzku zirytowało mnie zachowanie władz TVP. W takiej sytuacji konieczna była szybka interwencja ministra kultury. Rzecz tak ważna z punktu widzenia naszej historii musi być pokazana widzowi polskiemu w najlepszym z możliwych wariantów.
Zdrojewski zabiegał o wsparcie dla projektu u różnych podmiotów. Natychmiast zareagowała Telekomunikacja Polska. Firma w ostatnich latach współfinansowała wiele produkcji filmowych m.in. „Katyń” Wajdy czy „Generała Nila” Bugajskiego. – Dla TP S.A. działalność w dziedzinie produkcji filmowej ma dwa wymiary. Po pierwsze – co oczywiste - biznesowy, bo zarabiamy na produkcji filmu. Po drugie, wsparcie inicjatyw kulturalnych rozumiemy jako misję każdego dużego przedsiębiorstwa w kraju – mówi Wirtualnej Polsce prezes Telekomunikacji Polskiej Maciej Witucki.
Premiera kinowa polskiej wersji filmu pod roboczym tytułem "Dzieci Sendlerowej" planowana jest na 31 sierpnia. Odbędzie się w ramach oficjalnych obchodów 70. rocznicy II wojny światowej w Gdańsku. Amerykańską wersję pod tytułem "The Courageous Heart of Irena Sendler" 19 kwietnia wyemituje telewizja CBS. W filmie u boku Anny Paquin w roli Sendlerowej (znanej z „Fortepianu”, a ostatnio serialu „Czysta krew”) zagrali: Danuta Stenka, Maja Ostaszewska, Krzysztof Pieczyński i Jerzy Nowak.
Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska

Wtorek, 22009-04-14

"Ja z krematorium Auschwitz" - wywiad z byłym więźniem

Ukazała się książka "Ja z krematorium Auschwitz", wywiad rzeka z Henrykiem Mandelbaumem, byłym więźniem Auschwitz, członkiem Sonderkommando, czyli specjalnej grupy Żydów, których Niemcy zmuszali do usuwania ciał zgładzonych w komorach gazowych - poinformował rzecznik muzeum Auschwitz Jarosław Mensfelt.
Autorami wywiadu są: historyk z muzeum Auschwitz i przyjaciel Mandelbauma - Igor Bartosik, a także dziennikarz Adam Willma. "'Ja z krematorium Auschwitz' to (...) wspomnienia Henryka Mandelbauma, które obejmują wszystkie etapy jego życia, od dzieciństwa spędzonego na Śląsku aż do czasów powojennych. Najważniejszą częścią publikacji są jego wspomnienia z pobytu w Sonderkommando - powiedział rzecznik muzeum Auschwitz.
Zdaniem Mensfelta, relacja Mandelbauma ma wyjątkową wartość, gdyż oparta jest wyłącznie na własnych doświadczeniach. - Mandelbaum nigdy nie interesował się wydawnictwami poświęconymi tematyce obozowej i nie konfrontował swoich przeżyć ze wspomnieniami innych byłych więźniów. Każde stwierdzenie wypowiadał pewnie i z przekonaniem. Jeśli nie był czegoś pewny - milczał. Henryk Mandelbaum, jakiego poznajemy dzięki temu wywiadowi, to człowiek o silnym charakterze, zaradny i mądry, wrażliwy na krzywdę ludzką i - mimo wszystkich przeżyć - optymistycznie nastawiony do świata i ludzi - podkreślił rzecznik.
Henryk Mandelbaum urodził się w 1922 roku w rodzinie żydowskiej w Olkuszu. Jego rodzice zostali zgładzeni w Auschwitz, do którego on sam trafił w 1944 roku. Otrzymał numer 181970. Brał udział w przygotowaniach do buntu więźniów Sonderkommando. Nie uczestniczył w nim bezpośrednio, dzięki czemu udało mu się uniknąć rozstrzelania. Dotrwał do ewakuacji obozu w styczniu 1945 roku. Uciekł z marszu ewakuacyjnego w okolicach Jastrzębia-Zdroju.
Po wojnie Henryk Mandelbaum do końca dawał świadectwo historii. Był świadkiem w procesie komendanta obozu Rudolfa Hoessa. Podczas wizyty Benedykta XVI w Oświęcimiu 28 maja 2006 roku stał w szeregu byłych więźniów. Zmarł 17 czerwca 2008 roku.
PAP

Milion złotych pomocy dla poszkodowanych w pożarze

Milion złotych na pomoc dla poszkodowanych w pożarze w Kamieniu Pomorskim uruchomiło Ministerstwo Finansów na wniosek wojewody zachodniopomorskiego - poinformowała rzeczniczka resortu finansów Magdalena Kobos.
Milion złotych na pomoc dla pogorzelców minister finansów przeznaczył z Rezerwy Solidarności Społecznej (utworzonej pod koniec zeszłego roku w ramach rządowego planu antykryzysowego na potrzeby ważnych wydatków społecznych, finansowanej z podwyższonej akcyzy na alkohol i samochody osobowe o pojemności silnika powyżej 2 litrów).
Pomoc dla poszkodowanych w pożarze będzie również jednym z tematów wtorkowego posiedzenia rządu. Rada Ministrów zdecyduje o tym, jakie środki zostaną przekazane na pomoc poszkodowanym w wyniku pożaru.
Pierwsze zapomogi - jeszcze we wtorek
Burmistrz Kamienia Pomorskiego Bronisław Karpiński powiedział, że prawdopodobnie jeszcze we wtorek będą wypłacone pierwsze zapomogi dla poszkodowanych w pożarze. Zapewnił, że wszyscy pogorzelcy mają dach nad głową i wyżywienie. Oferowana jest im wszelka możliwa pomoc, która płynie zarówno z ościennych miejscowości, jak i całego kraju. Udzielana jest też pomoc psychologiczna.
Środki na pomoc dla pogorzelców - 50 tys. zł - do Caritas Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej przekazała także Caritas Polska. Jak informuje biuro prasowe Caritas, uruchomiono też specjalny numer konta, na który można przekazywać wpłaty z dopiskiem Pomagam - Kamień Pomorski. Poszkodowanym w pożarze w Kamieniu Pomorskim można pomóc, wysyłając SMS o treści Pomagam - Kamień Pomorski pod numer 72 902. Koszt sms-a wynosi 2,44 (z VAT).
Caritas Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej zapewniła osobom poszkodowanym żywność oraz artykuły pierwszej potrzeby (w tym odzież). We wtorek -jak poinformował dyrektor Caritas Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej ks. Maciej Szmuc - zbierze się specjalny sztab kryzysowy, który określi ramy pomocy poszkodowanym.
Cały kraj pomaga
O pomoc osobom poszkodowanym w tragicznym pożarze zaapelowała Helena Hatka, wojewoda lubuski. W lubuskim Urzędzie Wojewódzkim we wtorek rozpoczęła się zbiórka artykułów pierwszej potrzeby, tj. produktów higienicznych, odzieży i koców, które będą przekazywane pogorzelcom.
Zbiórka darów prowadzona jest w urzędzie wojewódzkim w Gorzowie i jego delegaturze w Zielonej Górze.
Rzeczniczka wojewody Małgorzata Nowak poinformowała, że w najbliższym czasie wojewoda zleci kontrole wszystkich budynków socjalnych w regionie. Stan ich bezpieczeństwa sprawdzi m.in. straż pożarna i pracownicy nadzoru budowlanego.
30 tys. zł przekaże dla dzieci poszkodowanych w pożarze Prawo i Sprawiedliwość. Pieniądze pochodzące ze składek członków klubu parlamentarnego PiS mają być przekazane na rehabilitację dzieci, które doznały poparzeń podczas pożaru.
W pożarze, który wybuchł po północy z niedzieli na poniedziałek zginęły 22 osoby, w tym sześcioro dzieci. 21 osób, wśród nich jeden strażak, zostało rannych. Budynek doszczętnie spłonął.
PAP

Rozpoczęła się trzydniowa żałoba narodowa

O północy z poniedziałku na wtorek w całym kraju rozpoczęła się trzydniowa żałoba narodowa, którą ogłosił prezydent Lech Kaczyński w związku z pożarem hotelu socjalnego w Kamieniu Pomorskim.
We wtorek i środę, między godziną 17 a 19, w Pałacu Prezydenckim w Warszawie zostaną wystawione księgi kondolencyjne - poinformowało Biuro Prasowe Kancelarii Prezydenta.
W czasie żałoby narodowej flagi państwowe na gmachach publicznych zostają opuszczone do połowy masztu i przepasane kirem. Na czas trwania żałoby odwoływane są imprezy masowe, rozrywkowe, koncerty i imprezy sportowe.
Według dotychczasowych ustaleń, w pożarze budynku socjalnego w Kamieniu Pomorskim zginęło 21 osób, w tym sześcioro dzieci.
PAP

Mogiła w Malborku kryje szczątki 2,5 tysiąca osób

Na ukończeniu jest już ekshumacja szczątków ze zbiorowej mogiły znalezionej w centrum Malborka. Dotąd z grobu wydobyto kości należące do dwóch i pół tysiąca osób. Są to najprawdopodobniej szczątki niemieckich mieszkańców tego miasta oraz uciekinierów, którzy zmarli lub zginęli na przełomie 1944 i 1945 roku.
Jak poinformował prokurator Maciej Schulz, naczelnik oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN w Gdańsku, ekshumacja została już niemal ukończona. - Przekopaliśmy prawie całą działkę, na której znaleziono grób. Chcemy jeszcze dla pewności zbadać niektóre miejsca poza obrębem tej działki - powiedział Schulz. Jak wyjaśnił naczelnik, w czasie, gdy trwały prace przy samej mogile, prokuratorzy Instytutu prowadzili też analizę materiałów z kwerend zleconych w różnych instytucjach oraz przesłuchania świadków, którzy zgłosili się do IPN bądź do mediów po odkryciu grobu.
Prokurator zaznaczył, że nie chce zbyt dużo mówić o informacjach, jakich dostarczyli IPN świadkowie oraz kwerenda. - Nie chcę, aby świadkowie, z którymi jeszcze będziemy rozmawiać, zasugerowali się jakimiś szczegółami - powiedział prokurator. Schulz zastrzegł, że ani wyniki kwerendy, ani zeznania świadków nie dają podstaw do zmiany hipotezy, którą IPN przyjął jako najpoważniejszą teorię wyjaśniającą okoliczności powstania mogiły. Zakłada ona, że większość osób, które zostały pochowane w grobie, zmarła na przełomie 1944 i 1945 roku w wyniku głodu, zimna i chorób lub na początku 1945 roku na skutek przypadkowych ran odniesionych w czasie działań wojennych toczonych na terenie miasta.
Zdaniem Schulza, w mogile mogli zostać pochowani nie tylko niemieccy mieszkańcy Malborka, którzy nie opuścili miasta. Grób w Malborku, w mieście, w którym znajdował się duży węzeł kolejowy, może kryć też szczątki uciekinierów z Prus Wschodnich oraz Pomorza, w tym także Polaków oraz osoby innej narodowości pochodzące z krajów okupowanych w tym czasie przez Niemców. - Myślę choćby o robotnikach przymusowych zatrudnionych w prowadzonych przez Niemców gospodarstwach. Nietrudno sobie wyobrazić, że część z nich postanowiła uciekać przed Rosjanami razem z niemieckimi gospodarzami - tłumaczył Schulz.
Na szczątki pochowane na jednej z działek w centrum Malborka natrafiono w październiku ub.r. podczas prac poprzedzających budowę hotelu. Dotąd z ziemi wydobyto szczątki około 2500 osób - kobiet, mężczyzn i dzieci. Kilkanaście czaszek nosi ślady po kulach. Przy szczątkach nie znaleziono żadnych przedmiotów osobistych czy choćby fragmentów dokumentów, które mogłyby wskazywać na narodowość pochowanych osób. Zdaniem Schulza, w miejscu, gdzie znaleziono grób, mogło istnieć jakieś naturalne zagłębienie - np. lej po bombie, do którego zwieziono ciała znalezione na terenie miasta wiosną 1945 roku. - Przed pochówkiem ciała mogły zostać rozebrane, a ubrania spalone w obawie przed jakąś epidemią - wyjaśnia prokurator.
Pracownik Muzeum Zamkowego w Malborku i jednocześnie znawca historii Malborka Bernard Jesionowski powiedział, że w końcu 1944 roku niemieckie dowództwo rozkazało ludności cywilnej opuścić Malbork, jednak spora grupa osób nie posłuchała tego nakazu. W mieście miało pozostać około 4 tys. cywilów. - Los części z nich dotąd był nieznany - powiedział Jesionowski.
Od jesieni ub.r. sprawą zbiorowej mogiły zajmowała się prokuratura rejonowa w Malborku. IPN zdecydował się przejąć od niej śledztwo w końcu stycznia tego roku, po konsultacji między obiema instytucjami. W aktach sprawy przekazanych IPN przez prokuraturę w Malborku znajduje się udostępniona przez niemieckie organizacje lista ok. 1800 osób, które mieszkały w Malborku w końcu II wojny światowej, a których miejsca pochówku bądź w ogóle losów po 1945 roku, nie udało się dotąd ustalić.
PAP  

Poniedziałek, 2009-04-13

Największe pożary w Polsce

Pożar hotelu socjalnego w Kamieniu Pomorskim, gdzie zginęło 21 osób, jest jednym z najtragiczniejszych pożarów w powojennej Polsce. Oto największe, pod względem liczby ofiar śmiertelnych, pożary w Polsce:
11 maja 1955 r. - 58 osób, w tym 38 dzieci, zginęło w pożarze biblioteki w Wielopolu Skrzyńskim. Pożar wybuch w czasie projekcji filmu w ramach kina objazdowego. Drewniany budynek nie miał wyposażenia przeciwpożarowego. Ogień wybuchł po tym, jak operatorowi na zwój celuloidowej taśmy filmowej spadł zapalony papieros. Od taśmy zajęła się drewniana podłoga i pozostałe taśmy. W bibliotece było wówczas ok. 200 osób. Część z nich uciekła przez zabite na czas seansu okno, z którego deski wyrwał strażak.
31 października 1980 r. - w pożarze szpitala psychiatrycznego w miejscowości Grupa Górna zginęło 55 pacjentów tej placówki. 26 osób zostało rannych. Z ustaleń prokuratury wynikało, że przyczyną pożaru była "nieszczelność przewodu kominowego, niedostrzegalna nawet dla najbardziej doświadczonego kominiarza." O doprowadzenie do tej sytuacji oskarżono dyrekcję placówki. Sprawa jednak została umorzona na mocy amnestii z 1984 r. Szpitala po pożarze nie odbudowano.
26 czerwca 1971 r. - 37 osób zginęło w pożarze rafinerii w Czechowicach - Dziedzicach. 105 osób zostało rannych. Do pożaru doszło po wieczornej burzy, w czasie której piorun uderzył w kominek "oddechowy" zbiornika ropy. Ogień w ciągu kilku minut objął dach, poszycie zbiornika oraz rozlaną ropę. Walkę z pożarem utrudniały niesprawne instalacje gaśnicze zbiorników z ropą. Strażacy byli zdani tylko na sprzęt znajdujący się na samochodach. Pożar oprócz straży pożarnej gasiła Obrona Cywilna i żołnierze. Ofiary pożaru - strażacy i żołnierze - zginęły na skutek wyrzutu ropy uniesionej do góry przez wodę wlaną do zbiornika w czasie gaszenia ognia. Z pożarem w rafinerii walczyło 100 jednostek straży pożarnej. Zbiorniki z ropą tliły się trzy doby. Obudowa rafinerii trwała 4 miesiące.
27 kwietnia 1981 roku - w pożarze w kombinacie gastronomicznym "Kaskada" w Szczecinie zginęło 13 osób. Ogień zauważono o godz. 7.58 w czasie sprzątania znajdującej się na parterze "Sali Kapitańskiej". W 3-piętrowym obiekcie znajdowało się wówczas 21 osób. Wśród śmiertelnych ofiar pożaru było 6 praktykantów z zespołu Szkół Gastronomicznych w Szczecinie. Większość ofiar tragedii zginęła na skutek zatrucia się fosgenem wydzielającym się podczas spalania tworzyw sztucznych. Przyczyną pożaru prawdopodobnie było zwarcie prowizorycznie przerabianej instalacji elektrycznej (dyrektor "Kaskady" twierdził, że to było podpalenie), a za szybkie rozprzestrzenianie się ognia odpowiadało nagromadzenie łatwopalnych materiałów i przeróbki w konstrukcji budynku.
24 listopada 1994 r. - 7 osób zginęło, a 280 zostało rannych, w tym 120 ciężko, w pożarze, do którego doszło podczas koncertu grupy Golden Life w Hali Stoczni Gdańskiej przy ul. Jana z Kolna. Ogień zauważono ok. godz. 20.50, kilkadziesiąt minut po zejściu ze sceny muzyków. Pożar najpierw próbowała gasić ochrona imprezy. Gdy okazało się to bezskuteczne, a ogień zaczął się szybko rozprzestrzeniać, w hali, w której było ok. 800 osób, doszło do paniki. Ludzie, traktując się nawzajem, zaczęli uciekać do głównego wyjścia z hali. W trakcie ucieczki zginęła 13-letnia dziewczynka, w hali spłonął pracownik telewizji SkyOrunia. W szpitalach z powodu oparzeń zmarło 5 kolejnych osób, w tym dwóch ochroniarzy, którzy uratowali wiele młodych osób. W trakcie śledztwa prokuratura ustaliła, że pożar był efektem podpalenia. Sprawcy nie udało się wykryć. O nieumyślne spowodowanie tragedii oskarżono: b. komendanta stoczniowej Straży Pożarnej Jana S., ówczesnego kierownika hali Ryszarda G. oraz organizatorów imprezy Tomasza T. i Jarosława K. Ich proces toczy się już po raz trzeci.
PAP

Jak dawniej wyglądał Lany Poniedziałek?

Gra przez wiejską młodzież w tzw. kręga, czyli zabawę w której dwie rywalizujące ze sobą drużyny na przemian rzucają i zbijają opiłowany drewniany krążek - to jeden z dawnych podlaskich obyczajów związanych z Poniedziałkiem Wielkanocnym.
Tę i inne zapomniane tradycje opisał etnograf Antoni Mosiewicz w "Ciechanowieckim Roczniku Muzealnym" z 2005 roku, wydanym przez Muzeum Rolnictwa im. ks. Krzysztofa Kluka w Ciechanowcu (Podlaskie).
Mosiewicz podkreśla w publikacji, że drugi dzień świąt, zwany też Lanym Poniedziałkiem, w ludowej tradycji zawsze był dniem pełnym wesołości, towarzyskich spotkań i zabaw.

Pierwotnie miał on związek z zabiegami magicznymi, mającymi na celu sprowadzenie deszczu. Słowo "dyngus" znaczyło zbieranie wykupnego od polewania wodą, a "śmigus" - uderzanie gałązką.
Etnograf Zygmunt Ciesielski, autor książki "Plastyka ludowa roku obrzędowego w województwie podlaskim" zwraca natomiast uwagę, że oblewanie się wodą w Wielkanocny Poniedziałek miało znaczenie oczyszczające z "zimowej gnuśności". Woda miała zapewnić zdrowie, a im bardziej ktoś został zmoczony, tym mniej obawiał się suszy dla swoich upraw.
Jak dodaje Ciesielski, podobny charakter miało obmywanie się o świecie w Niedzielę Wielkanocną w źródłach, strumieniach i rzekach.
Mosiewicz przypomina, że dawniej młodzież po południu w Lany Poniedziałek zbierała się przy dużej wiejskiej huśtawce. W okolicach Ciechanowca (Podlaskie) grano wtedy w tzw. kręga. Zabawa polegała na rzucaniu opiłowanym drewnianym krążkiem, a uczestniczyły w niej dwie, rywalizujące ze sobą drużyny. Gdy jedna z nich rzucała kręgiem do wyznaczonego obszaru, druga miała za zadanie zbić go. Zawody wygrywała ta drużyna, która ostatecznie przegoniła przeciwników za wyznaczony obszar.
Popularną na tych terenach zabawą było też oblewanie dziewcząt przez kawalerów przy pomocy tzw. "dyngusów", czyli drewnianych urządzeń o długości ok. metra.
Moczące się w wiadrze ustawionym w sieni jednej z chałup "dyngusy" można także w Lany Poniedziałek oglądać w ciechanowieckim skansenie.
Jak co roku, placówka ta organizuje bowiem wielkanocną wystawę, na której można oglądać zaaranżowane w jednej z chat świąteczne przygotowania, m.in. barwienie jaj i wypiek ciast. W drugiej chałupie, szlacheckiej, pokazane jest natomiast wykwintne śniadanie wielkanocne.
PAP

Niedziela, 2009-04-12

Obrzędy związane ze świętami wielkanocnymi

Msza rezurekcyjna odprawiana o świcie w Niedzielę Wielkanocną dla uczczenia Zmartwychwstania Chrystusa to radosny obrzęd, powszechny w krajach słowiańskich.
Najświętszy Sakrament jest wynoszony z Grobu Pańskiego i trzykrotnie w uroczystej procesji obnoszony wokół kościoła, pośród bicia dzwonów i pieśni wielkanocnych. Kiedyś rozpoczęciu mszy rezurekcyjnej towarzyszył huk armat. Dzisiaj - jedynie wybuchy petard.
Rezurekcja odprawiana jest w niedzielę, pierwszy dzień świąt, o godz. 6 rano. Dawniej nabożeństwo to odbywało się w Wielką Sobotę o północy.
Pierwsza wzmianka o mszy rezurekcyjnej pochodzi z X wieku, odprawiono ją w Augsburgu w Niemczech. Obrzęd wywodzi się z misteriów średniowiecznych, a na jego rozszerzenie wpłynęli prawdopodobnie bożogrobowcy (miechowici).
W Warszawie msza rezurekcyjna odbywała się w kościele Św. Krzyża i miała tak wspaniałą oprawę, że nuncjusz apostolski Antici za czasów króla Stanisława Augusta w podziwie zawołał: "O bone Deus, quanta maiestas" (o dobry Boże w całym swym majestacie - łac.) i doniósł papieżowi, że nic bardziej wzruszającego nie widział.
W Polsce obchody rezurekcyjne noszą nazwę Wielkanocy na pamiątkę nocy z soboty na niedzielę, kiedy Jezus zmartwychwstał. Ale po angielsku święto to nazywa się Easter, a po niemiecku Oester - są to nazwy pochodzące od słowa "wschód". Teraz oznaczają one kierunek geograficzny; kiedyś oznaczały także - jak w polskim - wschód słońca. Pozostało też w angielskim i niemieckim dawne znaczenie, czyli początek nowego dnia po nocy: zmartwychwstanie Jezusa po nocy jego śmierci.
W języku rosyjskim święto ma miano Pascha. Nazwa wywodzi się ze Starego Testamentu. Święto Paschy obchodzone było w Izraelu jako sakralna uczta związana z ofiarowaniem baranka. Uczta paschalna łączyła się z wydarzeniem historycznym - wyjściem z Egiptu, czyli domu niewoli i stanowiła pamiątkę zbawczego czynu Jahwe.
Chrześcijaństwo przeniosło tamtą tradycję na nowe wydarzenie: wyjście z domu niewoli i śmierci, czyli uczczenie zmartwychwstania jako zbawczego czynu Boga w Jezusie Chrystusie - dla chrześcijan bowiem Chrystus jest barankiem paschalnym na pamiątkę jego ofiary złożonej na krzyżu.
Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego jest pierwszym i najdawniejszym świętem w Kościele katolickim, obchodzonym już w czasach apostolskich. Symbolicznym tego wyrazem jest świętowanie przez chrześcijan niedzieli jako Dies Dominica (Dzień Pański), co uwydatnia słowiańska nazwa niedzieli jako Woskriesienije (Zmartwychwstanie).
Wielkanoc jest świętem ruchomym (obchodzonym w pierwszą niedzielę po wiosennej pełni księżyca) i jest główną uroczystością roku liturgicznego, od której oblicza się kalendarz najważniejszych świąt kościelnych jak: Wniebowstąpienie, Zesłanie Ducha Świętego i inne.
W oktawie Wielkanocy obchodzone są różnorodne zwyczaje świąteczne, m.in.: Dyngus, Emaus, Rękawka.
PAP

Mija 69 rocznica drugiej deportacji Polaków na wschód

W nocy z 12 na 13 kwietnia mija 69 lat od rozpoczęcia drugiej masowej deportacji Polaków na wschód, przeprowadzonej przez radzieckie NKWD.
Według różnych szacunków, 13 kwietnia 1940 roku, do północnego Kazachstanu zostało wywiezionych od ponad 60-ciu do 320-tu tysięcy osób. Były to rodziny aresztowanych wcześniej urzędników, leśników i wojskowych oraz inteligencja miejska. Spośród nich większość, bo aż 80% stanowiły kobiety i dzieci.
Pierwsza masowa deportacja miała miejsce 10 lutego 1940 roku. W sumie w latach 1940-1941 władze radzieckie przeprowadziły cztery wielkie wywózki ze wschodniej Polski, oficjalnie nazywane przesiedleniem. Wywiezieni trafiali w okolice Archangielska oraz do Irkucka i Kraju Krasnojarskiego.
Podczas czterech deportacji, według różnych źródeł, zesłano od ponad 300-tu tysięcy Polaków, co zostało udokumentowane, do 1 miliona 300-tu tysięcy. Kilkanaście tysięcy osób zmarło wskutek epidemii, chorób, głodu i wycieńczenia spowodowanego pracą ponad siły. Tylko nielicznym zesłańcom udało się przeżyć i wrócić po wojnie do kraju.
Deportacje Polaków do sowieckich łagrów były zaplanowane i przeprowadzone przez władze radzieckie. Zamierzały one usunąć z dawnych terenów wschodnich II Rzeczypospolitej wszystkich ludzi uznanych za niebezpiecznych dla Sowietów.
Kolejne deportacje przeprowadzono w latach 1944-1947. Wywieziono z Polski od 85-ciu do 100-tu tysięcy osób, głównie żołnierzy Armii Krajowej oraz ich rodziny.
IAR

Sobota, 2009-04-11

Uroczyste "Alleluja" w warszawskiej archikatedrze

Uroczyste "Alleluja" rozbrzmiało w warszawskiej archikatedrze św. Jana Chrzciciela w Wielką Sobotę wieczorem podczas liturgii Wigilii Paschalnej rozpoczynającej najważniejsze święto chrześcijan - Zmartwychwstanie Chrystusa. Celebracji przewodniczył metropolita warszawski abp Kazimierz Nycz.
Liturgia Wigilii Paschalnej jest najważniejszą celebracją w roku. Przed archikatedrą arcybiskup poświęcił ogień, od którego odpalono paschał - symbol Chrystusa Zmartwychwstałego. Od wznieconego ognia wierni zapalili świece i wnieśli je do pogrążonej w mroku świątyni. Po liturgii słowa składającej się z czytań Starego i Nowego Testamentu arcybiskup poświęcił wodę chrzcielną, symbolizującą śmierć i zmartwychwstanie. Wierni odnowili przyrzeczenia chrzcielne.
Kościół obchodzi Wigilię Paschalną w świętą noc Zmartwychwstania Pańskiego. Uważa się ją za "matkę wszystkich wigilii" (św. Augustyn). Kościół czuwając, oczekuje zmartwychwstania Chrystusa i obchodzi je w sakramentach. Dlatego cały obchód powinien się odbyć w nocy, tzn. rozpocząć się po zapadnięciu zmroku albo zakończyć przed świtem dnia niedzielnego. Msza św. tej nocy, choćby ją sprawowano przed północą, jest paschalną Mszą Niedzieli Zmartwychwstania.
Ogień jest symbolem Chrystusa, a iskra wykrzesana w ten wieczór oznacza Jego wyjście z grobu i przejście do odmiennego życia. Od poświęconego ognia zapala się świecę paschalną, od paschału - po wniesieniu do kościoła - wszystkie lampy i świece w ciemnej do tego momentu świątyni.
PAP

Sławna "Inka" wyszła na wolność

Halina G. - "Inka", skazana za pomoc w zabójstwie b. ministra sportu Jacka Dębskiego, po ośmiu latach opuściła więzienie na warszawskim Grochowie.
Więzienna brama otworzyła się przed „Inką” o godz. 8.11 rano. Ubrana była w białą bluzę z kapturem nasuniętym na głowę. Bez słowa przeszła obok tłumu reporterów do czekającego na nią samochodu. Jak zwykle, nie powiedziała ani słowa. Tak samo było przez lata w sądzie. "Inka" nigdy nie chciała rozgłosu. Zawsze zasłaniała włosami twarz przed kamerami telewizji i aparatami reporterów. Gdy policyjni antyterroryści prowadzili ją na salę rozpraw, oczy ukrywała za wielkimi ciemnymi okularami.
Od kilku lat wiadomo było, że razem z Francuzem, którego poślubiła za kratami, chce opuścić Polskę i zacząć z nim nowe życie. Po ślubie przyjęła nazwisko męża, który kilka lat czekał, aż będzie wolna.
W kobiecym więzieniu "Inka" była zdyscyplinowana, nie wiązała się z żadnymi nieformalnymi grupami, nie należała do subkultury "grypsujących". Nigdy nie wystąpiła o warunkowe przedterminowe zwolnienie, choć miała takie prawo.
Dzień zakończenia kary "Inki" to także 8. rocznica zabójstwa Jacka Dębskiego - byłego ministra sportu w rządzie AWS. Zginął w Warszawie w pobliżu restauracji, z której wyszedł nocą z "Inką" (bawili się tam w szerszym towarzystwie). Zastrzelił go płatny zabójca Tadeusz Maziuk - "Sasza", śledzący ich nocny spacer wzdłuż Wisły.
Dzień później "Inka" sama poszła na policję, mówiąc, że była świadkiem zabicia swego towarzysza. Później stwierdziła: tak wyszło, że ja wystawiłam Jacka. W sądzie mówiła, że śledczy zasugerowali jej takie słowa. Były one wszechstronnie analizowane przez prokuratorów, adwokatów i sędziów w kolejnych procesach.
O zlecenie zabójstwa był oskarżony Jeremiasz Barański - "Baranina" - daleki kuzyn Dębskiego, który zdołał naciągnąć go na zainwestowanie 400 tysięcy dolarów. Pieniądze przekazane Barańskiemu przepadły, a Dębski zaczął dopominać się ich zwrotu.
W trakcie procesu w Wiedniu "Baranina" popełnił samobójstwo w więzieniu. Także "Sasza" odebrał sobie życie w areszcie, tuż po zatrzymaniu go i przedstawieniu zarzutu. "Inka" jest więc jedyną żyjącą do dziś osobą związaną z tą zbrodnią.
Sprawą zabójstwa Dębskiego sądy zajmowały się dwa razy. Badano, czy "Inka" powinna odpowiadać za pomoc, czy też za współudział w zbrodni - jak chciała wdowa po ministrze Jolanta Dębska.
Po pierwszym wyroku ośmiu lat więzienia dla "Inki" apelacja uchyliła orzeczenie, a warszawski sąd okręgowy drugi raz wymierzył taki sam wyrok - najłagodniejszą z kar przewidzianych za zabójstwo, uznając że "Inka", wyprowadzając Dębskiego z lokalu, udzieliła pomocy zabójcy. Sąd konsekwentnie nie stosował w tej sprawie nadzwyczajnego złagodzenia kary, o które wnosiła nie tylko obrona, ale także prokuratura, doceniając informacje kobiety pomocne w rozwikłaniu sprawy.
Sądy uznały, że "Inka" - choć ujawniła kierowanie zbrodnią przez "Baraninę" i jej wykonanie przez "Saszę" - swoją rolę umniejszała i kwestionowała własną winę. Dlatego też nie było nadzwyczajnego złagodzenia kary dla skazanej. Sąd też stwierdził prawomocnie, że kobieta przez kilka lat współpracowała z Barańskim, o którym wiedziała, że jest przestępcą, ale brak było dowodów, by znała ona treść uzgodnień "Baraniny" i "Saszy".
wp.pl / PAP

Obama się waha, a tarcza w Polsce już się buduje

"Gazeta Wyborcza" pisze, że mimo niejednoznacznych wypowiedzi prezydenta USA Baracka Obamy na temat tarczy rakietowej, pod Słupskiem prace nad nią trwają na dobre. Według dziennika Amerykanie robią projekty bazy, MON przejął teren, na którym ma ona powstać, a dookoła budowane są drogi.
"Gazeta Wyborcza" przypomina, że Barack Obama powiedział niedawno, iż na budowę tarczy może wpłynąć wstrzymanie przez Iran programu nuklearnego. Jednak starosta słupski Sławomir Ziemianowicz mówi na łamach dziennika, że prace nad tarczą trwają i wszystko idzie zgodnie z wcześniejszym planem. Wójt gminy Słupsk Mariusz Chmiel dodaje, że są duże szanse na to, aby do 2012 roku tarcza powstała.
Według gazety aktywnie działa MON. Resort przejmuje od Agencji Mienia Wojskowego 500 hektarów gruntów, konsultuje się z Amerykanami w sprawie porozumienia wykonawczego do zawartej umowy o budowie tarczy i rozmawia z lokalnymi władzami.
Dziennik podkreśla także, iż samorządowcy są zadowoleni z działań rządu, który wywiązuje się z obietnicy rekompensat za tarczę.
IAR (zdjęcie AFP)

 

Piątek, 2009-04-10

Tysiące osób uczestniczyło w Drodze Krzyżowej w stolicy

Kilka tysięcy osób uczestniczyło w piątek wieczorem w Drodze Krzyżowej, która przeszła ulicami stołecznego Starego Miasta. - Warszawo pozostań niezłomna w budowaniu przyszłości na wartościach chrześcijańskich - wzywał podczas nabożeństwa metropolita warszawski abp Kazimierz Nycz.
W Drodze Krzyżowej brali udział m.in. prymas Polski kard. Józef Glemp, bp polowy WP gen. dyw. Tadeusz Płoski i prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz. Procesja z krzyżem niesionym przez wiernych wyruszyła sprzed kościoła św. Anny i przeszła trasę: Krakowskie Przedmieście - Królewska - pl. Piłsudskiego - Wierzbowa - pl. Teatralny - Senatorska - pl. Zamkowy - Świętojańska. Nabożeństwo zakończyło się w archikatedrze warszawskiej.
Sześciometrowy, ważący ponad 100 kilogramów, krzyż nieśli na ramionach przedstawiciele różnych grup społecznych i zawodowych - m.in. studenci, harcerze, strażacy, policjanci, wojskowi, artyści oraz członkowie katolickich ruchów religijnych m.in. Drogi Neokatechumenalnej. Przy 14 stacjach przedstawiających ostatnią drogę i mękę Chrystusa odczytywane były rozważania.
- Krzyż jest przede wszystkim znakiem miłości Chrystusa do człowieka - przypomniał abp Nycz. - Idziemy dzisiaj ulicami Warszawy, która jest zroszona krwią męczenników - dodał. Hierarcha wspomniał m.in. poległych w powstaniu warszawskim oraz w powstaniu w getcie. Podkreślił, że podczas Drogi Krzyżowej wierni szli śladami Jana Pawła II przez miejsca, w których papież nauczał w trakcie swoich pielgrzymek do Polski.
- Warszawo pozostań niezłomna w zwyciężaniu miłości nad nienawiścią i obojętnością, pozostań niezłomna w służbie swoim mieszkańcom, pozostań niezłomna w budowaniu przyszłości na wartościach chrześcijańskich - wzywał abp Nycz.
Wielki Piątek w Kościele katolickim jest dniem upamiętniającym mękę i śmierć Chrystusa na krzyżu. Centrum liturgii wielkopiątkowej to uroczysta adoracja Krzyża. Często tego dnia odtwarzane jest całe kalwaryjskie misterium Męki Pańskiej, po którym wierni czuwają przy symbolicznym Grobie Jezusa aż do Wielkiej Nocy. Droga Krzyżowa ulicami warszawskiej Starówki przeszła już po raz szesnasty; pierwszy raz zorganizowano ją w 1994 roku.
PAP

Przywrócono ruch turystyczny na Śnieżkę

Przywrócono ruch turystyczny na szczyt Śnieżki, który wstrzymano w połowie marca po katastrofie budowlanej obserwatorium meteorologicznego.
Rzecznik prasowy Karkonoskiego Parku Narodowego Michał Makowski powiedział, że turyści mogą już korzystać z czerwonego szlaku, tzw. zakosów. Podkreślił jednak, że powinni oni zachować ostrożność, ponieważ na szlaku miejscami mogą jeszcze występować oblodzenia i zaspy śnieżne.
- Nadal natomiast zamknięty jest szlak niebieski, czyli tzw. Droga Jubileuszowa. Warunki turystyczne są wciąż trudne, ponieważ leży tam jeszcze dużo śniegu - dodał Makowski.
Wędrującym po Karkonoszach nie wolno także zbliżać się do budynku obserwatorium. Teren wokół niego został specjalnie oznakowany.
Katastrofa budowlana wydarzyła się w połowie marca. W budynku Wysokogórskiego Obserwatorium Meteorologicznego Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej na Śnieżce najpierw doszło do pęknięcia ścian, sufitu oraz uszkodzenia podłogi, a następnie załamała się górna część budynku - najprawdopodobniej z powodu naporu śniegu i silnego wiatru. Załoga obserwatorium w porę została ewakuowana.
Pod koniec marca rozpoczęły się prace rozbiórkowe dysku górnego, które mają się zakończyć do 15 maja. Nie wiadomo jeszcze, czy dysk zostanie odtworzony.
Obecnie na Śnieżce leży blisko 110 cm śniegu, widoczność jest dobra i wieje słaby, południowy wiatr, ale warunki turystyczne są trudne. Ratownicy z karkonoskiego oddziału GOPR ostrzegają, że szlaki wokół Śnieżki są śliskie, a łańcuchy zabezpieczające przykryte śniegiem. Zalecane jest używanie raków.
PAP

Za granicą Polacy zagłosują w 182 obwodach

Obywatele polscy będą mogli oddać głos w czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego w 182 obwodach za granicą - poinformował pełnomocnik ministra spraw zagranicznych do spraw wyborów Jarosław Czubiński. Zainteresowani powinni złożyć u właściwego konsula wniosek o dopisanie do spisu wyborców.
Czubiński powiedział, że najwięcej polskich obwodów do głosowania - 28 - ustanowiono w Wielkiej Brytanii, w tym cztery w Londynie. W Niemczech i Stanach Zjednoczonych ustanawiano po dziesięć obwodów, w Irlandii - siedem, Kanadzie - sześć, we Francji i na Ukrainie - po pięć, w Rosji - cztery, po trzy we Włoszech, Szwecji, Brazylii i na Białorusi.
Eurodeputowanych będą też wybierać polscy żołnierze stacjonujący w Afganistanie. Ustanowiono dla nich 6 obwodów do głosowania.
Czubiński dodał, że rozporządzenie ministra spraw zagranicznych w sprawie obwodów do głosowania za granicą pojawi się w najbliższym czasie.
Wybory do Parlamentu Europejskiego odbędą się 7 czerwca. Wybierzemy w nich 50 polskich eurodeputowanych. Lokale wyborcze w obwodach za granicą będą otwarte w godzinach od 8.00 do 22.00.
Polacy - zarówno stale zamieszkali za granicą lub przebywający czasowo w innym kraju - którzy chcą oddać głos w wyborach, powinni złożyć u właściwego konsula wniosek o dopisanie do spisu wyborców.
Do spisów wyborców w polskich ambasadach lub konsulatach mogą zgłaszać się także obywatele państw UE stale mieszkający w naszym kraju i przebywający czasowo za granicą, jeżeli wcześniej zostali wpisani do rejestru wyborców w miejscu stałego zamieszkania w Polsce.
Wniosek o wpisanie do spisu wyborców w obwodzie utworzonym za granicą można składać pisemnie, ustnie, telefonicznie, faksem, telegraficznie, telefaksem oraz pocztą elektroniczną. Należy to zrobić najpóźniej do 2 czerwca.
We wniosku należy podać: imię i nazwisko, imię ojca, datę urodzenia, miejsce stałego zamieszkania, numer ważnego paszportu, miejsce i datę jego wydania (jeśli rejestrujemy się z którymś z krajów UE wystarczy numer ważnego dowodu osobistego). Cudzoziemcy - obywatele UE muszą dodatkowo podać w jakim miejscu w Polsce są wpisani do spisu wyborców.
Polacy stale mieszkający w Polsce, jeśli wjeżdżają za granicę w czasie wyborów, mogą oddać głos na podstawie zaświadczenia o prawie do głosowania. Wniosek o wydanie takiego zaświadczenia trzeba złożyć w urzędzie gminy w miejscu swego zamieszkania najpóźniej do 5 czerwca.
W eurowyborach można głosować tylko raz. Polacy mieszkający stale w krajach UE, bądź mający podwójne obywatelstwo, będą musieli wybrać, czy głosują w polskich obwodach na polskich europosłów, czy też w obwodach kraju swego zamieszkania na przedstawicieli tego państwa.
Czubiński zwrócił uwagę, że partie polityczne krajów Unii, w których licznie mieszkają Polacy, prowadzą bardzo aktywną kampanię wśród nich, zachęcając do głosowania na miejscowych kandydatów w najbliższych wyborach do PE.
"Z tego względu trudno przewidzieć frekwencję w tych wyborach. Trudno bowiem przewidzieć czy nasz obywatel zdecyduje się głosować w komisji miejscowej, czy też w powołanej przez ministra spraw zagranicznych" - zaznaczył Czubiński.
Za przygotowanie i przeprowadzenie wyborów za granicą odpowiada konsul. Czubiński poinformował, że w poprzednich wyborach do PE w 2004 r., w obwodach za granicą (było ich wówczas 164) głosowało ok. 15 tys. osób, natomiast w wyborach parlamentarnych w 2007 r. było to ok. 150 tys. osób.
PAP

Rozkaz Hitlera: budować!

Jak wyglądałyby polskie miasta, gdyby Hitler wygrał wojnę? Jako pierwsi informujemy o odnalezionym właśnie faszystowskim planie budowy nowych Tychów.
Jest rok 1940. Trzecia Rzesza może jeszcze upajać się swymi militarnymi sukcesami. Hitlerowscy planiści myślą już, jak zagospodarować zdobyte tereny. Ich oczy kierują się na Górny Śląsk. Chcą na nim zbudować coś w rodzaju drugiego Zagłębia Ruhry. By tego dokonać, trzeba jednak rozwiązać poważny problem. Otóż gwałtowny rozwój śląskiego przemysłu w XIX w. sprawił, że wokół zakładów dość chaotycznie powstawały osiedla robotnicze. Z czasem musiało to spowodować konflikt, polegający na tym, że z jednej strony ludziom źle mieszkało się w cieniu kominów, z drugiej zaś hutom i kopalniom brakowało miejsca do rozwoju. Lekiem na ten stan miała być deglomeracja, czyli budowa nowych miast-sypialni na obrzeżach przemysłowego trójkąta Gliwice–Bytom–Mysłowice. Naziści postanowili zbudować cztery takie miasta: Tychy na południu, Pyskowice na zachodzie, Tarnowskie Góry na północy i – od strony wschodniej – miasto będące połączeniem Będzina i Sosnowca.
– O tych planach wiedziałem już 20 lat temu – mówi prof. Ryszard Kaczmarek z Uniwersytetu Śląskiego. Dodaje jednak, że dopiero niedawno w Archiwum Państwowym w Katowicach odnalazł datowany na 1941 rok niemiecki plan urbanistyczny budowy nowych Tychów. W tym samym archiwum znalazł się także trzystronicowy opis tego planu, podpisany nazwiskiem: Froese.
Porównajmy te plany
Siadamy przy jednym stole z prof. Kaczmarkiem i ze Stanisławem Niemczykiem – znakomitym architektem, a zarazem wieloletnim mieszkańcem Tychów. Odnalezioną przez profesora niemiecką mapę planistyczną, skopiowaną na przezroczystą kalkę, nakładamy na sporządzoną w tej samej skali współczesną mapę Tychów – miasta zbudowanego po wojnie jako wzorcowe miasto socjalizmu. Podobieństwo jest dość wyraźne: dzisiejsze osiedla zajmują mniej więcej te same tereny, które przeznaczył pod zabudowę niemiecki planista. Bardzo więc możliwe, że Hanna i Kazimierz Wejchertowie, polscy urbaniści, którzy stworzyli koncepcję dzisiejszych Tychów, znali pracę Froesego. Tym bardziej że na odnalezionej przez prof. Kaczmarka mapie widać pieczątki Miastoprojektu Południe i Wojewódzkiej Komisji Planowania Gospodarczego Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Katowicach, czyli instytucji, które mogły mieć wpływ na dzisiejszy kształt Tychów. A może po prostu sam układ terenu sugerował takie, a nie inne właśnie rozwiązania. „Prawie” robi różnicę
– Proszę jednak spojrzeć na tory kolejowe – zwraca uwagę inż. Niemczyk. Linia, która dziś przecina sam środek miasta i biegnie w szerokim na 100 metrów sztucznym wąwozie, na niemieckich planach była poprowadzona inaczej. Przebiegała poza śródmieściem, obejmowała nowe Tychy od zachodu i południa. Tam też, na południu, wyznaczone było miejsce na dworzec kolejowy. Ta drobna z pozoru korekta miała kolosalne znaczenie.
– Tory, które zostały zbudowane po wojnie, odcięły południową część miasta i sprawiły, że nie mogło się ono swobodnie rozwijać w tym kierunku. W dodatku nowa część powstała w zupełnym oderwaniu od starych Tychów. W efekcie miasto do dziś nie ma prawdziwego centrum, czyli przestrzeni publicznej, w której ludzie z całego miasta chcieliby się spotykać – mówi inż. Niemczyk. Nie ma on wątpliwości, że faszystowskie Tychy byłyby tworem nieprzyjaznym człowiekowi, bo naznaczonym totalitarną ideologią. A jednak niemiecki projekt uważa za bardziej naturalny, lepszy niż ten, który po wojnie zrealizowali Polacy. – Te plany powinno się dziś pokazywać studentom urbanistyki, żeby wiedzieli, jak pozornie niewielka zmiana może mieć potężne konsekwencje – dodaje tyski architekt.
Winni są Wejchertowie?
Niekoniecznie. Inż. Niemczyk przypomina, że gdy przed laty uczestniczył w opracowaniu historii budowy Tychów, w jego ręce wpadł urywek prasowy z lat 50. Wynikało z niego, że ówczesny komunistyczny przywódca Bolesław Bierut podczas posiedzenia Komitetu Centralnego PZPR wprowadził do projektu Tychów istotne zmiany. Jakie? Tego nie wiadomo. Ale – jak mówi prof. Kaczmarek – wśród tyszan krążyła pogłoska, że to Bierut kazał przeciąć miasto torami i zbudować przy nich stacje, by tyscy robotnicy mieli bliżej do pociągów wożących ich do pracy. Plotka ta może być prawdziwa, bo błąd wydaje się dziś zbyt oczywisty, by przypisywać go wykształconym urbanistom. A ponadto ktoś, kto zdecydował o takim, a nie innym przebiegu torowiska, przyjął rozwiązanie najdroższe i niezwykle pracochłonne, wymagające wykopania potężnego jaru, a miejscami nawet wyrycia go w litej skale!
Lotnisko i autostrada
Niemieckie projekty zakładały też budowę międzynarodowego lotniska w Bojszowach Nowych. Dla tańszego transportu śląskiego węgla planowano przekopać kanał Odra–Wisła, który między Katowicami i Tychami miał przebiegać w dolinie rzeczki Mlecznej. Wzdłuż tego kanału poprowadzono także linie autostrady wschód–zachód, odpowiedniczki dzisiejszej autostrady A4.
Inne dokumenty wskazują, że Niemcy szukali lokalizacji pod budowę nowej stolicy prowincji śląskiej. Wśród możliwych rozwiązań proponowano Górę Świętej Anny, Rudy Raciborskie, Racibórz, Bohumin i Gliwice, choć niewykluczone, że taką funkcję mogłyby także spełniać Tychy. Ostatecznie jednak, pod wpływem problemów militarnych, Hitler nakazał wstrzymanie wszelkich prac planistycznych na Górnym Śląsku. Ostatnie wzmianki na ten temat pochodzą z 1942 r. Deutsche Stadt Warschau
Nazistowskie projekty, dotyczące Tychów, nie są jedynymi znanymi planami Niemców względem polskich miast. Znany jest też niemiecki plan przebudowy Warszawy. Nazywa się go planem Pabsta – od nazwiska hitlerowskiego naczelnego architekta Warszawy, a wcześniej kierownika Urzędu Budownictwa Rzeszy Friedricha Pabsta. Pierwsza wersja planu, którego rzeczywistymi autorami byli niemieccy architekci Hubert Gross i Otto Nurnberger, powstała już w 1940 roku. Projekt ten zakładał zburzenie zdecydowanej większości zabudowy Warszawy. W miejscu Zamku Królewskiego miała powstać Hala Ludowa (Parteivolkshalle), w miejscu kolumny Zygmunta miała stanąć statua Germanii. Wszystko to w monumentalnym stylu nazistowskiej architektury, stworzonej przez Alberta Speera. Krakowskie Przedmieście miało się nazywać Siegestrasse, a Aleje Jerozolimskie – Bahnhofstrasse. Plac Piłsudskiego przy Pałacu Saskim zostałby zamieniony na Adolf Hitler Platz, a Belweder byłby rezydencją wodza tysiącletniej Rzeszy. Miasto, które przed wojną liczyło 1,3 mln obywateli, miało, według nazistów, liczyć około 130 tys. mieszkańców. Miał to być ogromny węzeł komunikacyjny, ośrodek przemysłu zbrojeniowego oraz miejsce zamieszkania 40-tysięcznej niemieckiej elity i grupy politycznej, zarządzającej terenami wschodnimi, podbitymi przez III Rzeszę. Na Pradze miał się znajdować obóz dla polskich niewolników, których – według różnych informacji – miało być 30 albo 80 tys.
Trójmiasto na Śląsku
Faszystowskie zmiany urbanistyczne w Krakowie były nieznaczne. Hitlerowcy zbudowali nowe osiedla mieszkaniowe w dzielnicach przeznaczonych dla Niemców w rejonie ul. Królewskiej. Wyburzono budynki pod Wawelem, pomniki, przebudowano część budynków w śródmieściu. Eksterminacja Żydów oznaczała też zniszczenie Kazimierza.
Warto też wspomnieć o wcześniejszym pomyśle połączenia trzech miast, leżących wówczas w granicach Niemiec: Gliwic, Zabrza i Bytomia. Miało to być jedno wielkie miasto, zbudowane według koncepcji miasta idealnego, sformułowanej przez niemieckiego architekta Brunona Tauta. „Użyteczność jest podstawowym prawem estetyki” – twierdził Taut, należący do głównych przedstawicieli funkcjonalizmu w architekturze. Według założeń, ścisłe centrum nowego trójmiasta – tak zwana korona – miało się znajdować na terenie obecnego śródmieścia Zabrza, naprzeciwko dworca kolejowego. Do administracyjnego połączenia trzech śląskich miast nigdy jednak nie doszło. Nie zbudowano ani jednego budynku, który mieściłby się w koncepcji opublikowanej po raz pierwszy w 1926 roku. Na przeszkodzie stanęły lokalne ambicje i spory o pieniądze. Koncepcja ostatecznie upadła po dojściu Hitlera do władzy.
Jarosław Dudała Autor zdjęcia: Henryk Przondziono (Na zdjęciu : Stanisław Niemczyk (z lewej) i Ryszard Kaczmarek analizują niemieckie mapy.)
Gość Niedzielny 

Czwartek, 2009-04-09

Żaryn odwołany, ale zostaje w IPN

"Rzeczpospolita" pisze na swoich stronach internetowych, że doktor Jan Żaryn mimo odwołania go ze stanowiska szefa biura edukacji IPN nadal pozostanie pracownikiem tej instytucji.
Żaryn oddał się do dyspozycji prezesa IPN Januszowi Kurtyce. Ten podjął decyzję o jego odwołaniu. Żaryn nie chce komentować swojej przyszłości w Instytucie. Nie chciał również odpowiedzieć na pytanie czy ktoś sugerował mu oddanie się do dyspozycji prezesa. Jednak Kurtyka poinformował gazetę, że historyk nadal będzie członkiem IPN.
Kontrowersje wokół Żaryna pojawiły się kiedy w wywiadzie radiowym stwierdził, że Wałęsa w 2005 roku dostał status pokrzywdzonego niezgodnie z ówczesnymi przepisami, bo ówczesny prezes IPN Leon Kieres uważał, że były prezydent jest postacią wybitną i taki status mu się należy.
Historyk już po decyzji kierownictwa IPN stwierdził, że Wałęsa, mimo iż jest bohaterem i osobą represjonowaną w PRL, nie jest osobą pokrzywdzoną w rozumieniu ustawy lustracyjnej.
IAR

Polski operator nominowany do prestiżowej nagrody

Polski operator Wojciech Szepel otrzymał nominację do nagrody Brytyjskiej Akademii Sztuk Filmowych i Telewizyjnych (BAFTA) w sekcji Television Craft Awards; doceniono go za zdjęcia do brytyjskiego filmu telewizyjnego "White Girl", będącego produkcją BBC.
O prestiżowej nominacji poinformowało Stowarzyszenie Filmowców Polskich.
"White Girl", wyreżyserowana przez Hettie Macdonald, to opowieść o zderzeniu kultur. Po przeprowadzce pewnej rodziny z Leeds do nowego domu w Bradford okazuje się, że członkowie tej rodziny są jedynymi białymi ludźmi w okolicy.
Historia opowiadana jest z punktu widzenia 11-letniej dziewczynki o imieniu Leah, która zaprzyjaźnia się z sąsiadką pochodzącą z muzułmańskiej rodziny. Początkowo nieśmiałe zauroczenie Leah kulturą islamu przeradza się w fascynację.
Wojciech Szepel (ur. 1970 w Gorzowie Wielkopolskim) współpracuje w Polsce z reżyserem Dariuszem Gajewskim - był autorem zdjęć m.in. do jego filmów "Warszawa" i "Lekcje pana Kuki". Pracuje też zagranicą, m.in. w Wielkiej Brytanii i Niemczech.
Tegoroczna ceremonia wręczenia nagród BAFTA w sekcji Television Craft Awards odbędzie się 17 maja w Londynie.
PAP

Rozłam w PiS - kolejni posłowie opuszczają partię

Marcin Libicki, jego syn Jan Filip Libicki oraz Jacek Tomczak odeszli z Prawa i Sprawiedliwości. Decyzja ta jest wynikiem skreślenia Marcina Libickiego z listy kandydatów PiS w czerwcowych eurowyborach. - Odchodzimy na znak protestu przeciwko podwójnym standardom panującym w PiS - powiedział Jan Filip Libicki.
Filip Libicki tłumaczył, że posłowie, którzy podjęli decyzję o odejściu z PiS nie rozumieją podwójnych standardów, jakie stosują władze partii. Chodzi o oskarżenia o współpracę ze służbami specjalnymi PRL, jakie formułowano pod adresem Macieja Libickiego. Filip Libicki przypomniał, że podobne podejrzenia wobec Bogusława Kowalskiego oraz Mariusza Handzlika nie przeszkadzają, by panowie ci nadal współpracowali z braćmi Kaczyńskimi. Pierwszy z nich jest nadal członkiem klubu parlamentarnego PiS, drugi - ministrem w kancelarii Lecha Kaczyńskiego.
- Czas spędzony w PiS uważam za wartościowy, ale obecna sytuacja związana z Marcinem Libickim jest niedopuszczalna - powiedział Jan Filip Libicki. Dodał, że jest to jego indywidualna decyzja i nie będzie nikogo namawiał do odejścia z partii.
Rezygnację z członkostwa w PiS złożyli też radni miejscy w Poznaniu Wojciech Wośkowiak i Norbert Napieraj, a także radny wielkopolskiego sejmiku wojewódzkiego Artur Różański.
Marcin Libicki podziękował swoim kolegom za lojalność i solidarność. Podkreślił, że odbiera to jako wyraz poparcia poznańskich działaczy po - jego zdaniem - niesprawiedliwej decyzji Komitetu Politycznego PiS. Zdaniem europosła brak jego osoby na listach kandydatów do europarlamentu może zaszkodzić kilku projektom ważnym z punktu widzenia interesu Polski. Wśród swoich zasług wymienił między innymi zabiegi o wstrzymanie budowy gazociągu północnego oraz w sprawie tzw. jugendamtów. Maciej Libicki przypomniał też, że wśród wielu rankingów najbardziej aktywnych europosłów wielokrotnie zajmował czołowe lokaty. Dlatego w opinii deputowanego Libickiego, nie było merytorycznych argumentów za tym, by wykluczyć go z grona kandydatów do Parlamentu Europejskiego.
Komitet Polityczny PiS zatwierdził w środę ostateczny kształt list partii do europarlamentu. Marcin Libicki nie otrzymał rekomendacji Komitetu do startu w czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Listę w okręgu wielkopolskim zamiast Libickiego otwierać będzie obecny europoseł PiS Konrad Szymański.
Rzecznik PiS Adam Bielan nie odpowiedział w środę na pytanie, czy Komitet Polityczny PiS uznał za prawdziwe zarzuty o współpracę Libickiego ze służbami PRL. - Nie będę tego komentował. Była długa dyskusja na posiedzeniu Komitetu, ostatecznie Marcin Libicki nie otrzymał rekomendacji - powiedział Bielan.
W marcu Sąd Okręgowy w Poznaniu rozpoczął proces lustracyjny Libickiego. Wniosek o wszczęcie postępowania lustracyjnego złożył sam europoseł. Według informacji zebranych przez IPN, Libicki miał współpracować ze służbami specjalnymi PRL przy okazji akcji przeciwko zachodnim dyplomatom w Poznaniu. Libicki od początku zaprzeczał. Informacje na temat jego rzekomej współpracy z wywiadem PRL publikował lokalny dziennik "Polska - Głos Wielkopolski".
PAP

INDEX


Copyright © Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w dokumencie.

23-845 Dakota Street, Suite 332
Winnipeg, Manitoba
R2M 5M3
Canada
Phone: (204)254-7228
Toll Free US and Canada: 1-866-254-7228