Polonia Winnipegu
 Numer 115

    25 lutego 2010      Archiwa Home Kontakt

Wydawca


Bogdan Fiedur
Bogdan Fiedur
 

 

zapisz Się Na Naszą listę


Proszę kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.

Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego linku.

 

 

Przyłącz się

Jeśli masz jakieś informacje dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z naszymi czytelnikami, to prześlij je do nas. Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować nas o wszystkich wydarzeniach polonijnych.

 

 

Promuj polonię

Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób.  Mój apel jest aby dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.

Tutaj są instrukcj
e jak dodać stopkę używając Outlook Express.

Kli
knij Tools-->Options --> Signatures

Zaznacz poprzez kliknięcie
Checkbox gdzie pisze

Add signature to all outgoing messages


W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.

Polonijny link Winnipegu
http://www.polishwinnipeg.com

albo

Polish Link for Winnipeg
http://www.polishwinnipeg.com


Po tym kliknij Apply

I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express

Polonijny Biuletyn Informacyjny w Winnipegu


INDEX

Powrót...

WIADOMOŚCI PROSTO Z POLSKI

Środa, 2010-02-24

Znany scenarzysta nagrodzony Orłem

Wybitny scenarzysta filmowy Jerzy Stefan Stawiński, autor tekstów, na podstawie których powstały m.in. "Kanał" Andrzeja Wajdy oraz "Eroica" i "Zezowate szczęście" Andrzeja Munka, otrzymał Polską Nagrodę Filmową Orzeł 2010 za Osiągnięcia Życia.

Statuetki Orłów przyznawane są corocznie - w różnych kategoriach - przez liczącą ponad 500 członków Polską Akademię Filmową.

Nazwisko tegorocznego laureata Orła za Osiągnięcia Życia ogłoszono w środę na konferencji prasowej w Warszawie. Wziął w niej udział minister kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan Zdrojewski, który chwalił kondycję rodzimej kinematografii.

- Miniony 2009 rok był dobry dla polskiego kina. Powstały znakomite filmy, chętnie oglądane przez publiczność. Podziwialiśmy bardzo dobrą reżyserię, bardzo dobre aktorstwo, scenografię, pracę polskich operatorów - mówił Zdrojewski na konferencji.

Minister powiedział też, że bardzo cieszy go nagroda Orła dla Stawińskiego - scenarzysty niezwykle zasłużonego, współtwórcy polskiej szkoły filmowej.

88-letni Jerzy Stefan Stawiński (ur. w miejscowości Zakręt k. Otwocka) ma w dorobku m.in. scenariusze do filmów: Andrzeja Munka - "Człowiek na torze" (1956), "Eroica" (1957) i "Zezowate szczęście" (1960), do "Kanału" Andrzeja Wajdy (1956), "Krzyżaków" Aleksandra Forda (1960), "Zamachu" Jerzego Passendorfera (1958), "Akcji pod Arsenałem" Jana Łomnickiego (1977), "Godziny W" Janusza Morgensterna (1979), "Pułkownika Kwiatkowskiego" Kazimierza Kutza (1995), "Jutro idziemy do kina" Michała Kwiecińskiego (2007) oraz "Rozwodów nie będzie" (1963, we własnej reżyserii).

Stawiński był jednym z inicjatorów buntu scenarzystów, który wybuchł w Polsce w latach 60., a wynikał z niezgody na deprecjonowanie ich pozycji zawodowej. Na fali buntu Stawiński wyreżyserował samodzielnie m.in. film "Rozwodów nie będzie", ze Zbigniewem Cybulskim i Magdaleną Zawadzką w obsadzie.

W czasie wojny Jerzy Stefan Stawiński działał w konspiracji - od marca 1940 r., posługując się pseudonimami: Łącki, Lucjan. Był żołnierzem pułku AK "Baszta". Dowodził plutonem, a następnie kompanią łączności o kryptonimie "K-4". Walczył w Powstaniu Warszawskim, odpowiadał za łączność pułku "Baszta". 27 września wraz z innymi powstańcami ewakuował się kanałami z Mokotowa do Śródmieścia. Na bazie wspomnień o tych chwilach napisał scenariusz "Kanału".

Statuetkę za osiągnięcia życia Stawiński odbierze 1 marca podczas gali Orłów w Teatrze Polskim w Warszawie.

Podczas marcowej ceremonii wręczone zostaną również Orły 2010 w pozostałych kategoriach, m.in.: najlepszy polski film, reżyser, autor zdjęć, autor muzyki, aktor w roli głównej, aktorka w roli głównej.

Wśród nominowanych są m.in.: reżyserzy Borys Lankosz (za "Rewers"), Wojciech Smarzowski (za "Dom zły") i Katarzyna Rosłaniec (w kategorii Odkrycie Roku - za "Galerianki"), aktorzy Janusz Gajos (za rolę ojca głównego bohatera w filmie "Mniejsze zło"), Adam Woronowicz (za rolę księgowego starającego się o rękę Sabiny w "Rewersie") i Agata Buzek (za rolę Sabiny w "Rewersie"), a także kompozytorzy Wojciech Kilar (za muzykę do "Rewizyty" Krzysztofa Zanussiego), Włodek Pawlik (za muzykę do "Rewersu") i Paweł Mykietyn (za muzykę do "Tataraku" Andrzeja Wajdy).

Wśród laureatów Orła za Osiągnięcia Życia w latach poprzednich byli m.in.: Andrzej Wajda (2000), Roman Polański (2003), Jerzy Hoffman (2006) i Janusz Morgenstern (2008).
(PAP)

Szukają śladów nieznanego brata Kopernika

Według naukowców badających drzewo genealogiczne Mikołaja Kopernika wiele wskazuje na to, że astronom miał jeszcze jednego brata, o którym wiedza nie dotrwała do naszych czasów. Prawdopodobnie ów najstarszy z braci nosił imię Łukasz - twierdzą genealodzy.

Powszechnie wiadomo, że Mikołaj Kopernik miał starszego brata - Andrzeja i dwie siostry: Barbarę i Katarzynę. Po śmierci ojca (również noszącego imię Mikołaj) Barbara wstąpiła do zakonu benedyktynek i przeniosła się do klasztoru w Chełmnie, gdzie została ksienią. Prawdopodobnie w klasztorze tym znalazła na starość schronienie także matka Kopernika. Druga siostra astronoma - Katarzyna wyszła za mąż za osiadłego w Toruniu kupca z Krakowa. Natomiast bracia Andrzej i Mikołaj wyruszyli na studia do Krakowa.

O najstarszym, domniemanym bracie, nie wiadomo nic, prócz tego, że powinien mieć na imię Łukasz, bo taka była tradycja w rodzinie Koperników. - Najstarszy syn zawsze otrzymywał imię po swoim ojczystym dziadku - w tym przypadku po Łukaszu - wyjaśniła Joanna Jendrzejewska z UMK w Toruniu na konferencji naukowej w Krakowie "Tajemnica grobu Mikołaja Kopernika".

- W rodzinie Mikołaja Kopernika brakuje nam tego Łukasza. Imię najstarszego brata Mikołaja, a więc "Andrzej", wywodzi się z rodziny matki. We wcześniejszych liniach genealogicznych tej rodziny ewidentnie widać, że najstarszy syn otrzymuje imię po dziadku. Podobnie jest w przypadku córek - tam mamy następujące po sobie: Barbary, Krystyny i Barbary. Można założyć z bardzo dużym prawdopodobieństwem, że ten jeszcze starszy syn był, ale być może zmarł w bardzo wczesnym wieku - podsumowała badaczka.

Jendrzejewska wraz z Anną Stachowską od kilku lat śledzą drzewo genealogiczne rodziny Mikołaja Kopernika, aby odnaleźć jego krewnych. Chodzi o znalezienie materiału genetycznego, który można by porównać z kodem DNA wyodrębnionym z czaszki znalezionej w 2005 r. w katedrze we Fromborku, która jak przypuszczają naukowcy należała do wielkiego astronoma. Takie porównanie mogłoby ostatecznie rozstrzygnąć, czy czaszka należała do Kopernika, czy - jak twierdzą oponenci - do innej osoby.

Jendrzejewska i Stachowska prowadzą badania genealogiczne pod kierownictwem prof. Krzysztofa Mikulskiego z UMK, który postać zapomnianego brata Kopernika przywołał w referacie przygotowanym na konferencję w Krakowie. Badaczki zaprezentowały ten referat w Krakowie w zastępstwie nieobecnego profesora.

Mikołaj Kopernik urodził się 19 lutego 1473 r. w Toruniu. Zmarł 24 maja 1543 r. we Fromborku i został pochowany w podziemiach tamtejszej katedry. W tym samym roku ukazało się drukiem w Norymberdze jego przełomowe dla nauki dzieło "O obrotach sfer niebieskich".
(PAP)

Kolejni polscy żołnierze lecą na wojnę

Prawie 200 żołnierzy, którzy mają wzmocnić dwutysięczny polski kontyngent w misji ISAF w Afganistanie, jest już gotowych do wyjazdu. Na krótko przed odlotem odbędzie się symboliczne pożegnanie wojskowych.

W ceremonii w podwarszawskiej 1 Brygadzie Pancernej w Wesołej uczestniczyć będą m.in. wiceszef MON Stanisław Komorowski oraz dowódca operacyjny Sił Zbrojnych gen. Bronisław Kwiatkowski i dowódca Wojsk Lądowych gen. Tadeusz Buk.

Wysłanie żołnierzy ze strategicznego odwodu na przełomie lutego i marca - w ramach trwającej obecnie szóstej zmiany kontyngentu - kierownictwo resortu obrony zapowiadało kilka miesięcy temu. Decyzję uzasadniano zwiększającą się wraz z nadejściem wiosny aktywnością rebeliantów. Plany zakładają, że kolejna siódma zmiana ma być zwiększona do 2600 żołnierzy na misji i 400 w odwodzie.

Więcej żołnierzy - szybsze wycofanie?

Przedstawiając pod koniec grudnia w Sejmie informację na temat misji w Afganistanie, szef MON Bogdan Klich przekonywał, że planowane zwiększenie polskiego kontyngentu pozwoli szybciej osiągnąć zakładane cele operacji i tym samym wcześniej wycofać się z tego kraju.

Klich argumentował wtedy, że wzmocnienie kontynentu zapewni większą "swobodę operacyjną" wojsku, dzięki czemu łatwiej mu będzie stabilizować sytuację w prowincji Ghazni. Gdy uda się to osiągnąć, misja ma zmienić charakter ze stabilizacyjnej na stabilizacyjno-szkoleniową, a poszczególne dystrykty mają być stopniowo przekazywane władzom afgańskim.

Ostatnim etapem będzie przeorientowanie wysiłku na szkoleniowo-doradczy i dalsza redukcja kontyngentu - aż do całkowitego wycofania go.

Przeczytaj wywiad z ministrem Klichem: "Polski żołnierz gra na kilku fortepianach jednocześnie"

"Polska" prowincja

Eksperci przewidują, że w najbliższych miesiącach w Afganistanie znów może dojść do ciężkich walk wojsk NATO z talibami oraz do zwiększonej liczby ataków i zamachów. Pełnomocnik polskiego ministra obrony do spraw Afganistanu pułkownik Piotr Łukasiewicz uważa, że taka sytuacja będzie dotyczyła głównie południa kraju. W leżącej na wschodzie Afganistanu prowincji Ghazni, gdzie stacjonują Polacy, powinno być spokojniej.

- Ghazni jest prowincją drugiej kategorii, jeśli chodzi o intensywność działań. To jest prowincja, która dla rebeliantów jest terenem przerzutu broni i ludzi. W przeszłości nie dochodziło do poważniejszych działań zbrojnych. Spodziewamy się, że ta tendencja się utrzyma, ale jesteśmy przygotowani do tego, że sytuacja będzie napięta - powiedział pułkownik Łukasiewicz.

Jednym z najważniejszych zadań polskich żołnierzy w Afganistanie będzie zapewnienie bezpieczeństwa w Ghazni podczas zaplanowanych na wrzesień wyborów parlamentarnych.
(PAP)

Wtorek, 2010-02-23

Czy to na pewno Kopernik? Są poważne wątpliwości

Istnieje wiele wątpliwości, czy szczątki odkryte w 2005 r. we fromborskiej katedrze rzeczywiście należały do Kopernika - twierdzi część uczestników konferencji naukowej "Tajemnica grobu Mikołaja Kopernika".

W dwudniowej konferencji uczestniczyli m.in. archeolodzy, antropolodzy, genetycy, historycy, genealodzy, a także astronomowie. Niektórzy z nich byli krytyczni wobec odkrycia we fromborskiej katedrze, część zarzuciła zespołowi badawczemu niedociągnięcia i błędy.

Dr Arkadiusz Sołtysiak z Zakładu Bioarcheologii UW zakwestionował m.in. hipotezę zespołu badawczego, mówiącą o tym, że skoro istnieje zgodność kodu DNA włosa znalezionego w tzw. księdze Stoefflera z DNA czaszki z katedry we Fromborku, to zarówno włos, jak i czaszka należały do Kopernika.

Przechowywane od najazdu szwedzkiego w Uppsali "Calendarium romanum magnum" Johannesa Stoefflera przez prawie ćwierć wieku było używane przez Kopernika. Włos znaleziony w tej księdze miał kod DNA zgodny z DNA czaszki odkopanej pod jednym z bocznych ołtarzy katedry we Fromborku. Pod ołtarzem tym, przypisywanym kanonikowi Kopernikowi, znaleziono jednak kilkanaście różnych pochówków.

"To może być inny kanonik"

- Jeśli cranium nr 13 (czyli domniemana czaszka Kopernika, oznaczona jako pochówek nr 13/2005) i włos z "Calendarium romanum magnum" należały do jednej osoby, to nie musiał to być akurat Mikołaj Kopernik. Mógł to być inny czytelnik tej książki - zauważył Sołtysiak.

Według naukowca, księga ta cieszyła się wówczas dużą popularnością. Należała do Kopernika, ale z pewnością korzystały z niej też inne osoby. Mógł to być np. inny kanonik z Fromborka, który zgubił w księdze włos i podobnie jak Kopernik został pochowany w podziemiach katedry.

Sołtysiak podkreślił też, że na dostępnych mu zdjęciach czaszki z Fromborka nie widać śladów złamania kości nosa, opisywanych przez zespół badający szczątki i uwidocznionych m.in. w rekonstrukcji twarzy, wykonanej przez policyjnych specjalistów. Naukowiec, odpowiadając na pytania z sali, przyznał jednak, że nie może wykluczać, iż podczas bezpośrednich oględzin czaszki dopatrzyłby się śladów złamania.

"Metoda przestarzała"

Według dra Jarosława Bednarka z Zakładu Genetyki Molekularnej i Sądowej Collegium Medicum UMK, zespół badający czaszkę z Fromborka popełnił błąd posługując się metodą typologii antropologicznej. Według niego, jest to metoda przestarzała, kwestionowana już w latach 60. XX w. jako bezpodstawna genetycznie i abiologiczna. Naukowiec przyznał jednak, że nie przesądza to o tym, czy czaszka należała do Kopernika, czy nie.

Dr Tomasz Kozłowski z Zakładu Antropologii UMK w Toruniu ocenił, że rzekomy ślad po urazie, który badacze stwierdzili na czole czaszki z Fromborka, jest tzw. rowkiem tętniczym, czyli wyciskiem naczynia krwionośnego w kości czołowej czaszki. Według Kozłowskiego, takie ślady nosi na czaszkach wiele osób, które nigdy nie doznały urazu głowy. Niektórzy badacze dopatrywali się związku tego śladu z blizną, której doszukiwano się na portretach Kopernika. Niestety, najwcześniejszy z zachowanych portretów astronoma powstał 37 lat po jego śmierci.

- Nie kwestionuję dorobku kolegów badających DNA. Problemem jest dla mnie, czy możemy przyjąć, że fragment mitochondrialnego DNA z włosa niezidentyfikowanej osoby plus szczątki niezidentyfikowanej osoby dają w rezultacie Mikołaja Kopernika - podsumował Kozłowski.

"Nadal nie mam podstaw, by wątpić"

Na konferencji zabrakło dwóch najważniejszych autorów odkrycia - kierującego projektem profesora archeologii Jerzego Gąssowskiego, który nie skorzystał z zaproszenia, oraz olsztyńskiego historyka dr. Jerzego Sikorskiego, będącego autorem hipotezy, dzięki której udało się zlokalizować pochówek. Ten ostatni przesłał tekst referatu, który odczytano w pierwszym dniu konferencji.

Na obradach pojawił się natomiast bp Jacek Jezierski, prepozyt archikatedry fromborskiej, który był pomysłodawcą poszukiwań. - Nadal nie mam podstaw, żeby wątpić w to odkrycie - powiedział ksiądz biskup po wysłuchaniu referatów.

W podobnym tonie wypowiadała się w dyskusji spora część słuchaczy i prelegentów, według których prawdopodobieństwo, że odnaleziona we Fromborku czaszka należała do astronoma, jest w świetle poczynionych badań duże lub bardzo duże. W sali zaznaczył się wyraźny podział.

Krytykującym odkrycie także wytknięto szereg błędów. Dr Tomasz Grzybowski z Zakładu Genetyki Molekularnej CM UMK stwierdził, że ogromna większość krytycznych uwag z zakresu genetyki poczynionych przez kierownika konferencji dr. Michała Kokowskiego powstała w wyniku nieporozumień i nieumiejętnego posługiwania się bazami danych DNA. Dr Tomasz Kupiec z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie zauważył, że niektóre krytyczne referaty oparto na zdjęciach i lekturze popularnonaukowych gazet, a nie analizie naukowych materiałów.

Uczestnicy konferencji byli zgodni, że dopiero odnalezienie krewnych Kopernika lub ich szczątków, a następnie porównanie ich DNA z kodem czaszki z Fromborka mogłoby posunąć badania identyfikacyjne ku rozstrzygnięciu.
(PAP)

Lech Kaczyński dostał odpowiedź od Łukaszenki

Lech Kaczyński otrzymał odpowiedź od Aleksandra Łukaszenki na list w sprawie szykanowania Polaków na Białorusi. Prezydencki minister Paweł Wypych poinformował, że Lech Kaczyński odniesie się do niego jutro, bo musi mieć czas na przeanalizowanie go. Zaznaczył, że pismo, poprzez polski MSZ, trafiło do Kancelarii Prezydenta dziś po południu.

Wcześniej ambasada Białorusi w Warszawie, w przesłanym komunikacie wyjaśniła, że Łukaszenka odpowiedział na wszystkie postawione przez polskiego prezydenta pytania i wyraził nadzieję na wyważony dialog między obu narodami. Treści listu, który wysłano 20 lutego jednak nie ujawniono.

W ubiegłym tygodniu Lech Kaczyński wystosował list do Aleksandra Łukaszenki, w którym wyraził "swój niepokój i zdecydowany sprzeciw wobec nasilających się represji wymierzonych w Związek Polaków na Białorusi".
(IAR)

Wirtualny spacer z tą, która uratowała 2,5 tys. dzieci

Galerię licznych odznaczeń Ireny Sendlerowej i spacer jej śladami po Warszawie można znaleźć na stronie www.irenasendler.pl  Portal powstał z okazji stulecia urodzin bohaterki odznaczonej medalem Sprawiedliwej wśród Narodów Świata.

Na stronie internetowej znajdziemy biografię Ireny Sendlerowej, która urodziła się i zmarła w stolicy, a także galerię jej zdjęć. Wypisane są tu najważniejsze daty z życia bohaterki i nazwiska kilku osób, które ocaliła w czasie okupacji hitlerowskiej (łącznie udało jej się ocalić przed zagładą 2,5 tys. dzieci). Jednak największą atrakcją są dwa działy opisane słowem "wirtualne".

Pierwszy to wystawa pamiątek. Wśród licznych odznaczeń można znaleźć przyznany Irenie Sendlerowej Krzyż Komandorski z gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, Order Orła Białego czy Order Uśmiechu. Drugi dział to fragment mapy Google'a z zaznaczonymi punktami związanymi z bohaterką. Kilkanaście lokalizacji znajdujących się głównie w ścisłym centrum Warszawy. Opisany jest Szpital św. Ducha przy ul. Elektoralnej 12, w którym pracował ojciec Ireny Sendlerowej Stanisław Krzyżanowski. Zobaczymy również miejsce, gdzie bohaterka zakopywała słoik, w którym chowała bibułki z nazwiskami ratowanych dzieci.

Już nie w internecie, ale przy ul. Pawińskiego 2 na Ochocie można znaleźć tablicę upamiętniającą Irenę Sendlerową. Żyła ona w latach 1910-2008. Za swoje działania na rzecz ratowania dzieci była torturowana przez gestapo, ale prześladował ją również komunistyczny urząd bezpieczeństwa. W 2009 r. powstał film "Dzieci Ireny Sendlerowej" oparty na jej historii.
(Polska Metropolia Warszawska)

Poniedziałek, 2010-02-22

 Start Roku Chopina

Wczoraj w bazylice św. Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu o godzinie 13 odbyła się msza, która zainaugurowała cykl wydarzeń artystycznych w Warszawie poświęconych Chopinowi w 200. rocznicę jego urodzin. Koncert fortepianowy f-moll Fryderyka Chopina zagrał laureat Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina z 1985 roku Marca Laforeta z towarzyszeniem jednej z najsłynniejszych polskich orkiestr Sinfonii Varsovii pod dyrekcją Wojciecha Rodka.

Mszę koncelebrował Prymas Polski arcybiskup Henryk Muszyński. W uroczystości wzięli udział prezydent RP Lech Kaczyński z małżonką, premier Donald Tusk, marszałkowie Sejmu i Senatu, prezydent m.st. Warszawy Hanna Gronkie-wicz-Waltz oraz przedstawiciele rządu, parlamentu i środowisk twórczych.

Kościół - w którym znajduje się złożona przez siostrę Fryderyka Chopina, Ludwikę Jędrzejowiczową, urna z sercem kompozytora - wypełnili także przybyli licznie warszawiacy. Dokładna data urodzin Chopina nie jest znana, muzykolodzy zajmujący się życiem i twórczością kompozytora wciąż spierają się, czy jest to 22 lutego czy 1 marca. Daty te stały się jednak pretekstem do zorganizowania szeregu koncertów związanych z tzw. tygodniem urodzinowym.

Od poniedziałku w Filharmonii Narodowej rozbrzmiewać będą dźwięki muzyki Chopina i bliskich mu kompozytorów, Bacha, Beethovena, Schu-manna, tych którzy stanowili źródło inspiracji dla wybitnego Polaka.

Zaproszeni do udziału w koncertach zostali najwybitniejsi współcześni pianiści. W poniedziałek w Filharmonii będziemy mieli szansę posłuchać Rafała Blechacza, laureata ostatniego konkursu chopinowskiego, z towarzyszeniem orkiestry Filharmonii Narodowej pod dyrekcją Antoniego Wita. Wtorek zapowiada się równie interesująco, wystąpi bowiem artysta, którego udział w X Konkursie Pianistycznym im. Fryderyka Chopina w 1980 roku zakończył się skandalem. Interpretacje utworów Chopina Ivo Pogorelicha podzieliła jury. Martha Argerich po niedopuszczeniu jugosłowiańskiego pianisty do finału zrezygnowała nawet z udziału w jury.

W środę z kolei zagrają na dwóch koncertach Amerykanin Murray Perahia oraz Piotr Andreszewski. W czwartek 25 lutego prawdziwa uczta dla melomanów, w recitalu fortepianowym wystąpi bowiem Amerykanin Garrick Ohlsson, laureat I nagrody VIII chopinowskiego konkursu z 1970 roku. W programie oczywiście utwory Chopina.

Podczas kolejnych koncertów wystąpią m.in. Janusz Olejniczak, Amerykanin Kevin Kenner (26 lutego) i Rosjannin Nicolai Demidenko. Zwieńczeniem tygodnia urodzinowego będzie występ pianisty Daniela Barenboim (w niedzielę 28 lutego).

Od 22 lutego do 1 marca trwać będzie także maraton chopinowski: " Najdłuższe urodziny" w Domu Polonii na Krakowskim Przedmieściu. Tu zagrają zarówno profesjonalni muzycy, jak i amatorzy. Każdy, komu bliska jest muzyka Chopina, może zmierzyć się z mazurkami, nokturnami, sonatami czy etiudami wielkiego kompozytora. Będzie klasycznie, jak i na jazzowo. Swój udział zapowiedzieli zarówno Janusz Olejniczak, jak i Andrzej Jagodziński. Początek maratonu jutro o 19.00.
(Polska Metropolia Warszawska)

Człowiek, który się w życiu nie nudził

"Życie trudne, lecz nie nudne" - to nowo wydany tom wspomnień Władysława Bartoszewskiego. - Ten życiorys streszcza los polskiej inteligencji w XX wieku - powiedział Andrzej Friszke, który spisał wspomnienia historyka.

Władysław Bartoszewski, więzień Auschwitz, świadek upadku Powstania Warszawskiego, który sześć lat spędził w komunistycznych więzieniach, mówi o sobie, że jest optymistą. "Czy było łatwo? Nie. Ale, w jakim moralnym, historycznym lub społecznym kodeksie jest powiedziane, że życie człowieka, narodu, a nawet ludzkiego gatunku ma być łatwe? Otóż życie nie musi być łatwe. Gorzej, jeśli jest nudne" - powiedział Bartoszewski.

W nowej książce Bartoszewski opowiada o okresie swego życia od dzieciństwa po początek lat 80.

Andrzej Friszke, który pomagał Bartoszewskiemu uporządkować wspomnienia, pisze w przedmowie do książki, że rozmowy przeprowadzał według pewnego planu, posuwając się chronologicznie od czasów dzieciństwa i wczesnej młodości w przedwojennej Warszawie, poprzez wspomnienie września, potem opisanie warunków niemieckiej okupacji i strasznego doświadczenia Auschwitz.

- Dalej były równolegle rozwijające się wątki prac w podziemiu: komórka więzienna Delegatury Rządu, Front Odrodzenia Polski, Biuro Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK, Rada Pomocy Żydom. Potem Powstanie Warszawskie, trudny okres popowstaniowy, zderzenie z nową rzeczywistością powojenną. I tak dalej. Poprzez PSL, więzienie, aż do lat sześćdziesiątych. Miałem wrażenie, że powstał zapis będący kopalnią wiedzy i jedyną w swoim rodzaju opowieścią o niezwykłych doświadczeniach. Bartoszewski był w niemal wszystkich miejscach, gdzie w ciągu ostatnich 80 lat działo się w Polsce coś ciekawego. Z jego wspomnień wyłania się los polskiego inteligenta w trudnym XX wieku - mówił Andrzej Friszke podczas promocji książki na Uniwersytecie Warszawskim.

"Tytuł wymyśliłem sam"

- Nudno nie było na pewno. Nudzą się tylko ludzie bezmyślni. Znajomi pytali się mnie, jak wytrzymałem więzienie w pojedynczej celi, a ja im odpowiadałem, że byłem przecież w bardzo dobrym towarzystwie - samego siebie. Tytuł tej książki wymyśliłem sam i uważam, że oddaje on ducha epoki, w której przyszło mi żyć. Jak sięgam pamięcią, ciągle działo się coś ważnego - powiedział Bartoszewski.

Andrzej Friszke, historyk, uważa, że wspomnienia Bartoszewskiego rzucają nowe światło na wiele historycznych faktów. - Szczególnie nasza wiedza o tym, co działo się w Polsce zaraz po wojnie w kontekście wspomnień Bartoszewskiego wydaje się nikła. Nawet, jeżeli znałem fakty, to Bartoszewski wzbogacił je o klimat, wspomnienia o ludziach, anegdotę. Poza tym ze wspomnień Bartoszewskiego wyłania się rzeczywistość wielowymiarowa, wykraczająca poza czarno-białe schematy. Szczególnie ciekawe okazały się informacje o powojennym PSL-u, partii, do której Bartoszewski należał. Pełniła ona w latach powojennych rolę opozycji, a, jak się okazuje, niewiele o niej wiedzieliśmy. Także fragmenty o AK-owcach mogą się okazać dla historyków nieocenionym źródłem wiedzy o ludziach - mówił Friszke.

Władysław Bartoszewski, pisarz i historyk dziejów najnowszych, ekspert od stosunków polsko-niemieckich i polsko-żydowskich, urodził się w 1922 r. w Warszawie. Podczas II wojny światowej należał do AK, brał udział w Powstaniu Warszawskim i był więźniem Auschwitz (od września 1940 r. do kwietnia 1941 r.) oraz współzałożycielem Rady Pomocy Żydom "Żegota". Po wojnie był współpracownikiem Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, a także członkiem PSL "Mikołajczykowskiego". Ponad sześć lat spędził w komunistycznych więzieniach, od 1957 r. był współpracownikiem, potem członkiem redakcji "Tygodnika Powszechnego".

W 1980 r. współtworzył Komitet Obrony Prześladowanych za Przekonania przy KK NSZZ "Solidarność". W czasie stanu wojennego został internowany - w Jaworzu wybrano go starszym obozu. Władysław Bartoszewski był wykładowcą nauk politycznych na uniwersytetach w Monachium, Eichstaett i Augsburgu (1983-1990). W uznaniu jego zasług jerozolimski Instytut Pamięci Holokaustu (Yad Vashem) uhonorował go w 1963 r. tytułem "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata". Od listopada 2007 Bartoszewski pełni funkcję sekretarza stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i pełnomocnika ds. relacji międzynarodowych.

W 2007 roku głosami Internautów Bartoszewski zdobył tytuł Człowieka Roku Wirtualnej Polski.

Książka "Życie trudne, lecz nie nudne" ukazała się nakładem wydawnictwa Znak.
(PAP)

Niedziela, 2010-02-21

Zmarł wynalazca pierwszego polskiego komputera PC

We wrocławskim szpitalu zmarł polski inżynier, elektronik i informatyk, twórca pierwszego polskiego mikrokomputera K-202 Jacek Karpiński. Miał 83 lata.

- Chorował, od dłuższego czasu był bardzo słaby - powiedział syn zmarłego Daniel Karpiński. Informatyk cierpiał na zanik mięśni.

Jacek Karpiński urodził się w Turynie. W czasie okupacji był żołnierzem batalionu "Zośka", w jednym pododdziale z Krzysztofem Kamilem Baczyńskim. Ciężko ranny przeżył powstanie w Warszawie, a za bohaterstwo na polu walki został trzykrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych.

Po wojnie studiował elektronikę na politechnikach w Łodzi i Warszawie. Po studiach, z uwagi na swą przeszłość okupacyjną, miał problem ze znalezieniem stałej pracy poza uczelnią. Jako adiunkt w Polskiej Akademii Nauk w 1957 roku zbudował swój pierwszy duży wynalazek - maszynę elektronową AAH do automatycznego prognozowania pogody w Państwowym Instytucie Hydrologiczno-Meteorologicznym.

W 1960 roku Karpiński znalazł się wśród sześciu finalistów światowego konkursu UNESCO, co zapewniło mu możliwość studiów na uniwersytetach Harvard i Massachusetts Institute of Technology. Po dwóch latach wynalazca odrzucił propozycję pozostania na stałe w USA i powrócił do kraju.

Efektem studiów było zbudowanie w połowie lat 60. Erceptronu - maszyny do szybkiego uczenia się: identyfikującej obrazki, teksty pisane i wzory, pomagającej szybko przyswajać materiał na zasadzie skojarzeń.Był to pierwszy tego typu w Europie i drugi na świecie wynalazek.

Po przejściu do Zakładu Fizyki Doświadczalnej Uniwersytetu Warszawskiego Karpiński zaprojektował i zbudował KAR-65, uniwersalny komputer do obliczeń. Urządzenie zbudowane na polskich tranzystorach i diodach wykonywało 100 tys. operacji na sekundę - trzy razy więcej niż gigantycznych rozmiarów komputer "Odra", wrocławskich zakładów Elwro. KAR-65 kosztował 6 mln ówczesnych złotych, podczas gdy komputer z Wrocławia - prawie 200 milionów zł.

Komputer nie został wdrożony do produkcji, ale Karpiński wkrótce stworzył doskonalsze urządzenie K-202, prototyp współczesnych komputerów klasy PC. - Powstał minikomputer na elementach elektronicznych czwartej generacji, stanowiący w swojej klasie najbardziej uniwersalną maszynę świata. Liczy z szybkością miliona operacji na sekundę i w tym dorównują mu tylko amerykański minikomputer Super-Nova i angielski Modular One (najnowsza Odra-1304 liczy 20 razy wolniej) - relacjonowała ówczesna prasa.

Urządzenie zostało entuzjastycznie ocenione za granicą i wkrótce jego produkcją miała się zająć powołana do tego celu "spółka" polsko-brytyjska. Mimo ogromnych zamówień i oficjalnego poparcia Edwarda Gierka powstało zaledwie 30 egzemplarzy komputera. Produkcję jednak szybko przerwano, zespół konstrukcyjny rozwiązano, a Karpiński został zwolniony.

W latach 70. konstruktor nie mógł znaleźć pracy zgodnej ze swymi kwalifikacjami i doświadczeniem, a wyjazdu za granicę mu zabroniono. W proteście przeciw takiemu traktowaniu, w 1978 roku wynajął zrujnowane gospodarstwo pod Olsztynem i zajął się hodowlą świń.

Gdy w 1980 roku zablokowano jego nominację na dyrektora fabryki komputerów "Era" wyjechał do Szwajcarii, gdzie zatrudnił się u Stefana Kudelskiego, producenta profesjonalnych magnetofonów NAGRA.

Do kraju powrócił w 1990 roku, by doradzać w dziedzinie informatyki Leszkowi Balcerowiczowi.
PAP

Spór wokół listu Lecha Kaczyńskiego do ambasadora Rosji

Narasta spór wokół listu Lecha Kaczyńskiego do rosyjskiej ambasady. Kancelaria Prezydenta utrzymuje, że wysłała do ambasadora Rosji w Polsce list, w którym głowa państwa deklaruje chęć udziału w uroczystościach w Katyniu. Natomiast przedstawiciel rosyjskiej placówki w Polsce Vladimir Grinin twierdzi, że takiej korespondencji nie otrzymał.

W sobotę Ambasador Rosji w Polsce Władimir Grinin mówił dziennikarzom, że jego placówka nie otrzymała z Kancelarii Prezydenta RP informacji o tym, że Lech Kaczyński chce wziąć udział w uroczystościach w Katyniu.

Według służb prasowych ambasady w swojej odpowiedzi na pytanie dziennikarzy Grinin powiedział, że Ambasada nie otrzymała żadnych konkretnych propozycji w sprawie udziału Prezydenta Polski w uroczystościach w Katyniu. "Jak również nie było ich w piśmie Kancelarii Prezydenta Polski. Co dotyczy zamiaru L. Kaczyńskiego do złożenia wizyty w Katyniu, o tym oczywiście wiemy" - napisano na stronie rosyjskiej placówki.

"Wszystkie inne komentarze są wolną i nieodpowiedzialną interpretacją słów ambasadora Rosji w Polsce. Ubolewamy nad tym, że te komentarze są powodem do ogłoszenia dalekosiężnych i nieuzasadnionych oświadczeń" - podkreślono.

Szef BBN Aleksander Szczygło zapewnia, że Kancelaria Prezydenta 27 stycznia wysłała jednobrzmiące pismo o tym, że Lech Kaczyński pragnie wziąć udział w uroczystościach w Katyniu do: ambasady rosyjskiej, MSZ oraz sekretarza generalnego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzeja Przewoźnika. Według Szczygły rosyjska ambasada wprowadza opinię publiczną w błąd. Jego zdaniem w placówce tej może panować nieporządek.

Szef BBN dodał, że jeżeli trzeba będzie, to Kancelaria wyśle ponownie pismo do ambasady Rosji.

Z kolei minister w Kancelarii Prezydenta Mariusz Handzlik powiedział, że sprawę pisma uważa za zamkniętą. Pytany, czy Lech Kaczyński oczekuje jakiejś odpowiedzi podkreślił, że list był jedynie kurtuazyjną formą przekazania informacji o tym, że głowa polskiego państwa weźmie udział w obchodach katyńskich.

Jak zaznaczył Handzlik, w piśmie do ambasadora podkreślono również, że udział prezydenta w obchodach będzie okazją, by spotkać się z szefem rosyjskiego państwa Dmitrijem Miedwiediewem.

- Prezydent weźmie udział w obchodach 70. rocznicy mordu na polskich oficerach NKWD w Katyniu. Pragnieniem pana prezydenta jest, żeby ten dzień był dniem jedności Polaków, wolą prezydenta jest by uczestniczyli w nim wszyscy przedstawiciele władzy: pan premier, marszałkowie sejmu i senatu - podkreślił Handzlik.

Jak dodał, głowa państwa uważa za bardzo ważną decyzję władz Rosji o udziale w uroczystościach premiera Władimira Putina. - Prezydent jako głowa państwa, jako zwierzchnik sił zbrojnych będzie w Katyniu. Cieszymy się, że w tych uroczystościach wezmą udział władze Federacji Rosyjskiej - zaznaczył Handzlik.

"Nieporozumienia będą wyjaśnione"

Rzecznik rządu Paweł Graś ma nadzieję, że nieporozumienia dotyczące korespondencji pomiędzy pałacem prezydenckim, a rosyjską ambasadą zostaną wyjaśnione. Zaznaczył, że rządowi zależy na tym, by uroczystości przebiegły godnie, z udziałem premiera i prezydenta, i by stały się przełomem w relacjach polsko-rosyjskich.

Tymczasem wicemarszałek sejmu Jerzy Szmajdziński uważa, że roztrząsanie publiczne przygotowań do tak ważnych uroczystości jakimi jest 70. rocznica zbrodni katyńskiej, jest nie na miejscu. - Zostawmy to politykom i apelujmy do nich, by nie epatowali opinii publicznej informacjami, które nie mają żadnego znaczenia dla przygotowania godnych obchodów - zaznaczył polityk.

W podobnym tonie wypowiada się szef klubu PSL Stanisław Żelichowski. Jego zdaniem na uroczystych obchodach powinni być obecni prezydent i premier, którzy uczczą pamięć pomordowanych. Przypomniał, że według protokołu dyplomatycznego, premiera innego kraju na daną uroczystość zaprasza premier, a prezydenta - prezydent. Strona polska powinna poinformować rosyjską, że w składzie naszej delegacji będzie również prezydent - uważa polityk ludowców.

Premier Donald Tusk na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej został zaproszony przez Władimira Putina na początku lutego. Wówczas prezydencki minister Paweł Wypych zapewniał, że jeszcze w styczniu Kancelaria Prezydenta informowała zarówno nasz MSZ, jak i ambasadę Rosji o możliwości udziału Lecha Kaczyńskiego w uroczystościach katyńskich.
(IAR)

Sobota, 22010-02-20

Rosyjski samolot szpiegował polskie wojsko

Latem ubiegłego roku rosyjski samolot szpiegowski podpatrywał ćwiczenia polskiego wojska, informuje "Gazeta Wyborcza", która zdobyła film z lotem intruza.

MON nie ujawniło tego incydentu, który miał miejsce w pobliżu Wicka Morskiego koło Ustki.

Nagranie z radaru termowizyjnego przeanalizowały nasze służby wywiadu i kontrwywiadu. Są przekonane, że to maszyna rosyjska - niemal na pewno szpiegowski Su-24MR.

MON przyznaje, że w ciągu ostatniego 1,5 roku zwiększyła się aktywność Rosjan w obserwowaniu naszego kraju.
(PAP)


Łódź i Poznań się ratują, a Warszawie grozi powódź?

Po intensywnych opadach śniegu w wielu miastach Polski zalegają zwały śniegu. Część miast, jak Łódź, Wrocław, Szczecin i Poznań wywozi śnieg na specjalne składowisko. Ale nie wszędzie jest tak dobrze. Hałdy śniegu zalegają między innymi na wielu ulicach Warszawy.

Spokojnie czekają na wiosnę

W Łodzi śnieg z centrum miasta zaczęto wywozić w połowie stycznia. Wywóz śniegu to dość kosztowna dla miasta inwestycja, bo jeden metr sześcienny kosztuje ponad 20 zł. Dotychczas Łódź wydała na ten cel ponad milion złotych. Miasto szczególnie dba o reprezentatywną dla Łodzi ulicę Piotrkowską, gdzie śnieg jest codziennie wywożony. - Nie obawiamy się zalania w przypadku nagłego ocieplenia, bo miejsc, w których składujemy śnieg jest kilka i są to dobrze zabezpieczone tereny – mówi Aleksandra Kaczorowska, rzecznik prasowa Zarządu Dróg i Transportu w Łodzi.
W Szczecinie od stycznia wywieziono już ponad siedem tysięcy ton śniegu z centrum miasta. Urząd miasta przeznaczył na ten cel do tej pory ok. 500 tysięcy zł. Jak twierdzi Marta Kwiecień-Zwierzyńska z Zarządu Dróg i Transportu Miejskiego (ZDiTM) Szczecin nie musi obawiać się roztopów, bo śnieg w mieście rozpuszcza się sukcesywnie, a meteorologowie nie zapowiadali w mieście nagłego ocieplenia. – Od dłuższego czasu nie mieliśmy tak intensywnych i obfitych opadów śniegu. Dlatego w tym roku zdecydowaliśmy się na wywóz śniegu. Wcześniej nie mieliśmy takiej potrzeby – mówi Marta Kwiecień-Zwierzyńska z ZDiTM.

W Poznaniu podjęto decyzję o wywozie śniegu i błota pośniegowego z centrum miasta. Oczyszczane są płatne miejsca postojowe oraz ciągi o największym natężeniu ruchu pieszych. Śnieg składowany jest na nieczynnym dla ruchu kołowego fragmencie ulicy Nowe Zawady. Od brzegu rzeki Cybiny oddziela go kilkaset metrów. - Nie ma zagrożenia powodziowego. W pobliżu znajduje się również wał przeciwpowodziowy oraz zbiornik retencyjny – zapewnia Tomasz Libich, specjalista ds. informacji publicznej Zarządu Dróg Miejskich w Poznaniu. Do tej pory koszt wywozu śniegu kosztował miasto ponad 250 tys. złotych. Zarząd Dróg Miejskich w Poznaniu na zimowe utrzymanie ulic przeznaczył 20 milionów złotych. Zgodnie z przewidywaniem władz miasta nie zabraknie środków finansowych na zimowe utrzymanie ulic miasta.

Śnieg jest wywożony ze ścisłego centrum Wrocławia oraz z 50 przystanków. Zima kosztowała miasto do tej pory 12 milionów 300 tysięcy zł. Łączny budżet na walkę ze skutkami zimy we Wrocławiu wynosi 19 mln 300 tysięcy zł. Wywiezienie jednego metra sześciennego śniegu kosztuje tu 33 zł. Wiele studzienek ściekowych było w ostatnich dniach skutych lodem, więc dopiero w chwili odwilży miasto zadba o ich udrożnienie.

- Jeden metr sześcienny lodu to 800 litrów wody. Studzienka ściekowa może przyjąć na sekundę ok. trzech litrów wody, więc miejscami może stać woda, która sukcesywnie będzie spływać od kanałów – mówi Ewa Mazur z Zarządu Dróg i Utrzymania Miasta we Wrocławiu. Takie opady śniegu, jakie są w tym roku we Wrocławiu widziano ostatnio 10 lat temu.

– Sytuację w całym kraju można nazwać mini-klęską żywiołową – mówi Ewa Mazur. We Wrocławiu wiele ulic osiedlowych było nieprzejezdnych ze względu na grubość pokrywy śnieżnej. W związku z ciężką sytuacją na drogach miasto pojęło decyzję o odśnieżaniu również mniejszych ulic. Ewa Mazur zwraca uwagę na odśnieżanie dachów, łącznie z usuwaniem sopli, które we Wrocławiu już poczyniły szkody, szczególnie właścicielom samochodów. W kilku przypadkach spadający z dachu sopel przebił dach samochodu i rozciął tapicerkę. - Właściciele, zarządcy i administratorzy powinni również pamiętać o odśnieżaniu chodników wokół kamienic, domów lub posesji. Warto również posypać powierzchnię chodnika solą i piaskiem - apeluje Ewa Mazur.

Stolica pod śniegiem

Warszawa nie zdecydowała się na wywożenie śniegu z centrum miasta, bo jak twierdzi Zakład Oczyszczania Miasta (ZOM) stolica nie ma na ten cel pieniędzy. Śnieg jest usuwany z niektórych terenów w Warszawie, jak na przykład z okolic pogotowia ratunkowego, wąskich przejść, Starego Miasta czy odcinków Traktu Królewskiego.

Jak twierdzi dyrektor ZOM nie ma możliwości na to, by śnieg został usunięty ze wszystkich miejsc. - Koszty zimy w stolicy są już na tyle duże, że dużym nierozsądkiem, a nawet nadużyciem zaufania publicznego, byłoby wydawanie pieniędzy naszych mieszkańców na wywóz śniegu - mówi Tadeusz Jaszczołt, dyrektor ZOM. Jednocześnie dyrektor ZOM proponuje, by pieniądze, które można by wydać na wywóz śniegu spożytkować w inny sposób - na remonty dróg czy nowe żłobki. Tylko czy stolica wyda zaoszczędzone na zimie pieniądze na ten właśnie cel? Czas pokaże.

- W sezonie zimowym 2006/7 śnieg usuwany był ze skrzyżowań i chodników. Po półtora tygodnia przyszła odwilż i stopiły się grube miliony – mówi Iwona Fryczyńska, rzecznik prasowa Zarządu Oczyszczania Miasta w Warszawie.

W Warszawie o 21 mln zł zwiększono budżet na odśnieżanie miasta. Ciężkie warunki zimowe sprawiły jednak, że zaplanowane w budżecie Zarządu Oczyszczania Miasta 100 mln zł może okazać się niewystarczające. Sezon zimowy kosztował stolicę do tej pory ponad 80 mln zł.

Obecna zima zgodnie z klasyfikacją IMGW jest bardzo śnieżna. W najbardziej uciążliwe dla mieszkańców i najtrudniejsze dla służb oczyszczania dni od 8 do 11 stycznia napadało 19 cm śniegu, zaś przez cały styczeń 44 cm. Dla porównania w styczniu 2009 roku napadało tylko 9 cm śniegu.

Obecna pogoda oraz prognozy meteorologów dają podstawy do wniosku, że odśnieżanie miasta kosztować będzie więcej niż zarezerwowane 100 mln zł. Dlatego ZOM wystąpił do władz miasta z wnioskiem o przyznanie dodatkowych pieniędzy. Decyzją ratusza budżet wzrósł w sumie o ponad 21 mln złotych.

- Nawet przy decyzji o niewywożeniu śniegu z miasta nie musimy się bać, że zostaniemy zalani. Jeśli nie nastąpi nagłe ocieplenie, to nie mamy powodów do obaw - przekonuje Bartosz Milczarczyk z Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji (MPWiK) w Warszawie. MPWiK od około dwóch tygodni dba o odśnieżanie kratek spustowych do studzienek ściekowych. Do pracy przy odśnieżaniu spustów studzienek zaangażowano 60 osób. Bartosz Milczarczyk z MPWiK zapewnia, że sytuacji ze spływającą z rozmarzającego śniegu wodą nie można porównać do ulewnych deszczy, które doprowadziły do lokalnych podtopień w mieście. Z takim problemem borykała się Warszawa w czasie minionych wakacji.
- Sprawdzamy zarówno przepustowość studzienek, jak i działanie pomp – jesteśmy gotowi na odwilż. Nie traktujmy ocieplenia jak Armagedonu – zapewnia Bartosz Milczarczyk

MPWiK dba o stan 22 tysięcy 250 studzienek ściekowych, podczas gdy ok. 4-5 tysięcy studzienek, czyli blisko jedna piąta, należy do prywatnych administratorów i pozostałych właścicieli. – Jeśli wszyscy będą działać tak jak my, czyli przed roztopami udrażniać spusty, to nic nam nie grozi – mówi Bartosz Milczarczyk z MPWiK. Poleca również, by zadbać o to, by śnieg nie zalegał na kratkach spustowych i w trakcie roztopów kontrolować sytuację. – Spływające do kratek kamienie i liście z jesieni mogą blokować odpływ wody, więc warto monitorować sytuację – poleca Bartosz Milczarczyk.
Sylwia Mróz, Wirtualna Polska

Piątek, 2010-02-19

Sejm uczcił 100. rocznicę urodzin Ireny Sendlerowej

Sejm uczcił 100. rocznicę urodzin Ireny Sendlerowej, która - jak podkreślono w specjalnej uchwale - była "dobra, skromna i skoncentrowana wyłącznie na pomocy bliźnim", a całe życie poświęciła dzieciom.

W przyjętej przez aklamację uchwale przypomniano, że Irena Sendlerowa była uhonorowana jako Sprawiedliwa Wśród Narodów Świata, otrzymała Order Orła Białego, honorowe obywatelstwo Izraela, honorowe obywatelstwo Warszawy, była też laureatką przyznawanego przez dzieci Orderu Uśmiechu, a także została nominowana do Pokojowej Nagrody Nobla.

- Całe życie poświęciła dzieciom. Podczas okupacji kierowała referatem dziecięcym Rady Pomocy Żydom "Żegota". Ocaliła od śmierci 2,5 tys. dzieci, wyprowadzając je z warszawskiego getta. Była dobra, skromna i skoncentrowana wyłącznie na pomocy bliźnim. Własną odwagę i heroizm uważała za naturalny obowiązek każdego człowieka. Jej życie jest pięknym przykładem zachowania Polaków wobec Żydów w mrocznych czasach okupacji niemieckiej - napisano w uchwale.

- Sejm przypomina tę niezwykłą postać, oddaje hołd jej bohaterstwu i zasługom oraz pragnie, by postawa Ireny Sendlerowej stała się drogowskazem dla obecnego i przyszłych pokoleń w nieustannej walce o lepszy świat - podkreślono.

Przedstawiając uchwałę w imieniu sejmowej komisji kultury Iwona Śledzińska-Katarasińska (PO) podkreśliła, że Irena Sendlerowa była - niezwykła w swoim bohaterstwie i niezwykła w swojej skromności. "Kłaniamy się Irenie Sendlerowej - powiedziała.

Obradom Sejmu w tej części przysłuchiwała się córka Ireny Sendlerowej - Janina Zgrzembska oraz nauczyciele i uczniowie warszawskiego gimnazjum im. Ireny Sendlerowej.

Irena Stanisława Sendler, z domu Krzyżanowska, urodziła się w 1910 roku, a zmarła 2008 roku. W grudniu 1942 roku świeżo utworzona Rada Pomocy Żydom "Żegota" mianowała ją szefową wydziału dziecięcego. Jako pracownik ośrodka pomocy społecznej miała przepustkę do getta. Za swoją działalność Sendlerowa została aresztowana w 1943 roku przez Gestapo, była torturowana i skazana na śmierć. "Żegota" zdołała ją uratować, przekupując niemieckich strażników. W ukryciu pracowała dalej nad ocaleniem żydowskich dzieci.

Po wojnie pracowała na rzecz dzieci, m.in. tworzyła domy sierot, powołała Ośrodek Opieki nad Matką i Dzieckiem. Związana była z ruchem socjalistycznym i PPS. W latach 1948-1968 należała do PZPR. Wystąpiła z partii po wydarzeniach z marca 1968 roku.

Na podstawie jej życiorysu w USA powstała sztuka teatralna "Życie w butelce". Tytuł nawiązywał do sposobu, w jaki zachowały się informacje o pochodzeniu uratowanych dzieci: nazwiska rodziców i nowe, przybrane personalia Sendler zakopywała w słoiku, w ogrodzie - tylko dzięki tym notatkom, dzieci, które przeżyły wojnę, dowiedziały się o swoich rodzinach.
(PAP)

Kopernik wrócił do Torunia

Pierwszą mszę za duszę Mikołaja Kopernika, przed powtórnym jego pochówkiem, odprawiono w toruńskiej katedrze Świętych Janów. W dniu 537 urodzin astronoma urna z jego szczątkami na jeden dzień powróciła do kaplicy, w której był chrzczony.

Uroczysta ceremonia sakralna, wpisująca się w wydarzenia związane z zaplanowanym na maj powtórnym pochówkiem Mikołaja Kopernika w katedrze we Fromborku, odbyła się w Kaplicy Kopernikańskiej toruńskiej katedry świętych Janów. Mszę świętą, której przewodniczył metropolita warmiński, arcybiskup Wojciech Ziemba, poprzedziło złożenie urny w kaplicy i zaciągnięcie przy niej wart honorowych.

Ordynariusz toruński bp Andrzej Suski w kazaniu przypomniał słowa Kopernika z jego dzieła "De revolutionibus...", kierowane do papieża Pawła III: "Zadaniem uczonego jest dochodzić prawdy we wszystkich rzeczach, o ile Bóg na to zezwoli rozumowi ludzkiemu".

"W tych słowach Mikołaj Kopernik wyraził też osobiste przeświadczenie, że człowiek ma prawo do prawdy. Niech to osobiste przekonanie wielkiego astronoma przekazane nam w jego wiekopomnym dziele (...) zajaśnieje na nowo w naszych umysłach i sercach jako szczególny dar i pamiątka dzisiejszej uroczystości" - podkreślił bp Suski.

W uroczystościach w katedrze wzięli udział rektorzy największych publicznych wyższych uczelni z całego kraju. - Dzisiejsza uroczystość, to pierwsza stacja pogrzebowa Mikołaja Kopernika. Drugą będzie nabożeństwo 21 maja w olsztyńskiej archikatedrze poprzedzające, wyznaczony na 22 maja, pogrzeb we Fromborku - zaznaczył bp Wojciech Ziemba.

Szczątki Mikołaja Kopernika zostały odnalezione w 2005 r. w katedrze fromborskiej, a ich poszukiwanie zainicjował bp Jacek Jezierski prepozyt Kapituły Warmińskiej. W środę złożono je do trumny w Kurii Metropolitalnej Archidiecezji Warmińskiej w Olsztynie, gdzie były przechowywane od zakończenia badań naukowych.

Miejsce pochówku astronoma, na podstawie wyników wieloletnich badań, wskazał historyk dr Jerzy Sikorski. Nad wydobyciem i identyfikacją szczątków pracował przez kilka lat zespół pod kierunkiem prof. Jerzego Gąsowskiego z Akademii Humanistycznej im. prof. Aleksandra Gieysztora w Pułtusku. W skład zespołu badawczego powołano archeologów, antropologów, kryminologa, biologów i historyków.

Według ustaleń zespołu, Mikołaja Kopernika pochowano katedrze we Fromborku, obok ołtarza św. Krzyża, którym jako kanonik opiekował się. Było to zgodne z ówczesną tradycją i przyjętym zwyczajem.

- Po odnalezieniu grobu i identyfikacji Kapituła Katedralna postanowiła urządzić powtórny pochówek swojego sławnego przedstawiciela. Została wyznaczona data tej uroczystości na 22 maja 2010 roku - poinformował bp Jacek Jezierski.

Złożenie szczątków do trumny to według tradycji pierwszy etap pogrzebu chrześcijańskiego. Przygotowano dwie trumny: metalową i drewnianą (z drzewa sandałowego), ufundowane przez Urząd Marszałkowski Województwa Kujawsko-Pomorskiego.

Odnalezienie i przebadanie szczątków Mikołaja Kopernika nie zakończyło dyskusji naukowców na temat ich autentyczności. O prawdziwości znaleziska miały świadczyć przede wszystkim: wiek pochowanej osoby (znaleziono 70-latka, a w tym wieku zmarł Kopernik), lokalizacja grobu zgodna z tradycją oraz rekonstrukcja twarzy wykonana przez policję. Także fragmenty DNA zęba z odnalezionej czaszki są zbieżne z fragmentami DNA dwóch włosów znalezionych w książce astronoma.

Dotychczasowe ustalenia podważyli ostatnio: dr Arkadiusz Sołtysiak, bioarcheolog z Uniwersytetu Warszawskiego i dr Tomasz Kozłowski, antropolog z UMK w publikacji przygotowanej dla "Archeologii Polski". Zdaniem naukowców, stan uzębienia odnalezionej czaszki wskazuje, że szczątki należały do osoby najwyżej 50-letniej, a wiarygodność metody portretowania na podstawie czaszki jest wątpliwa.

Prof. Krzysztof Mikulski, historyk z UMK biorący udział w identyfikacji szczątków astronoma, bagatelizuje argumenty sceptyków, uznając je za dyskusję o metodach naukowych, a nie efektach badań. Jego zdaniem, autentyczność znaleziska z Fromborka jest "pewna na 90%", a resztę wątpliwości mogłoby jedynie rozwiać odnalezienie szczątków babki i matki Kopernika, które prawdopodobnie pochowano w Chełmnie.

Ustalenia zespołu naukowców z Pułtuska przekonują także bp. Jezierskiego, który jest przekonany, że pochówku astronoma należy dokonać zgodnie z planem. - Rodzina Kopernika, czyli Kapituła Katedralna we Fromborku musi podjąć tę decyzję i podjęliśmy ją: pochowamy szczątki - podkreślił biskup.
(PAP)

Czwartek, 2010-02-18

Autografy Mikołaja Kopernika na wystawie w Toruniu

Trzy oryginalne dokumenty, napisane przez Mikołaja Kopernika, można oglądać w toruńskim Ratuszu Staromiejskim. W polskich zbiorach zachowało się zaledwie dziesięć autografów astronoma i pokazywane są publicznie niezwykle rzadko.

Dokumenty prezentowane w Toruniu pochodzą ze zbiorów Archiwum Archidiecezji Warmińskiej w Olsztynie. Oglądać je można będzie tylko do niedzieli, ponieważ ze względów konserwatorskich są chronione przed zabójczym dla papieru i atramentu światłem dziennym.

Najobszerniejszy z dokumentów, i jedyny w całości spisany przez Kopernika, to list adresowany do Kapituły Warmińskiej, wysłany z Pieniężna 22 października 1518 roku. Astronom informuje w swym piśmie kapitułę o tym, jakie informacje otrzymał w rozmowie z biskupem Fabianem Luizjańskim.

Drugi z autografów, to dokument spisany w związku z elekcją nowego biskupa Maurycego Ferbera we Fromborku 13 kwietnia 1523 roku. Podpisali się pod nim członkowie Kapituły Warmińskiej: dziekan Jan Ferber, kustosz Maurycy Ferber, archidiakon Jan Sculteti oraz kanonicy: Albert Bischoff, Mikołaj Kopernik, Henryk Snellenberg, Jan Zimmermann i Achacy Freundt.

Ostatni z autografów to unikalny dowód, świadczący o funkcjach Kopernika - sporządzony przez niego inwentarz dokumentów gromadzonych w skarbcu w zamku w Olsztynie, będący źródłem dla badaczy życia astronoma.

Jak podkreślił Marek Rubnikowicz, dyrektor toruńskiego Muzeum Kręgowego, na świecie zachowało się niewiele własnoręcznie wykonanych przez Kopernika rękopisów. W Polsce jest ich około dziesięciu.

Otwarciu ekspozycji autografów towarzyszyła prelekcja prof. Andrzeja Strobla Pt "Jan Heweliusz - badacz Księżyca" oraz koncert muzyki dawnej w wykonaniu toruńskiej Orkiestry Salonowej.

Goście wernisażu obejrzeli także film "Tajemnica kodu Kopernika". Wziął w niej udział autor obrazu, Michał Juszczakiewicz, który towarzyszył z kamerą uczonym szukającym grobu uczonego.
(PAP)

"Polska przyłączyła się do kolejnej skargi na Rosję"

Polski rząd przyłączył się do kolejnej skargi na Rosję, złożonej w Trybunale w Strasburgu przez bliskich ofiar Zbrodni Katyńskiej - potwierdził rzecznik MSZ Piotr Paszkowski.

"Rzeczpospolita" podała, że Polska przystąpiła do skargi Witomiły Wołk-Jezierskiej i 12 innych krewnych oficerów zamordowanych w 1940 r. przez NKWD. W postępowaniu przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka rząd będzie miał status tzw. strony trzeciej i może m.in. składać swe wnioski. W listopadzie 2009 r. Trybunał przesłał tę skargę Rosji, dając jej czas do 19 marca br. na odpowiedź.

Wcześniej Trybunał wydał decyzję o dopuszczalności sprawy Jerzego Janowca i Antoniego Trybowskiego - potomków jeńców Starobielska. Trybunał zakomunikował rządowi rosyjskiemu tę skargę i poprosił m.in. o przedłożenie mu postanowienia rosyjskiej prokuratury wojskowej z 2004 r. o umorzeniu śledztwa w sprawie Zbrodni Katyńskiej.

W 2009 r. Polska przystąpiła do skargi Janowca i Trybowskiego w charakterze strony trzeciej i przedłożyła stanowisko rządu. Adwokaci, reprezentujący rodziny ofiar przed Trybunałem w Strasburgu, chcą, by sprawy takie były przez Trybunał rozpatrywane łącznie i w trybie przyśpieszonym.

Skargi dotyczą naruszenia Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności. Podnoszone jest w nich naruszenie wielu przepisów Konwencji, w tym m.in. zarzut naruszenia prawa do życia oraz prawa do poznania pełnej informacji o losie i okolicznościach śmierci ofiar zbrodni katyńskiej przez ich bliskich.

Na podstawie decyzji władz ZSRR, w tym Stalina, z 5 marca 1940 r., wiosną tego roku zamordowano 22 tys. polskich oficerów i cywilów. Wśród nich 15 tys. stanowili więźniowie obozów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie. NKWD rozstrzeliwało ich w Katyniu, Charkowie i Twerze. W 2000 r. otwarto trzy cmentarze wojskowe upamiętniające ofiary zbrodni - w Katyniu, Charkowie i Miednoje pod Twerem.

Trwające 14 lat śledztwo w sprawie katyńskiej, prowadzone przez rosyjską prokuraturę wojskową, zakończyło się umorzeniem w 2004 r. Nikomu nie postawiono zarzutów, nie zostało też przedstawione uzasadnienie decyzji o umorzeniu śledztwa. Rosjanie nie uznają zbrodni katyńskiej za ludobójstwo, ale za zbrodnię, która ulega przedawnieniu.

Polskie śledztwo w tej sprawie, na wniosek Komitetu Katyńskiego, od grudnia 2004 r. prowadzi pion śledczy Instytut Pamięci Narodowej. Jest w nie zaangażowanych 16 prokuratorów. Rosja, wbrew wcześniejszym zapowiedziom, nie przekazała stronie polskiej akt sprawy.
(PAP)

Pierwszy taki gabinet ginekologiczny w Polsce

Darmowe badania ginekologiczne, testy na obecność chorób wenerycznych, prowadzenie ciąży, opieka psychologa i edukacja - to oferta pierwszego w Polsce i Warszawie gabinetu ginekologii dziecięcej w Szpitalu Bielańskim.

Codziennie w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia wyszkolone w dziedzinie ginekologii dziecięcej lekarki będą zajmować się ciążą, wadami rozwojowymi i patologiami ginekologicznymi nastolatek. - Każdego dnia będziemy przyjmować dziewczęta w wieku do 18 lat, które często wymagają nie tylko ginekologicznej opieki - mówi Anna Włodarczak, ginekolog w Szpitalu Bielańskim. - Nastolatki, wyedukowane na pismach takich jak "Bravo", często nie do końca wiedzą, skąd się biorą dzieci. Konieczne jest więc inne podejście do dziewczynki niż do dorosłej pacjentki.

Przy ciążach w bardzo młodym wieku czasem pojawiają się patologie, więc oprócz ginekologa często konieczny jest także psycholog czy endokrynolog. W nowym gabinecie młode pacjentki będzie przyjmować pięć lekarek, ale w razie potrzeby do konsultacji zapraszani będą także inni specjaliści. Młode dziewczęta są także informowane o niebezpieczeństwach, związanych z chorobami przenoszonymi drogą płciową i za darmo badane na ich obecność.

Do tej pory nastolatki trafiały do poradni ginekologicznych, gdzie były leczone razem z dorosłymi kobietami. - To nie były dobre warunki dla bardzo młodych pacjentek, dla których ciąża to często traumatyczne przeżycie - mówi dr Włodarczak. - Dwadzieścia lat walczyłam o utworzenie osobnego oddziału dla młodych dziewcząt. Niestety w Polsce wciąż brakuje specjalistów ginekologii dziecięcej - dodaje.

Nowo otwarty gabinet w Szpitalu Bielańskim to kropla w morzu potrzeb, bo każdego roku w Polsce na 1000 rodzących kobiet 14 to nastolatki. - Okazuje się, że edukacja w rodzinie, szkole czy w Kościele jest marna. By uchronić młode dziewczyny przed nieodpowiedzialnymi decyzjami i ich konsekwencjami, takich oddziałów powinno być więcej - mówi Renata Nazaruk, ginekolog.

Na świecie gabinety ginekologii dziecięcej działają w interdyscyplinarnych centrach medycznych. W Polsce jest kilka oddziałów ginekologiczno-położniczych, gdzie przyjmowane są nastolatki, ale nie specjalizują się one w opiece nad niepełnoletnimi dziewczętami. W Centrum Zdrowia Dziecka młode pacjentki zostaną przyjęte i zbadane, ale rodzić muszą gdzie indziej.

Polecamy w wydaniu internetowym: Warszawa przegrywa walkę ze srogą zimą
(Polska Metropolia Warszawska)

INDEX

Powrót..


Copyright © Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w dokumencie.

23-845 Dakota Street, Suite 332
Winnipeg, Manitoba
R2M 5M3
Canada
Phone: (204)254-7228
Toll Free US and Canada: 1-866-254-7228