13 maja 2010 | Nr 126

INDEX

Powrót...


  Wiadomości z Polski

Środa, 2010-05-12

75. rocznica śmierci Józefa Piłsudskiego

75 lat temu zmarł Józef Piłsudski, uznawany za jedną z najwybitniejszych postaci w historii Polski. W warszawskiej Archikatedrze św. Jana została odprawiona msza w intencji Marszałka, a na warszawskim placu Piłsudskiego złożono kwiaty pod pomnikiem Marszałka i pod Grobem Nieznanego Żołnierza.

Mszę w archikatedrze w intencji Marszałka i jego żołnierzy odprawił o. Eustachy Rakoczy z Jasnej Góry. W uroczystym apelu na placu Piłsudskiego uczestniczyli kombatanci, uczniowie szkół im. Józefa Piłsudskiego z całej Polski, członkowie organizacji "Strzelec" oraz Związku Piłsudczyków. Orkiestra wojskowa zagrała "Pierwszą Brygadę". Obecna była także córka Marszałka - Jadwiga Piłsudska-Jaraczewska i jego wnuk Krzysztof Jaraczewski. Obecny był też minister obrony narodowej Bogdan Klich.

Podczas uroczystości pod pomnikiem Marszałka Prezes Związku Piłsudczyków Jan Kasprzyk powiedział, że w środę podpisano porozumienie o współpracy pomiędzy Związkiem Piłsudczyków oraz Związkiem Strzeleckim "Strzelec". - Celem porozumienia jest nawiązanie współpracy w celu kształtowania wśród młodzieży i dorosłych postaw patriotycznych, przypominanie o szczytnych tradycjach oręża polskiego - powiedział Kasprzyk.

Po południu przy Belwederze zostanie odsłonięta wystawa plenerowa przygotowana przez Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku. Warszawskie obchody rocznicy śmierci Marszałka zakończy wieczorny koncert w Filharmonii Narodowej, podczas którego wystąpi Polska Orkiestra Sinfonia Iuventus.

Józef Piłsudski zmarł 12 maja 1935 roku. Był politykiem, dowódcą wojskowym, twórcą tzw. rządów sanacyjnych w II Rzeczpospolitej wprowadzonych w 1926 po zamachu stanu.

Z jego osobą jest związanych wiele przełomowych wydarzeń w historii Polski. W latach 1914 - 1916 dowodził Pierwszą Brygadą Legionów Polskich. W czasie I wojny światowej był komendantem Legionów, a jego powrót do ojczyzny 10 listopada 1918 roku stał się sygnałem do ogłoszenia niepodległości Polski.

Jako Naczelny Wódz Wojska Polskiego Józef Piłsudski zorganizował w 1919 roku zbrojny opór przeciwko najazdowi bolszewickiemu. Dowodził w rozstrzygającej o losach wojny i o niepodległości Polski zwycięskiej Bitwie Warszawskiej w sierpniu 1920 roku.

W 1923 roku po zamordowaniu prezydenta Gabriela Narutowicza Piłsudski wycofał się z czynnego życia politycznego i przeniósł do Sulejówka pod Warszawą, gdzie oddał się pracy literackiej.

Pogarszająca się sytuacja polityczna kraju i niepokoje społeczne sprawiły, że Piłsudski zdecydował się wrócić do czynnej polityki. 12 maja 1926 roku na czele wiernych sobie oddziałów Marszałek wkroczył do Warszawy i zmusił do ustąpienia zarówno rząd, jak i gabinet prezydenta Stanisława Wojciechowskiego. Przewrót majowy rozpoczął w historii Polski okres zwany "sanacją".

Piłsudski świadomy ograniczonych kompetencji prezydenta zrezygnował z tej funkcji i objął tekę ministra spraw wojskowych, przewodniczącego Rady Wojennej i Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych. Dwukrotnie pełnił też urząd premiera.

12 maja 1935 roku Piłsudski zmarł na raka wątroby. Jego śmierć dla wszystkich była zaskoczeniem. Pogrzeb Marszałka stał się manifestacją narodową. Ciało zostało pochowane w krypcie św. Leonarda Katedry na Wawelu, serce zaś zgodnie z pozostawionym przez niego testamentem umieszczono w srebrnej urnie i przewieziono do Wilna, gdzie spoczęło w grobie jego matki, na cmentarzu "na Rossie".
(IAR)

Rosjanie: Polacy to nie marionetki USA, to lider regionu

W stosunkach między Moskwą i Warszawą wciąż zachodzą ruchy tektoniczne; wydarzenia, które były nie do pomyślenia jeszcze rok temu, następują jedno po drugim - pisze wielkonakładowy "Moskowskij Komsomolec". "Przy całym swoim proamerykanizmie Polacy nie są marionetkami Waszyngtonu (...) Polska jest liderem regionu" - dodaje gazeta.

"W czasie niedawnych obchodów (65. rocznicy zwycięstwa nad hitlerowskimi Niemcami) w składzie jednej delegacji z p.o. prezydenta Polski (Bronisławem Komorowskim) w Moskwie pojawił się ostatni komunistyczny przywódca tego kraju Wojciech Jaruzelski. Jednocześnie znany w przeszłości z nienawiści do Kremla brat nieżyjącego prezydenta Jarosław Kaczyński zwraca się do Rosjan ze wzruszającym apelem o przyjaźń" - wyjaśnia gazeta.

Pozytywne emocje i pojednanie

Zdaniem "Moskowskiego Komsomolca", "część polskich elit jest gotowa pozwolić, by historia była po prostu historią". "Co więcej, jak pokazały wydarzenia ostatnich dni, ostre i otwarte atakowanie Rosji uważane jest wśród polskich polityków za zły ton" - konstatuje ta sympatyzująca z rosyjskim prezydentem Dmitrijem Miedwiediewem gazeta.

"Moskowskij Komsomolec" określa orędzie lidera PiS do Rosjan jako "przepojony emocjami apel o pojednanie" i odnotowuje, że "oponenci natychmiast oskarżyli kandydata na prezydenta Polski Kaczyńskiego o cynizm".

"Nawet jeśli to cynizm, to co z tego? Dwaj główni pretendenci na urząd prezydenta przynajmniej w słowach są zwolennikami historycznego pojednania Warszawy i Moskwy - oto co w tym momencie jest ważne" - podkreśla gazeta.

Polacy to nie marionetki Waszyngtonu, to lider regionu

"Moskowskij Komsomolec" zauważa, że "polsko-rosyjskie pojednanie nie jest izolowanym procesem". "Przy całym swoim proamerykanizmie Polacy nie są marionetkami Waszyngtonu. Jednak jeśli się głębiej zastanowić, to ocieplenie między Moskwą i Warszawą jest bezpośrednim efektem rosyjsko-amerykańskiego 'resetu'" - wskazuje gazeta.

"Moskowskij Komsomolec" tłumaczy, że "rezygnacja (prezydenta USA Baracka) Obamy z planów rozmieszczenia tarczy antyrakietowej w Polsce i poszerzenia NATO o Ukrainę i Gruzję usunęła dwa elementy, które powodowały napięcie w stosunkach rosyjsko-polskich, i pozwoliła obu krajom zająć się leczeniem wspólnych historycznych ran".

"Co będzie, jeśli władze w Waszyngtonie po kolejnych wyborach nagle się zmienią i Republikanie znów zajmą się budową kordonu sanitarnego wokół Moskwy? Bądźmy realistami. W naszych relacjach z Warszawą też mogą znów zacząć wiać inne wiatry" - pisze gazeta.

Według "Moskowskiego Komsomolca", Moskwa powinna teraz "maksymalnie wykorzystać czas, który ma do dyspozycji, by chociaż spróbować sprawić, aby korzystne zmiany w stosunkach z Warszawą stały się nieodwracalne". "Należy pamiętać, że Polska jest nieformalnym liderem politycznym Europy Wschodniej" - zaznacza gazeta.

Przemówienie Jarosława Kaczyńskiego do Rosjan odnotowuje także inna wielkonakładowa gazeta - "Komsomolskaja Prawda". "Zadziwiające jest to, że bracia Kaczyńscy zawsze słynęli z antyrosyjskich wystąpień. Przeciwnicy już oskarżyli Kaczyńskiego o uprawianie reklamy przed wyborami prezydenta Polski 20 czerwca. Wszak rozważania o 'odwilży' w relacjach z Rosją są dzisiaj wśród Polaków bardzo popularne" - pisze "Komsomolskaja Prawda".

Natomiast dziennik "Wriemia Nowostiej" konstatuje, że "polsko-rosyjskie zbliżenie, które zarysowało się w ostatnich tygodniach, znalazło odzwierciedlenie również w kampanii prezydenckiej". "Jedni wykorzystują je do poważnej poprawy stosunków Polski i Rosji, a inni - do kultywowania rusofobii, która zdążyła już odejść w cień" - wskazuje gazeta.

"Wremia Nowostiej" informuje również, że przekazanie Komorowskiemu przez Miedwiediewa 67 ze 183 tomów akt śledztwa katyńskiego w Warszawie oceniono jako pozytywny gest. "Te dokumenty mają znaczenie, ale nie są głównym przedmiotem polskich oczekiwań. Ich treść jest już znana polskim historykom" - cytuje gazeta opinię współprzewodniczącego rosyjsko-polskiej Grupy ds. Trudnych, byłego szefa MSZ Polski Adama D. Rotfelda.

Polaków obrażono, by nie wyjść z wprawy

Z kolei czołowa komentatorka opozycyjnej "Nowej Gaziety" Julia Łatynina ocenia, że Komorowski został w Moskwie oszukany. "(Do Moskwy) przyjechał też p.o. polskiego prezydenta Bronisław Komorowski. Po Katyń. I już na wstępie został brutalnie oszukany. W błysku fleszów prezydent Miedwiediew wręczył mu 67 tomów akt śledztwa katyńskiego, które odtajniono już dawno. Z takim samym powodzeniem Miedwiediew mógł wręczyć Polakowi poemat (Aleksandra Puszkina) 'Eugeniusz Oniegin'" - pisze Łatynina.

"Nie potrafię wyobrazić sobie, co w tym momencie czuł Komorowski. Zdumienie? Gniew? Osłupienie? I co miał zrobić? Cisnąć prezentem? To się obrażą. Przełknąć upokorzenie? Przecież o to chodziło. Najważniejsze jest to, że trudno pojąć, dlaczego Polaków z takim wyrachowaniem, w tak poniżający sposób oszukano, mimo wyraźnej chęci poprawy stosunków z nimi po katastrofie z Kaczyńskim. Najwyraźniej - z przyzwyczajenia; by nie wyjść z wprawy" - wskazuje komentatorka "Nowej Gaziety".
(PAP)

Wtorek, 2010-05-11

Jest wstępna analiza urządzeń nawigacyjnych Tu-154

- Do komisji badającej w Moskwie przyczyny katastrofy prezydenckiego TU-154 pod Smoleńskiem wpłynęła przygotowana w USA wstępna analiza od producenta urządzeń nawigacyjnych z samolotu - poinformował polski obserwator w komisji Edmund Klich.

Klich dodał, że otrzymał analizę w poniedziałek, odmówił jednak podania szczegółów na jej temat. - Trudno na razie powiedzieć, kiedy wpłynie pełne opracowanie - dodał.

Na początku maja Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) informował, że jego przedstawiciel i polski ekspert udali się do Stanów Zjednoczonych, by wspólnie ze specjalistami amerykańskimi zbadać system ostrzegania przed zderzeniem z ziemią TAWS i system nawigacji satelitarnej GNSS z samolotu Tu-154M w (amerykańskich) zakładach, które je wyprodukowały.

Polskiemu ekspertowi i przedstawicielowi MAK towarzyszył w USA specjalista z amerykańskiego Krajowego Zarządu Bezpieczeństwa Transportu (NTSB), agencji federalnej badającej m.in. przyczyny katastrof lotniczych. Jak informował rzecznik NTSB Ted Lopatkiewicz, celem wizyty u producenta urządzeń jest odzyskanie z nich wszelkich danych, które mogły przetrwać katastrofę i ewentualnie mogą rzucić światło na jej przyczyny.

We wtorek radio RMF podało, iż według wstępnej analizy system TAWS zamontowany w samolocie był sprawny. MAK komunikował już wcześniej, że w czasie lotu Tu-154M 10 kwietnia system TAWS był włączony.

Wcześniej prokurator generalny Andrzej Seremet mówił, iż termin przekazania Polsce zapisów z wszystkich czarnych skrzynek uzależniony jest od sposobu i tempa prac MAK, który obecnie analizuje zapisy rejestratorów. Dodał, że także jeden z rejestratorów badany w Polsce został już przekazana wraz z analizą do Rosji. Nie chciał jednak ujawnić żadnych szczegółów tego badania, bo - jak zaznaczył - było one prowadzone w ramach rosyjskiego śledztwa.
(PAP)

Polski Nobel trafił w ręce Nowosielskiego  

Jerzy Nowosielski, jeden z najwybitniejszych współczesnych pisarzy ikon został drugim po wojnie laureatem Nagrody im. Erazma i Anny Jerzmanowskich, przyznawanej przez Polską Akademię Umiejętności. Uroczystość wręczenia tzw. polskiego Nobla odbyła się w poniedziałek na Wawelu. Z tej okazji pamiątkowy medal dla laureata zaprojektował i ufundował prof. Stefan Dousa.

Jerzy Nowosielski urodził się 7 stycznia 1923 w Krakowie. To polski malarz, rysownik, scenograf, filozof i teolog prawosławny. Rada PAU przyznała nagrodę w uznaniu jego zasług "na polu twórczości artystycznej oraz pojednania Kościołów i Narodów".

- To artysta wielki i niezależny, mistyk, który miał odwagę pójść własną drogą - opowiadał o laureacie Andrzej Białas, prezes PAU. - Przywrócił malarstwu świat ikon i pokazał równocześnie, że mogą one być źródłem inspiracji.

Marek Nawara, marszałek Małopolski przypomniał też postać Erazma Jerzmanowskiego, fundatora nagrody. Był on człowiekiem wielu talentów, które wykorzystywał z pożytkiem dla innych. W imieniu nieobecnego laureata nagrodę odebrał Andrzej Starmach, prezes Fundacji Nowosielskich. - Wiem, jak profesor ceni sobie to wyróżnienie - powiedział. - Jego twórczość od zawsze była przepełniona symbolami. Czas, w którym dostaje tę nagrodę, to też symbol i zwieńczenie jego twórczości.

To prestiżowe wyróżnienie było przyznawane od 1915 r. do II wojny światowej za "prace literackie, naukowe i humanitarne, dokonywane z pożytkiem dla ojczystego kraju". Nagroda wróciła w zeszłym roku, po 70 latach niebytu. Wartość pieniężna odpowiadała dawniej 12 kg złota, dziś jest to 100 tys. zł. Fundusz Nagrody utworzył w 1908r. Erazm Jerzmanowski, który dorobił się fortuny w USA w branży gazowniczej.

O randze nagrody świadczą laureaci: ks. kard. Adam Sapieha, Henryk Sienkiewicz. Pierwszą po wojnie laureatką była Janina Ochojska.
Polecamy wydanie internetowe "Gazety Krakowskiej" (Polska Gazeta Krakowska)
 

Artysta miał 53 lata, od kilku lat cierpiał na zapalenie wątroby typu C.
Urodził się 8 września 1957 r. w miejscowości Kargowa w Zielonogórskiem. W 1984 r. ukończył studia na Wydziale Aktorskim łódzkiej PWSFTviT.

Rok wcześniej rozpoczął pracę w Teatrze Nowym w Poznaniu, gdzie występował do 1988 r. Na poznańskiej scenie zagrał m.in. Dedala w "Zorzy" Bogusława Schaeffera w reżyserii Izabelli Cywińskiej i Kaspra w "Weselu" Stanisława Wyspiańskiego w reżyserii Janusza Nyczaka.

Był aktorem teatrów: Nowego w Poznaniu (1983-88), Studio w Warszawie (1988-91), Zespołu J. Wiśniewskiego (1991-93), od 1998 roku był członkiem zespołu Teatru Narodowego w Warszawie.

Maciej Kozłowski to jednak aktor znany przede wszystkim z wielu ról serialowych i filmowych. Często był obsadzany w rolach czarnych charakterów. Współpracował m.in. z Juliuszem Machulskim, Jerzym Hoffmanem czy Maciejem Dejczerem.

Debiutował jeszcze jako student w serialu "Królowa Bona" (1980). Jedną z pierwszych filmowych ról Macieja Kozłowskiego był Benko w serialu telewizyjnym "Przyłbice i kaptury" w 1985 r. (reż. Marek Piestrak). Dwa lata później Kozłowski zagrał Wasia, groźnego krasnala działającego na rozkaz Kilkujadka, w komedii Juliusza Machulskiego "Kingsajz".

Kolejne role Kozłowskiego to m.in.: major von Seebohm w serialu "Pogranicze w ogniu" (1988-1991) reż. Andrzej Konic), aktor amerykański w filmie "Ucieczka z kina Wolność" Wojciecha Marczewskiego (1990), kapitan w "Krollu" (1991) i Barański w "Psach" Władysława Pasikowskiego (1992), żołnierz niemiecki w "Liście Schindlera" Stevena Spielberga (1993), "Ali" w "Mieście prywatnym" Jacka Skalskiego (1994).

Maciej Kozłowski znany był także z głośnych ekranizacji polskiej literatury. W 1999 r. wcielił się w Krzywonosa w "Ogniem i mieczem" Jerzego Hoffmana, w 2001 r. w Gwida w "Wiedźminie" Marka Brodzkiego, a w 2003 r. w Smerdę, dowódcę wojsk Popiela w "Starej Baśni" Hoffmana.

W ostatnich latach zagrał m.in. "Szybkiego" - lidera grupy pruszkowskiej w "Świadku koronnym" Jarosława Sypniewskiego i Jacka Filipiaka (2007) oraz sędziego w "Janosiku. Prawdziwej historii" Agnieszki Holland (2009).

Od 1997 r. był aktorem Teatru Narodowego w Warszawie, gdzie grał w spektaklach Jerzego Grzegorzewskiego i Kazimierza Dejmka. Publiczność oglądała go na narodowej scenie m.in. w rolach: generała Józefa Chłopickiego w "Nocy listopadowej" w reż. Grzegorzewskiego (1997), Kata w przedstawieniu Dejmka "Dialogus de Passione" (1998), Wojtka w "Weselu" w reż. Grzegorzewskiego (2002), Izaaka Widmowera w "Kurce wodnej" w reż. Jana Englerta (2002), Don Juana w "Wiele hałasu o nic" w reż. Macieja Prusa (2008).

Szerszej publiczności Maciej Kozłowski znany był jednak głównie z seriali. Wystąpił m.in. w serialach "Ekipa", "Matki, żony i kochanki", "M jak Miłość", "Na dobre i na złe", "Oficer" czy ostatnio w "39 i pół" oraz "Trzecim oficerze".

W 2006 r. w wywiadzie dla "Gazety Poznańskiej" Maciej Kozłowski podkreślił, że od najmłodszych lat przejawiał "nieodpartą chęć w dążeniu do wolności osobistej", "miał swoje zdanie".

Aktor przyznał, że w latach szkolnych wagarował, często też zmieniał szkoły - uczył się m.in. w liceum i w szkole zawodowej. - Rzucając szkoły, (...) wciąż grałem w piłkę. Na jeden z turniejów dzikich drużyn przyszedł Kazimierz Głowacki, trener trzecioligowej Borty Zgierz i zapytał po meczu, co robię. "Nic nie robię, w piłkę gram i tak sobie chodzę". Spytał czy zacząłbym się uczyć i chodzić do szkoły, gdyby załatwił mi miejsce w klubie. Zgodziłem się. Dyrektor szkoły, do której mnie zaprowadził, przyjął mnie pod warunkiem, że w ciągu roku zaliczę dwa lata szkoły zawodowej. Udało się i jako 16-latek zadebiutowałem w III lidze. Piłce w życiu wiele zawdzięczam - wspominał Kozłowski.

Pytany, co spowodowało, że zainteresował się aktorstwem, odparł: - Nie wierzę w przypadki, ale tutaj zadziałał pewien splot okoliczności. Mój kolega z technikum, próbował dostać się do szkoły filmowej i pojechałem z nim do Łodzi na spotkanie konsultacyjne przed właściwymi egzaminami. On wszedł na spotkanie, a ja siedziałem na korytarzu i przyglądałem się tej menażerii, która tam się poruszała. Doszedłem do wniosku, że to ciekawe miejsce, że może warto byłoby spróbować i być może będzie to moje miejsce w życiu. Okazało się, że przeczucie mnie nie myliło.

W innym wywiadzie (2004, "Viva"), przyznał: - Urodziłem się z poczuciem humoru. I zwykle starcza mi inteligencji, żeby się z siebie śmiać i je ocalić. To pomaga zachować równowagę i dystans. (...) lepiej jest śmiać się z siebie, niż gryźć paluszki z bólu.

W 2005 r. minister kultury Waldemar Dąbrowski odznaczył grupę pracowników Teatru Narodowego. Wśród uhonorowanych znalazł się Maciej Kozłowski - otrzymał Srebrny Krzyż Zasługi.

Aktor był piłkarzem Reprezentacji Artystów Polskich, z jego inicjatywy polska ekipa wzięła udział w Mistrzostwach Świata w Piłce Ulicznej Ludzi Bezdomnych.

"Jestem ogromnie przybity tą smutną wiadomością. Maciek był pierwszym kolegą, którego poznałem w szkole filmowej. Zresztą to dla niego wszyscy byli "pierwsi". Był bowiem niezwykle ciepłą osobą. Fantastycznym człowiekiem i znakomitym aktorem. Nie możemy o nim zapomnieć" - napisał we wspomnieniu przekazanym PAP Cezary Pazura, prezes Stowarzyszenia Aktorów Filmowych i Telewizyjnych (SAFT), do którego należał Kozłowski.
Więcej informacji o Macieju Kozłowskim na www.film.wp.pl
(wp.pl, PAP, fot. AKPA / Euzebiusz Niemiec)

Pniedziałek, 2010-05-10

IPN zbada akta rosyjskiego śledztwa ws. Katynia
 

Dyrektor biura prasowego kancelarii sejmu Krzysztof Luft poinformował, że 67 tomów akt śledztwa, które w latach 1990-2004 w sprawie zbrodni katyńskiej prowadziła rosyjska prokuratura wojskowa, będzie udostępnionych ekspertom m.in. z Instytutu Pamięci Narodowej. Obecnie akta, przekazane w sobotę marszałkowi sejmu Bronisławowi Komorowskiemu przez prezydenta Dmitrija Miedwiediewa, znajdują się w kancelarii prezydenta.

- Z całą pewnością IPN wystąpi do kancelarii prezydenta nie o udostępnienie, ale o przekazanie akt tego śledztwa - powiedział rzecznik IPN Andrzej Arseniuk.

Jak podało biuro prasowe kancelarii prezydenta, w sprawie uzgodnienia dalszego trybu prac nad dokumentami we wtorek z przedstawicielami IPN spotka się p.o. szef kancelarii prezydenta Jacek Michałowski.

Według IPN, 67 tomów akt śledztwa rosyjskiej Głównej Prokuratury Wojskowej, które w 2005 r. zbadali prokuratorzy IPN, nie doprowadziło do uzyskania istotnych informacji na temat mordu Polaków z 1940 r. Instytut zastrzega, że do momentu zbadania dokumentów przekazanych stronie polskiej przez Miedwiediewa nie będzie pewności, czy chodzi o te same akta.

- W momencie, gdy będziemy się mogli z nimi zapoznać, będziemy mieli pewność, czy to są te same materiały, które już były poddane oględzinom w Moskwie, czy też to będą inne materiały - powiedział prokurator IPN Piotr Dąbrowski, naczelnik Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie.

Wybór materiałów w tej sprawie IPN opublikował w specjalnym tomie "Zbrodnie przeszłości" z 2008 roku oraz w najnowszej publikacji IPN z kwietnia 2010 roku "Zbrodnia Katyńska. W kręgu prawdy i kłamstwa".

W sprawie akt w październiku 2005 r. przebywało w Moskwie trzech prokuratorów i historyk IPN. "Podczas wizyty zapoznano się z udostępnionymi 67 tomami akt rosyjskiego postępowania karnego, przeprowadzono ich oględziny, sporządzając stosowną dokumentację procesową. Czynność ta nie dostarczyła istotnych informacji, bowiem udostępnione tomy akt zostały wyselekcjonowane przez stronę rosyjską" - podała w "Zbrodniach Przeszłości" prokurator Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie Małgorzata Kuźniar-Plota.

Okazana polskim prokuratorom dokumentacja została zgromadzona głównie na początkowym etapie śledztwa nr 159 (lata 1990-1992). Natomiast dokumenty pochodzące z późniejszych lat (1995-1997) pochodziły z pomocy prawnej udzielonej przez prokuraturę ukraińską. Strona rosyjska nie wyraziła zresztą zgody na wykonanie kserokopii dokumentów poddanych analizie.

Historyk IPN dr Sławomir Kalbarczyk, który brał udział w badaniu tych dokumentów, powiedział, że wiele z nich było znanych stronie polskiej już od 1992 r. - Te 67 tomów to był między innymi wybór materiałów, które Rosja przekazała Polsce w październiku 1992 r. Było to ok. 96 tomów - mówił historyk dodając, że otrzymał je wtedy zastępca prokuratora generalnego Stefan Śnieżko.

- W przebadanych przez nas w 2005 r. tomach akt były dokumenty dotyczące m.in. działalności tzw. komisji Burdenki, sprawy katyńskiej na procesie norymberskim, procesu docenta Markowa w Bułgarii związane z jego udziałem w pracach ekshumacyjnych z 1943 r. oraz doniesienia agencji TASS na temat działalności tzw. komisji Maddena z 1952 r. - wymieniał Kalbarczyk.

Jak podał, rosyjska prokuratura przedstawiła także protokoły przesłuchań członków rodzin ofiar katyńskich, które wcześniej sporządziła polska prokuratura. - Były to przesłuchania członków rodzin osób zamordowanych, które wykonano w ramach pomocy prawnej przez polskie organy ścigania na prośbę prowadzącej śledztwo Głównej Prokuratury Wojskowej - wyjaśnił historyk.

IPN od kilku lat stara się dotrzeć do dokumentacji rosyjskiego dochodzenia prowadzonego przez Główną Prokuraturę Wojskową, które mogłoby pomóc w zamknięciu śledztwa w sprawie zbrodni katyńskiej, prowadzonego od 30 listopada 2004 r. przez Oddziałową Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie.

W rosyjskim śledztwie w sprawie zbrodni katyńskiej rosyjska Główna Prokuratura Wojskowa zebrała 183 tomy akt. Poza przebadanymi przez IPN 67 tomami akt rosyjskiego śledztwa, reszta wraz z postanowieniem o jego umorzeniu została objęta klauzulą tajności. O ich odtajnienie starają się rosyjskie stowarzyszenie Memoriał i rodziny ofiar zbrodni katyńskiej, którzy w tej sprawie wystąpili do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
(PAP)

"Pilot Tu-154 miał wszystkie wymagane uprawnienia"

Pilot prezydenckiego samolotu Tu-154 miał wymagane uprawnienia do lotu maszyną w dniu katastrofy - zapewnia rzecznik Sił Powietrznych, podpułkownik Robert Kupracz. Jest to odpowiedź na doniesienia "Rzeczpospolitej", która sugerowała, że major Arkadiusz Protasiuk nie miał uprawnień do lądowania we mgle 10 kwietnia.

- W dniu katastrofy informacje o pogodzie były takie, że major Protasiuk mógł pilotować samolot jako jego dowódca - powiedział Robert Kupracz. Jak mówił, informacje dziennika to spekulacje. Musimy poczekać na wyniki prac komisji, która dokładnie ustali przyczyny i okoliczności tragedii.

Rzecznik Sił Powietrznych przypomniał, że 10 kwietnia o godzinie 8.25 strona polska dostała tak zwaną "depeszę synoptyczną" ze stacji meteorologicznej oddalonej od lotniska o około 10 kilometrów. - Depesza zawierała informację, że warunki pogodowe się zmieniły, niebo jest zamglone, a widoczność wynosi 500 metrów - tłumaczył podpułkownik Kupracz. Dodał, że istotne jest, że była to depesza ze stacji meteorologicznej, nie lotniskowego biura meteorologicznego. Jak dodał, kontroler lotu powinien w momencie, gdy załoga nawiązała z nim łączność, przekazać jej aktualne warunki meteorologiczne panujące na miejscu. Podpułkownik Kupracz nie chciał spekulować, czy to rosyjski kontroler źle lub niedokładnie przekazał komunikat pogodowy naszemu pilotowi, czy może to pilot coś źle zrozumiał.

Rzecznik Sił Powietrznych nie zgodził się też z tezą, że jeśli pilot wylądowałby przy widoczności 500 metrów, to groziłyby mu zarzuty prokuratorskie. Kupracz tłumaczył, że jeśli pilot wykonuje czynności niezgodne z regulaminem lotu, taka sytuacja jest rozpatrywana, są wtedy wyciągane wnioski profilaktyczne, jak dodatkowe zajęcia, lot kontrolny. Dzieje się tak jednak dopiero wtedy, gdy komisja stwierdzi naruszenie przepisów. Rzecznik Sił Powietrznych dodał, że nie zna przypadku, by pilot świadomie przekroczył swoje uprawnienia.

Podpułkownik Robert Kupracz wyjaśnił też, że przed zatwierdzeniem załogi do danego lotu, sprawdza się trzy zasadnicze czynniki - tak zwane minimum dla samolotu, które określa w jakich warunkach i w jakiej konfiguracji sprzętowej na lotnisku można wykonać manewr lądowania. Kolejne to minimum pilota oraz minimum lotniska. W przypadku lotniska pod Smoleńskiem mógł on przyjmować samolot Tu-154M - zaznaczył rzecznik, a major Protasiuk miał uprawnienia wykonywania lotów na tym samolocie. - Jego minimum pokrywało się z ograniczeniami maszyny - zaznaczył.

Rzecznik Sił Powietrznych dodał też, że w dniu katastrofy dowódca samolotu jak zwykle zapoznał się z pogodą, w trakcie lotu też miał możliwość zapytać kontrolera przestrzeni powietrznej o warunki atmosferyczne. - Kiedy już nawiązuje się kontakt z kontrolerem, ten ma obowiązek przekazać aktualną pogodę na danym lotnisku i to ona jest miarodajna - podkreślił podpułkownik Robert Kupracz.
(IAR)

Niedziela, 2010-05-09

Miedwiediew: pokój na świecie wciąż jest kruchy

Wojny nie zaczynają się w jednej chwili - zło nabiera siły, gdy się mu ulega, próbuje nie zauważać - powiedział prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew podczas defilady wojskowej w Moskwie z okazji 65. rocznicy zwycięstwa nad hitlerowskimi Niemcami. - Lekcje II wojny światowej wzywają nas do solidarności. Pokój jest wciąż kruchy. Tylko razem możemy sprostać współczesnym wyzwaniom; tylko na gruncie dobrego sąsiedztwa można rozwiązywać problemy globalnego bezpieczeństwa - oznajmił gospodarz Kremla.

Defiladę na Placu Czerwonym prezydent Rosji odebrał w towarzystwie premiera Władimira Putina i liderów ponad 20 państw, w tym pełniącego obowiązki prezydenta RP Bronisława Komorowskiego oraz kanclerz Niemiec Angeli Merkel.

Wzięło w niej udział około 10,5 tys. żołnierzy z Rosji i prawie 1 tys. z 13 innych krajów, w tym z Polski. Wśród weteranów II wojny światowej, którzy zasiedli na trybunach, byli też polscy kombatanci, m.in. generał Wojciech Jaruzelski.

Rosyjski prezydent podkreślił, że udział żołnierzy z krajów dawnej koalicji antyhitlerowskiej w paradzie "świadczy o wspólnej gotowości do obrony pokoju, niedopuszczenia do rewizji wyników II wojny światowej i do nowych tragedii".

"To Związek Radziecki przyjął na siebie główne uderzenie"

- Przed 65 laty rozgromiono nazizm, powstrzymano machinę unicestwiania całych narodów. Naszemu krajowi i całej Europie zwrócono pokój. Położono kres ideologii, która niszczyła fundamenty cywilizacji - wskazał. - To Związek Radziecki przyjął na siebie główne uderzenie faszystów - zaznaczył Miedwiediew.

Parada składała się z dwóch części: historycznej i współczesnej. Żołnierze z zagranicy - po 70 z Polski, USA, Wielkiej Brytanii i Francji, a także Azerbejdżanu, Armenii, Białorusi, Kazachstanu, Mołdawii, Kirgistanu, Tadżykistanu, Turkmenistanu oraz Ukrainy - wystąpili w historycznej części, którą otworzyli rosyjscy wojskowi w mundurach z czasów II wojny światowej.

Polacy - żołnierze Batalionu Reprezentacyjnego Wojska Polskiego - maszerowali bezpośrednio po wojskowych z Rosji i innych krajów poradzieckiej Wspólnoty Niepodległych Państw, a przed przedstawicielami USA, W. Brytanii i Francji. Gdy przechodzili przed trybuną honorową spiker obwieścił, że polscy żołnierze w latach II wojny światowej walczyli również na terytorium byłego ZSRR, razem z Armią Czerwoną brali udział w szturmie Berlina i uczestniczyli w Defiladzie Zwycięstwa w Moskwie w czerwcu 1945 roku.

Polscy żołnierze defilowali w czterech rodzajach umundurowania - Wojsk Lądowych, Sił Powietrznych, Marynarki Wojennej i Wojsk Specjalnych.

Stany Zjednoczone reprezentował 2. Batalion 18. Pułku 170. Brygady Piechoty, który w czerwcu 1944 roku brał udział w inwazji w Normandii, a w kwietniu 1945 roku spotkał się z oddziałami Armii Czerwonej w Torgau nad Łabą. Wielką Brytanię - batalion gwardzistów elitarnego Pułku Walijskiego. Francję - piloci pod sztandarem słynnego pułku myśliwskiego Normandie-Niemen, który walczył na froncie wschodnim.

Po wojskowych z dziewięciu krajów WNP i czterech państw koalicji antyhitlerowskiej przez Plac Czerwony przemaszerowali słuchacze rosyjskich akademii i uczelni wojskowych.

Zmechanizowaną część parady otworzyły czołgi T-34 i działa samobieżne Su-100. Po tym sprzęcie bojowym z okresu II wojny światowej na Plac Czerwony wjechały współczesne samochody opancerzone zwiadu GAZ-233014 Tygrys, samochody patrolowe KamAZ-43269 Dozor, transportery opancerzone BTR-80, wozy bojowe piechoty BMP-3, czołgi T-90A i samobieżne haubice Msta-M.

Następnie na Placu Czerwonym pojawiły się systemy rakiet przeciwlotniczych Buk M2, miotacze ognia TOS-1A i systemy artylerii rakietowej RS30 Smiercz, baterie przeciwrakietowe i przeciwlotnicze S-400 Triumf oraz Pancir-S. Na końcu - rakiety operacyjno-taktyczne Iskander-M i międzykontynentalne rakiety balistyczne Topol-M. Te ostatnie pokazywane były przy takiej okazji po raz pierwszy.

Przez Plac Czerwony przejechało łącznie 161 jednostek sprzętu bojowego.

W lotniczej części defilady uczestniczyło 127 samolotów i śmigłowców wojskowych. Nad Placem Czerwonym przeleciały helikoptery pokładowe Ka-27, bliskiego wsparcia Ka-50 Czornaja Akuła, szturmowe Ka-52 Aligator, wielozadaniowe Mi-8, szturmowo-desantowe Mi-24, ciężkie transportowe Mi-26 i szturmowe Mi-28.

Później nadleciały samoloty transportowe Ił-76 i An-124, bombowce strategiczne Tu-160, Tu-95MS i Tu-22M3, samoloty dowodzenia i rozpoznania radiolokacyjnego Ił-80 i A-50, samoloty-cysterny Ił-78, jak również samoloty szturmowo-bombowe Su-24, samoloty szturmowe Su-25, myśliwce przechwytujące Su-27, myśliwce frontowe MiG-29, ciężkie myśliwce przechwytujące MiG-31, wielozadaniowe myśliwce Su-34 i samoloty szkolno-bojowe Jak-130.

Jedna z grup - 11 Su-25 i 12 MiG-29 - leciała w szyku tworzącym liczbę "65", a inna - 9 Su-25 kreśliła na niebie nad Kremlem trójkolorową flagę Federacji Rosyjskiej.

Su-34, Mi-26 i Jak-130 zaprezentowały się nad Moskwą po raz pierwszy. Samoloty uczestniczące w paradzie leciały na wysokości 300 metrów z prędkością 550 km na godzinę.

Ostatnim akcentem defilady, która trwała 72 minuty, a którą dowodził dowódca Moskiewskiego Okręgu Wojskowego, generał Walerij Gierasimow, był przemarsz przez Plac Czerwony 1200-osobowej orkiestry wojskowej.

Po zakończeniu parady prezydent Miedwiediew i jego goście z zagranicy wspólnie złożyli girlandę z kwiatów na Grobie Nieznanego Żołnierza w Parku Aleksandrowskim, przed murem Kremla. Chwilą ciszy uczcili pamięć ofiar II wojny światowej. W ceremonii tej uczestniczył też marszałek Sejmu Bronisław Komorowski.
Jerzy Malczyk (PAP)
 

Wieńce i znicze na cmentarzach żołnierzy radzieckich

W 65. rocznicę zakończenia II wojny światowej na cmentarzach żołnierzy radzieckich w całej Polsce zapłonęły znicze; składano też wiązanki kwiatów. W Warszawie - wieniec składał ambasador Rosji Władimir Grinin, a także kandydat SLD na prezydenta Grzegorz Napieralski.

Na warszawski cmentarz przybyło kilkaset osób. Wieńce złożyli m.in. ambasador Rosji w Polsce Władimir Grinin, przedstawiciele kombatantów, rodziny poległych żołnierzy. W uroczystości wzięli udział przedstawiciele polskiego rządu: wiceminister spraw zagranicznych Jan Borkowski, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Kunert oraz przedstawiciele ministerstwa obrony.

- To jest element normalności. Oddajemy cześć żołnierzom, którzy ginęli niezależnie od tego, kto wydawał rozkazy. Żołnierz wykonuje rozkazy na wojnie; to byli młodzi chłopcy, którzy nic nie wiedzieli o polityce, a szli na front - powiedział dziennikarzom wiceminister spraw zagranicznych Jan Borkowski. Pytany o relacje polsko-rosyjskie powiedział, że "będzie to temat, który będzie się rozwijał przez kolejne lata".

- Myślę, że trzeba się liczyć z tym, że to nie będzie jednorazowa akcja, ale pewien proces. Będą inicjatywy obywatelskie, będziemy mieć do czynienia z rozmowami na poziomie politycznym, które będą tworzyły klimat - powiedział.

Odegrano hymny Polski i Rosji, a następnie odmówiono modlitwę za zmarłych. Osoby składające wieńce mogły wpisać się do księgi pamiątkowej. Orkiestra odegrała też kilka pieśni żołnierskich, m.in. "Rozszumiały się wierzby płaczące".

- To święto mamy we krwi od dziecka. Mój jeden, drugi dziadek zginęli na froncie i w tym dniu zawsze odwiedzamy jakiekolwiek groby, czy tutaj czy gdzie indziej i wspominamy tych, którzy z naszych rodzin zginęli - powiedziała Nadia Dejneka, która pochodzi z Petersburga, a od lat mieszka w Polsce. - Nie ma możliwości nie przyjść. To jest zawsze wzruszający moment - powiedziała starsza pani, która na cmentarz przyszła z mężem.

Przyszli też okoliczni mieszkańcy. - Przyszłam tak, jak codziennie przychodzę; zapaliliśmy lampkę koło ławeczki, gdzie siadamy codziennie - powiedziała pani Krystyna.

Kilkadziesiąt minut po zakończeniu oficjalnych uroczystości przybył kandydat SLD na prezydenta Grzegorz Napieralski. - Wierzę, że zbliżenie Polski i Rosji nastąpiło i będzie się pogłębiało, bo przyjaciół trzeba szukać blisko siebie, a Rosja jest naszym sąsiadem - powiedział dziennikarzom po złożeniu wieńca.

Nekropolia położona jest przy ul. Żwirki i Wigury w Warszawie i zajmuje obszar 19 hektarów. Powstała kilka lat po zakończeniu II wojny światowej. Ma charakter rozległego parku. Spoczywają tu szczątki ponad 20 tys. żołnierzy poległych w latach 1944-1945. Prochy żołnierzy spoczęły w kilkuset mogiłach, tylko cześć z nich to groby indywidualne.

Nad grobami radzieckich żołnierzy w Bielsku Białej w strugach ulewnego deszczu modlitwę zmówił ksiądz Mirosław Szewieczek z bielskiej parafii Przenajświętszej Trójcy.

- Patrzę na to w kontekście chrześcijańskim. Wobec Boga, wobec śmierci każdy jest równy. Jeżeli może być tylko jakakolwiek okazja by wspólnie się modlić, to zawsze chciałbym uczestniczyć w takich chwilach. () Tym bardziej, gdy istnieje napięcie między narodami, to chciałbym być osobą, która jest znakiem pojednani, a nie sprzeciwu - powiedział.

W sobotę nekropolię porządkowali gimnazjaliści wraz z nauczycielką, Rosjanką z pochodzenia Swietłaną Słotą. W niedzielę przyszli ponownie, by zapalić znicze.

Marzena Steplińska z Bielska-Białej przyszła, bo chciała uczcić tych, którzy tu spoczywają i oddać im hołd. - Z własnej woli na tę wojnę nie szli. Walczyli o wolność, jakby jej nie pojmować. Na pewno nie walczyli o komunizm, tylko z faszyzmem. Żal, że tylu młodych ludzi tu leży. To ofiary wojny - mówiła.

Od 1990 roku corocznie w Zaduszki odmawiana jest modlitwa w intencji żołnierzy. Jej inicjatorami byli: nieżyjący ksiądz Józef Sanak, stalinowski więzień i były proboszcz bielskiej parafii Opatrzności Bożej, na terenie której znajdował się cmentarz, a także Henryk Juszczyk, związany z Solidarnością ówczesny szef rady miejskiej.

Cmentarz żołnierzy radzieckich w Bielsku-Białej założono w 1948 roku. W 21 zbiorowych mogiłach spoczywa 11 tysięcy - głównie bezimiennych - Rosjan, Ukraińców, Białorusinów i żołnierzy radzieckich innych narodowości, którzy zginęli na południu Polski.
(PAP)

Sobota, 22010-05-08

"Zasady badania katastrofy smoleńskiej to precedens"

Zastosowanie załącznika 13 Konwencji chicagowskiej do badania wypadku samolotu wojskowego, do którego doszło poza granicami Polski, a prowadzonego przez państwo, na którego terenie doszło do zdarzenia, jest precedensem - mówi radca prawny dr Piotr Kasprzyk, autor ekspertyzy zamówionej przez szefa Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Edmunda Klicha.

PAP: Co skłoniło Pana do stwierdzenia, że przyjęte przez Polskę i Rosję zasady badania katastrofy samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem są korzystne dla naszego kraju?

Piotr Kasprzyk: Przede wszystkim fakt, że wyjaśnianie przyczyn wypadku toczy się według zasad określonych załącznikiem 13 do tzw. Konwencji chicagowskiej, bez ich ograniczania przepisami prawa rosyjskiego, z udziałem polskich przedstawicieli oraz dodatkowo we współpracy z polską komisją powołaną do wyjaśnienia sprawy i to niezależnie od postępowania prokuratorskiego.

Czy nie byłoby korzystniej, gdyby to strona polska prowadziła od razu postępowanie według załącznika 13?

- Ekspertyza nie ocenia podjętej decyzji o prowadzeniu badania przyczyn wypadku przez stronę rosyjską, lecz wskazuje konsekwencje prawne z niej wynikające. Ocena została sporządzona prawie miesiąc po wypadku. Decyzje odnoszące się do trybu i sposobu przeprowadzenia zostały już podjęte, a samo badanie znajdowało się w zaawansowanym etapie fazy dowodowej. Prośbą pana Edmunda Klicha było odniesienie się do istniejącego stanu rzeczy. Do realiów, w których pracuje akredytowany przedstawiciel strony polskiej.

I do jakich wniosków Pan doszedł?

- W największym skrócie załącznik 13, który nie dotyczy wojskowych statków powietrznych, znalazł zastosowanie na mocy decyzji zainteresowanych stron. To zaś spowodowało nowy stan prawny, wymagający wyjaśnienia. Zastosowanie załącznika 13 do badania wypadku samolotu wojskowego i to zaistniałego poza granicami Polski, a prowadzonego przez państwo miejsca zdarzenia, jest precedensem.

Chciałbym raz jeszcze podkreślić, że celem opinii była próba wskazania prawnych skutków podjętej decyzji, a nie ocena, czy możliwe było inne rozwiązanie. Jednym z wniosków jest to, że pożądane byłoby szczegółowe uregulowanie relacji pomiędzy komisją polską (na której czele stoi szef MSWiA) a akredytowanym przedstawicielem i ekspertami uczestniczącymi w pracach komisji rosyjskiej. Niektórzy z nich są bowiem jednocześnie członkami komisji polskiej. Ocena jest dokumentem roboczym, przygotowanym na potrzeby dalszych analiz niezbędnych dla podjęcia decyzji o sposobie, w jaki ułożone zostaną owe relacje. To od tych relacji zależy m. in. skuteczność i efektywność działania osób powołanych przez stronę polską do prowadzenia postępowania w sprawie wyjaśnienia przyczyn wypadku lotniczego z dnia 10 kwietnia 2010 r.
(PAP)

Kilka tysięcy osób na XI Paradzie Schumana

Kilka tysięcy osób przeszło Traktem Królewskim w Warszawie w XI Paradzie Schumana. Ważnym akcentem tegorocznej parady była kwestia integracji z osobami niepełnosprawnymi. Przypomniano też, że 60 lat temu ogłoszony został Plan Schumana.

Uczestnicy parady zebrali się na Placu Zamkowym w Warszawie, skąd w południe wyruszył barwny pochód i przeszedł udekorowanym flagami Polski i UE Traktem Królewskim do Nowego Światu, gdzie zorganizowano Miasteczko Europejskie.

Na paradę przyjechała młodzież szkolna z całego kraju, zrzeszona w Klubach Europejskich, zakładanych pod auspicjami Polskiej Fundacji im. Roberta Schumana.

Na czele parady jechała platforma, na której, obok młodzieży, stali m.in.: były premier Tadeusz Mazowiecki, prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, minister edukacji Katarzyna Hall, rzecznik praw dziecka Marek Michalak, unijny komisarz ds. budżetu Janusz Lewandowski, szef Biura Informacyjnego Parlamentu Europejskiego Jacek Safuta oraz prezes Polskiej Fundacji im. Roberta Schumana - organizatora parady - Anna Radwan-Roehrenschef.

- Dzień dobry Warszawo - powitał zebranych Lewandowski. Życzył, by parada była pełnym nadziei głosem, który wychodzi ze słonecznej stolicy. Prezydent Warszawy podkreśliła, że jest z Paradą Schumana od początku, czyli od 2000 roku. Zwróciła uwagę, że wykonany w ostatnim czasie remont Krakowskiego Przedmieścia był możliwy m.in. dzięki dotacji z UE. Minister Hall, zwracając się do młodych ludzi, podkreśliła, że UE to ważny projekt, który Polacy wybrali właśnie z myślą o nich.

Tadeusz Mazowiecki w Miasteczku Europejskim pokroił okolicznościowy tort, którzy wolontariusze rozdawali zebranym.

W tym roku parada nawiązywała do 60. rocznicy Planu Schumana, który był podstawą pojednania między Francją i Niemcami i uważany jest za początek zintegrowanej Europy.

Do uczestnictwa zaproszeni zostali również przedstawiciele organizacji działających na rzecz osób niepełnosprawnych, wśród nich Stowarzyszenie Przyjaciół Integracji. - Na paradę przyjeżdża wielu młodych ludzi. Chcemy przede wszystkim ich przekonać, by nie obawiali się kontaktu z rówieśnikami z niepełnosprawnością - powiedziała Dorota Stażyńska z tego stowarzyszenia.

- Chcemy pokazać, że wszyscy są równi, bez względu na to, gdzie mieszkają, kim są, czy są zdrowi, czy niepełnosprawni. Każdy ma prawo do szczęśliwego życia - powiedział Jerzy Ostrowski, reprezentujący stowarzyszenie "Jeden Świat" im. Zbigniewa Religi.

Wśród idących w Paradzie Schumana była również grupa przedstawicieli Federacji Młodych Socjaldemokratów - młodzieżówki SLD - którzy towarzyszyli Markowi Wikińskiemu, szefowi sztabu wyborczego kandydata SLD w wyborach prezydenckich Grzegorza Napieralskiego. - Jako członek rządu Leszka Millera, który wprowadził Polskę do Unii Europejskiej 1 maja 2004 roku, mam moralne prawo i wręcz obowiązek, żeby uczestniczyć w paradzie, w tym dniu święta wszystkich euroentuzjastów - powiedział Wikiński.

W kolorowym tłumie można było zauważyć również przedstawicieli młodzieżówki Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD). Obecni byli także przedstawiciele Friedrich Ebert Stiftung z Niemiec. - Chcemy razem z innymi organizacjami, które biorą udział w paradzie, pokazać, jak idea wspólnej Europy może łączyć narody, jak możemy szukać porozumienia między sobą - tłumaczył jeden z gości.

W pochodzie wzięli też udział młodzi ludzie z Ukrainy i Białorusi, którzy przynieśli ze sobą flagi narodowe swoich krajów.

Na Nowym Świecie zorganizowano Miasteczko Europejskie, gdzie chętni mogli wziąć udział w licznych konkursach dotyczących UE i porozmawiać z ekspertami. Swoje stoiska mieli m.in.: Przedstawicielstwo Komisji Europejskiej w Polsce, Biuro informacyjne PE w Polsce i organizacje zrzeszające osoby niepełnosprawne i działające na ich rzecz.

Chętni mogli m.in. spróbować wsiąść na wózek inwalidzki i wykonać na nim kilka prostych manewrów, by przekonać się, z jakimi trudnościami spotykają się na co dzień osoby niepełnosprawne.

Polskie Spotkania Europejskie, w ramach których odbywa się Parada Schumana, po raz pierwszy odbyły się 17 lat temu. Początkowo ograniczały się jedynie do konferencji. Parada Schumana pierwszy raz przeszła ulicami Warszawy w 2000 roku i była elementem kampanii społecznej przed referendum akcesyjnym, które odbyło się trzy lata później.

Robert Schuman (1886-1963) minister spraw zagranicznych Francji i twórca powojennego planu pojednania między Francją i Niemcami jest uznawany za jednego z twórców zjednoczonej Europy. Schuman, we współpracy z Jeanem Monnetem i kanclerzem Niemiec Konradem Adenauerem, doprowadził do porozumienia między Francją a Niemcami w sprawie wspólnego zarządzania przemysłami stalowym i węglowym na terenie Zagłębia Ruhry. W ten sposób powstała Europejska Wspólnota Węgla i Stali. Plan Schumana ogłoszono 9 maja 1950 roku. Dla upamiętnienia tego dnia 9 maja obchodzony jest jako Dzień Europy.
(PAP)

Polska ma nowego prymasa; kard. Dziwisz: dobra decyzja

Abp Józef Kowalczyk został nowym prymasem Polski. Taką decyzję podjął papież Benedykt XVI - czytamy na stronie Episkopatu Polski.

Zastąpi on na tym stanowisku abp. Henryka Muszyńskiego, którego przedłużona o dwa lata posługa metropolity gnieźnieńskiego i prymasa Polski dobiegła końca.

20 marca abp Muszyński ukończył 77 lat. Benedykt XVI przyjął jego rezygnację, a jednocześnie na jego następcą mianował nuncjusza apostolskiego w Polsce abp. Józefa Kowalczyka. Nowego Nuncjusza Apostolskiego w Polsce poznamy najwcześniej we wrześniu.

Honorowy tytuł prymasa Polski został decyzją Ojca Świętego Benedykta XVI przywrócony arcybiskupowi gnieźnieńskiemu 19 grudnia 2009 roku. Wówczas abp Henryk Muszyński przejął go od kard. Józefa Glempa, który dzień wcześniej ukończył 80 lat.

"Proszę Was, przyjmijcie go otwartym sercem, w duchu wiary, jako posłanego przez samego Chrystusa, który zapewnił Apostołów: Jak Mnie posłał Ojciec, tak i Ja was posyłam (J 20,21) - tymi słowami w swoim liście abp Henryk Muszyński żegnał się z wiernymi archidiecezji gnieźnieńskiej w niedzielę 2 maja, gdy jeszcze nie był znany jego następca. "Proszę Was również, czujcie się odpowiedzialni i pielęgnujcie wielkie ewangeliczne dziedzictwo i świadectwo życia św. Wojciecha. Bądźcie Jego wiernymi świadkami w waszych rodzinach i w życiu publicznym" - napisał.

Dziwisz: to dobra decyzja

Zdaniem metropolity krakowskiego kard. Stanisława Dziwisza, mianowanie przez Benedykta XVI abpa Józefa Kowalczyka nowym metropolitą gnieźnieńskim i prymasem Polski to dobra decyzja i "wielkie ubogacenie episkopatu polskiego".

- Uważam, że to jest wielkie ubogacenie dla episkopatu polskiego - powiedział w Krakowie kard. Stanisław Dziwisz. Ja się cieszę. Nowy prymas będzie człowiekiem, który wniesie dużo doświadczenia, entuzjazmu, odwagi pójścia naprzód - dodał.

Kard. Dziwisz podkreślił, że abp Józef Kowalczyk "jest człowiekiem ogromnie doświadczonym, ma doświadczenie kościoła powszechnego, bo przecież tyle lat pracował w stolicy apostolskiej na różnych stanowiskach, jest też znakomitym prawnikiem i zna kościół powszechny w Polsce od wielu lat".

- Ma ogromne zasługi, ale nie dla zasług został zamianowany, ale dlatego, że się nadaje - powiedział kardynał. - Jego głównym zadaniem będzie oczywiście praca w archidiecezji gnieźnieńskiej, ale zawsze prymas jest tym ośrodkiem łączącym cały Kościół, jest tym znakiem jedności. I na pewno tak będzie - stwierdził kard. Dziwisz.

Kim jest nowy prymas?

Józef Kowalczyk urodził się 28 sierpnia 1938 roku w Jadownikach Mokrych w diecezji tarnowskiej. Po ukończeniu gimnazjum wstąpił do seminarium duchownego "Hosianum" w Olsztynie. Święcenia kapłańskie przyjął 14 stycznia 1962 roku. Przez dwa lata pracował jako wikariusz w parafii Przenajświętszej Trójcy w Kwidzynie, w diecezji warmińskiej.

Studiował prawo kanoniczne na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W 1965 roku wyjechał do Rzymu, gdzie kontynuował studia w Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim. W 1968 roku uzyskał doktorat.

Współpracując z Generalnym Sekretariatem Synodu Biskupów był jednocześnie słuchaczem Studium Rotalnego, które ukończył z dyplomem adwokata. W tym czasie uzyskał też dyplom archiwisty w Tajnym Archiwum Watykańskim.

W 1969 roku podjął pracę w Kongregacji Dyscypliny Sakramentów. W 1978 roku został przeniesiony na polecenie Jana Pawła II do Sekretariatu Stanu, gdzie organizował Sekcję Polską, a następnie objął jej kierownictwo.

Już jako nuncjusz apostolski w Polsce współorganizował i towarzyszył papieżowi w pielgrzymkach do kraju w 1991, 1995, 1997, 1999 i 2001 roku.

Arcybiskup Kowalczyk otrzymał doktoraty honoris causa kilku polskich uczelni, w tym Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego i Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Jest inicjatorem budowy ośrodka opiekuńczo-rehabilitacyjnego dla dzieci i młodzieży niepełnosprawnej oraz Izby Pamięci Pontyfikatu Jana Pawła II w Jadownikach.

W Polsce tytuł prymasa był związany ze stolicą biskupstwa w Gnieźnie. Prymas Polski nosił tytuł "legata urodzonego" oraz miał przywilej noszenia stroju kardynalskiego nawet wówczas, gdy nie był kardynałem. Od 1572 roku pełnił funkcję interreksa, głowy państwa w czasie wakującej monarchii. Koronował i grzebał królów, udzielał im i ich rodzinom sakramentów i pełnił rozmaite funkcje polityczne.

W 1992 roku nastąpiło rozdzielenie godności prymasa Polski od stolicy metropolitalnej Gniezno. Józef Glemp zachował po reformie administracyjnej Kościoła polskiego tytuł prymasa jako kustosz relikwii św, Wojciecha i przestał jednocześnie pełnić funkcję arcybiskupa Gniezna.

W 1994 oddzielono także funkcje prymasa od przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. Przez pierwsze dwie kadencje przewodniczącym Konferencji pozostawał nadal wybierany kardynał Glemp. Od marca 2004 przewodniczącym, niezależnym od prymasa jest arcybiskup Józef Michalik.
(wp.pl)

Piątek, 2010-05-07

TVP: program Pospieszalskiego wpisuje się w misję

Jako "nieporozumienie" określił prezes TVP Romuald Orzeł stanowisko Rady Etyki Mediów, w którym jej członkowie wyrazili oburzenie programem Jana Pospieszalskiego z wypowiedziami ludzi przychodzących w dniach żałoby pod Pałac Prezydencki.

Orzeł uznał, że program Pospieszalskiego wpisuje się w misję nadawcy publicznego, bo relacjonował nastroje społeczne. Co więcej - próba odebrania głosu ludziom miałaby jego zdaniem charakter cenzury. Według Orła, TVP jako jedyna stacja w dniach żałoby podjęła "ryzyko" nadania programu "na żywo, z ulicy".

We wtorek REM wydała oświadczenie, w którym napisała m.in., że "w relacjach (ludzi) pojawiały się oskarżenia pod adresem przeciwników prezydenta Lecha Kaczyńskiego, stwierdzenia, że Polska nie jest krajem demokratycznym, sugestie spiskowe dotyczące katastrofy pod Smoleńskiem". Według Rady, Pospieszalski "reagował na to aprobująco", niektóre z tych wypowiedzi powtarzał, a w innych widać znamiona manipulacji. Dwoje członków Rady wyraziło odrębne zdanie w tej sprawie.

Według Orła, "pewna część" (z około stu wypowiedzi) "istotnie zawierała zakwestionowane przez REM oskarżenia", jednak "relacjonowanie nastrojów społecznych to ważne zadanie Telewizji Polskiej, wpisane w jej misję jako nadawcy publicznego. Próba odebrania głosu osobom krytycznym wobec niektórych przedstawicieli klasy politycznej miałaby - w ocenie Telewizji Polskiej - charakter cenzury i modelowania nastrojów, a nie ich relacjonowania" - napisał Orzeł w oświadczeniu.

"A przecież nikt nie zaprzeczy, iż prawo do krytyki jest podstawową wolnością obywatelską" - podkreślił Orzeł.

"Stanowisko REM odbieramy jako nieporozumienie, wynikające z jednostronnej interpretacji zasad i specyfiki zawodu dziennikarskiego" - napisał też prezes TVP.

Orzeł napisał, że TVP jako jedyna stacja w dniach żałoby codziennie po południu emitowała program na żywo, "w którym usłyszeć można było głosy zarówno polityków, duchownych, specjalistów, publicystów, jak i tzw. zwykłych Polaków".

Według niego, "program prosto z ulicy zawierał dużą dozę ryzyka, bowiem wobec rozmiaru tragedii trudne do przewidzenia były reakcje osób, które wypowiedziały się w Telewizyjnej Księdze Kondolencyjnej prowadzonej sprzed Pałacu Prezydenckiego przez Jana Pospieszalskiego".

"W pierwszych dniach żałoby na ulicach Warszawy panował nastrój lęku i osamotnienia. Był to także moment refleksji i oceny tego, co było obecne w polskim życiu społecznym i politycznym przed katastrofą samolotu prezydenckiego. W takim nastroju pojawiały się także - przypominane przez rozmówców redaktora Pospieszalskiego - surowe oceny polityków, których ostre słowa pod adresem prezydenta Lecha Kaczyńskiego nabrały po jego tragicznej śmierci auto-oskarżycielskiego charakteru" - napisał Orzeł.

Prezes Telewizji zaznaczył również, że krytyka REM odnosi się do wykonywania obowiązków przez Pospieszalskiego, a tymczasem reżyserem i autorem scenariusza filmu "Solidarni 2010" jest Ewa Stankiewicz; Pospieszalski był jej współpracownikiem.

"Założeniem dokumentu Ewy Stankiewicz była próba "uchwycenia nastrojów i zarejestrowania pewnego zrywu społecznego" oraz "oddania głosu ogromnej części społeczeństwa, która od lat była dyskryminowana i upokarzana przez media". Tego rodzaju założenie wykluczało ingerowanie i cenzurowanie wypowiedzi "zwykłych ludzi" w imię tzw. poprawności politycznej" - czytamy w oświadczeniu.

Pospieszalski, odnosząc się do reakcji REM, mówił, że wszystkie wypowiedzi ludzi, z którymi rozmawiał i które następnie zostały wyemitowane w TVP1, miały spontaniczny charakter i nie były reżyserowane, a REM uczestniczy w dyskredytowaniu twórców tego filmu.

Z kolei Stankiewicz oświadczyła, że starała się "przekazać głęboką potrzebę złączenia się w bólu, wzajemnego wsparcia, ale i troskę o państwo i potrzebę wyrażenia patriotycznych uczuć, szacunku do państwa, do prezydenta jako głowy państwa, w sytuacji zagrożenia, najpoważniejsze obawy dotyczące przyczyn katastrofy i dezaprobatę wobec mediów, czyli te emocje, które tak bardzo były obecne wśród osób zgromadzonych pod Pałacem Prezydenckim". Przyznała, że film nie pokazywał całego przekroju społeczeństwa; zaznaczyła, że nie miała na celu podsycania kłótni.

W dniach żałoby narodowej po katastrofie pod Smoleńskiem Pospieszalski nagrywał wypowiedzi osób, gromadzących się przed Pałacem Prezydenckim. Część z nich została wyemitowana w jego programie "Warto rozmawiać". Z nagrań powstał też film dokumentalny "Solidarni 2010". Wśród wyemitowanych wypowiedzi znaczące były głosy wyrażające podejrzenie, że katastrofa nie była przypadkiem, mnożyły się podejrzenia, że mógł to być zamach, powtarzały się oskarżenia pod adresem Rosjan.

Program Pospieszalskiego wywołał dyskusję w mediach, a SLD zażądał, by film "Solidarni 2010" oceniła Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Sojusz chce też, by filmem zajęła się sejmowa komisja kultury. SLD zarzuca, że film "tworzy pełne obsesji obrazy" i "znacząco odbiega od standardów, jakich oczekuje się od mediów publicznych" oraz "zupełnie bezpodstawnie wykorzystuje śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego do partyjnej kampanii" i pokazuje "jednoznaczną, przekoloryzowaną rzeczywistość, wygodną dla polskiej prawicy".
(PAP)

Kto przed północą jako ostatni złożył podpisy poparcia?

Kornel Morawiecki, który zamierza walczyć o prezydenturę, powiedział, że chce zaproponować Polakom swoją wizję Polski w Europie jako poważnego partnera i przewodnika w rozwoju wspólnoty. - Mam wizję Polski nowoczesnej i solidarnej zarazem - mówił.

Morawiecki jako ostatni złożył w czwartek tuż przed północą podpisy poparcia pod swoją kandydaturą. Jego komitetowi wyborczemu udało się zebrać ich około 110 tys. Morawiecki jest założycielem i przewodniczącym "Solidarności Walczącej", był najdłużej ukrywającym się w PRL opozycjonistą.

Podczas piątkowej konferencji prasowej podziękował wszystkim osobom zaangażowanym w zbieranie podpisów poparcia.

Jak powiedział, kandydowanie będzie dla niego okazją zwrócenia się do społeczeństwa z wizją i wartościami, które reprezentuje swoją postawą i życiem. - Mam wizję Polski nowoczesnej i solidarnej zarazem. Uważam, że Polska powinna być otwarta na przyszłość, ale pamiętać o swojej wielkości związanej z Solidarnością, z obaleniem komunizmu - mówił Morawiecki.

Jak dodał, chce razem z Polakami szukać prawdy. - Prawdy należy szukać razem z Polakami, razem z narodem. To jest moja podstawowa w tej kampanii wyborczej funkcja, którą chciałbym spełnić.Przywrócić w przestrzeni publicznej słowo "prawda" i zabronować Polskę, która byłaby w rodzinie europejskiej poważnym partnerem i przewodnikiem w rozwoju Europy - powiedział.

Morawiecki liczy na to, że w czasie kampanii wyborczej będzie mógł zmierzyć się z pozostałymi kandydatami w czasie publicznych debat. - Marzy mi się, żeby media inicjowały debaty publiczne, w których moglibyśmy - my kandydaci - uczestniczyć, spierać się, przedstawiać swoje racje, sylwetkę, dokonania i propozycje dla Polski - powiedział.

Swoją kampanię wyborczą Morawiecki chce oprzeć na bezpośrednich kontaktach z wyborcami, w tym z młodzieżą. - Charakterystyczne, że w tej akcji zbierania podpisów od nich właśnie było najłatwiej to poparcie uzyskać, bo oni byli bez uprzedzeń, mieli pewną nadzieję, że moja postawa i moja przeszłość wniesie coś nowego w ich życie i plany - podkreślił Morawiecki.

Pytany, na jaki wynik w wyborach liczy, odparł, że dla niego wartością jest sam start. Zwrócił uwagę, że scena polityczna w obecnej kampanii wyborczej jest podzielona na dwa główne obozy - obóz kandydata PO, marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego i obóz prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. W jego ocenie ważne jest, by dać wyborcom jeszcze inne poza tymi dwiema propozycje.

Jak powiedział, liczy na to, że wyborcy, którzy nie chcą głosować ani na Komorowskiego, ani na Kaczyńskiego uaktywnią się. - Że ich będzie w tych wyborach więcej i to nam pomoże uzyskać lepszy wynik - powiedział Morawiecki.

PKW obecnie weryfikuje podpisy złożone w czwartek przez komitety wyborcze, m.in. komitet Kornela Morawieckiego. Jak zapowiedział przewodniczący PKW Stefan Jaworski, rejestracja kandydatów na prezydenta powinna zakończyć się do wtorku.
(PAP)

Czwartek, 2010-05-06

Sejm wybrał nowego sędziego TK

Sejm wybrał prof. Sławomirę Wronkowską-Jaśkiewicz na stanowisko sędziego Trybunału Konstytucyjnego. Jej kandydaturę zgłosiła Platforma Obywatelska.

Za przyjęciem kandydatury Wronkowskiej-Jaśkiewicz było 415 posłów, przeciw dwóch, 13 wstrzymało się od głosu. Większość bezwzględna, potrzebna do wyboru sędziego TK, wynosiła 216 głosów.

Od 2 marca sędziów w Trybunale jest czternaścioro, bo dobiegła końca 9-letnia kadencja sędziego Janusza Niemcewicza. Na początku marca zgłoszona przez PiS na sędziego TK prof. Krystyna Pawłowicz nie uzyskała większości w sejmie. Jej kontrkandydat, zgłoszony przez PO Kazimierz Barczyk, wycofał się jeszcze przed sejmowym głosowaniem. Dlatego procedura wyboru sędziego TK ruszyła od nowa.

Urodzona w 1943 r. Wronkowska-Jaśkiewicz przez cały okres swej aktywności zawodowej związana jest z Uniwersytetem im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Od 1991 r. na tej uczelni kieruje Katedrą Teorii i Filozofii Prawa. Jest autorką blisko 80 prac naukowych z zakresu teorii i filozofii prawa, legislacji oraz techniki prawodawczej.
(PAP)

Rezolucja PiS nie przeszła w Sejmie

Sejm nie zajmie się projektem rezolucji autorstwa PiS ws. wezwania premiera, by wystąpił do Rosjan o przekazanie Polsce postępowania dotyczącego katastrofy samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem - zdecydowali posłowie.

Posłowie odrzucili wniosek PiS o poszerzenie porządku obrad sejmu o punkt dotyczący rezolucji.

Przeciwko uzupełnieniu porządku obrad głosowało 268 posłów, za wprowadzeniem rezolucji do porządku obrad było 158 posłów, 2 wstrzymało się od głosu.

Posłowie PiS w projekcie rezolucji wzywali premiera do wystąpienia do władz Rosji o przekazanie stronie polskiej postępowania w sprawie katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem, gdyż mnożą się wątpliwości "co do sposobu prowadzenia postępowania, które powinno wyjaśnić przyczyny katastrofy".

"W obliczu takiej tragedii każde państwo winno dążyć do jak najszybszego i rzetelnego wyjaśnienia jej przyczyn przez własne organy śledcze i inne właściwe instytucje" - napisano w projekcie.

Według PiS przepisy Konwencji o Międzynarodowym Lotnictwie Cywilnym z 7grudnia 1944 roku, w oparciu o które prowadzone jest śledztwo badające przyczyny katastrofy mówią, że okoliczności wypadku może badać państwo właściwe dla miejsca zdarzenia lub - na podstawie umowy dwustronnej - może przekazać prowadzenie badania innemu państwu. Z treści tego zapisu konwencji - argumentował PiS - "wynika więc jasno, że rząd polski ma pełne prawo zwrócenia się o przekazanie postępowania polskim organom powołanym do wyjaśnienia okoliczności katastrofy".
(PAP)

W którym polskim mieście żyje się najlepiej?

Ładniej niż w Paryżu, publiczne pieniądze na inwestycje wydawane lepiej niż w Londynie. Gdzie jest ten raj? - w Białymstoku - podaje "Dziennik Gazeta Prawna" w oparciu o badania Eurobarometru.

Mieszkańcy 75 europejskich miast zostali zapytani o to jak im się mieszka, żyje i pracuje w rodzinnych miejscowościach. Pierwszy raz zbadano to w 2006 r., po raz drugi kilka miesięcy temu. Wyniki zaskakują. Cztery polskie miasta: Warszawa, Kraków, Gdańsk i Białystok są naprawdę dobrze oceniane przez swoich mieszkańców. A najwyższe noty zebrał właśnie uważany często za ubogi i słabo rozwinięty Białystok.

Dla białostoczan jest on miastem niezwykle czystym; mówi tak aż 90% mieszkańców. 75% uważa, że nie ma w nim problemu z zanieczyszczeniem powietrza, 67% z hałasem. 90% jest zachwyconych parkami i ogrodami, ponad 80% ulicami. To lepsze oceny niż mają w oczach swoich mieszkańców Paryż, Wiedeń, Oslo czy Lizbona.

Najbardziej jednak wzrosło zadowolenie mieszkańców Białegostoku z tego jak wydawane są publiczne pieniądze. W ciągu trzech lat lepiej zaczęła oceniać to jedna piąta białostoczan, w efekcie miasto zajęło pierwsze miejsce pod względem wzrostu satysfakcji w tej dziedzinie. - W ciągu 7 lat wydatki te wzrosły blisko 10-krotnie. Dziś codziennie inwestujemy w rozwój miasta blisko 2 mln zł i naprawdę widać te pieniądze w tym, jak miasto wygląda - chwali się prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski.
(PAP)
.
 

INDEX

Powrót...

Zapisz się na naszą listę
Email
Imie i nazwisko

 

 

Spis Książek Biblioteki SPK
Polsat Centre
Człowiek Roku 2008


 


Kliknij tutaj aby zobaczyć ofertę


 



Irena Dudek zaprasza na zakupy do Polsat Centre Moje motto: duży wybór, ceny dostępne dla każdego, miła obsługa. Polsat Centre217 Selkirk Ave Winnipeg, MB R2W 2L5, tel. (204) 582-2884

Kliknij tutaj aby zobaczyć ofertę


 

 Polskie programy telewizyjne w Twoim domu 16 kanałów

TVP1, TVP2, TVN, TVN24, TVN7, Polsat, Polsat2 ,TV Polonia, TVPuls, Eurosport, Polsatsport, Nsport, AXN/Discovery, Boomerang, TV4,

Viva IPMG to system który umożliwi Ci stały odbiór tych programów To nie jest Slingbox czy Hava Potrzebny Telewizor, IPMG box, Router i internet
Box kosztuje 200CDN, miesięczna opłata 50CDN i jednorazowa opłata za aktywacje 50CDN Dzwoń na
282-2090 do Janusza


 



189 Leila Ave
WINNIPEG, MB R2V 1L3
PH: (204) 338-9510



 

 

Kliknij tutaj, aby wejść na stronę gdzie można ściągnąć nagrania HYPERNASHION za darmo!!!

 


 

Royal Canadian Legion
Winnipeg Polish Canadian Branch 246
1335 Main St.
WINNIPEG, MB R2W 3T7
Tel. (204) 589-m5493

 


 

 

189 Leila Ave
WINNIPEG, MB R2V 1L3
PH: (204) 338-9510

“Klub 13”
Polish Combatants Association Branch #13
Stowarzyszenie Polskich Kombatantów Koło #13
1364 Main Street, Winnipeg, Manitoba R2W 3T8
Phone/Fax 204-589-7638
E-mail: club13@mts.net
www.PCAclub13.com


 

Zapisz się…
*Harcerstwo
*Szkoła Taneczna S.P.K. Iskry
*Zespół Taneczny S.P.K. Iskry
*Klub Wędkarski “Big Whiteshell”
*Polonijny Klub Sportowo-Rekreacyjny