| 
                                           
									
	
	 
	Środa, 2010-06-23 
	Sztaby się dogadały: będą dwie debaty 
	Komorowski-Kaczyński  
	 
	Przed II turą wyborów prezydenckich odbędą się dwie debaty między kandydatem 
	PO Bronisławem Komorowskim a kandydatem PiS Jarosławem Kaczyńskim. Pierwsza 
	- w niedzielę, kolejna zaplanowana została na środę.  
	 
	Poinformowali o tym rzeczniczka sztabu Komorowskiego Małgorzata 
	Kidawa-Błońska i rzecznik PiS Adam Bielan.  
	 
	Producentami debat będą trzy główne stacje telewizyjne - TVP, TVN i Polsat. 
	Każda z trzech stacji deleguje także swojego dziennikarza. Sygnał będzie zaś 
	- jak zaznaczył Bielan - bezpłatnie udostępniony także innym zainteresowanym 
	transmisją stacjom.  
	 
	Obie debaty mają być podzielone na trzy bloki tematyczne: polityka społeczna, 
	gospodarka i polityka zagraniczna.  
	 
	Kidawa-Błońska powiedziała, że na razie ustalono miejsce pierwszej debaty. 
	Będzie ona realizowana w studiu TVP, rozpocznie się o godz. 20.00.  
	(PAP)  
	 
	Premier do powodzian: wspólnie wyjdziemy z tego dramatu  
	 
	Mam nadzieję, że wspólnie wyjdziemy z tego dramatu - mówił premier Donald 
	Tusk podczas spotkania z mieszkańcami dotkniętego powodzią Bierunia na 
	Śląsku. - Wiem, że zmarnowanego czasu nikt wam nie odda, ale przynajmniej 
	postaramy się sobie nawzajem pomóc, żeby te szkody były do naprawienia w jak 
	największym stopniu - powiedział premier.  
	 
	Mieszkańcy Bierunia pytali Tuska m.in., na jaką pomoc mogą liczyć 
	przedsiębiorcy, których dotknęła powódź. Tusk mówił w tym kontekście o dwóch 
	ustawach, które mają wejść w życie w lipcu. Ustawy te przewidują m.in., że 
	pracodawca prowadzący działalność gospodarczą, który przejściowo zaprzestał 
	jej prowadzenia (lub istotnie ją ograniczył - w związku z powodzią) i nie ma 
	środków na wypłaty będzie mógł uzyskać nieoprocentowaną pożyczkę z Funduszu 
	Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Firmy, które przez powódź utraciły 
	przynajmniej 15% obrotów gospodarczych, będą mogły korzystać z rozwiązań 
	ustawy o łagodzeniu skutków kryzysu gospodarczego.  
	 
	- Jeśli pracodawca utrzyma stan zatrudnienia (mimo obniżonych z konieczności 
	obrotów), to pracownicy ci będą wynagradzani częściowo z Funduszu Pracy. 
	Rozwiązanie to ma funkcjonować do końca 2011 roku - do czasu, kiedy firmy 
	nie odzyskają poziomu wydajności sprzed powodzi - mówił premier.  
	 
	Tusk tłumaczył też, że rząd przeprowadza przez sejm tego typu ustawy, bo 
	pomagając firmom, nie może złamać przepisów, w tym europejskich o 
	niedozwolonej pomocy publicznej. - Państwo nie może po prostu dawać 
	pieniędzy firmom - tłumaczył szef rządu.  
	 
	Premier powiedział też, że rząd zakłada, iż każda firma jest ubezpieczona. - 
	Zakładamy, że każda firma uzyska odszkodowanie, a państwo musi się w tej 
	sytuacji troszczyć o to, aby utrzymać zatrudnienie - deklarował szef rządu.
	 
	 
	Tusk przypomniał też, że w samym województwie śląskim jest ponad 150 gmin 
	dotkniętych powodzią, a w całej Polce - 666 gmin.  
	(PAP)  
	 
	Przełom ws. śmierci Olewnika? Znaleziono dokumenty  
	 
	Ok. 60 tomów akt operacyjnych radomskiej policji odkryli śledczy z Gdańska 
	badający sprawę zabójstwa Krzysztofa Olewnika i nieprawidłowości w 
	śledztwach w tej sprawie – dowiedziała się tvp.info. Akta prawdopodobnie 
	zawierają kluczowe dokumenty w wątku postępowania dotyczącego przekazania 
	okupu porywaczom.  
	 
	Według ustaleń serwisu tvp.info, wspomniane dokumenty to ok. 60 teczek akt 
	operacyjnych Wydziału Techniki Operacyjnej Komendy Wojewódzkiej w Radomiu. 
	Nie wiadomo, dlaczego dopiero kilka tygodniu temu teczki „odnalazły” się w 
	policyjnych archiwach.  
	 
	Prokuratorzy nie kryją, że liczą przede wszystkim na dokumenty związane z 
	przekazaniem okupu porywaczom Krzysztofa Olewnika. Do tej pory, jak twierdzą, 
	dostali szczątkowe dokumenty dotyczące kluczowej operacji. – Nie chcemy 
	spekulować na temat zniknięcia tych teczek. Dokumenty te mogą być bardzo 
	ważne, o ile nie kluczowe w wątku dotyczącym nieprawidłowości w pracy 
	organów ścigania – stwierdził jeden ze śledczych.  
	 
	Do porwania Krzysztofa Olewnika doszło w nocy z 26 na 27 października 2001 
	roku. Sprawcy, żądając okupu, kilkadziesiąt razy kontaktowali się z jego 
	rodziną. W lipcu 2003 r. porywaczom przekazano 300 tys. euro okupu, jednak 
	porwany nie został uwolniony. Jak się później okazało, miesiąc po odebraniu 
	przez przestępców pieniędzy Krzysztof Olewnik został zamordowany. Jego ciało 
	zakopano w lesie w pobliżu miejscowości Różan (Mazowieckie). Odnaleziono je 
	w 2006 r., a w 2010 r. po ekshumacji na cmentarzu w Płocku i badaniach 
	genetycznych ostatecznie potwierdzono tożsamość Krzysztofa Olewnika.  
	(tvp.info)  
	Wtorek, 2010-06-22 
	Tłumaczenie akt w sprawie Smoleńska potrwa 
	miesiąc 
	 
	Około miesiąca potrwa tłumaczenie rosyjskich akt ze śledztwa w sprawie 
	katastrofy prezydenckiego samolotu - poinformował rzecznik Naczelnej 
	Prokuratury Wojskowej płk Zbigniew Rzepa. Dokumenty - łącznie sześć tomów 
	akt, czyli 1300 kart - od poniedziałku są w Polsce, dotarły pocztą 
	dyplomatyczną z Rosji do polskiej Prokuratury Generalnej.  
	 
	Wśród przekazanych dokumentów, jak informowano, znajdują się zeznania 
	świadków, protokoły i dokumentacja fotograficzna z oględzin miejsca 
	katastrofy oraz protokoły z identyfikacji ciał ofiar. - Jaka jest 
	szczegółowa zawartość przekazanych dokumentów, okaże się dopiero po ich 
	przetłumaczeniu - powiedział Rzepa.  
	 
	Jak mówił rzecznik Prokuratury Generalnej, prok. Mateusz Martyniuk, 
	prokuratura rosyjska przygotowuje do przekazania Polsce kolejne trzy tomy 
	akt smoleńskiego śledztwa. Prokurator dodał, na razie nie ma informacji, 
	jakie dokumenty zawarte są w tych tomach.  
	 
	O tym, że do Polski trafi z rosyjskiej prokuratury pierwsze sześć tomów akt 
	śledztwa smoleńskiego, mówiono już w zeszłym tygodniu, po wizycie w Moskwie 
	naczelnego prokuratora wojskowego pułkownika Krzysztofa Parulskiego i szefa 
	MSWiA Jerzego Millera. Nie mogło się to odbyć wcześniej z formalnego powodu 
	braku podpisu osoby, która była przez pewien czas nieobecna.  
	 
	Już w końcu maja Prokuratura Generalna twierdziła, iż "przedmiotowe 
	materiały obejmują m.in. protokoły przesłuchania świadków, protokoły 
	oględzin przedmiotów zabezpieczonych na miejscu katastrofy i protokoły z 
	identyfikacji ciał ofiar katastrofy". Prokuratura wojskowa musi powołać 
	biegłych tłumaczy przysięgłych, którzy dokonają przekładu akt na język 
	polski. Martyniuk mówił w poniedziałek, że na razie nie można dokładnie 
	określić, czy w przesłanej dokumentacji są zeznania wszystkich świadków - w 
	tym wszystkich kontrolerów z lotniska Smoleńsk Siewiernyj, czy są protokoły 
	identyfikacji wszystkich ciał, itp.  
	 
	Podczas wizyty w Moskwie w pierwszej połowie czerwca szef NPW rozmawiał też 
	na temat rozpatrzenia i realizacji pozostałych polskich wniosków o pomoc 
	prawną. Do tej pory strona polska wystosowała pięć takich wniosków. Ostatni 
	z nich został formalnie wysłany do Rosji dwa tygodnie temu. Polska 
	prokuratura prosi w nim o "czasowe wydanie czarnych skrzynek jako 
	niezbędnych dowodów w postępowaniu karnym".  
	 
	Śledztwo w sprawie katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem - poza 
	Wojskową Prokuraturą Okręgową w Warszawie - równolegle prowadzi prokuratura 
	rosyjska. Okoliczności katastrofy bada również w Rosji Międzypaństwowy 
	Komitet Lotniczy (MAK), a w Polsce komisja kierowana przez szefa MSWiA 
	Jerzego Millera.  
	(PAP)  
	 
	Polsko-norweska wystawa rzeźby w Oslo i Krakowie  
	 
	Dzieła najwybitniejszego norweskiego rzeźbiarza Gustava Vigelanda zestawione 
	z pracami 11 współczesnych mu polskich artystów będzie można zobaczyć 
	jesienią w Krakowie na wystawie "Na drogach duszy. Gustav Vigeland a rzeźba 
	polska ok. 1900".  
	 
	Wystawa ukazująca wpływ Vigelanda na polską rzeźbę lat 1890-1914 to wspólny 
	projekt Muzeum Narodowego w Krakowie i Muzeum Vigelanda w Oslo - 
	poinformowali organizatorzy na konferencji prasowej w Krakowie.  
	 
	Ponad 30 rzeźb 11 polskich twórców z przełomu XIX i XX w. od 4 czerwca 
	prezentowane jest u boku dzieł Vigelanda w jego dawnym domu w Oslo, obecnie 
	muzeum rzeźbiarza. W ciągu pierwszych dwóch tygodni ekspozycję obejrzało 
	kilka tysięcy osób. Norwedzy będą mogli oglądać wystawę do 22 sierpnia. 
	Potem przyjedzie ona do Polski, od 6 października do 26 grudnia będzie 
	pokazywana w Muzeum Narodowym w Krakowie.  
	 
	Polską rzeźbę reprezentują prace: Bolesława Biegasa, Xawerego Dunikowskiego, 
	Franciszka Flauma, Józefa Gardeckiego, Stanisława Jagmina, Henryka Kunzka, 
	Konstantego Laszczki, Stanisława Szukalskiego, Wacława Szymanowskiego, 
	Edwarda Wittiga i Stanisława Wyspiańskiego.  
	 
	Muzeum w Oslo wypożyczy na wystawę w Krakowie ok. 30 rzeźb Vigelanda. Na 
	ekspozycji znajdzie się też jedyna w polskich zbiorach praca rzeźbiarska 
	tego artysty - "Pocałunek" z 1897 r., podarowana Muzeum Narodowemu w 
	Krakowie w 1920 r. przez Feliksa Jasieńskiego.  
	 
	Obydwu wystawom towarzyszy obszerny katalog prac artystów. Wstępem do 
	jesiennej ekspozycji w Krakowie będzie międzynarodowa konferencja naukowa.
	 
	 
	Wystawy w Oslo i Krakowie są finansowane z funduszy Mechanizmu Finansowego 
	Europejskiego Obszaru Gospodarczego oraz Norweskiego Mechanizmu Finansowego. 
	Łączna kwota dofinansowania wspólnego projektu wynosi 750 tys. zł.  
	 
	Dotąd rzeźby Vigelanda były pokazywane w Polsce tylko raz. Poprzednia 
	wystawa odbyła się w 1976 r. w Muzeum Narodowym w Krakowie, następnie 
	pokazano ją w Warszawie. Miała trochę inną formułę, prezentowała 115 rzeźb 
	Vigelanda i ponad 300 dzieł malarza i grafika Edwarda Muncha.  
	 
	Gustav Vigeland (1869-1943) stworzył specyficzną odmianę symbolizmu, 
	opartego na naturalistycznym studium ludzkiej postaci. Dziś znany jest 
	przede wszystkim jako twórca słynnego parku rzeźb w Oslo. Jego muzeum 
	znajduje się w pobliskim domu, gdzie artysta żył i tworzył. Dom ten 
	podarowało mu miasto Oslo w zamian za stworzenie parku i prawa do dzieł 
	artysty. We wczesnym okresie twórczości, w latach 90. XIX w., Vigeland 
	przebywał w Berlinie, gdzie poznał międzynarodowe środowisko 
	artystyczno-literackie. Przyjaźnił się z Munchem i Przybyszewskim.  
	 
	- Wystawa obejmie dzieła Vigelanda z tego właśnie okresu. Zestawienie ich z 
	pracami polskich rzeźbiarzy dowiedzie, że jego twórczość wywołała rezonans w 
	sztuce polskiej - wyjaśnia kuratorka wystawy, Agata Małodobry, która 
	przygotowała ją wraz z norweską kuratorką ekspozycji Trine Otte Bak Nielsen 
	z Muzeum Vigelanda.  
	 
	Twórczość Vigelanda spopularyzował wśród polskich artystów już na przełomie 
	XIX i XX w. Stanisław Przybyszewski, który poznał Norwega dzięki swej żonie 
	- Dagny. Była ona rodaczką wielkiego rzeźbiarza. Przybyszewski 1899 r. 
	zamieścił w krakowskim "Życiu" dwie reprodukcje fragmentów reliefu "Piekło" 
	Vigelanda. Jedna z nich przedstawiała postać szatana: nagiego, muskularnego 
	młodzieńca. Pruderyjne, mieszczańskie środowisko Krakowa potraktowało to 
	jako obrazę moralności.  
	 
	Przybyszewski, zafascynowany sztuką Vigelanda, poświęcił słynnemu 
	rzeźbiarzowi rozdział swej książki "Na drogach duszy", do której nawiązuje 
	tytuł obecnej wystawy.  
	(PAP)  
		
			
		  
	 
			Pniedziałek, 
			2010-06-21 
	Ostateczne wyniki pierwszej tury - zobacz 
	dane z PKW  
	 
	PKW podała wyniki ze 100% okręgów wyborczych. Frekwencja wyniosła 54,94%. 
	Bronisław Komorowski otrzymał 41,54% ważnych głosów. Jarosław Kaczyński 
	zdobył 36,46% ważnych głosów. Żaden z nich nie otrzymał więcej niż połowę 
	ważnych głosów. Będzie więc druga tura.  
	 
	- Wyjaśniliśmy nurtujące nas wątpliwości co do procesu dokumentowania 
	pewnych czynności wyborczych - mówił przewodniczący PKW Stefan Jaworski. To 
	właśnie te wątpliwości były powodem opóźnienia w podaniu pełnych wyników.
	 
	 
	Po przeliczeniu głosów ze wszystkich okręgowych komisji wyborczych PKW 
	podała, że Bronisław Komorowski zdobył 41,54% głosów ważnych czyli ponad 6 
	milionów 980 tysięcy głosów. Jarosław Kaczyński uzyskał 36,46% głosów - 
	czyli blisko 6 milionów 130 tysięcy głosów.  
	 
	Trzecie miejsce pod względem uzyskanego poparcia zajął kandydat SLD Grzegorz 
	Napieralski, który otrzymał 13,68% głosów wyborców. Pozostali kandydaci 
	otrzymali: Janusz Korwin-Mikke - 2,48% głosów, Waldemar Pawlak - 1,75%, 
	Andrzej Olechowski - 1,44%, Andrzej Lepper - 1,28%, Marek Jurek - 1,06% 
	Bogusław Ziętek - 0,18%, Kornel Morawiecki - 0,13%.  
	 
	Zaskakująco dobrą frekwencję zanotowano w większości gmin dotkniętych przez 
	powódź - poinformowała Państwowa Komisja Wyborcza.  
	 
	Jak powiedział sędzia Stanisław Zabłocki z PKW w gminie Słubice w 
	województwie mazowieckim, powiecie płockim do urn poszło 40,87% uprawnionych 
	do głosowania. W Tarnobrzegu, w województwie podkarpackim zagłosowało 54,69% 
	osób, w gminie Wilków w województwie lubelskim frekwencja wyniosła - 40,28%, 
	w Sandomierzu w województwie świętokrzyskim 50,60%, a w gminie Gorzyce w 
	województwie podkarpackim 41,61%.  
	 
	Zabłocki zauważył, że warto te wyniki porównać z miejscami, gdzie zanotowano 
	najniższą frekwencję w kraju. Szczególnie w województwie opolskim niewiele 
	osób poszło zagłosować. W gminie Radłów było to zaledwie 27,30%, w gminie 
	Imielnica - 31,48%, w gminie Strzeleczki - 32,03%, w gminie Walce - 32,49%. 
	Niską frekwencję zanotowano też w gminie Stary Dzierzgoń w województwie 
	pomorskim, gdzie do urn poszło zaledwie 31,08% uprawnionych do głosowania.
	 
	 
	Po przeliczeniu głosów ze wszystkich okręgowych komisji wyborczych pierwszą 
	turę wyborów prezydenckich wygrał Bronisław Komorowski, zdobywając 41,54% 
	głosów ważnych - ponad 6 milionów 980 tysięcy głosów. Tuż za nim jest 
	Jarosław Kaczyński, który uzyskał 36,40% głosów - czyli blisko 6 milionów 
	130 tysięcy głosów.  
	 
	Frekwencja wyniosła 54,94%, a kart wyborczych wydano 16 mln 929 tys. Przez 
	pełnomocnika głosowało 6 tysięcy 456 osób. Oddano 117 tysięcy 662 nieważnych 
	głosów.  
	(wp.pl)  
	 
	"Przeszedł zły i jeszcze gorszy, będę głosował na złego" 
	 
	Nie jestem zaskoczona, że Bronisław Komorowski nie miał większej przewagi, 
	kampania bez entuzjazmu, a we wczorajszym przemówieniu wypadł dużo gorzej 
	niż pełen demagogicznej energii pan Kaczyński - mówi jedna z popierających 
	Bronisława Komorowskiego podczas sondy Wirtualnej Polski. - Jarosław 
	Kaczyński jest bardziej wyrazisty i łatwiej trafia do ludzi - przyznaje 
	kolejny zwolennik kandydata PO. Na kogo oddadzą głos nasi rozmówcy, których 
	kandydaci nie przeszli do drugiej tury? Większość się zastanawia ale wybiorą 
	mniejsze zło: - Do drugiej tury przeszedł kandydat zły i jeszcze gorszy, ja 
	będę głosował na tego złego - mówi jeden z zapytanych.  
	(wp.pl)  
	Niedziela, 
			2010-06-20 
	Komorowski przed Kaczyńskim, Napieralski na 
	podium  
	 
	Pierwszą turę wyborów prezydenckich w 2010 roku wygrał Bronisław Komorowski 
	- otrzymał 40.7% głosów. Pierwsze sondażowe wyniki TNS OBOP dla TVP wskazują 
	na to, że będziemy mieli II turę wyborów prezydenckich. Z sondażu wynika, że 
	Jarosław Kaczyński otrzymał 35.8% głosów, a Grzegorz Napieralski 14.0%.  
	 
	Według TNS OBOP Janusz Korwin-Mikke otrzymał - 3%, Waldemar Pawlak - 1,9%, 
	Andrzej Olechowski - 1,6%, Marek Jurek - 1,3%, Andrzej Lepper - 1,2%, 
	Bogusław Ziętek - 0,3%, Kornel Morawiecki - 0,2%.  
	 
	Zakończyło się głosowanie w wyborach prezydenckich. Polacy oddawali głosy na 
	terenie całego kraju oraz w ponad 260 obwodach wyborczych poza granicami.
	 
	 
	Komorowski: dogrywka jest najtrudniejsza  
	 
	Bronisław Komorowski serdecznie podziękował za każdy oddany na niego głos. 
	Podkreślił jednak, że najtrudniejsze dopiero przed nim. - Miejmy świadomość, 
	że dogrywka jest najtrudniejsza Mobilizujmy siły na 4 lipca, który będzie 
	finałem wyścigu prezydenckiego - oświadczył.  
	 
	Komorowski gratulował swoim konkurentom, a w szczególności liderowi SLD. - 
	Chciałbym również pogratulować znakomitego wyniku Grzegorzowi Napieralskiemu. 
	Chciałbym, aby ten wynik oznaczał lepsze czasy dla polskiej lewicy, bo jest 
	ona na polskiej scenie absolutnie niezbędna  
	 
	- Będę zabiegał o wszystkie głosy, bo każdy głos w tej II turze może okazać 
	się na wagę złota - zapowiedział kandydat PO na prezydenta.  
	 
	Kaczyński: wybory nie są zakończone  
	 
	- Dziękuje wszystkim za udział w wyborach - powiedział Jarosław Kaczyński. - 
	Kluczem do zwycięstwa, do ostatecznego zwycięstwa, bo te wybory nie są 
	zakończone, jest nasza wiara, nasze przekonanie, że zwyciężyć można i trzeba 
	- przekonywał.  
	 
	- Musimy zwyciężyć dla naszej ojczyzny, dla Polski, ale musimy też pamiętać, 
	że to ma być zwycięstwo w ramach demokracji, tej demokracji, o której 
	odnowie mówiłem w czasie kampanii wyborczej - podkreślił.  
	 
	Kandydat PiS na prezydenta zaznaczył, że w drugiej turze dojdzie do 
	pojedynku dwóch wizji. - W drugiej turze dojdzie do wyboru między dwiema 
	wizjami polityki, dwiema wizjami Polski, bo są zasadnicze różnice pomiędzy 
	mną a panem Komorowskim - oświadczył.  
	 
	- My chcemy polityki na poważnie, my chcemy państwa na poważnie, my chcemy, 
	by polskie problemy, które nie pozostały rozwiązane znalazły w końcu drogę 
	ku rozwiązaniu - powiedział Jarosław Kaczyński.  
	 
	Uprawnionych do głosowania w wyborach prezydenckich było ponad 30 mln 
	Polaków.  
	 
	Głosować można było w 25 506 lokalach wyborczych w kraju, 263 obwodach 
	głosowania za granicą oraz na pokładach trzech statków morskich i dwóch 
	platform wiertniczych. Blisko 7 tys. lokali wyborczych przystosowanych było 
	dla potrzeb wyborców niepełnosprawnych.  
	 
	W Polsce wybory prezydenta odbywają się co 5 lat, chyba że urząd zostanie 
	opróżniony. Ta sama osoba może sprawować urząd prezydenta jedynie przez dwie 
	kadencje.  
	 
	Prezydentem zostaje ten kandydat, który otrzyma ponad połowę wszystkich 
	ważnie oddanych głosów. Frekwencja wyborcza nie wpływa na ważność wyborów
	 
	 
	Państwowa Komisja Wyborcza zarejestrowała 10 kandydatów, którzy wystartowali 
	w wyborach na stanowisko prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej.  
	 
	1) JUREK Marek, lat 49, wykształcenie wyższe historyczne, wykonujący zawód 
	historyka, miejsce pracy: Fundacja Św. Benedykta, zamieszkały w Wólce 
	Kozodawskiej gmina Piaseczno, członek Prawicy Rzeczypospolitej;  
	 
	2) KACZYŃSKI Jarosław Aleksander, lat 61, wykształcenie wyższe prawnicze, 
	poseł na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, zamieszkały w Warszawie;  
	 
	3) KOMOROWSKI Bronisław Maria, lat 58, wykształcenie wyższe historyczne, 
	poseł na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, zamieszkały w Warszawie, członek 
	Platformy Obywatelskiej Rzeczypospolitej Polskiej;  
	 
	4) KORWIN-MIKKE Janusz Ryszard, lat 67, wykształcenie wyższe filozoficzne, 
	wykonujący zawód publicysty i wydawcy, miejsce pracy: Oficyna Konserwatystów 
	i Liberałów, zamieszkały w Józefowie, powiat otwocki, członek partii 
	politycznej Wolność i Praworządność;  
	 
	5) LEPPER Andrzej Zbigniew, lat 56, wykształcenie średnie, wykonujący zawód 
	rolnika, miejsce pracy: własne gospodarstwo rolne, zamieszkały w Zielnowie 
	gmina Darłowo;  
	 
	6) MORAWIECKI Kornel Andrzej, lat 69, wykształcenie wyższe w zakresie nauk 
	fizycznych, emerytowany nauczyciel akademicki, zamieszkały we Wrocławiu;  
	 
	7) NAPIERALSKI Grzegorz Bernard, lat 36, wykształcenie wyższe politologiczne, 
	poseł na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, zamieszkały w Szczecinie, członek 
	Sojuszu Lewicy Demokratycznej;  
	 
	8) OLECHOWSKI Andrzej Marian, lat 62, wykształcenie wyższe ekonomiczne, 
	wykonujący zawód ekonomisty, miejsce pracy: samodzielna działalność 
	gospodarcza, zamieszkały w Warszawie, który złożył następujące oświadczenie: 
	byłem współpracownikiem organów bezpieczeństwa państwa w rozumieniu 
	przepisów powołanej ustawy;  
	 
	9) PAWLAK Waldemar, lat 50, wykształcenie wyższe techniczne, zajmujący 
	kierownicze stanowisko państwowe, pełniący funkcję Wiceprezesa Rady 
	Ministrów, Ministra Gospodarki, zamieszkały w Kamionce gmina Pacyna, członek 
	Polskiego Stronnictwa Ludowego;  
	 
	10) ZIĘTEK Bogusław Zbigniew, lat 45, wykształcenie średnie, wykonujący 
	zawód polityka, miejsce pracy: Wolny Związek Zawodowy „Sierpień 80", 
	zamieszkały w Markowiźnie gmina Ogrodzieniec, członek Polskiej Partii Pracy 
	- Sierpień 80.  
	(wp.pl)  
	 
	W trzech miastach Polski dwie karty do głosowania 
	 
	Wyborca biorący udział w głosowaniu w okręgach wyborczych w Katowicach, 
	Krośnie i Płocku w lokalu wyborczym dostaje dwie karty do głosowania: białą 
	w wyborach prezydenckich i żółtą w uzupełniających wyborach do Senatu.  
	 
	Wybory te okazały się konieczne z powodu tragicznej śmierci trzech senatorów 
	w katastrofie samolotu TU154 pod Smoleńskiem. Wybory do Senatu są 
	większościowe, więc w przypadku rezygnacji lub śmierci któregoś z senatorów 
	konieczne jest przeprowadzenie wyborów uzupełniających.  
	 
	Na senatora głosować może tylko osoba mieszkająca w okręgu wyborczym, w 
	którym odbywają się wybory. Wyborcy udający się do lokali wyborczych powinni 
	zabrać ze sobą dokument tożsamości ze zdjęciem.  
	 
	Wyborcy otrzymują karty do głosowania z nazwiskami kandydatów na senatora. 
	Karty są koloru żółtego. Nazwiska są umieszczone w kolejności alfabetycznej. 
	Przy nazwiskach jest podana nazwa komitetu wyborczego, który wystawił 
	kandydata lub skrót tej nazwy.  
	 
	Głosuje się stawiając znak "x" w kratce znajdującej się z lewej strony 
	nazwiska kandydata. Aby głos był ważny, trzeba postawić znak "x" przy 
	nazwisku jednego kandydata. Głos jest nieważny, jeśli znak "x" nie pojawi 
	się przy żadnym nazwisku lub przy nazwiskach większej niż jeden liczby 
	kandydatów.  
	 
	Znaki, dopiski, a nawet rysunki na karcie do głosowania nie powodują 
	unieważnienia karty i głosu, o ile znajdują się poza kratką, przeznaczoną do 
	wpisania znaku "x".  
	 
	W okręgu wyborczym nr 30 w Katowicach, który obejmuje powiaty: 
	bieruńsko-lędziński oraz miasta na prawach powiatu: Katowice, Chorzów, 
	Mysłowice, Piekary Śląskie, Rude Śląską, Siemianowice Śląskie, 
	Świętochłowice i Tychów uprawnionych do głosowania jest 825 tys. osób.  
	 
	Pierwsze, cząstkowe wyniki wyborów Państwowa Komisja Wyborcza poda tej nocy. 
	Ostateczne wyniki mają być znane jutro. Jeśli żaden z kandydatów na 
	prezydenta nie otrzyma więcej niż 50% głosów, to za dwa tygodnie odbędzie 
	się druga tura wyborów.  
	(IAR)  
	Sobota, 22010-06-19 
	Według Polaków cisza wyborcza jest potrzebna 
	 
	59% Polaków uważa, że cisza wyborcza jest potrzeba - wynika z sondażu SMG/KRC 
	dla TVN24.  
	 
	Według badania, 35% ankietowanych sądzi, że cisza wyborcza, która obowiązuje 
	od piątku o północy do czasu zakończenia głosowania w niedzielę jest 
	zdecydowanie potrzebna, 24% osób ocenia, że jest raczej potrzebna. Zdaniem 
	21% cisza wyborcza raczej nie jest potrzebna, jej zdecydowanymi 
	przeciwnikami jest 13% respondentów.  
	 
	72% Polaków deklaruje, że zagłosuje w w towarzystwie najbliższej rodziny, 
	20% osób pójdzie do lokalu samotnie, a 8% ze znajomymi.  
	 
	Większość badanych głosuje w godz. 10-14 (38%) i od 14 do 18 (36%). Przed 
	godziną 10 udaje się do lokalu wyborczego 13% ankietowanych, po godzinie 18 
	- 9%  
	 
	51% Polaków - odpowiadając na pytanie przy jakiej okazji bierze udział w 
	wyborach - deklaruje, iż do lokalu wyborczego idzie specjalnie, by oddać 
	swój głos. 28% głosuje po mszy, 13% w trakcie wyjścia na spacer. 2% osób 
	pojawia się przy urnie wyborczej przed lub po wyjeździe na weekend; tyle 
	samo przed lub po pracy.  
	(PAP)  
	 
	Naukowcy zbadali DNA kobiety sprzed 4 tys. lat  
	 
	Profil genetyczny kobiety ze schyłku neolitu, czyli sprzed ok. 4 tys. lat 
	udało się odtworzyć naukowcom z Zakładu Medycyny Sądowej Pomorskiej Akademii 
	Medycznej (PAM). Genetycy badają szczątki znalezione w grobie w Czelinie (Zachodniopomorskie).
	 
	 
	- Poznaliśmy profil genetyczny człowieka sprzed czterech tys. lat po 
	wielokrotnych, potwierdzonych badaniach. Nie mamy co do niego wątpliwości - 
	zaznaczył prowadzący badania Andrzej Ossowski z PAM.  
	 
	- Wyizolować DNA jądrowe z materiału sprzed kilku tysięcy lat jest niezwykle 
	trudno - podkreślił Ossowski. Wyjaśnił, że tak stary materiał jest zwykle 
	bardzo zniszczony.- Kluczową rolę gra tu czas od momentu wydobycia 
	znaleziska do podjęcia badań. Aby była szansa na wyizolowanie DNA, kości 
	natychmiast po wydobyciu muszą być zamrożone, nie może też ich dotykać przed 
	badaniami żadna osoba - wyjaśnił Ossowski. Tym razem udało się natychmiast 
	zabezpieczyć materiał do badań, bo genetycy byli wraz z archeologami w 
	trakcie wykopalisk.  
	 
	Nietypowy grób sprzed czterech tysięcy lat, ze szczątkami trzech osób, 
	znaleźli szczecińscy archeolodzy półtora roku temu. Jak powiedział Krzysztof 
	Kowalski archeolog ze Szczecińskiego Muzeum Narodowego szczegółowych badań 
	znalezionych kości podjęto się, bo jest to szczególnie rzadkie znalezisko na 
	terenie Zachodniopomorskiego.  
	 
	- W tym okresie chowano ludzi w pojedynczych grobach, natrafiamy jednak 
	czasami na groby zbiorowe. Pierwsza myśl to taka, że pochowano razem 
	członków rodziny - ale tego nic nie potwierdza. Mogą być to równie dobrze 
	zupełnie obcy ludzie grzebani razem z jakichś nieznanych jeszcze powodów. 
	Kowalski ma nadzieję, że po zakończeniu badań będzie wiadomo, czy 
	pokrewieństwo łączyło tych ludzi sprzed 4 tys. lat.  
	 
	Przebadania pod kątem genetycznym podjęli się naukowcy z PAM, którzy na co 
	dzień zajmują się badaniami szczątków szczególnie zniszczonych np. spalonych 
	lub bardzo starych dla potrzeb medycyny sądowej. Ossowski powiedział, że 
	rozpoznano profil genetyczny jednej z trzech osób z grobu. Kolejne badania 
	zmierzają do ustalenia pokrewieństwa między pochowanymi razem ludźmi.  
	 
	- Genetyka jest dziedziną rozwijającą się niezwykle szybko, opracowywane są 
	nowe metody badawcze. Sadzę, że w niedalekiej przyszłości będziemy mogli 
	przebadać to DNA pod kątem zmian i ustalić np. na jakie choroby cierpiał 
	człowiek z neolitu - powiedział Ossowski.  
	(PAP)  
	 
	Magdalena Abakanowicz kończy 80 lat 
	 
	Magdalena Abakanowicz - jedna z najwybitniejszych polskich plastyczek, 
	której nazwisko znajduje się we wszystkich leksykonach sztuki współczesnej; 
	twórczyni abakanów, które zrewolucjonizowały rzeźbę i tkaninę artystyczną - 
	kończy w niedzielę 80 lat.  
	 
	Prace artystki - liczący 83 rzeźby cykl "Bambini" (1998-2007) oraz 
	monumentalną "Głowę" - można aktualnie oglądać, na otwartej 12 czerwca, 
	wystawie "Abakanowicz. Nareszcie w Warszawie!" w ogrodach Zamku Królewskiego. 
	"Jeśli ktoś stojąc przed moim dziełem pyta: 'co ono znaczy?', ja odwracam 
	pytanie. 'Co pan czy pani myśli, że ono znaczy?' Dowiaduję się jak oni je 
	interpretują, to szalenie interesujące" - mówiła Abakanowicz na wernisażu w 
	Warszawie. Jak oceniła, jej sztuka jest w pewnym stopniu opowieścią o 
	niepewnościach i wątpliwościach, które towarzyszą ludzkiej egzystencji.  
	 
	Przegląd twórczości artystki - od lat 60. do początku XXI wieku - 
	zaprezentowany zostanie również w Krakowie. Na otwartej w piątek wieczorem 
	ekspozycji zaprezentowane zostały m.in. "Abakan okrągły" (1967) czy tłum 
	rzeźbionych w tkaninie postaci bez twarzy - "Plecy" (1976).  
	 
	Magdalena Abakanowicz urodziła się 20 czerwca 1930 r. w Falentach niedaleko 
	Warszawy. Studiowała na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie i w Wyższej 
	Szkole Sztuk Plastycznych w Sopocie, w pracowniach: Marka Włodarskiego i 
	Eleonory Plutyńskiej. Studia nie spełniły jednak jej marzeń. "Nauka sztuki 
	była strasznym rozczarowaniem. Okazało się od razu, że moja wyobraźnia nie 
	daje się nagiąć do obowiązujących reguł i przepisów, że moja skóra jeży się 
	wobec uprawianej estetyki, że wreszcie modne filozofie nie dają się pogodzić 
	z moją własną. Było mi źle. Byłam złą studentką" - napisała po latach 
	Abakanowicz.  
	 
	Zaraz po studiach tworzyła monumentalne gwasze, pełne dzikich barw, 
	fantastycznych roślin i stworzeń. Szybko jednak odeszła od malarstwa. Zajęła 
	się tkaniną, starała się nadać jej trójwymiarowość. Od połowy lat 60. 
	tworzyła olbrzymie prace wykonane tradycyjną techniką tkacką z barwionego 
	sizalu, które miały cechy w pełni przestrzenne: jednocześnie rzeźbiarskie i 
	architektoniczne. Zrewolucjonizowały one spojrzenie na tkaninę artystyczną - 
	zrywały całkowicie z płaszczyznowością tkanin przeznaczonych do dekoracji 
	wnętrz. Od nazwiska twórczyni nazwano je abakanami.  
	 
	"To samoistne twory, zawieszone swobodnie w przestrzeni, bez ścian w roli 
	tła bądź podpory, zapętlone w środku, a przy tym otwarte, dostępne zmysłom 
	ze wszystkich stron, również od wewnątrz" - tak Ewa Hornowska opisała 
	abakany w katalogu jednej w wystaw artystki.  
	 
	Abakany wywoływały wiele dyskusji w środowisku, spotykały się zarówno z 
	zachwytem - artystka otrzymała za nie Złoty Medal na Biennale w Sao Paulo w 
	1965 r., jak i z ostrą krytyką - tak było na wystawie indywidualnej artystki 
	w Zurychu dwa lata później.  
	 
	Międzynarodową pozycję artystki ugruntowały jej prace z lat 70. z cykli "Alteracje" 
	(obejmujący serie takie jak m.in. "Głowy", "Plecy", "Postaci siedzące") oraz 
	"Embriologia" - ewoluujące od wydrążonych bezgłowych ludzkich tułowiów i 
	sylwetek do form organicznych przypominających jaja. Są one także tworami 
	pomiędzy tradycyjną rzeźbą i tradycyjną tkaniną - zostały wykonane z lin 
	konopnych i płótna z juty nasyconych i utwardzonych żywicą syntetyczną. "Embriologia" 
	wzbudziła ogólny aplauz na Biennale w Wenecji w 1980 r.  
	 
	W latach 80. artystka zaczęła pracować w tradycyjnych materiałach 
	rzeźbiarskich, takich jak brąz, kamień i drewno. Podobnie, jak w przypadku 
	tkanin, wyraźnie zaznaczała ich właściwości, w tym organiczność, tak było np. 
	w cyklu "Gry wojenne", gdzie wykorzystywała pnie i konary starych drzew 
	ściętych przez drogowców.  
	 
	Lata 80. oraz następne to także czas tworzenia przez Abakanowicz wielkich 
	realizacji przestrzennych na wolnym powietrzu, m.in. we Włoszech, Izraelu, 
	Niemczech, Stanach Zjednoczonych, Korei Południowej, na Litwie. Jedna z 
	największych z nich "Nierozpoznani" - tworzy ją 112 postaci odlanych z 
	żeliwa - znajduje się w poznańskim parku na Cytadeli.  
	 
	"Będę zapewne zawsze porzucała jedne techniki i materiały na rzecz drugich 
	(...) Najciekawiej jest posługiwać się techniką, której się jeszcze nie zna, 
	i budować formy, których się jeszcze nie zna" - przyznała kiedyś artystka.
	 
	 
	W latach 90. rzeźbiarka zafascynowana japońskim tańcem butoh - tworzyła 
	choreografie dla tancerzy polskich i japońskich. Wzięła też udział w 
	konkursie ogłoszonym przez władze Paryża na opracowanie planu dzielnicy, 
	która ma być przedłużeniem osi stolicy Francji w kierunku zachodnim, poza 
	dzielnicą La Defence. Abakanowicz, która wygrała konkurs, zaproponowała 
	nowatorską koncepcję stworzenia idealnej ekologicznej dzielnicy - 
	wzniesienia kilkudziesięciu budynków o wysokości ok. 25 pięter. Miały mieć 
	one kształty organiczne, nawiązujące do drzew - stąd nazwa koncepcji "Architektura 
	arborealna". Od dołu do góry pokrywać je miała pnąca roślinność, wyrastającą 
	na różnych poziomach fasad.  
	 
	Choć sama artystka nie wspominała dobrze swoich studiów, przez wiele lat - 
	od 1965 r. do 1990 r. - prowadziła zajęcia w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk 
	Plastycznych w Poznaniu (obecnie noszącej nazwę Akademia Sztuk Pięknych); od 
	1979 r. ma tytuł profesorski. Prowadziła też zajęcia na uczelniach za 
	granicą (m.in. w Kalifornii w Stanach Zjednoczonych, w Kanadzie i Australii). 
	Ma doktoraty honoris causa m.in. Royal College of Art w Londynie i Pratt 
	Institute w Nowym Jorku.  
	 
	Prace Abakanowicz znajdują się w zbiorach ponad 70 muzeów i kolekcji 
	publicznych na całym świecie m.in. Muzeum Narodowego w Warszawie, Wrocławiu 
	i Poznaniu, Muzeum Sztuki w Łodzi oraz Centre George Pompidou w Paryżu, 
	Metropolitan Museum w Nowym Jorku i Museum of Modern Art w Kioto. 
	(PAP) 
	 
	Watykan: nie będzie rehabilitacji abp. Paetza  
	 
	Rzecznik Watykanu ksiądz Federico Lombardi oświadczył, że nie zdjęto 
	restrykcji, nałożonych na arcybiskupa Juliusza Paetza, zdymisjonowanego 8 
	lat temu w związku z zarzutami molestowania seksualnego seminarzystów.  
	 
	- Kryteria i restrykcje, ustalone w 2002 roku i do tej pory przestrzegane, 
	nie zostaną zmienione - powiedział ks. Lombardi podczas rozmowy z 
	dziennikarzami.  
	 
	- Bezpodstawne jest mówienie w tym przypadku o rehabilitacji - dodał. Tak 
	odniósł się do rozgłosu, jaki nadano sprawie byłego metropolity poznańskiego 
	we włoskich mediach. Za polską prasą informowały one o tym, że Watykan 
	cofnął wydany arcybiskupowi Paetzowi zakaz publicznego odprawiania liturgii 
	i udzielania sakramentów.  
	 
	Ksiądz Lombardi wyjaśnił, że przedmiotem korespondencji z Watykanem była 
	sprawa udzielenia zgody na przewodniczenie uroczystości liturgicznej na 
	zaproszenie jednego z proboszczów. W sytuacji, w jakiej jest arcybiskup 
	Paetz, wymagało to zgody Stolicy Apostolskiej.  
	 
	Watykański rzecznik podkreślił, że całkowicie bezpodstawne są również 
	doniesienia o tym, jakoby obecny metropolita poznański arcybiskup Stanisław 
	Gądecki zrezygnował z urzędu lub rozważał taką możliwość.  
	 
	W 2002 roku dziennik "Rzeczpospolita" w tekście "Grzech w Pałacu 
	Arcybiskupim" napisał, że abp Paetz molestował seksualnie kleryków i księży. 
	Według dziennika, o skłonnościach homoseksualnych hierarchy wiadomo było 
	wtedy od co najmniej dwóch lat. Metropolita ustąpił ze stanowiska, ale 
	pozostał w Poznaniu jako biskup senior. Nigdy nie potwierdził stawianych mu 
	zarzutów. Żaden z rzekomo pokrzywdzonych kleryków nie złożył zawiadomienia w 
	sprawie molestowania, więc sprawa nie była badana też przez prokuraturę.  
	 
	Polscy biskupi dementują doniesienia dotyczące przywrócenia arcybiskupa 
	Juliusza Paetza i związanej z tym rezygnacji metropolity poznańskiego 
	arcybiskupa Stanisława Gądeckiego. Poinformował o tym podczas konferencji 
	podsumowującej konferencję episkopatu polski w seminarium Hosianum w 
	Olsztynie, sekretarz generalny episkopatu biskup Stanisław Budzik. 
	Hierarchowie podkreślili, że żadna rezygnacja nie została złożona, a 
	rozporządzenie sprzed kilku lat odnośnie arcybiskupa Paetza pozostaje w mocy.
	 
	 
	Szef Katolickiej Agencji Informacyjnej Marcin Przeciszewski uważa, że 
	oświadczenie rzecznika Watykanu na temat sytuacji arcybiskupa Juliusza 
	Paetza pokazuje prawdę. Zwraca uwagę, że żadne nowe decyzje Stolicy 
	Apostolskiej w sprawie hierarchy nie zapadły, a oświadczenie zamyka dyskusję 
	i ucina spekulacje, z którymi mieliśmy do czynienia w ostatnim czasie.  
	 
	Marcin Przeciszewski podkreśla, że w sprawie arcybiskupa Paetza była 
	prowadzona korespondencja, ale nie zapadły żadne decyzje. Szef KAI pytany, 
	czy arcybiskup poznański Stanisław Gądecki mógłby złożyć posługę 
	odpowiedział, że hierarcha sprzeciwił się jedynie zmianom stanowiska 
	Kościoła odnośnie arcybiskupa Paetza i jego zdanie zostało uszanowane.  
	(PAP)  Piątek, 
	2010-06-18 
	 
	Ostatecznie pochowali Stanisława 
	Pyjasa 
	 
	Na cmentarzu w Gilowicach odbył się pochówek ekshumowanych dwa miesiące temu 
	szczątków Stanisława Pyjasa. Uroczystość zgromadziła grono najbliższych. 
	Trumna ze szczątkami spoczęła ponownie w rodzinnym grobie. Modlitwę nad 
	otwartą mogiłą zmówił proboszcz miejscowej parafii ksiądz Wacław Kozicki.
	 
	 
	Szczątki Stanisława Pyjasa, członka przedsierpniowej opozycji demokratycznej, 
	ekshumowane zostały 20 kwietnia na potrzeby śledztwa, prowadzonego przez 
	krakowski IPN, a mającego wyjaśnić okoliczności i przyczyny śmierci 
	krakowskiego studenta. Wkrótce po ekshumacji w innej trumnie pochowane 
	zostały szczątki pozostałych członków rodziny, spoczywających w tym samym 
	grobie.  
	 
	Ciało Pyjasa znaleziono 7 maja 1977 r. w bramie kamienicy przy ul. Szewskiej 
	w Krakowie. Prokuratura umorzyła wówczas śledztwo, uznając, iż zebrany 
	materiał dowodowy prowadzi do wniosku, że wyłączną przyczyną śmierci 
	Stanisława Pyjasa był nieszczęśliwy wypadek spowodowany przez niego samego.
	 
	 
	Według prokuratury, najprawdopodobniej znajdujący się w stanie "poważnego 
	stanu nietrzeźwości" student potknął się o nierówności posadzki. - To 
	spowodowało nieamortyzowany rękami upadek, utratę przytomności, obrażenia i 
	krwotok, w wyniku którego nastąpiło zachłyśnięcie się i uduszenie - 
	stwierdziła prokuratura.  
	 
	Dla przyjaciół i znajomych Pyjasa ta wersja okoliczności jego śmierci była 
	od początku niewiarygodna, wiedzieli, że interesowała się nim SB. Śledztwo 
	wznowiono w 1991 r., a potem jeszcze kilkakrotnie podejmowano i umarzano z 
	powodu niemożności wykrycia sprawców. Według ustaleń, Stanisław Pyjas został 
	śmiertelnie pobity. Jego śmierć była impulsem do utworzenia w 1977 r. 
	Studenckiego Komitetu Solidarności.  
	 
	Obecnie sprawę bada krakowski IPN. Jest to już piąte śledztwo ws. śmierci 
	Pyjasa. IPN przejął je formalnie 21 maja 2008 roku w związku z pojawieniem 
	się nowych dokumentów. W toku śledztwa przesłuchano kilkudziesięciu nowych 
	świadków. Z nowych ustaleń wyłoniło się przekonanie, że sprawa dotyczy nie 
	śmiertelnego pobicia, ale zabójstwa krakowskiego studenta.  
	 
	W ramach tego śledztwa 20 kwietnia odbyła się ekshumacja szczątków 
	Stanisława Pyjasa. Po oględzinach w krakowskim Zakładzie Medycyny Sądowej 
	przewieziono je do ZMS we Wrocławiu. Biegli mają odpowiedzieć na 22 pytania, 
	sformułowane przez IPN. Jak wynika z informacji uzyskanych przez PAP, 
	wstępna opinia z badania szczątków ma być znana po wakacjach.  
	(PAP)  
	 
	Eksperci tłumaczą, skąd się biorą różnice w sondażach  
	 
	Różnice w wynikach sondaży są naturalne; wynikają ze stosowania przez 
	pracownie różnych metod doboru próby i przeprowadzania wywiadu, a także 
	formułowania pytań i prezentacji wyników - uważają eksperci z TNS OBOP i 
	CBOS.  
	 
	Dyrektor CBOS Mirosława Grabowska mówi, że różnice w wynikach sondaży 
	różnych pracowni w odniesieniu do tych samych kandydatów są naturalne. - 
	Biorą się one stąd, że firmy badawcze pracują na różnych próbach, robią 
	badania w różny sposób - niektóre telefonicznie, inne osobiście - inaczej 
	formułują pytania i inaczej prezentują wyniki. Wziąwszy pod uwagę te cztery 
	różnice, rozbieżności w wynikach poszczególnych pracowni nie są niczym 
	dziwnym - zaznaczyła.  
	 
	- Jeżeli chodzi o pierwszy element - próbę - to może ona być wylosowana lub 
	dobrana, może dotyczyć ludzi albo numerów telefonicznych. Jeżeli chodzi o 
	sposób przeprowadzania wywiadów, to albo są one bezpośrednie, albo 
	telefoniczne - podkreśliła.  
	 
	- Osobiście mam nieco większe zaufanie do wywiadów "face-to-face", ale to 
	nie oznacza, że badania realizowane przez telefon są złe, bo gdyby były złe, 
	nikt by ich nie robił. Po prostu wydaje mi się, że bardziej wiarygodne 
	odpowiedzi uzyskuje się w rozmowie bezpośredniej niż telefonicznej - oceniła.
	 
	 
	Jak dodała Grabowska, jeśli zamawiającemu sondaż zależy na czasie, to 
	badanie musi zostać przeprowadzone telefonicznie, bo nie jest możliwe 
	bezpośrednie przebadanie 1000 osób w ciągu jednego dnia. Grabowska 
	zaznaczyła, że CBOS nie przeprowadza badań telefonicznych.  
	 
	Lider Sektora Badań Społecznych i Politycznych TNS OBOP Urszula Krassowska 
	wskazała, że na zjawisko zróżnicowania wyników sondaży wpływa także czas 
	przeprowadzania badania. - Nawet to, w jakich godzinach sondaż był 
	realizowany. Szczególnie w ostatnich dniach kampanii wyborczej, kiedy do 
	wyborców na bieżąco docierają nowe informacje - powiedziała.  
	 
	- Bardzo ważny jest też sposób sformułowania pytania i co za tym idzie, 
	sposób obliczania i prezentowania wyników - zaznaczyła. Oceniła, że obecnie 
	panuje bałagan w prezentowaniu wyników sondaży, które - mówiła - nie są 
	sprowadzane do jednego wspólnego mianownika. - Różnice w wynikach biorą się 
	stąd, że wyniki nie są podawane według tej samej formuły procentowania, 
	według tego samego sposobu obliczania - powiedziała.  
	 
	Jak tłumaczyła, jeżeli poparcie dla kandydatów jest podawane w odniesieniu 
	do wszystkich ankietowanych - łącznie z tymi, którzy udzielili odpowiedzi "trudno 
	powiedzieć" albo "nie wiem na kogo zagłosuję" - będzie ono niższe niż w 
	przypadku, gdy jest podawane w odniesieniu tylko do osób zdeklarowanych, na 
	kogo zagłosują. Podobnie dzieje się w wypadku, gdy wskaźniki sympatii 
	politycznych są obliczane w odniesieniu do całej grupy badanych bądź tylko 
	do grupy osób, które deklarują udział w wyborach.  
	 
	- Znaczenie ma też sposób dobierania próby i docierania do respondentów - 
	powiedziała Krassowska. Zaznaczyła, że wiele osób odmawia udziału w badaniu 
	i stąd się biorą niedoszacowania niektórych kandydatów. Jak tłumaczyła, 
	jeśli pewne grupy odmawiają udziału w badaniu, to siłą rzeczy nie będą one w 
	tym badaniu reprezentowane.  
	 
	Jak mówiła, udziału w badaniach odmawiają często osoby popierające skrajnych 
	kandydatów oraz takich, którzy w swoich wystąpieniach sami podważają 
	wiarygodność sondaży. - Jeżeli elektoraty nie uczestniczą w sondażach, to 
	koło się zamyka, ponieważ nie ma możliwości, by sondaż precyzyjnie 
	zdiagnozował wielkość tego elektoratu - zaznaczyła Kossowska.  
	 
	Jak wyjaśniła, elektoraty kandydatów są zróżnicowane także pod względem 
	korzystania z telefonii komórkowej, co ma znaczenie przy sondażach 
	przeprowadzanych telefonicznie. - Można powiedzieć, że w badaniach 
	telefonicznych mogą być niedoszacowane młode grupy wiekowe, które są trudne 
	do uchwycenia pod telefonem stacjonarnym - powiedziała.  
	 
	- Z drugiej strony pojawia się pytanie, czy rzeczywiście te młode grupy 
	pójdą głosować i czy rzeczywiście ich niedoszacowanie w sondażach przełoży 
	się potem na efekt zgodności wyników z rzeczywistymi efektami wyborów - 
	zaznaczyła.  
	 
	- TNS OBOP stosuje metodę łączenia prób, dzwoniąc na telefony stacjonarne i 
	komórkowe. Wykorzystujemy też taki model, w którym - jeśli badanie 
	realizujemy w ciągu dnia - dzwonimy również do zakładów pracy i docieramy 
	wtedy do osób pracujących, a dzwoniąc na telefony stacjonarne docieramy do 
	osób, które w danym momencie nie pracują - powiedziała Krassowska.  
	 
	- Nie można też zapominać, że to wszystko jest statystyka - podkreśliła. 
	Zaznaczyła, że wyniki sondaży należy czytać z uwzględnieniem maksymalnego 
	błędu statystycznego, który dla próby 1000-osobowej wynosi plus/minus 3%, a 
	dla próby 500-osobowej 4,5%. - Im mniejsza próba, tym większy błąd - dodała. 
	Oznacza to - wyjaśniła - że podany wynik na przykład 51% poparcia dla danego 
	kandydata to tak naprawdę przedział 48-54% przy próbie 1000-osobowej.  
	 
	Z kolei politolog dr Jarosław Flis zwrócił uwagę, że część wyborców udziela 
	takich odpowiedzi na pytania ankieterów, które - ich zdaniem - mogą się 
	ankieterowi spodobać. Unikają - mówił - odpowiedzi niepoprawnych politycznie.
	 
	 
	Zaznaczył, że jest też grupa takich respondentów, którzy nie zamierzają 
	pójść do urn wyborczych, ale wiedzą, że poprawnie jest zadeklarować udział. 
	Ta grupa - powiedział dr Flis - często podaje w badaniu, że będzie głosować 
	na najpopularniejszego kandydata, stąd bywa, że jest on przeszacowany. - 
	Zwykle jest tak, że lider jest przeszacowany, bo ludzie wiedzą, że jest 
	popularny i dobrze jest deklarować głosowanie na niego, a później nie 
	głosują w ogóle - powiedział.  
	 
	- Sondaże to obraz krótkowidza bez okularów, zawsze jest trochę rozmyty. 
	Może to i dobrze, bo inaczej wybory nie byłyby potrzebne - dodał.  
	(PAP)  
	 
	Do Polski przyleciało ciało kpr. Grzegorza Bukowskiego  
	 
	Na wojskowej części warszawskiego lotniska Okęcie wylądował samolot z trumną 
	zabitego w Afganistanie kaprala Grzegorza Bukowskiego. Żołnierz zginął we 
	wtorek w trakcie ostrzału rakietowego polskiej bazy Warrior.  
	 
	Przywitanie poległego na afgańskiej misji kaprala Bukowskiego odbędzie się 
	zgodnie z wojskowym ceremoniałem.  
	 
	W powitaniu żołnierza biorą udział między innymi marszałek Bronisław 
	Komorowski oraz szef MON Bogdan Klich.  
	(IAR) 
		Czwartek, 2010-06-17   
		Polski MSZ do MSZ Rosji ws. dokumentów ze 
		śledztwa smoleńskiego  
		 
		Rzecznik MSZ Piotr Paszkowski powiedział, że resort wystosował notę 
		dyplomatyczną do rosyjskiego MSZ, w której wyraził oczekiwanie, że 
		dokumentacja dotycząca śledztwa ws. katastrofy pod Smoleńskiem będzie 
		przekazywana stronie polskiej "możliwie szybko".  
		 
		- W ogólnej nocie, którą przekazaliśmy niedawno stronie rosyjskiej 
		wzmiankowaliśmy, że oczekujemy, że dokumentacja odnosząca się do 
		postępów śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej będzie przekazywana 
		polskiej prokuraturze, organom śledczym możliwie szybko - powiedział 
		Paszkowski. Jak dodał, nota ta została przekazana w ostatnich dniach.
		 
		 
		W śledztwie prowadzonym przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie 
		w sprawie katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem 10 kwietnia 
		strona polska wystosowała do tej pory pięć wniosków o pomoc prawną. 
		Chodzi w nich m.in. o przekazanie dokumentów, dodatkowe oględziny 
		miejsca katastrofy i przesłuchanie niektórych świadków w obecności 
		polskiego prokuratora.  
		 
		W ubiegłym tygodniu w Moskwie był szef MSWiA Jerzy Miller. Był z nim tam 
		też naczelny prokurator wojskowy, który rozmawiał o przyśpieszeniu 
		współpracy śledczych i przekazaniu Polsce dokumentów ze śledztwa.  
		 
		Pod koniec maja szef MSWiA, jednocześnie szef polskiej komisji badającej 
		sprawę katastrofy, przywiózł z Rosji stenogram z rozmów załogi, 
		przygotowany przez tamtejszych ekspertów, a także kopie nagrań z 
		czarnych skrzynek samolotu, na podstawie których polscy specjaliści będę 
		mogli przygotować własne odczyty. Stenogram z Rosji został upubliczniony.
		 
		(PAP)  
		 
		Talibowie wiedzą wszystko o Polsce i dlatego atakują  
		 
		Talibowie są zorganizowanym ruchem oporu. Mają rozwinięty system 
		zbierania informacji. Wiedzą, że u nas są wybory i nie jest wykluczone, 
		że właśnie dlatego atakują Polaków - twierdzi na łamach "Polski The 
		Times" gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca sił lądowych.  
		 
		Jego zdaniem "być może zaistniał tutaj casus hiszpański. Pamiętamy 
		wszyscy wybory w Hiszpanii w 2004 r. i ówczesne deklaracje lidera lewicy 
		Jose Zapatero, że gdy on i jego ugrupowanie zwyciężą w głosowaniu do 
		parlamentu, natychmiast wycofają żołnierzy hiszpańskich z Iraku. Podczas 
		tej kampanii zaczęły się kumulować ataki na hiszpańskie cele. Doszło do 
		serii zamachów terrorystycznych na dworce w Madrycie. Hiszpańscy 
		żołnierze stacjonujący w Iraku byli częściej i bardziej zajadle 
		atakowani. Tak więc to, co działo się w Hiszpanii, miało bezpośredni 
		wpływ na działania irackich rebeliantów i niejako dopingowało ich do 
		dalszych wzmożonych działań".  
		 
		W nawiązaniu do zapowiedzi rychłego wycofania polskich żołnierzy z 
		Afganistanu, Skrzypczak mówi, że byłaby to zła decyzja, chociażby w 
		kontekście tego, że musimy pamiętać wszyscy, iż NATO jest gwarancją 
		naszego bezpieczeństwa. NATO jest systemem kolektywnej obrony, a my 
		jesteśmy elementem w tym systemie. Nasze wyłamanie się teraz podważa 
		naszą wiarygodność jako elementu całego tego systemu zbiorowego.  
		 
		Sojusz północnoatlantycki jest szacowną instytucją i oczywiście przyjmie 
		do wiadomości nasze stanowisko, uważa generał. Należy jednak pamiętać, 
		że będzie to miało jakieś konsekwencje dla nas jako członka sojuszu. 
		Staniemy się mało wiarygodni.  
		(PAP) 
	 
												 
   |