079-OKanado.htm
Polonia Winnipegu
 Numer 79

        18 czerwca 2009      Archiwa Home Kontakt

Wydawca


Bogdan Fiedur
Bogdan Fiedur
 

 

zapisz Się Na Naszą listę


Proszę kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.

Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego linku.

 

 

Przyłącz się

Jeśli masz jakieś informacje dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z naszymi czytelnikami, to prześlij je do nas. Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować nas o wszystkich wydarzeniach polonijnych.

 

 

Promuj polonię

Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób.  Mój apel jest aby dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.

Tutaj są instrukcj
e jak dodać stopkę używając Outlook Express.

Kli
knij Tools-->Options --> Signatures

Zaznacz poprzez kliknięcie
Checkbox gdzie pisze

Add signature to all outgoing messages


W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.

Polonijny link Winnipegu
http://www.polishwinnipeg.com

albo

Polish Link for Winnipeg
http://www.polishwinnipeg.com


Po tym kliknij Apply

I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express

Polonijny Biuletyn Informacyjny w Winnipegu

O` Canado! czyli zmagania lekarza emigranta książka doktora
Jerzego Pawlaka.

INDEX

O`KANADO! CZYLI ZMAGANIA LEKARZA EMIGRANTA

A więc może przez kilka chwil znajdziemy się w Libii. Przed przybyciem do
Kanady pracowałem na kontrakcie w Libii w uniwersyteckim szpitalu w Benghazji.
Tam zacząłem pracę jako bramkarz tzn. stałem na bramce w izbie przyjęć i muszę
przyznać, że była to dla mnie prawdziwa szkoła życia. Kiedy przybyłem do Libii mój
angielski był prawie zerowy.

Zdałem wprawdzie egzamin, ponieważ skłamano, że będę pracował w laboratorium
i po przybyciu na miejscu podciągnę swoją znajomość angielskiego. Powiedziałem, że
skłamano-istotnie to była prawda, ponieważ ktoś mi życzliwy chciał przepchnąć mnie
dalej. Nie muszę tłumaczyć, że czasami Polacy są, albo też starają się być życzliwi
w stosunku do siebie. I tak też się stało, postawiony na bramce, bałem się odbierać
telefony w izbie przyjęć, których czasami nie byłem w stanie zrozumieć, zwłaszcza gdy moim rozmówcą był Pakistańczyk czy też lekarz z Bangladeszu. Ich śpiewny
akcent deprymował mnie na tyle, że czasami po usłyszeniu znajomej nuty odkładałem
szybko telefon i jeszcze szybciej oddalałem się od niego. Myślę, że pozostawiono mnie
w szpitalu tylko dlatego, że w Polsce miałem kontakt z echokardiografi ą. Praktycznie
była to kilkugodzinna asysta w trakcie pracy tej maszyny. Moi pracodawcy postanowili
wykorzystać mnie do złożenia i uruchomienia 12 aparatów echokardiografi i, które
zostały zakupione i ciągle w częściach spoczywały w magazynie szpitalnym. A więc
przez przypadek stałem się ponownie ważną osobistością w libijskim szpitalu.

Na izbie przyjęć bardzo często bywałem sam, ponieważ jugosłowiańskie pielęgniarki
pracowały tu ponad dwa lata i większość z nich dzieliła wiarę libijskich pracodawców,
którzy w stosunku do nich byli bardziej tolerancyjni. W szpitalu zawsze dyżurował
tzw. ”modir” czyli dyrektor, który był odpowiedzialny za szpitalny porządek i pracę
personelu. Byli to młodzi ludzie, którzy chętnie zapraszali na rozmowy pielęgniarki.
Muszę jednak przyznać, że z chwilą kiedy zaczęli się pojawiać pacjenci w izbie przyjęć
to pielęgniarki powracały często w towarzystwie tego „modira”, który w większości
okazywał się bardzo pomocny przy rozładowaniu czasami dość spornych czy też
drastycznych problemów, jakie miały miejsce w izbie przyjęć. Przybyłym pacjentom
zwykle towarzyszyły liczne rodziny i w godzinach szczytu w izbie przyjęć było czasami
około 80 ludzi. Każda z rodzin starała się jak najszybciej przyciągnąć lekarza do swego
chorego. Każdego więc dnia po przebytym dyżurze byłem mile zaskoczony tym, że nie
zostałem porozrywany na strzępy.

Nigdy nie zapomnę nocnego dyżuru, na którym zostałem wezwany celem
konsultacji do starszego mężczyzny z przewlekłą chorobą płuc tzw. „Cor pulmonaleserce
płucne”. Chory po prostu dusił się, a w drogach oddechowych miał bardzo dużo
wydzieliny. Postanowiłem go zaintubować i dokonać tzw. toalety dróg oskrzelowych co
znaczyło po prostu odessanie tej wydzieliny z dróg oskrzelowych. Miałem przy sobie
fentanyl z Polski i dzięki niemu udało mi się uspokoić chorego i bez większego kłopotu
to zrobić. Fentanyl powtarzałem kilkakrotnie i podłączyłem delikwenta do respiratora,
czyli aparatu, który pomagał mu oddychać i prawidłowo natlenić krew. Oczywiście
ręce chorego były unieruchomione, aby ten ostatni nie usunął rurki inkubacyjnej.
Odwiedzałem pacjenta co godzinę i zadowoleniem obserwowałem poprawę jego
stanu. W tym dniu na izbie przyjęć panował względny spokój i jedna z pielęgniarek
widząc moje zmęczenie zasugerowała mi drzemkę w jednym z pokoi pacjentów, który
tego dnia był pusty. Skorzystałem z tej sposobności, ale mój sen był bardzo krótki,
ponieważ zasnąłem tuż przed modlitwą poranną o godzinie szóstej rano. Obudził mnie
nagle głośny śpiew jednego z pacjentów z sąsiedniej sali, który nie zauważywszy mojej
osoby położył swój dywanik prawie przy moim łóżku i dokonywał dość głośno swoich
religijnych obrzędów. Zerwałem się wystraszony, bo przez moment zapomniałem
w jakim świecie wtedy żyłem. Przeraziło to rόwnież modlącego Araba bo moje łόżko
zasłaniał parawan i nagły ruch kotary zaskoczył go. Natychmiast po obudzeniu udałem
się do mego podopiecznego i zamarłem z przerażenia. Chory nie żył, był zaintubowany
podłączony do respiratora z przywiązanymi rękami do łóżka. Respirator nie pracował
i zobaczyłem, że po prostu został wyłączony. Pacjent został uduszony.

Zdałem sobie sprawę, że moje postępowanie przyśpieszyło tylko jego śmierć.
Nurtowało mnie pytanie:

”Czy to był tylko przypadek, czy też wyrachowanie?”

Nie mogłem w to uwierzyć, próbowałem nawet rozmawiać o tej sprawie z arabskim
szefem oddziału, oraz z libijskimi lekarzami. Zamiast odpowiedzi było milczenie
i obojętne prawie zimne spojrzenia.

Drugą dziwną libijską historię również dobrze zapamiętałem. Pamiętam przerażoną
i zapłakaną twarz młodego libijskiego studenta medycyny, który przybył do gabinetu
lekarskiego prosząc o interwencję w sprawie pobitego wujka. Jego krewny został
pobity przez drugiego Araba, doznając urazu głowy. Został przyjęty do szpitala, gdzie
rozpoznano krwiak podtwardówkowy.

Pacjent miał być operowany następnego dnia przez polskiego neurochirurga. Młody
student zaczął nas prosić, aby zaniechano operacji w Libii i wysłano wujka do Anglii.
Próbowaliśmy mu wytłumaczyć, że polski chirurg jest doświadczonym operatorem,
a sam zabieg nie jest zbyt skomplikowany. Młody niepocieszony student opuścił pokój aby w dwie godziny później pojawić się ponownie. Tym razem był bardziej niespokojny,
zaczął opowiadać swoją historię od czasu do czasu przerywaną płaczem.

On został wytypowany na rodzinnej naradzie jako osoba odpowiedzialna za odwet
w przypadku śmierci wujka w Libii. Jeżeli wujek umrze poza granicami kraju to wtedy
on jest wolny od zemsty. Prawa Koranu są dość proste, ale zarazem okrutne.
Od pięciu lat toczy się proces skazanych pracowników służby zdrowia pracujących
na oddziale pediatrycznym szpitala Benghazji - za umyślne zakażenie leczonych tam
dzieci AIDS-em. W grupie skazanych jest jeden lekarz palestyński i pięć bułgarskich
pielęgniarek. Proces odbył się w Tripoli - wszyscy otrzymali wyroki śmierci. Świat
protestuje, ale czy to pomoże? Przeprowadzono śledztwo, w którym brak jest
dowodów...

Teraz może przejdziemy do mniej smutnych wydarzeń czy ciekawostek libijskiego
życia. Przywódca libijski Omar Khadafi zawsze marzył o zjednoczeniu wszystkich
Arabów w czym uważał i może słusznie, że przeszkadzali mu Amerykanie.
Chciał być potęgą militarną i pomimo małej liczby mieszkańców w Libii marzył
o olbrzymiej armii. Militaryzował młodzież ubierając ją w mundury w trakcie zajęć
szkolnych. W tym kraju szkoły były oddzielne dla chłopców i dziewcząt. Brak było
jakichkolwiek kontaktów między tymi dwoma grupami. Na ulicach nigdy nie udało mi
się zobaczyć spacerujących razem w grupie chłopców z dziewczętami - grupy zawsze
trzymały się oddzielnie. Nie było mowy o żadnych kontaktach płciowych. To było
karalne i bezwzględnie zakazane. Nie zdarzyło mi się zobaczyć w tym kraju żadnych
chorób wenerycznych. Jednak jakieś kontakty potajemnie młodzież utrzymywała.
Ciąża u niezamężnej była karana więzieniem. Kiedyś przyprowadzono do mnie młodą
dziewczynę z bólami brzucha. Kiedy zacząłem badać jej brzuch nie trudno było
rozpoznać prawie czteromiesięczną ciążę.

Poprosiłem jedną z kobiet w klinice, która wydawała mi się być odpowiedzialną
za pracę żeńskiej części kliniki i oznajmiłem jej o moim stwierdzeniu. Przez moment
zobaczyłem przerażenie w jej oczach, potem krótkie podziękowanie w języku arabskim
i dość szybką i stanowczą decyzję.

Kilka arabskich kobiet otoczyło nieszczęśliwą i bardzo szybko opuściło klinikę. Nie
wiem co zrobiono później. Myślę, że znano miejsca gdzie w jakiś sposób przerywano
ciążę. Nie sądzę aby ta dziewczyna mogła potajemnie urodzić dziecko w tym
policyjnym kraju z silnym prawem Koranu. Przez wieki było niemożliwe aby świeżo
upieczona arabska żona nie miała dziewictwa. Jeśli były jakiekolwiek wątpliwości to
tradycją było wywieszanie w oknie zakrwawionego prześcieradła. Oczywiście znane
są metody w jaki sposób można zakrwawić prześcieradło. Jedną z ciekawych rzeczy
było to, że zmilitaryzowanie młodzieży otworzyło swego rodzaju furtkę do ominięcia
tradycyjnych praw Koranu. Jeśli dziewczyna nie była dziewicą a uczestniczyła w swego
rodzaju ćwiczeniach wojskowych, to zgłaszała się do libijskiego lekarza raportując utratę dziewictwa w trakcie takich ćwiczeń. Ten ostatni sporządzał odpowiednie
zaświadczenie, którego ważność była niepodważalna i które musiał czy chciał, czy też
nie honorować przyszły małżonek.

Pracując w klinice libijskiej sąsiadowałem z gabinetem dentystycznym, gdzie
pracowały trzy pełne humoru polskie dentystki.
W gabinecie tym pracowała młoda Arabka-Sułtana o ślicznej buzi z jeszcze
piękniejszymi czarnymi, ale dość figlarnymi oczami. W następnym pokoju pracował
dwa razy w tygodniu polski neurolog. Uważał się za prawie filmowego amanta. Trudno
było dokładnie określić jego wiek, bo na skroniach nie miał żadnej siwizny, zamiast
której można było zobaczyć dość dobrze utrzymaną i utlenioną na blond czuprynę.
Wydaje mi się, że był bliski lub lekko ponad pięćdziesiątkę i do tego, o czym wszyscy
wiedzieli, był „psem na kobiety”. Często odwiedzał sąsiedni pokój dentystyczny
i smutnie i tęskno spoglądał na Sułtanę. Oczywiście spostrzegły to nasze panie i zaczęły
szkolić Sułtanę w języku polskim, ta ostatnia była bardzo zalotna i mogłaby zawrócić
głowę niejednemu.

Nauczono ją zdania, które miało być bardzo miłym pozdrowieniem w stosunku
do polskiego amanta. A ponieważ była urodzoną aktorką przybrała pozę słodkiej
kruszyny i opierając główkę na dłoniach i figlarnie patrząc w jego oczy wypowiedziała
z niezwykłą słodkością:

„Jak się masz, ty stary ch..u?”

Drzwi do gabinetu neurologa były uchylone, a nasze reżyserki uznały, że śmiech
może być nietaktem, natomiast mokre majtki można było przeprać.

Chciałbym jeszcze dodać, że aparat echokardiograficzny nawet udało mi się
uruchomić i dokonałem na nim nawet kilku zapisów.
Kiedy po roku pracy postanowiłem odwiedzić kraj ojczysty zdecydowałem się
w prezencie dla Łódzkiej Kliniki Kardiologicznej zabrać jedną z głowic do aparatu
echo-kardiograficznego. Nie byłem pewny, która będzie najbardziej przydatna, więc
wybrałem najbardziej okazałą. Szefowa kliniki była bardzo zadowolona, a ja wtedy nie
wiedziałem, że mój podarunek był warty kilka tysięcy dolarów. Teraz gdy to wspominam
to dreszcze przechodzą przez moje ciało. Co by się stało gdybym przez przypadek
został złapany na tym uczynku? Pamiętam, że obcokrajowiec był tam zawsze winny
i nawet za niewinność wtrącano go do więzienia. Przypominam sobie sprawę polskiego
kierowcy, który przypadkowo nie z jego winy potrącił dziecko na drodze. Nie było wtedy
żadnej dyskusji i został wsadzony do dość specyficznego pustynnego więzienia. Grube,
wysokie mury z czterema strażnicami na górze i w środku mieszanina przestępców
tych winnych i niewinnych. Wepchnięto go tam siłą tłumacząc, że zrobiono to dla
jego ochrony, bo rodzina może szukać odwetu. Zemsta jednak była okrutna, delikwent

 został zgwałcony kilkakrotnie przez
zgraję więziennych homoseksualistów
i pomimo, że za trzy dni opuścił
więzienie po interwencji polskiego
konsula popełnił samobójstwo przez
powieszenie. Homoseksualizm w Libii
był chyba dość rozpowszechniony,
zwłaszcza w biedniejszych grupach
społeczeństwa. Po pierwsze młodzież
nie miała bezpośredniego kontaktu, mam
tu na myśli kontakt między płcią żeńską
i męską. Po drugie za żonę trzeba było
płacić i to dość dużo bo kosztowała około
kilograma złota, zwłaszcza gdy ktoś był
dość wybredny i wybrał wykształconą
kobietę.
Wybierając się do Libii dokładnie
wiedziałem o prohibicji alkoholowej,
ale byłem niezmiernie zaskoczony gdy
przebywający tam mój znajomy napisał
list w którym zaznaczył, że koniecznie
muszę przywieźć z sobą kilka arkusików
valium, dzięki któremu można sobie zaskarbić łaski tamtejszej Policji przy wyrabianiu
dokumentu tożsamości. Oczywiście przywiozłem i muszę się przyznać, że się przydało.
Zaprzyjaźniłem się więc z tamtejszym kapitanem Policji, który po każdym zapytaniu
kiedy będzie gotowy ten dokument odpowiadał ”bukra” co znaczyło po prostu jutro.
Ale to jutro stało się realne dopiero za okrągłe trzy miesiące. Podczas każdego pobytu
zmuszony byłem do wypicia kilku” kieliszków” słodkiej kawy. Naczynia były dość
małe i przypominały kieliszki i po prostu lepiły się do rąk. Mój kapitan otrzymał jak
sobie przypominam trzy arkusiki valium w każdym 20 tabletek i wreszcie zrealizował
swoją obietnicę. Piłem szybko kawę i jak najszybciej chciałem opuścić to miejsce,
dzięki któremu miałem już odciski w pewnym miejscu mojego ciała. Zobaczyłem swoje
zdjęcie i porwałem dokument, dziękując za to mojemu przyjacielowi z libijskiej Policji.
Wyszedłem szybko i dopiero na korytarzu zacząłem oglądać mój dokument tożsamości,
który tu nazywano fonetycznie ”patachą”. Kiedy zobaczyłem co jest na odwrocie w
normalnych warunkach powinienem się śmiać, a wtedy byłem bliski płaczu. Tam gdzie
miało być umieszczone moje nazwisko widniało coś czego nie mogłem zrozumieć
w pierwszej chwili. Otóż imię było napisane bezbłędnie i brzmiało JERZY natomiast
po imieniu zobaczyłem nazwisko PERZY. Powtarzałem kilkakrotnie Jerzy Perzy to
moja nowa libijska tożsamość. Mój kapitan zaczął dość poprawnie z pierwszej litery P,
ale później dopisał resztę z imienia po literze J. Nie wiedziałem co mam z tym zrobić
dalej. Jedno było pewne, że nie miałem zamiaru czekać następne trzy miesiące na nowy dokument. Powróciłem do domu i dość nieudolnie poprawiłem swoje nazwisko.
Kiedyś komuś się to nie bardzo podobało i mój dokument został zabrany i przekazany
kapitanowi, którego ja zdążyłem poznać nieco lepiej po kilkakrotnych wizytach
w naszym ośrodku.



 

Przyniósł mi wtedy mój dokument i zapytał co się stało. Ja bez wahania
odpowiedziałem, że to była jego pomyłka i on to poprawił w swoim biurze. Roześmiał
się wtedy zgadzając się ze mną.

Miał bardzo dobry humor bo dostał czwarty arkusik valium, który niebawem zaczął
konsumować popijając naszą „samogonką”. Po każdym valium zasypiał na 5-10 minut
po czym budził się bardzo rozmowny ale nieagresywny i popijał znów „samogonę”.
W sumie zażył około 5 tabletek pięcio-miligramowych i wypił około 500 ml naszego
domowego produktu. W pewnym momencie wstał i postanowił powrócić do swego
domu. Trochę byliśmy zaniepokojeni jak on to zrobi, ale chyba miał dość duże
doświadczenie bo wszystko odbyło się bez większych powikłań.

Nigdy nie zapomnę wspaniałych grzybów zbieranych w libijskich lasach pod
olbrzymimi afrykańskimi sosnami. Zdarzało się zebrać pełne wiadro maślaków pod
jednym drzewem. Grzyby nigdy nie były robaczywe, a największy okaz jaki mi się udało
znaleźć ważył prawie 3 kilogramy. Na zakończenie tej libijskiej wstawki chciałbym
kilka zdań poświęcić dzikim libijskim psom. Było ich mnóstwo w całej Libii. Była
to mieszanina różnych gatunków i muszę przyznać, że były niezwykle inteligentne.
W pobliżu Benghazji był ośrodek naprawy sprzętu wojskowego, w którym pracowali
Polacy. Odwiedzaliśmy ich czasami gdy mieliśmy większe kłopoty z samochodami.
W pobliżu ich obozu koczowało stado zaprzyjaźnionych z nimi dzikich psów, wszystkie
dorodne i bardzo ładne. Kiedy czekałem na naprawę mego samochodu młody samiec
zaczął mnie zaczepiać prowokując do zabawy. Po chwili przyniósł w pysku pasek
klinowy i dał mi do zrozumienia, że będziemy próbować swoich sił.

Założył pasek na moją nogę i zaczęła się zabawa. Mechanicy opowiadali nam, że
jeśli w okresie kilku dni nie mają posiłków mięsnych to psy zbierają się między sobą
i typują dwóch przedstawicieli, którzy wyruszają w pustynię po to aby za dzień czy
dwa powrócić do obozu z przygonioną owcą. Naprawdę one znały się na rzeczy. Warto
było zaznaczyć, że psy były dość łagodne w stosunku do nas, natomiast wykazywały
agresję w stosunku do Arabów. Ci ostatni sprowadzili nawet Koreańczyków do prac
budowlanych, ale jednocześnie celem wytępienia psów, ponieważ psie mięso było
koreańskim przysmakiem. Kiedy w naszej ojczyźnie ogłoszono stan wojenny wielu rodakόw

 
pracujących w Libii zaczęło myśleć
w jaki to sposόb można byłoby przedostać
się za przysłowiową „żelazną kurtynę”.
Opuściłem więc pospiesznie Libię i udałem
się do Rzymu. To było pierwsze miejsce,
gdzie miałem się poczuć „ wolny”.
Na niektόrych twarzach dostrzegało się
niepokόj inne zaś przybierały konspiracyjny
wyraz. Część rodakόw, a zwłaszcza
warszawiaków miało rządowe koneksje
i rόżnymi drogami dochodziły do nich
informacje, ktόre wyzwalały szalony
niepokόj. Władze polskie wystąpiły
z ofi cjalną prośbą do rządu libijskiego,
aby znajdującym się w Libii Polakom
uniemożliwić samowolne opuszczenie Libii
w trakcie stanu wojennego w Polsce.
Ale tym razem Libia nie zareagowała na
te prośby i nie utrudniała nam przerywania
kontraktów i opuszczania Libii.

 

 

Może wiązało się to z trudną sytuacją ekonomiczną Libii po nałożeniu na nią
amerykańskiego embarga.

Ktoś by się zapytał - a co to miało za związek z naszymi kontraktami?
Otόź po zerwaniu kontraktu strona libijska nie była zobowiązana do wypłacania
tzw. trzynastej pensji, ktόrą w normalnym trybie wypłacano po przepracowaniu pełnego
roku.

A więc przy masowych ucieczkach tych pieniążków mogło się trochę nazbierać. Ale
to są tylko moje prywatne spekulacje.

 
INDEX


Copyright © Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w dokumencie.

23-845 Dakota Street, Suite 332
Winnipeg, Manitoba
R2M 5M3
Canada
Phone: (204)254-7228
Toll Free US and Canada: 1-866-254-7228