16 grudzień 2010 | <<< Nr 157 >>>

   W tym numerze
Do Redakcji
Wydarzenia warte odnotowania
Wiadomości z Polski
Wywiad z Bożeną Pawłowską-Kilanowski
"Times": polski wkład w zwycięstwo w II wojnie światowej jest "haniebnie pomniejszany"
Polityczny Teatr - Wiktor Księżopolski
Świąteczny Koncert Szkoły i Zespołu Sokół
Tworzenie się nowego porządku świata cz 9
Carl Johan Calleman
Felieton Jacka Ostrowskiego
Humor
Upadek światowego systemu monetarnego cz 31
Ciekawostki
Manitoba - Grudzień w fotografii
"Koniec?"- książka Jacka Ostrowskiego
Polki w świecie-Natasza Urbańska
Kalendarz Wydarzeń
Polsat Centre
Kącik Nieruchomości  
 

 


  Do Redakcji


 

 

 

 

Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia

oraz nadchodzącego Nowego Roku

w imieniu pracowników

Konsulatu Generalnego RP w Toronto

oraz swoim własnym

składam wszystkim Polakom oraz przyjaciołom Polski

życzenia rodzinnych, wesołych i spokojnych Świąt.

Życzę również, aby w Nowym Roku w Państwa rodzinach zagościło jak najwięcej szczęścia i pomyślności. 

                                Marek Ciesielczuk

                                        Konsul Generalny RP w Toronto

 

Toronto, dnia 05 grudnia 2010 r.

 

 




We, The People of Ontario and Canada have a very serious problem. The Harper Conservatives have broken all of the Canadian Written and Unwritten Constitutional values, principles and customs and whipped their Conservative Senators last evening into passing Bill C-36 without critically needed amendments [See Exhibits 1, 2 & 3].
 
This is one of the most serious affronts to the very nature of our De Jure English Rule of Canadian Common/Private Law democratic society that a Prime Minister has ever done.
 
Please see attached as Exhibits 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14, 15, 16, 17, 18, 19, 20, 21, 22, 23, 24 & 25] the facts pertaining to this oppressive tyranny that, if allowed to be implemented into Federal Public Statute Law will set a dangerous precedent that threatens the good health, well-being and sacred Fundamental rights, freedoms and liberties of all Canadians. Bill and debates and analysis
 
Included are also all of the communications that have been sent out from the Canadian Coalition for Health Freedom [See Exhibits 26, 27, 28, & 29] as well as the letter that we sent on behalf of our party requesting a chance to witness [See Exhibit 30]. Please go to our website at www.pfrpo.ca and send the E-Mandate Protest letters to all 400 plus MPs and Senators immediately. We have also provided blank E-Mandate Protest and/or appreciation letters to the Liberal MPs and Senators, the Conservative MPs and Senators and the NDP MPs.
 
In this edition of our GIA BeeHive Freedom News we have included a number of other background documents for your reading [See Exhibits 31, 32, 33, 34, 35, 36, 37 & 38].
 
For those of you in Ontario please donate and/or join our party now. We are a Registered Ontario party and below you will find the break down of tax deductions which are available.
 
We need $5,000 in new monthly pledges in order to file a lawsuit in January challenging the constitutional validity of this new federal legislation. Unfortunately, unlike in the USA our Provincial Attorney Generals are not yet elected and will not respond to our ongoing requests for meetings to discuss these ever expanding federal intrusions into exclusive fields of Provincial jurisdiction [See Exhibit 39].   
Those outside of Ontario who want to become supporters need to go to the People First Republic Party of Canada website at www.pfrpc.ca and donate and/or join. We are not a registered federal party yet and cannot give tax deduction receipts at this time.
 
Yours for Freedom, Truth, Justice and Peace,
 
Trueman Tuck,
 
Party Leader
 
INDEX
Exhibit
Document Description
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39

 


Szanowni Państwo,

Fundacja Semper Polonia przekazuje za naszym pośrednictwem informację o nowym portalu społecznościowym, dedykowanym Polonii.

 

IUVENUM POLONIA

MIEJSCE SPOTKAŃ POLONIJNEJ MŁODZIEŻY W INTERNECIE

 

Portal IUVENUM POLONIA powstał z myślą o polskiej młodzieży na świecie, o młodym pokoleniu Polonii. Jego celem jest przybliżanie spraw, którymi żyje Polska i Polacy oraz informowanie

o najważniejszych wydarzeniach społecznych, kulturalnych, gospodarczych i sportowych.

Znaczące miejsce znajdują w portalu wiadomości o różnych formach aktywności młodej Polonii, w szczególności informacje o działaniach Klubów Stypendystów i klubów sportowych

związanych z SEMPER POLONIA. W ciągu kilku miesięcy funkcjonowania portal zyskał już szeroką rzeszę przyjaciół i stał się miejscem nawiązywania osobistych kontaktów młodzieży

z polskim rodowodem z różnych stron świata.

 

Portal jest nie tylko znakomitym źródłem informacji o Polsce, Polakach i Polonii, ale także o statutowych działaniach Fundacji,

która od prawie 15 lat pomaga  polonijnym organizacjom i instytucjom na całym świecie.

Fundacja SEMPER POLONIA aktywnie wspiera też najbardziej uzdolnioną polonijną młodzież za pomocą stypendiów, stażów i kursów realizowanych w krajach jej zamieszkania oraz w Polsce.

 

 

Zapraszamy do odwiedzenia strony  www.iuve.pl

 

 

 

Dział Polonii i Promocji

Konsulat Generalny RP w Toronto
Więcej informacji o portalu.

 

 


   Wydarzenia warte odonotwania

 



Sylwester 2010

 

 

 



A Christmas Opus

 

 

 

   Wiadomości z Polski
Przygotwane przez Tadeusza Michalaka

 

 

 

Ofensywa polskiej dyplomacji trwa

Po 2-dniowej wizycie prezydenta Miedwiediewa w Polsce (pierwsza oficjalna wizyta prezydenta rosyjskiego od 17 lat), poniedziałkowych rozmowach w Berlinie premiera Tuska i kanclerz Merkel, wczorajszej wizycie (Wtorek 7 XII) prezydenta Niemiec w Polsce (obaj prezydenci stwierdzili, że trudno obecnie w UE znaleźć inne kraje gdzie panowałaby podobna zbieżność poglądów na kluczowe dla Europy i świata sprawy), prezydent Komorowski udał się do USA, a premier Tusk do Turcji.

 

"Normalizacja", "nowa karta"

- tak piszą Rosjanie o odwiedzinach prezydenta Miedwiediewa w Polsce. Jak powiedział Konstancin Kosaczow, przewodniczący komisji spraw zagranicznych w Dumie, "obaj prezydenci nadawali na jednej fali", "byli zainteresowani w tym samym stopniu by iść do przodu". Wiele mówiono o współpracy ekonomicznej, ale dużo też o historii i sprawie katastrofy smoleńskiej. Oprócz oficjalnych rozmów z prezydentem Komorowskim w Pałacu Prezydenckim, spotkania z premierem Tuskiem, uroczystego obiadu, który wydał dla prezydenckiej pary prezydent Komorowski, była też część mniej oficjalna wizyty, zwiedzanie warszawskiej Starówki i spotkanie z polskimi artystami na koncercie piosenek Wysockiego w klubie Soho na Pradze. "Rosjan i Polaków łączy to, że mają dusze i pamięć" - powiedział Miedwiediew podczas obiadu wydanego na jego cześć.

 

Pełny dostęp do akt rosyjskiego śledztwa

W sprawie katastrofy smoleńskiej dla polskich prokuratorów - zadeklarował prokurator generalny Federacji Rosyjskiej Jurij Czajka. Wrak Tu-154 wróci do Polski, który to postulat strona rosyjska, jak mówił na konferencji Donald Tusk, przyjęła ze zrozumieniem. Przetransportowanie szczątków samolotu nie nastąpi jednak przed upływem rocznicy katastrofy, gdyż dowody w śledztwie muszą pozostać przy sprawie aż do jej zakończenia.

 

Komentarz Jarosława Kaczyńskiego

O wizycie prezydenta Miedwiediewa w Polsce: "żadnego przełomu, żadnych rezultatów".

 

Prezydent Komorowski w USA

Spotkał się w środę 8 XII z prezydentem Barackiem Obama. Rozmowa trwała 2 godziny a potem odbyła się wspólna konferencja prasowa. Bronisław Komorowski powiedział na niej, że ani on ani polska opinia publiczna nie rozumie, dlaczego wszyscy sąsiedzi Polski z UE mogą korzystać z ruchu bezwizowego do USA a my nie. Prezydent Obama zapewnił, że ma świadomość, że jest to źródło irytacji dla Polaków i jest to ważne zadanie dla jego administracji, żeby Kongres zaakceptował zmiany w prawie imigracyjnym. Prezydent Obama zapewnił, że jego kraj biedzie wspierał Polskę w kwestii jej bezpieczeństwa, wspomniał, że "przyjęcie ogólno-natowskiego podejścia w ramach obrony przeciwrakietowej, jak również stworzenie oddziału lotniczego, który w przyszłości będzie stacjonować w Polsce, a także rakiety przechwytujące SM-3, które będą stacjonowały w Polsce". Podziękował też za polskie poparcie dla układu START (redukcja arsenału głowic nuklearnych przez USA i Rosję).

 

 

Premier Donald Tusk spotkał się w Ankarze

Z premierem rządu tureckiego Recepem Tayyipem Erdoganem. Mówił na konferencji, że ma nadzieję, że w trakcie nadchodzącej polskiej prezydencji w UE będzie szybszy postęp w negocjacjach rozszerzających Unie. Obaj premierzy opowiedzieli się za liberalizacją reżimu wizowego. Donald Tusk w trakcie dwudniowej wizyty będzie omawiał z politykami tureckimi kwestię współpracy gospodarczej i unijnych aspiracji Turcji.

 

Antoni Macierewicz (PiS)

Zapowiada złożenie wniosku w Parlamencie Europejskim o publiczną debatę w sprawie katastrofy smoleńskiej.

 

Na 13 grudnia

Czyli w rocznicę stanu wojennego: oczywiście, świeczki protestów przed willą Wojciecha, Jaruzelskiego (wzmocnione niedawnym zaproszeniem go do Belwederu; tym razem nie było zwykłej grupki zwolenników). Ale ważniejsza jest publikacja kolejnych danych z tamtych czasów, przeczących tezie, że trzeba było się bronić przed ewentualną interwencja radziecka

 

 

 

Polscy uczniowie

Poprawili wyniki. Wg ogłoszonej wczoraj Międzynarodowej Oceny Umiejętności Uczniów (PISA) polscy nastolatkowie (oceniano 15-latków) zajęli 5 miejsce w czytaniu, 7 w naukach przyrodniczych, 11 w matematyce wśród krajów UE. Znaczcie lepsze to rezultaty niż podczas pierwszego badania polskich uczniów 9 lat temu, kiedy to ocenieni zostali poniżej średniej OECD. Mamy jednak dużo średnich uczniów a stosunkowo mało bardzo dobrych.

 

Prezydent w USA

Zdaniem wielu komentatorów wypadł dobrze: spokojny, naturalny, konkretny. Bardzo dużo jednak nie utargował: poza nadzieją prezydenta Obamy, że może uda się do końca kadencji znieść wizy, dostał obietnice ulokowania w Polsce amerykańskiej jednostki lotniczej, w składzie 16 samolotów F-16 i 4 "Herculesow". To ma nam jakoś wynagrodzić niepowodzenie w sprawie stałego stacjonowania rakiet Patriot. Z tym, że już się pojawiły wątpliwości, czy te F16 nie będą jak te Patrioty, co do nas rotacyjnie przyjeżdżają - znaczy nieuzbrojone.

 

Rząd porozumiał się

Z Komisja Europejska w sprawie odliczania wplata do Otwartych Funduszy Emerytalnych od długu publicznego. W rozmowie telefonicznej z szefem KE premier ustalił, że dokładny mechanizm odliczania zostanie ustalony w przyszłym roku i zapisany w Pakcie Stabilności i Rozwoju. Nie ma jeszcze szczegółów, zdaje się, że odliczenie będzie tylko częściowe, ale za to na zawsze, nie na 5 lat jak początkowo proponowała KE.

 

Posłowie klubu PJN

Złożyli wniosek o powołanie nadzwyczajnej komisji sejmowej do zbadania katastrofy smoleńskiej. Szans wniosek raczej nie ma, zdaje się, że nawet PiS-owi się ten pomysł nie podoba.

 

Obraz Aleksandra Gierymskiego

"Żydówka z pomarańczami", odkryty niedawno w domu aukcyjnym w Niemczech jest autentyczny, poinformowało Ministerstwo Kultury. Ministerstwo wystąpi o jego zwrot.

 

Żaglowiec "Fryderyk Chopin"

Został aresztowany w brytyjskim porcie Falmouth. Żaglowiec stracił maszty w czasie sztormu pod koniec października i został odholowany do portu - teraz jednostka, która go holowała domaga się zapłaty i zażądała zajęcia żaglowca na poczet tych pieniędzy. Wcześniej PZU odmówiło wypłaty odszkodowania twierdząc, że 9 w skali beauforta to za mało na objęty ubezpieczeniem sztorm. W odpowiedzi, Polski Związek Żeglarski, wymówił PZU umowę ubezpieczenia.

 Myśliwy

Oprócz licznych sukcesów, Prezydent zaliczył jednak pewną, hm, wpadkę w rozmowie z prezydentem Obama. Otóż mówiąc o naszym udziale w misjach wojskowych w Iraku i Afganistanie, powiedział, że jak się idzie na polowanie, to trzeba zadbać o bezpieczeństwo swoich domów, kobiet i dzieci. Oberwał od mediów za a)polowanie, b) swoje kobiety.

 Jaroslaw Kaczynski

Zorganizował spotkanie `Ty jesteś Polska'. Dla młodzieży. Żeby działali i zmienili rząd.

 Minister Rostowski

Mówi, że `Dług nasz pozostaje taki sam i wciąż jest problem. Nasz sukces nie oznacza ze powinniśmy zrezygnować z reformowania części kapitałowej systemu emerytalnego'.

Może być problem

Na Śląsku rośnie w sile Ruch Autonomii Śląska. Jego przewodniczący, Jerzy Gorzelik, został po ostatnich wyborach, członkiem zarządu województwa. Członkowie Ruchu odwołują się do struktury w II Rzeczpospolitej. Na ogół rozsądnie. Ale zdarzają się i głosy, że warto się od tej Polski odczepić, bo nie nasza.

Tego dawno nie było

PKN Orlen obniżył od soboty hurtowe ceny benzyny o 8 zł na tysiąc litrów, a oleju napędowego o 10 zł. Ceny detaliczne ustalą właściciele stacji paliw. Tymczasem - liczne doniesienia o podnoszeniu cen detalicznych. Teraz już średnio 4.73 za litr, ma być 4.79 do 4.94. Na początku roku było 4.27.

 

 

  Wywiad z Bożeną Pawłowską-Kilanowski

Poetka urodziła się w Pile, tam również uczęszczała do szkół, obecnie mieszka w Kanadzie. Przebywając z dala od Ojczyzny i działając wśród Polonii kanadyjskiej, stara się zachować język polski - pielęgnuje go i tworzy po polsku. Za swe osiągnięcia otrzymała wiele wyróżnień i dyplomów. Jest członkiem Polskiego Stowarzyszenia Autorów, Dziennikarzy i Tłumaczy w Europie, a od 2009 r. działa w jego Zarządzie. Bożena Pawłowska-Kilanowski zadebiutowała w 2003 r. zbiorem wierszy miłosnych "Na pięciolinii zmysłów". 
Historyk ks. Andrzej Rusak tak powiedział o poetce "autorka podejmuje dialog, który buduje most łączący brzegi kresów..." Piłę i Kanadę połączył na pewno.

1. Gdzie Pani mieszka obecnie?

Od 29 lat mieszkam w Kanadzie, w prowincji Saskatchewan. Do najbliższego środowiska polonijnego w Saskatoon mam 100 km.

2. Skąd u Pani zamiłowanie do pisania/poezji?

Poezją interesowałam się ‘’od zawsze” a tak naprawdę to w szkole średniej, pamiętam, napisałam bardzo patriotyczny wiersz na temat wyzwolenia mojego rodzinnego miasta.

3. Z jakich stron Polski Pani pochodzi i gdzie kształciła Pani swój talent?

Pochodzę z Wielkopolski, urodziłam się w Pile, tam ukończyłam szkołę średnią i Medyczne Studium Zawodowe. Wykonywany przeze mnie zawód nie miał nic wspólnego z pielęgnowaniem mojej pasji , jaką zawsze była poezja. Często czytałam literaturę piękną , wciąż sięgając po pióro i pisząc do przysłowiowej szuflady. W latach 1997 i 2002 studiowałam na Uniwersytecie Letnim Kultury Polskiej w Rzymie, gdzie pośród wielu interesujących wykładów (historia Polski, sztuka, muzyka , film ........) właśnie te z literatury polskiej najbardziej mnie pasjonowały. Ich wykładowcą była prof. dr hab. Mirosława Hanusiewicz ( obecnie Hanusiewicz-Lavallee), która stała się dla mnie wzorcem człowieka rozmiłowanego w literaturze pięknej. Jej wiedza i wdzięk jej przekazywania poruszyły do głębi i utwierdziły moje zamiłowanie do tego gatunku literackiego.

 


Agata Kalinowska-Bouvy i Bożena Pawłowska-Kilanowski Wiedeń - 2008r.

Wiele też zawdzięczam poetce Helenie Gordziej - ocenianej jako największej żyjącej poetki Wielkopolski (jej wiersze znalazły się w podręcznikach szkolnych). Moje prywatne z nią spotkania przebiegały na dyskusjach dotyczących poezji współczesnej. Podczas tych spotkań czułam się jej uczennicą i jedynie czytelnik może ocenić, na ile pilną uczennicą zostałam. Waldemar Smaszcz – polski historyk literatury, krytyk, eseista, tłumacz – to także postać z mego kręgu literackiego, którą pragnę wymienić. Opracował on m.in.. poezję ks. Jana Twardowskiego, którego twórczość kocham. Mam też wielu przyjaciół „po piórze”, z którymi kontakt napewno wzbogaca moją osobowość.

4. Kiedy podjęła Pani decyzję o emigracji z Polski ? Jakie były Pani pierwsze lata w Kanadzie?

Decyzja o emigracji z Ojczyzny została niejako podjęta „odgórnie”, gdyż przyjechałam do Kanady tylko na wizytę i wkrótce potem wybuchł w Polsce stan wojenny. Przybyłam tu z dwójką małych dzieci i głównie z myślą o ich przyszłości powzięłam tę jedną z największych decyzji mego życia. Wystąpiłam do urzędu imigracyjnego o zgodę na prawo do stałego pobytu w Kanadzie, którą uzyskałam, mogłam więc też wkrótce starać się w ramach łączenia rodzin o przyjazd męża.

 


Kameralne spotkanie autorskie w pilskiej Bibliotece Publicznej.


Tych kilka zdań niemalże odpowiada na pytanie: jakie były pierwsze lata w Kanadzie. Wiadomo - bardzo trudne , bo przecież niełatwo jest samotnej kobiecie z dwójką małych dzieci podjąć pracę w obcym kraju, bez większej znajomości języka - a właśnie w tym czasie podjęłam naukę w Instytucie Kelseya przyuczając się (głównie nocami) do nowego zawodu , umożliwiającego mi funkcjonowanie na obcej ziemi. Już teraz nie obcej , skoro „przygarnęła” mnie, tak jak i rzesze innych emigrantów z całego świata. Pierwsze lata w Kanadzie to napewno niełatwy dla mnie rozdział, ale mam już go poza sobą. Tym rozdziałem mego życia zainteresowała się pewna dziennikarka z Polski, która właśnie kończy pisanie książki dokumentalnej. W tej chwili nie podaję jej nazwiska i tytułu książki, która ma być opublikowana z racji 30-ej rocznicy wybuchu stanu wojennego. Zdradzę jedynie, że książka ta opisze losy 13 Polek/Polaków rozwianych po świecie siłą wichury stanu wojennego. Pragnę jedynie dodać , że właśnie wtedy bardzo dużo pisałam i to przelewanie uczuć na papier pomogło mi w przetrwaniu „czarnego grudnia” i kolejnych miesięcy, lat. Kiedyś na jednym ze spotkań autorskich w polonijnym ośrodku kulturalnym usłyszałam, że moja poezja dla niektórych jest terapeutyczna i uzmysłowiłam sobie, że właśnie dla mnie samej wtedy też taką rolę odgrywała.

5. Czego najbardziej potrzeba artyście, co Panią inspiruje do tworzenia?


Każdy artysta (rzeźbiarz, malarz, muzyk......) - potrzebuje natchnienia, weny twórczej i sprzyjających okoliczności tworzenia. Inspiracją w jakiejkolwiek twórczości są przeżycia emocjonalne , różne sceny z otoczenia, wszelkie bodźce zmysłowe i nieodparta chęć przetworzenia ich w swoje dzieło.  Tak się rodzi rzeźba, obraz, wiersz. Dla mnie inspiracją mogą być nie tylko moje, ale także czyjeś przeżycia. Istotna jest ich szczerość, przekazywana prawda. Na temat prawdy w poezji ( w ogólnym pojęciu, a więc nie tylko mojej poezji ) piszę:
 


Wieczór autorski w Kielcach SIL.Organizator dr Maciej Zarębski.


„ Uwierz że poezja nie kłamie
Jest perłą wydobytą z muszli serca
Czasem jest opatrunkiem na ranę
łzami jodyny oblanej
co odkaża zatrutą codzienność”



Łatwo zauważyć , że strofy te są napisane w formie wiersza „białego”, bez interpunkcji, ale tworzę także w stylu klasycznym, widząc wciąż zainteresowanie tą formą poezji.


6. Czego można oczekiwać od Pani poezji, jej charakter i ton?


W mojej poezji, jak chyba w każdej - można oczekiwać refleksji nad różnymi aspektami życia. Do dnia dzisiejszego opublikowałam 5 tomików poetyckich i każdy z nich ma inny ton. Mój debiut - „Na pięciolinii zmysłów” - to zbiór wierszy miłosnych, który reprezentowałam w Wilnie na Litwie podczas Salonu Książki Polonijnej. Kolejny tomik - „Spróbuj Go odnaleźć” – to wiersze religijne, do których inspiracją były cztery audiencje prywatne u Ojca Św.. Jana Pawła II oraz jego nauki. Tu pragnę dodać, ze jestem członkiem Fundacji Jana Pawła II w Rzymie, prezesem/przedstawicielem Fundacji w Saskatchewan.


Jan Paweł II - audiencja prywatna - Watykan 2001r

 Następny tomik – „Na skraju snu” - to: „wnikliwe spojrzenie na doświadczenia różnych, ludzkich granic i tych fizycznych i tych duchowych” ( urywek recenzji ks. Andrzeja Rusak – historyka sztuki, poety). „Nie tylko deszczem.......” – tomik ten określany jest jako koktajl literacki, gdyż znaleźć w nim można różne tematycznie wiersze. Nawet zdarzył mi się jeden wiersz poświęcony małym dzieciom. W tomiku tym nawiązuję kontakt z czytelnikiem, zadawając często pytania lub nawet celowo – nie kończąc wiersza, wymuszając na czytelniku jego własną interpretację finałową. Najlepiej świadczy o tym tytuł tomiku – jest celowo niedokończony. „ Nie tylko deszczem , ale i promieniem słońca pisane wiersze” - do takiej konkluzji zapewne dojdzie czytelnik.
Ostatnia książka pt: „Babel” - jest kolekcją mojej poezji w tłumaczeniach na dziewięć języków ( angielski, francuski, litewski, węgierski, niderlandzki, rosyjski, ukraiński, hebrajski i kaszubski).


Spotkanie autorskie w szkole podstawowej w Swarzędzu.

Tłumaczy zapoznałam podczas Spotkań Literacko-Artystycznych w Krośnie i podczas trwania Salonów Książki Polonijnej, na które jestem zapraszana, a organizowanych co roku w różnych krajach Europy przez ich założycielkę Agatę Kalinowską-Bouvy z Francji.

7. Czym się Pani zajmuje w wolnym czasie?

Uwielbiam podróże, taniec, dużo czytam. A najcenniejsze chwile to te, spędzone z najbliższymi , z rodziną i przyjaciółmi. Za dużo godzin spędzam przy komputerze, ale staram się , aby nie było to kosztem w/w aktywności. Znajduję też czas na działalność społeczną/charytatywną.
 

 

Dziękuję Pani za udzielenia nam wywiadu i życzę dalszych sukcesów.

Bogdan Fiedur

 


 "Times": polski wkład w zwycięstwo w II wojnie światowej
  jest "haniebnie pomniejszany"
10 gru, 16:11 POg / PAP
 

 Polska wniosła "nadzwyczajny" wkład w zwycięstwo aliantów w II wojnie światowej. Był on "haniebnie pomniejszany" - napisał w analizie zamieszczonej w "Timesie" brytyjski historyk i publicysta Ben Macintyre.

"Times" zamieszcza jego artykuł w związku z dzisiejszym pochówkiem na cmentarzu miejskim w Cieszynie prochów ppłk. Gwidona Karola Langera (1895-48), którego szczątki ekshumowano 1 grudnia na szkockim cmentarzu Wellshill koło Perth.

Langer był szefem Biura Szyfrów Oddziału II Sztabu Głównego Wojska Polskiego. Stał na czele 13-osobowego zespołu, który w 1932 roku złamał klucz kodowania Enigmy - niemieckiej maszyny szyfrującej. W zespole pracowało trzech wybitnych matematyków: Marian Rejewski, Jerzy Różycki i Henryk Zegalski.

O zasługach Langera w pracy wywiadowczej podczas II wojny światowej "Times" zamieszcza osobny, obszerny artykuł.

- Wkład Polski w zwycięstwo aliantów podczas II wojny światowej był niezwykły, a może nawet decydujący, ale przez wiele lat był haniebnie pomniejszany, zepchnięty w cień zimnowojennej polityki - napisał Macintyre, autor książek o II wojnie światowej.

- Polacy walczyli obok Brytyjczyków w Afryce Północnej, pod Monte Cassino i Arnhem. Co dwunasty pilot w bitwie lotniczej o Wielką Brytanię był Polakiem. Ogółem ok. 250 tys. żołnierzy służyło w siłach brytyjskich. Polacy odegrali też żywotną rolę w innych, mniej widocznych aspektach konfliktu - gromadzeniu danych wywiadowczych, szpiegostwie i przede wszystkim łamaniu szyfrów - wskazał.

- Jednak kiedy po wojnie Polska znalazła się za żelazną kurtyną w sferze dominacji ZSRR, historycy na Zachodzie mieli skłonność do pomniejszania znaczenia polskiego wkładu w alianckie zwycięstwo. W 1946 roku Polska nie została zaproszona do udziału w brytyjskiej Paradzie Zwycięstwa. Zamiast tego Polakom powiedziano, by świętowali zwycięstwo w Moskwie - przypomina.

Macintyre uwypukla kluczowe znaczenie złamania kodów Enigmy przez Polaków, bez czego Brytyjczykom trudno byłoby w czasie wojny odczytywać większość tajnych depesz niemieckiego dowództwa, a bez tej nadzwyczajnej przewagi alianci mogliby nawet przegrać wojnę.

Rząd premiera i naczelnego wodza RP gen. Władysława Sikorskiego zgodził się przekazywać swoje materiały wywiadowcze wywiadowi brytyjskiemu (MI6). Brytyjczycy nie ingerowali w tajną komunikację radiową polskich władz w Londynie z okupowaną Polską.

W 2005 roku polsko-brytyjska komisja historyczna znalazła w archiwach brytyjskich notatkę, z której wynika, że 45 proc. ogółu brytyjskich doniesień wywiadowczych okresu II wojny światowej pochodziło z polskich źródeł, z czego 85 proc. określono jako "wysokiej lub bardzo wysokiej jakości" - zaznaczył Macintyre.

Za jednego z najważniejszych agentów polskiego wywiadu autor uznaje "Knopfa", działającego w samym sercu niemieckiego dowództwa w kluczowym okresie wojny. "Knopf" dostarczył co najmniej 10 raportów odnoszących się do niemieckiej strategii i operacji na froncie wschodnim, łącznie z datą głównej ofensywy przeciw ZSRR.

Polski wywiad ma także zasługi w udanej operacji alianckiej w Afryce Północnej, inwazji w Normandii i zlokalizowaniu niemieckich zakładów pracujących nad rakietami V1 i V2 w Peenemuende.

- Repatriacja szczątków Gwidona Langera upamiętnia zasługi wyjątkowego kryptologa, ale można na nią spojrzeć jak na spóźniony hołd dla tysięcy Polaków, których zdolności i odwaga dopomogły w pokonaniu Hitlera - napisał Macintyre w konkluzji.

Langer, którego w osobnym artykule "Times" nazywa "jednym z największych polskich bohaterów II wojny światowej", zmarł w nędzy w hotelu w Kinross w wieku 53 lat. Pochowano go w nieoznakowanym grobie pod cmentarnym murem. Pracował dla wywiadu francuskiego do upadku Francji, a następnie we Francji administrowanej przez rząd z Vichy dla wywiadu brytyjskiego.

W ręce Niemców Langer wpadł wraz ze swym zastępcą mjr. Maksymilianem Ciężkim w czasie nieudanej ucieczki do Hiszpanii w pobliżu Perpignan w marcu 1943 roku. Więziono go m. in. na zamku Eisenberg w Sudetach (SS Sonderkomando lager). Po wyzwoleniu obozu przez Amerykanów wyjechał do Wielkiej Brytanii i pracował w polskiej stacji radiowywiadu w Kinross w Szkocji.

Mimo uwięzienia, Langer ani nikt z zespołu pracującego nad Enigmą nigdy nie ujawnił Niemcom, że ich cudowna maszyna do szyfrowania została rozpracowana. Z zapisków Langera wynika, że Niemcy wiedzieli, że pracował w dziale szyfrów, ale przekonał ich, że szyfry Enigmy są niemożliwe do złamania. Tym samym oparł się pokusie wyjścia na wolność za cenę kolaboracji.

 

 

  POLITYCZNY TEATR - Wiktor Księżopolski

POLITYCZNY TEATR
Wiktor Księżopolski

Wikileaks, jak się wydaje, przysporzył(a) ostatnio wiele emocji i bólu niektórym elitarnym głowom wywołując, choć mogę się mylić, gwałtowny najazd zagranicznych polityków na Polskę oraz wizyty naszych najmądrzejszych graczy gdzie tylko wymagała potrzeba chwili. Nawet prezydent naszego byłego wielkiego sąsiada przyjechał do Polski za potrzebą. Całe to polityczne zamieszanie przypominało trochę teatr kukiełkowy, gdzie lalki pociąga się za sznurki, by się ruszały, a ukryci ludzie nadają im ludzki charakter, lub też wyglądało jak przyjacielska gra w szachy: ja ci oddam skoczka by ci zabrać gońca, a jak pozwolisz sobie zabrać wieżę to unikniesz mata. W ciągu kilku dni nastąpił taki intensywny polityczny ruch przez polskie i obce granice, jakiego nie było w ciągu ostatnich ośmiu lat. Jak to się wogóle udało tak sprawnie zorganizować, skoro, jak pamiętamy organizacja wyjazdu polskiego prezydenta po swoją śmierć w Smoleńsku ciągnęła się jak po grudzie i trwała miesiącami. A tu bez problemów przylatuje do Polski prezydent Rosji, a za chwilę, tuż po jego wylocie, pojawia się prezydent Niemiec (nawet przyloty i odloty samolotów zostały dokładnie skorygowane, aby przypadkiem te ważne głowy nie spotkały się na lotnisku), potem nasz prezydent leci do USA, a premier do Turcji. No a jeszcze przedtem wizyty Prezydenta w Brukseli, spotkania z prezydentami państw nadbałtyckich itd. itd. Można było zawrotu głowy dostać od tych wszystkich nagłych, i to w tak krótkim czasie podróży i wizyt. Uśmiechy, uściski dłoni, ukłony, wspólne fotografie, pierwsze damy tu i tam, gesty, przemówienia, życzenia, obietnice i zapewnienia. Wszystko na zasadzie jak mówię to mówię, lecz daleko mi do zrobienia. Padły wszędzie jak zwykle puste słowa, z góry ułożone w zdania i sekwencje do wypowiedzenia bez względu na rodzaj odzewu. Aby tylko świat usłyszał i zobaczył, że spektakl się odbył. Nie ustalono niczego, nie podpisano żadnego gospodarczo czy politycznie ważnego dokumentu. Gorzej, bo cały ten spektakl został zapewne jak zwykle z góry ukartowany miedzy decydentami z Rosji, Stanów i Niemiec, a my Polacy znów byliśmy tylko publicznością w międzynarodowym teatrze, a nasi politycy drugorzędnymi kukiełkowymi aktorami. Ci decydenci przypomnieli jednak sobie, że Polska, jako przyszła głowa UE, może okazać się albo czyimś wrogiem albo sojusznikiem i lepiej już dziś ją próbować włączyć do swoich planów, aby mieć ją po swojej stronie „w razie się straci”.

A więc przyjechały wraz z prezydentem Rosji jakieś pewno dawno znane informacje o Katyniu (te informacje spływają do Polski jak przysłowiowa marchewka, wtedy, gdy tylko coś od nas się chce) i ciekawe, ile ich tam jeszcze jest przygotowanych na czarną godzinę. Tym razem, pewno w zamian za uznanie rosyjskiego raportu o katastrofie w Smoleńsku za niepodważalny; („dziwiłbym się, gdyby nasz i polski raport różniły się miedzy sobą” - to mniej więcej słowa pana Prezydenta Miedwiediewa). Lecz gdy dotarło do świadomości rosyjskiej delegacji, że akredytowany przy komisji MAK-u pan pułkownik Klich uznał, że widzi masę rozbieżności w raportach i nie zgadza się ze zdaniem rosyjskich autorytetów, że współpraca polska-rosyjska przy odkrywaniu prawdy o katastrofie nie jest wspaniała, a do tego słychać coraz głośniejsze wołania polskich opozycjonistów o utworzenie międzynarodowej komisji w tej sprawie, uznano, że Polacy nie zobaczą wraku samolotu u siebie przed upływem rocznicy śmierci jego pasażerów ani też nie będą mieli dostępu do czarnych skrzynek przed tą datą. Pewno za karę za niesubordynację. Zwalono winę za zwłokę, jak to jest w rosyjskich zwyczajach, na przepisy prawne zresztą własne , które jak się okazuje, nie pozwalają na rzetelne dotrzymywanie obietnic. Oczywiście ustalenie jakiego typu w dniu katastrofy były samolot i lotnisko w Smoleńsku – cywilne czy wojskowe, nie jest możliwe w ciągu roku, gdyż jak się wydaje z postępowania rosyjskich władz, coby nie ustalono, odpowiedzialność za katastrofę będzie zapewne zawsze leżeć po stronie rosyjskiej i trzeba tylko wybrać mniejsze zło. A czarne skrzynki chyba na to nie pozwalają, skoro się ich nie oddaje prawowitemu właścicielowi, bo mówią oczywistą prawdę, trudną do przełknięcia i być może bardzo kosztowną dla rosyjskich służb specjalnych. Ciekawe jak długo można tę sprawę ciągnąć, bo przecież kiedyś i tak te skrzynki w Polsce zaczną mówić, chyba, że jej treść, już ponoć odtworzoną (z przyczyn obiektywnych z lukami), się zniekształci i cały zapis zostanie unieważniony, tak jak poprzednio unieważniono niekorzystne zeznania kontrolerów lotu.

W artykule „Swordsmen and Settlers”, wydanym przez Time Magazine, autor
cytuje opinię Sir Giles’a Fletcher’a, angielskiego ambasadora na dworze Fedora, syna Iwana Groźnego w latach 1588-1590, w której stwierdza, że …”Rosjanie nie wiele cenią sobie prawdę w słowach wiedząc, że więcej zyskają, gdy skłamią lub nie dotrzymają obietnic. I właściwie można przyjąć, że czy to ważny czy pośledni Rosjanin, żaden nie wierzy drugiemu w to, co od niego słyszy ani też w to, co sam do niego mówi”. Czy aby przez te ponad 400 lat rosyjskiej historii wspomniane obserwacje nie stały się „pryncypialną” (jak mawiali komuniści) podstawą rosyjskiej międzynarodowej polityki?

Tyle o naszych rosyjskich wielo wiekowych „druziach”. A co o amerykańskich „sprawdzonych” przyjaciołach? Bo to Pulaski, bo Kościuszko, bo interesy w Iraku i Afganistanie, bo „Patrioty” i amerykańska obrona naszego kraju przed „druziami”. Jakoś dotychczasowe doświadczenia pokazały, że jedni i drudzy przyjaciele dbają o nas tyle, co o zeszłoroczny śnieg, a to, że nagle polityczne mrowisko się wyroiło, to pewno zasługa Wikileaks, które w to mrowisko wetknęło kij, dzięki czemu Polskę wyciągnięto z marazmu (czytaj: lamusa), by w końcu mogła komuś i do czegoś się przydać. Może po to by naprawiać popsute tu i ówdzie, dzięki kijowi, stosunki między mocarzami, a może po to, by przy naszej pomocy mogli się oni zacząć jednoczyć przeciwko innej wschodzącej na wschodzie potędze (Chinom), lub by pokazać wkoło całemu światu, jaka to zgoda panuje w UE i miłość miedzy nimi wszystkimi. A polski pośrednik, traktowany jak właściciel firmy do bezpłatnych napraw, powinien według nich się cieszyć, że go się jednak zobaczyło, że nie jest taki ostatni, bo w grupie starających się o amerykańskie przywileje wizowe są jeszcze Rumunia, Bułgaria i Cypr, („może za mojej kadencji uda się te wizy Polakom załatwić” stwierdził nasz wielki przyjaciel Mr. Obama), że Polska przecież dostanie coś za wkład w okupację Iraku i Afganistanu, np. 16 używanych M-16, cztery transportowe „Herkulesy” w 2013 roku czy może kiedyś ze dwie stare korwety. Oczywiście, że nie na własność, tylko z amerykańską obsługą, aby nasz przyjaciel mógł pokazać światu, kto tu jest obrońcą polskiego nieba i wód. Typowo amerykański akcent w „poprawianiu” stosunków z Rosją, która już dziś, wg. słów jej prezydenta, uznaje te obietnice, za „negatywny wpływ amerykańskiej obecności w Polsce na bezpieczeństwo sąsiadów”. Jakie te M-16 muszą być symbolicznie doskonałe. Ale „patrioty” muszą zniknąć z kraju do 15 grudnia 2010, bo co za dużo to niezdrowo i nie wolno aż tak drażnić rosyjskiego „Druga”. Dzięki ci Wikileaks, zaczynamy się wreszcie pokazywać na mapie świata, słychać nas i widać, głównie, jako lekarstwo na ból głowy dla niektórych bardzo ważnych głów. Ciekawe na jak długo tego splendoru nam starczy.

Na zakończenie tych swoich dywagacji na tematy bieżące muszę z ręką na sercu przyznać, że nasz nowy prezydent Bronek gra swą rolę w tym politycznym teatrze w sposób znakomity. Nawet został pochwalony przez jakiegoś kongresmana w Stanach słowami, że „nareszcie Polska ma wspaniałego prezydenta”. Można to uznać za celową propagandę, ale też i za prawdę, bo jeśli porówna się wzrost, posturę i pewność siebie z jego poprzednikiem to faktycznie wypada na korzyść. Ciekawe tylko, jaką korzyść będzie miała Polska z tej korzyści. A może będzie wspaniale?

Wiktor Księżopolski, Calgary (Kanada) 9 grudnia 2010
 

 

 

 

    Świąteczny Koncert Szkoły i Zespołu Sokół

 

   
 

 

 

  Tworzenie się nowego porządku świata cz 9.            Index
 
Dzisiejszy artykuł będzie dotyczył naukowego spojrzenia na kalendarz Majów a w szczególności rok 2012. Gościem naszym będzie Carl Johna Calleman.

Carl Johan Calleman, Sztokholm, 11 Ahau (7 marca 2010 r.).  
 
Carl Johan Calleman ma Doktorat z biologii fizycznej na Uniwersytecie w Sztokholmie i został pracownikiem naukowym na Uniwersytecie stanowym Washington w Seattle oraz jest ekspertem od chorób nowotworowych w Światowej Organizacji Zdrowia. Jest on autorem książki „The Purposeful Universe” (Wydawnictwo Inner Traditions , 2009), która przedstawia nową teorię ewolucji biologicznej w oparciu o Kosmiczne Drzewo Życia.  Obecnie wykłada on na Internetowym Międzynarodowym Uniwersytecie Metafizycznym (http://www.intermetu.com).
 
Swoje pierwsze przemówienie, w którym wspomniał koniec systemu kalendarza Majów, miał w 1979 roku. Jest on jedynym naukowcem, który przestudiował znaczenie kalendarza Majów (wielu badaczy kultury starożytnych Majów studiowali kalendarz jako taki, ale nie jego podstawy rzeczywistości w oparciu o ewolucję biologiczną i  fakty historyczne). Jest on m.in. autorem „Rozwiązanie największej tajemnicy naszych czasów: Kalendarz Majów” (Wydawnictwo Garev, 2001) i „Kalendarza Majów i transformacja świadomości” (Wydawnictwo Inner Traditions, 2004). Jego strona internetowa to www.calleman.com, jest on także związany ze stronami internetowymi: www.mayanmajix.com, http://mayaportal.lucita.net oraz www.shiftoftheages.com.



 

Kilka adekwatnych powiedzeń Alberta Einsteina.

Naszym celem musi być wyzwolenie się... poprzez rozszerzenie kręgu współczucia na wszystkie żywe istoty i na cały cudowny świat natury
.

 
   Cała nasza nauka, w porównaniu z rzeczywistością, jest prymitywna i dziecinna – ale nadal jest to najcenniejsza rzecz, jaką posiadamy.
 
Czysto logiczne rozumowanie nie da nam żadnej wiedzy o realnym świecie.

  Dzisiejszemu światu jest potrzebna nie tyle energia termojądrowa, ile raczej energia zamknięta w ludzkim sercu, którą trzeba wyzwolić.

Wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy, ponieważ wiedza jest ograniczona.
 
   
 

Tworzenie intencji świadomości jedności Dziewiątego Falowania według struktury kalendarza Majów!

 

   W ostatnich latach nastąpił radykalny wzrost zainteresowania kalendarzem Majów, a zwłaszcza jego koniec. Wielu zapytuje, co kalendarz mówi nam na temat przyszłości.  Zaskakujące jest, że wiele ludzi zadaje to pytanie, tak jakby odpowiedź nie miała nic wspólnego z nimi lub z wyborami, których dokonują. Tylko nieliczni zdali sobie sprawę, że wypełnienie kosmicznego planu będzie wymagało od nich zwiększenia roli jako współtwórców boskiego planu.  Nie oznacza to, że człowiek może stworzyć to co chce w dowolnym momencie. Fale różnych struktur świadomości przyniesione przez kalendarz Majów wciąż zakreślają ramy naszego istnienia oraz to co jesteśmy w stanie stworzyć lub nie w danej epoce.  Jednakże tylko kreatywność, która jest w harmonii z nową falą będzie wyróżniona i to się uwidoczni podczas wchodzenia do dziewiątej i najwyższej fali systemu kalendarza Majów.  Jest zatem istotne, aby zadać sobie pytanie, jaką świadomość stworzy dziewiąta fala i czego będzie od nas wymagać, abyśmy mogli zwiększyć swoją role jako współtwórcy tej fali.

W celu rozwiązania tego zagadnienia, musimy zasięgnąć opinii starożytnych Majów i przyjrzeć się ich jedynej inskrypcji, która mówi o znaczeniu końca kalendarza, Tortuguero Monument 6.  Inskrypcja ta mówi, że w danym czasie dziewięciostopniowa istota, Bolon Yookte (rys. 1) zacznie "zstępować"*.
 

   W języku bardziej prostym oznacza to, że całkowite połączenie się dziewięciu sił kosmicznych i dziewięciu ruchów fal nastąpi jednocześnie. Przy takim sposobie patrzenia starożytnych Majów na znaczenie końca kalendarza nie ma więc nic takiego co mówi na temat końca świata.  Raczej, koniec systemu kalendarza oznacza zakończenie lub dokonanie się procesów ewolucyjnych, które zachodziły od początku świata i doprowadziły świat do tego jakim jest dzisiaj.
Te dziewięć sił kosmicznych reprezentuje dziewięć postępów ewolucyjnych (Podświatów), każdy z nich poprzez trzynaście energii, z których składa się profetyczny system kalendarzowy Majów, system, który w wyjątkowo dobry sposób koreluje z ewolucją biologiczną i ważnymi wydarzeniami historycznymi.  Różniące się od siebie postępy ewolucyjne rozwijają inna strukturę świadomości i obecnie jesteśmy pod mocnym wpływem ósmego falowania. Jednakże to dziewiąte, i najwyższe z tych falowań, jest tym, które przyniesie końcową przemianę do świadomości jedności, co skulminuje się kiedy kalendarz dobiegnie końca. Uważam, że jest konieczne uświadomienie sobie, że te dziewięć sił kosmicznych nie działa w oderwaniu od ludzi, raczej, poprzez ich wpływ na nas.

  


 Kontynuacja...

 

 

   Felieton Jacka Ostrowskiego

 

Podsumowanie





Zbliża się koniec roku i czas na podsumowania. Niestety nie był to rok pomyślny dla Polski, ale pocieszmy się, że mogło być jeszcze gorzej. Katastrofa pod Smoleńskiem obnażyła polską politykę i tak jak w bajce Andersena król był nagi, tak w polskiej bajce polityk okazuje się być pustym nekrofilem. Każdy chce do maksimum wykorzystać to zdarzenie, dźwignąć się jak najwyżej. Jednak Tu154M ciągnie w dół i to coraz niżej i niżej. Tak jak Jarosław Kaczyński trzymając się skrzydła rozbitej maszyny leci w dół , tak i całe jego ugrupowanie pikuje w nicość. Nowe ugrupowanie „Polska jest najważniejsza” utworzone z wyrzuconych z PiS posłów złapało się innego skrzydła Tu154M i też mam marne szanse na ocalenie. Wydaje mi się, że część rodzin ofiar katastrofy próbuje też zbić jakiś kapitał polityczny. W błysku fleszy aparatów ukazują się nieraz osoby dotąd nam nieznane i wygłaszają jakieś polityczne oświadczenia. Niektórzy nawet posunęli się dalej i startowali w ostatnich wyborach. Oczywiście każdy może brać udział w życiu politycznym, jednak rozpoczęcie takiej działalności w kilka miesięcy po tragedii może budzić w społeczeństwie różne odczucia.

Myślę, że katastrofa pod Smoleńskiem będzie jeszcze długo dzielić Polaków, ale z drugiej strony temu się nie dziwię, skoro wszystkie środowiska polityczne wciąż dorzucają drewna do ognia.

PO przez nikogo niezagrożone udaje że rządzi i tylko zaciera ręce. W sumie ma z czego się cieszyć. Rządzenie to biznes , to dobre posady dla kolegów, to dobrobyt dla rodzin.

Naród i konkurencja zajęci kłótniami o Smoleńsk zapominają o Bożym świecie.

Nic nie trwa wiecznie i kiedyś PO o tym się przekona. Kwestią jest tylko to, kiedy?

Pierwszym sygnałem , że coś się zaczyna zmieniać były ostatnie wybory, kiedy wyborcy bardziej postawili na kandydatów bezpartyjnych. Ciekawym zjawiskiem jest bardzo wysokie poparcie dla PSL. Nie wierzę, że ma tylu zwolenników. Wydaje mi się, że na PSL głosowało dużo niezadowolonych wyborców, czyli ludzi czujących się oszukanych przez PO i PiS.

Niestety, chyba mają rację. W Polsce partie polityczne są bardziej dla ich członków i to tych na górze niż dla Narodu. Naród jest tylko potrzebny podczas wyborów, a później to często tylko przeszkadza. Tak Tusk, jak i Kaczyński, a wcześniej działacze SLD wciskają Polakom kit i mieszają w głowach, bo skołowany Naród da się łatwiej wyprowadzić w pole.

Niech wreszcie przestaną mówić o Smoleńsku bo życie biegnie dalej, a samoloty spadały, spadają i będą spadać.

Jacek Ostrowski

 

 

   Humor


 

 


 
 

 

S  P  O  N  S  O R

 

 

  Upadek światowego systemu monetarnego cz. 31

 Obama mówi że jeśli jego propozycja podatkowa nie przejdzie, to jest to koniec jego prezydentury
 Chiny skupują złoto w obawie przed inflacją
 Prywatny Federal Reserve okrada społeczeństwa świata
 

USA bankrutuje


 

Masowa wyprzedaż dolara na widnokręgu

 

 

   Ciekawostki

 


To zdjęcie zostało zrobione przez studenta fotografii Casy Gutteridge.
Student fotografował leoparda w ramach zajęć szkolnych.
Cytat: " Nie mam pojęcia skąd się wzięła mysz. Zaczęła jeść najspokojniej na świecie.
Leopard był zaskoczony jednak tylko wąchał mysz z zaskoczenia."



Leopard delikatnie popycha mysz, ale to nie ma żadnego efektu na mysz.
Karmiciel stwierdził że czegoś takiego nigdy nie widział.




mysz dalej kontynuowała lunch, podczas kiedy leopard stał zdziwiony.
To jest przykład że nikt nie może tobą pomiatać bez twojej zgody.

 


 


 

S  P  O  N  S  O R

 

 

 

  Manitoba- Grudzień w fotografii






Fot. Bogdan Fiedur

 

 


  "Koniec?"- książka Jacka Ostrowskiego - Część II
Książka „Koniec?” powstała trzydzieści lat temu, kiedy Polska znajdowała się  za żelazną kurtyną i w każdej chwili groził nam wybuch wojny o globalnym  zasięgu. Teraz wprowadziłem tylko poprawki kosmetyczne ( inne daty ).  Czarnoskóry prezydent USA był w wersji oryginalnej, pomyliłem się tylko o
kilka lat. J

Powieść „Koniec?” zapoczątkował moją przygodę z pisaniem. Jednym słowem
zacząłem od końca.

Jacek Ostrowski


 
 
W tym samym czasie Adamsom z niecierpliwością oczekiwał przyjazdu grupy wybrańców. Ich przyjazd się opóźniał. Zaczęło ogarniać go zdenerwowanie. Musi ich zabrać za wszelką cenę.

- Cholera, co się stało? – pomrukiwał pod nosem.

- Jack! – Johnson wbiegł do kabiny – musimy startować , nie możemy dłużej czekać. Są rozkazy – Natychmiast startować!!!!

- Cholera! Co mam robić – Adamsom miotał się po kabinie wyglądając nerwowo przez okno.

- Jak to co? Startujemy! – Johnson ryknął mu nad uchem. - Nie masz wyjścia. Chętni na wyprawę zawsze się znajdą.

- Cholera! Startuj! – Jack się zdecydował. Nie miał innego wyjścia, bo dalsza zwłoka groziła śmiercią.

- No, bardzo mądra decyzja – mruknął Johnson wycofując się do swojej kabiny.



W chwilę później gigantyczny kadłub drgnął i zaczął powoli ruszać z miejsca. Olbrzymi stalowy ptak ruszał w swoją ostatnią, ale jak ważną misję. Narastał ryk silników, czuć było jak nabierał szybkości, aż nagle olbrzym zadarł raptownie dziób ku górze i oderwał się od płyty lotniska. Majestatycznie zatoczył olbrzymie koło nad lotniskiem, tak jakby chciał się pożegnać i po chwili zniknął za horyzontem.


ROZDZIAŁ II


Drgania ustąpiły i zgasło czerwone światło w suficie. Rozległ się zgrzyt rozpinanych pasów bezpieczeństwa.

Cisza, straszna cisza. Samolot powoli nabierał wysokości. Z boku dochodził niski pomruk potężnych silników. Nikt się nie ruszał , wszyscy siedzieli tak, jak w momencie startu, pogrążeni we własnych myślach. Wiedzieli, że nigdy tu nie wrócą , że za kilka minut to wszystko, ten ich świat przestanie istnieć. Podświadomie czuli bliskość wrogich rakiet, z którymi musieli się niebawem minąć. Tak, jakie to symboliczne – spotkanie w locie, śmierci z nadzieją.

- Lecimy – głos Wilkinsa wyrwał wszystkich z zadumy.

-Brawo, stwierdzenie godne wielkiego filozofa. Szkoda, że nie będzie pan miał możliwości wykazać się w tej dziedzinie - odburknął zgryźliwie Mc Donald.

- Pan nawet w fizyce nie może się niczym wykazać - odgryzł się tamten.

- Panowie, uspokójcie się , wszyscy jesteśmy zdenerwowani, ale to nie powód do kłótni - zrugał ich Szulz. Adamson przysłuchiwał się wszystkiemu z zainteresowaniem. Rzucało się w oczy, że atmosfera wśród fizyków nie jest najlepsza. Szulc, Zimmerman i Raszel przypominali typowych naukowców - opanowani , wzbudzający zaufanie. Na­tomiast pozostali byli jedną wielką zagadką.

Rozmyślania przerwał mu Johnson. Z hukiem otworzył drzwi od kabiny pilotów, wkroczył do przedziału pasażerskiego i rozsiadł się w fotelu obok Jacka. Rozłożył trzymaną w ręku mapę.

- Lądujemy w kwadracie D-4 - powiedział pokazując jakiś punkt na płachcie papieru. - Według naszego wywiadu jest tam podobno niewykończone lotnisko i duży hangar, w którym macie się ukryć. Zresztą otrzymałeś dokładne wytyczne i nie muszę ci tego mówić.

Jack rozłożył mapę na kolanach i zaczął wnikliwie jej się przypatrywać.

- Znam te tereny , to jakieś 100 mil od Warszawy. Świetnie je pamiętam. To chyba dobre miejsce, gdyż jest tam dużo gęstych lasów i raczej rzadka zabudowa. To miasto w okolicy nazywa się ? ...zaraz, jak ono się nazywa? O! wiem - Włocławek!

- Tak ! - przytaknął zaskoczony wiedzą Adamsona kapitan. Tamten to zauważył.

- Nie dziw się, kilka lat przebywałem w Polsce. Piękny kraj, sympatyczni ludzie.



Porucznik uśmiechnął się - wspomnieniami zaczął wracać do swojego ostatniego pobytu w tym bardzo gościnnym kraju, lecz nie misja, a zupełnie coś innego utkwiło mu w pamięci. To coś miało na imię Magda. Studiowała medycynę na Akademii Medycznej w Wa­rszawie .Wysoka, szczupła o kruczoczarnych długich włosach i niesamowicie niebieskich oczach zach­wyciła go swoją urodą. Później okazało się, że i jej charakter oszołomił młodego oficera. Potrafiła w tym skrytym i pełnym nieufności człowieku wskrzesić radość życia, wszczepić okruchy optymizmu w jego pesymistycznie nastawioną duszę. To naprawdę nie było łatwe.

Poznali się zupełnie przypadkowo w sklepie z ciuchami. Taki zwykły mały sklepik przyklejony do jakiegoś supermarketu. Nie pamiętał, jaka to była ulica, ale trafiłby tam nawet teraz i to z zawiązanymi oczyma. Całe stosy szmat i mnóstwo młodych dziewcząt kopiących w wielkich skrzyniach – tak to wyglądało. Chciał rozmienić banknot i dlatego tam zajrzał. Stanął grzecznie w kolejce jak zwykle zamyślony i niewidzący Świata. Dopiero dialog stojącej przed nim dziewczyny z kasjerką przywrócił go rzeczywistości. Student groszem nie śmierdzi , tak i jej zabrakło pieniędzy na atrakcyjny ciuch.­
Chyba to był jakiś sweter? Tak, pamiętał dobrze, że to na pewno był sweter. Wszystko to co dotyczyło Magdy, dobrze pamiętał. Był to osta­tni egzemplarz, a ekspedientka nie zgodziła się na wpłacenie zadatku i doniesienie brakującej kwoty. Zrobiło mu się żal dziewczyny. Zaproponował pożyczkę ale nie chciała się zgodzić. Dopiero po dłuższej namowie zmieniła decyzje, ale pod warunkiem, że zwróci pieniądze jeszcze tego samego dnia. Tak się zaczęła ich znajomość, która z czasem nabrała zupełnie innych barw.

Mimo olbrzymiej ilości zajęć Adamsonowi udawało się chociaż raz w tygodniu porywać Magdę na zwariowane wypady. W niesamowitym tempie poznawał ten piękny i pełen reliktów przeszłości kraj. Poznawał to wszystko od zupełnie innej strony niż normalnie. Zawodowo bowiem spotykał wyłącznie szpiegów i polityków, a ponieważ ci drudzy często byli szpiegami, to właściwie spotykał tych pierwszych.

Magda pokazała mu swoją ojczyznę od tej prawdziwej strony, od strony normalnych ludzi. Wspaniałe przeżycie.

Któregoś dnia poznał jej ciotkę , ciężko chorą sędziwą kobietę.

To ona ją wychowała. Rodzice Magdy zginęli bowiem w wypadku samochodowym, kiedy miała trzy lata. Na ciotkę spadł ciężar wychowania sieroty. Teraz dziewczyna zwracała dług swojej przybranej "matce", a robiła to nie z obowiązku moralnego , ale naprawdę z serca. Jack wielokrotnie próbował wspomóc ją finansowo, lecz zawsze spotykał się ze stanowczą odmową. Jedyne prezenty, które przyjmowała, to były kwiaty, a w szczególności czerwone róże. Uwielbiała je. Wiedział, że odrzucanie pomocy było przede wszystkim pokazaniem bezinteresowności Magdy w stosunku do niego.

Ten raj na ziemi trwał ponad dwa lata i musiał się kiedyś skończyć.

I oto któregoś dnia zakomunikowano mu, że zostaje przeniesiony do Japonii. Spadło to na niego jak grom z jasnego nieba. Co robić??? – to pytanie krążyło mu po głowie. Wpadł w panikę i to chyba pierwszy raz w życiu. Oficer do zadań specjalnych, prymus Akademii Wojskowych, członek elitarnej grupy antyterrorystycznej był przerażony!!

Z niecierpliwością i niepokojem czekał na sobotnie spotkanie. Podjechał pod dom ciotki Magdy. Dziewczyna czekała już na niego. Wyglądała jak zawsze uroczo.

Dziwne, ale założyła na siebie ten sweterek dzięki któremu się poznali. Przypadek, czy znak opatrzności – taka myśl przeleciała przez jego skołatany umysł. Serce zabiło mu mocniej, ale jednocześnie ścisnęło go coś w dołku. Dziewczyna była zdenerwowana, tak jakby przeczuwała nadchodzące wypadki. Tym razem pojechali w kierunku Gdańska. Jack bał się tej rozmowy, ale doszedł do wniosku, że łatwiej wyksztusi to z siebie podczas podróży. Przejechali co najmniej sto kilometrów, nie zamieniając słowa. To były chyba najdziwniejsze oświadczyny, jakie świat widział. Facet poprosił o rękę patrząc się na drogę a nie w oczy ukochanej. Jego wyjazd był szokiem dla Magdy. Nie zgodziła się na ślub i mimo nalegań i próśb, decyzji nie zmieniła. Byłą to jedna z ich najkrótszych randek i najbardziej dramatyczna. Nigdy nie zapomni jej ostatnich słów- „Jack, kocham ciebie, lecz moje miejsce jest tu w Polsce. Nigdy nie zapomnę tych chwil, a jeśli jesteśmy przeznaczeni dla siebie, to los wcześniej czy później nas połączy”. Po czym trzasnęła drzwiami od samochodu i pobiegła w kierunku domu. Jej długie włosy powiewały na wietrze, aż znikły w wejściu do budynku.

Ostatnie dni przed odlotem Adamson poświęcił na próby odszu­kania Magdy , które niestety były bezowocne. U ciotki nikt nie podchodził nawet do domofonu, a prawdziwe miejsce zamieszkania dziewczyny było mu nieznane(zawsze odbierał ją od ciotki). Błąkał się po uczelni, wierząc w przypadkowe spotkanie.

I oto nadszedł dzień wyjazdu. Jadąc na lotnisko nerwowo obserwował przechodniów, jakby łudząc się, że jeszcze nie wszystko stracone. Jednak nigdzie jej nie dojrzał. Po załatwieniu odprawy paszportowej, gdy wychodził z gmachu dworca lotniczego usłyszał swoje imię. Odwrócił się raptownie. Nic nie mógł dojrzeć i dopiero po chwili spojrzał w górę ku tarasom usytuowanym na dachu budynku. Nic nie mógł wypatrzeć, kiedy nagle rzuciła mu się w oczy sylwetka kobiety stojącej na lewym bocznym balko­nie. Tak, to była ona ! Stała jakby przygarbiona i apatycznie machała ręką. Jack poczuł jak serce podchodzi mu do gardła, nie mógł słowa wyksztusić . Ocucił go głos stewardesy na­wołujący do szybszego wchodzenia do środka. Odwrócił się na pięcie i pewnym krokiem skierował się ku schodkom .

Jeszcze w momencie startu widział przez okienko sylwetkę

samotnej dziewczyny wpatrzonej w odlatujący samolot.

- Poruczniku ! - obcy głos przerwał rozmyślania Adamsona . Obok jego fotela stał drugi pilot - Kapitan prosi do siebie. - Już idę - zaniepokojony zerwał się z miejsca i ruszył w kierunku kabiny pilotów.

-Pierwsze problemy ? Komplikacje? - mruknął pod nosem, przekraczając próg kabiny.

Musiał chwilę przyzwyczajać wzrok do półmroku, żeby ujrzeć Johnsona. Kapitan faktycznie miał niewesołą minę.

- Jack - zwrócił się tamten do niego. - Przygotowując plany, zapomnieli spenetrować teren, a informacje o tym obiekcie są stare i mogą się zasadniczo różnić od stanu faktycznego. To są informacje sprzed trzech lat. Stoimy przed dużym problemem i musimy li­czyć się z różnymi niespodziankami do lądowania w samym środku bazy wojskowej włącznie.

- Cholera! – wkurzył się Adamsom - Tak ważna misja, a nie sprawdzono podstawowych danych. Ted, nie mamy innego wyjścia i musimy tu lądować.

- A jeśli nadzieję maszynę na słupy energetyczne, czy co gorsza na budynek ? – Johnson był wyraźnie zaniepokojony.

- Musisz lądować i trzeba wierzyć w szczęście. Inne lotnisko nie wchodzi w grę. Tu albo nigdzie!

- Okey ! - mruknął Kapitan – lądujemy w kwadracie D-4, tak jak było w planie.

- Kiedy to nastąpi ? - spytał Jack .

- Za dziesięć minut i trzymaj mocno kciuki.

- W porządku, będzie dobrze, a teraz idę na swoje miejsce - Adamson odwrócił się i wyszedł z kabiny.



Zapaliło się czerwone światło w suficie - sygnał do zapinania pasów. Wszyscy uczestnicy wyprawy skrupulatnie przypięli się do siedzeń. Silny wstrząs targnął kadłubem – włączyły się silniki pionowego lądowania. Mimo że jeszcze wysoko w powietrzu samolot zaczął się zatrzymywać. Dla kogoś, kto leciał czymś takim pierwszy raz w życiu, wrażenia były niesamowite. Wydawało się, że maszyna za chwilę runie na ziemię i tylko dziwnym zrządzeniem losu utrzymuje się w powietrzu. Nagle nadszedł moment kulminacyjny. Samolot na chwilę zawisł nieruchomo, by zaraz powoli zacząć się opuszczać. Efekt był bardzo niemiły, gdyż żołądki zaczęły podchodzić wszystkim do gardeł. Kolos z niesamowitym hukiem powoli, ale cały czas schodził w dół. Lądowanie miało trwać około dwóch minut, ale dla niektórych była to wieczność.

Jack martwił się teraz tylko o jedno - czy plany odpowiadają stanowi faktycznemu, bo jeśli nie, to lepiej nie myśleć, co będzie dalej.

Zacisnął usta, zamknął oczy i odruchowo ścisnął ręce na oparciu fotela. Czekał i drżał. Bał się, naprawdę się bał.

Nagle silne uderzenie wstrząsnęło maszyną. Samolot dotknął ziemi i znieruchomiał.

Silniki stopniowo zaczęły tracić swoją moc, by po chwili zamilknąć.

Uff – udało się! –odetchnął z ulgą


ROZDZIAŁ III


Jeszcze miesiąc temu, gdyby ktoś mi powiedział, że ode mnie, Jacka Adamsona będzie zależała przyszłość ludzkości, zaśmiałbym mu się w twarz. To było tak absurdalne, że dzięki teorii absurdu stało się faktem. Nie prezydent, nie generał, czy nawet jakiś pułkownik, ale ja, zwykły porucznik, zostałem tym, od którego wszystko zależy. Ciężkie brzemię , wielka odpowiedzialność, ale i wielkie wyzwanie. To jest ta adrenalina która zawsze mnie napędzała, to mój żywioł. Myśli kłębią mi się jedna za drugą, ale sytuacja pobudza do działania. Tak, trzeba działać!!

Otrząsnąłem się z tego niby letargu, odpiąłem pas bezpieczeństwa i zerwałem z fotela .

- Thomson, pójdzie pan ze mną ! – zwróciłem się do sierżanta - reszta zostaje na miejscach.

Podeszliśmy ostrożnie do włazu. Mocno chwyciłem za rękojeść mechanizmu odblokowującego drzwi i szarpnąłem do góry. Blokada puściła i właz bezszelestnie przesunął się na bok. W tym momencie uderzył nas powiew świeżego powietrza, poczuliśmy zapach roślinności , przyjemny aromat wiosennego przebudzenia przyrody. Ostrożnie wyjrzałem na zewnątrz. Dużo nie było widać. Jedynie księżyc oświetlał teren, a to było trochę za mało. Samolot stał na skraju lasu w odległości około trzystu metrów od dużego budynku. To pewnie ten hangar- pomyślałem. Niestety tylko tyle było w zasięgu naszego wzroku. Wszędzie panowała ponura nieprzenikniona ciemność. Nigdzie żad­nego światła ani jakichkolwiek odgłosów zwiastujących obe­cność postronnych ludzi.



Odwróciłem się do sierżanta- Niech pan poda drabinkę. Musimy spenetrować okolicę, żeby zabezpieczyć teren.

Rozwinięcie przenośnych schodków zajęło nam minutę i ostrożnie zsunęliśmy się na ziemię. Teren, po którym stąpaliśmy, był twardy i zbity. Przypuszczalnie budując halę, od razu utwardzano teren pod pasy startowe. Okoliczność sprzyjająca, ponieważ należało cały ładunek przetransportować, i to jak najszybciej, do hangaru. Ciężkie kontenery mogły sprawić problem na grząskim gruncie.

Ostrożnie posuwaliśmy się w kierunku wielkiej hali, by wkrótce dotrzeć do dużych stalowych wrót. Niestety były zamknięte. Thomson oświetlił bramę, ale nie było ani kłódki, ani też zamka.

- Cholera! Są zamknięte od środka – szepnąłem.

- Poruczniku! - sierżant trącił mnie w ramię - musi być inne wejście gdzieś z boku. Obejdźmy budynek, a na pewno jakoś wejdziemy do środka.

Kiwnąłem na znak zgody i zaczęliśmy wolno obchodzić budynek. Zeszło nam z dziesięć minut nim wreszcie natrafiliśmy na małe drzwiczki zamknięte na dość prymitywny zamek Nie z takimi sobie radziłem. Wyciągnąłem z kieszeni kawałek stalowego drutu, a następnie odpowiednio go ukształtowałem. Na szczęście noszę ze sobą takie dziwne drobne przedmioty. Nieraz ratują życie. Kawałek stali pokonał mechanizm zamka i pod naciskiem naszych ramion drzwi ze zgrzytem ustąpiły.

- Zaraz zapalę większy reflektor - Thomson schylił się i wyciągnął z torby dużych rozmiarów latarkę. Silny snop żółtego światła skierowaliśmy na wnętrze, ale to też było za mało. Budynek był naprawdę wielki i żeby go oświetlić, potrzeba było co najmniej kilka takich reflektorów.

Oświetlając miejscowo można było dojrzeć olbrzymie słupy podtrzymujące konstrukcję dachu, tonące w cie­mności przypominały scenerię z dreszczowca, a nie naszą nową bazę. Powoli zaczęliśmy iść w kierunku bramy. Drzwi były za małe, żeby można było nimi przenieść cały nasz ekwipunek. Musieliśmy sforsować zamki od głównego wejścia. Niestety samo dojście to była niezła sztuka. Szliśmy prawie na wyczucie, potykając się co chwila o jakieś stare cegły czy kawałki blachy. Rumor powstawał przy tym wręcz niesamowity. Nie zważaliśmy na to i parliśmy do przodu.

Ciągle wydawało nam się, że dochodzimy do celu, a tymczasem szliśmy, szliśmy i końca hali nie było widać. Nie wiem, ile minęło czasu, ale była to dla mnie wieczność. Wreszcie dotarliśmy do celu. Thomson dokładnie oświetlił bramę i od razu zauważyliśmy potężną zasuwę. Wystarczyło ją tylko unieść. Tylko ? czy może aż? Nie zawsze jest to takie proste.

- Sierżancie, niech pan powiesi latarkę i spróbujmy wspólnymi siłami – zwróciłem się do mojego towarzysza.

– Dobra! –umocował reflektor na ścia­nie w ten sposób, by oświetlał rygiel. Zaparliśmy się mocno i chwyciliśmy za zardzewiały uchwyt. Cholera, nawet nie drgnął.

– Niech Pan bujnie bramą a ja będę próbował dalej – krzyknąłem – Może to pomoże.

Nie wiem, które to było podejście, ale wreszcie rygiel zaczął ustępować, żeby po chwili zupełnie puścić. Okropny zgrzyt zardzewiałych zawiasów i brama się rozwarła. Droga do wnętrza stała otworem. Nareszcie!

Nie widziałem twarzy Thomsona, ale czułem, że jemu też ulżyło. Wreszcie można rozpocząć wyładunek. Lewą ręką sięgnąłem do paska, gdzie miałem przytroczony radiotelefon i, nie zwlekając odpiąłem go. Po omacku znalazłem włącznik i uruchomiłem.

- Johnson, słyszysz mnie? – krzyknąłem do mikrofonu.

— Tak, słyszę ! - odezwał się znajomy głos w głośniczku. – Wszystko w porządku?

- Tak, możesz podnosić dziób samolotu, rozpoczynamy wyładunek.

- O.K. Musimy się spieszyć, trzeba skończyć przed świtem.

- Zbieramy się – zamruczałem pod nosem i ruszyliśmy w drogę powrotną. Kiedy byliśmy w połowie drogi, zabłysły potężne reflektory po bokach maszyny oświetlając praktycznie cały teren aż do hangaru. Olbrzymi transportowiec drgnął i nagle dziób zaczął powoli się podnosić. Towarzyszył temu niski szum siłowników które z wielkim trudem otwierały dostęp do przestrzeni ładunkowej. Podeszliśmy bliżej. Widok był niespotykany. Cały przód samolotu sterczał wysoko w górze, a poniżej ukazał się otwór wysokości jednopiętrowej kamienicy. Widziałem różne transportowce, ale ten bił wielkością wszystkie na głowę.

- Sierżancie ! Niech pan zawoła Gotfryda i tych dwóch młodszych naukowców, a ja pójdę rozejrzeć się po ładowni – rzuciłem przez ramię do Thomsona i wspiąłem się do góry. Nie było to zbyt skomplikowane, ponieważ w momencie otwierania luku opuszczał się automatycznie bardzo szeroki podest. Ładownia była długim pomieszczeniem zastawionym po obu stronach potężnymi stalowymi kontenerami, a każdy z nich znajdował się na specjalnej niskiej przyczepce umożliwiającej natychmiastowy wyładunek bez użycia dźwigu. Przy samym wejściu stał mały ciągnik gąsienicowy. Znałem te ciągniki dobrze. Wyglądały niepozornie, ale moc w nich drzemała piekielna. Często używano ich do usuwania uszkodzonych czołgów z pola walki. Kontenery, tak jak i ciągnik, były bardzo starannie przymocowane do podłoża. Wielkie ilości lin i specjalnych pasów uniemożliwiały jakikolwiek ruch podczas lotu. Spojrzałem nerwowo na zegarek.- Pomocników nie widać!

- No,idą. - odetchnąłem z ulgą zauważywszy zbliżającą się grupkę.

Kiedy weszli na pokład, sierżant gwizdnął z zachwytu, ujrzawszy pojazd.

- Cacko ! - syknął przez zęby. – Bardzo lubię ten sprzęt i jeśli pan pozwoli, to go uruchomię. Kocham te zabawki. – Wyraźnie był podekscytowany.

- Dobrze - zgodziłem się - tylko proszę delikatnie , ponieważ nie możemy pozwolić sobie na uszkodzenie tak potrzebnej maszyny. Pan odpala ciągnik, a my idziemy odcinać pasy i liny mocujące.

Ruszyliśmy wzdłuż ładowni, uwalniając z uwięzi nasze wyposażenie. Gdzieniegdzie trzeba było wspomóc się stalowymi drągami, innym razem ciężkim młotem. Fizycy nie byli zbyt chętni do pomocy i głównie ja z Gotfrydem wykonaliśmy „brudną robotę”. Ponieważ wszystko umocowano solidnie, to dopiero po upływie około pół godziny, doszczętnie wyczerpani, odczepiliśmy ostatnią linę. Thomsonowi również szło nienajlepiej, gdyż dochodziły do nas klątwy i gniewne pomrukiwania. Nareszcie my, jak i on uporaliśmy się ze swoimi kłopotami. Silnik zawarczał swoimi czterystoma końmi mechanicznymi, zabłysły reflektory umieszczone po obu stronach maski - ciągnik ruszył wolniutko i ostrożnie podjechał pod pierwszy kontener. Sierżant znał się na rzeczy, bo w chwilę potem usłyszeliśmy trzask automatycznego zaczepu, co oznaczało zblokowanie pojazdu z przyczepą.

- Podłączyć następny ! - krzyknąłem do Gotfryda.

- Nie da rady! Za słaby silnik i nie pociągnie takiego ciężaru - opierał się tamten.

- Musi! Spójrz pan na dwór, już świta. Trzeba się spieszyć - dosłownie ryknąłem i zaraz dodałem dużo spokojniej - Jeśli ktoś nas zauważy, to wszystko mogą diabli wziąć. Robimy i tak taki hałas, że słychać nas w promieniu dwóch kilometrów. Trzeba zaryzykować ! -odwróciłem się na pięcie i natarłem ramieniem na przyczepę. Wolniutko popchnęliśmy drugi kontener i ponownie zgrzytnął zaczep. Kolumna była gotowa do drogi. Silnik zaczął wchodzić na obroty. Pojazd drgnął i powoli ruszył w dół. Wolno, jakby z wysiłkiem, parł z samolotu po stalowym trapie w kierunku hangaru. Thomson chociaż bardzo przejęty swoją rolą prowadził delikatnie i z wyczuciem. Ciągnik jechał wolniutko, my zaś szliśmy po bokach, obserwując drogę. Baliśmy się rowu czy pojedynczej dziury , które mogły spo­wodować wywrotkę ale wszystko układało się po naszej myśli i bez przygód dotarliśmy na miejsce. Światła ciągnika rozświetliły halę. Mogliśmy zatem znaleźć jakieś względnie czyste i równe miejsce. Znajdowało się ono dwadzieścia metrów od bramy po lewej stronie. Tam też postanowiłem ulokować naszą bazę. Pokazałem sierżantowi, gdzie ma ustawić przyczepy. Kiedy podjechał na miejsce, podbiegłem i zwolniłem zaczepy. Ciągnik raptownie ruszył do przodu a kontenery zostały.

- No i co panie poruczniku ? Udało się? - zwróciłem się z nieukrywaną satysfakcją do stojącego z boku Gotfryda .

- No cóż, chylę czoła – pokręcił z niedowierzaniem głową.

- Teraz ja pojadę z sierżantem po dalsze przyczepy, a pan pokieruje rozładunkiem zwiezionych rzeczy.

- O.K. ! - odparł grafolog i poszedł w kierunku stojących na uboczu i zażarcie dyskutujących naukowców. Ja tymcza­sem podbiegłem do ciągnika i wślizgnąłem się do środka.

- O, cholera, jak tu ciasno –wyrwało mi się mimochodem. Kabina wielkością przypominała mały koreański samochód. Dziesiątki przełączników i jeszcze więcej kolorowych światełek.

Jak on się w tym może połapać- pomyślałem.

- Świetnie, Thomson - poklepałem kierowcę po ramieniu – wspaniale pan jeździ tym wehikułem i oby tak dalej. Teraz zawracaj, zwieziemy następne kontenery.

- No to jedziemy – dodał gazu , silnik wszedł na wyższe obroty, a pojazd energicznie zakręcił na jednej gąsienicy i ruszyliśmy w kierunku samolotu.

Teraz poszło dużo sprawniej i kiedy inni rozpakowywali urządzenia my we dwóch holowaliśmy przyczepę za przyczepą. Nie minęły dwie godziny od rozpoczęcia akcji, a cały ekwi­punek znajdował się w budynku. Kontenery ustawiliśmy w prostokąt, a dwa z nich umieszczone pośrodku przeznaczone były na mieszkania. W pierwszym mieli zamieszkać fizycy, a w drugim Gotfryd, Thomson i ja.

Zostawiłem wszystkich przy pracy, a sam postanowiłem wrócić do samolotu. Było już widno. Za dnia wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Olbrzymi pusty teren w samym środku olbrzymiego lasu i wielki hangar na skraju niedokończonego lotniska. Odnosiło się wrażenie, że porzucono to wszystko nagle , jednego dnia. Jak było naprawdę, to nie wiem, przypuszczalnie nigdy się nie dowiem. Zresztą, czy to teraz ważne ?

Rozglądając się wokoło, dotarłem w końcu do samolotu.

Przy włazie czekał na mnie Johnson.

Stał oparty o przednie koła. Dziób był już na miejscu, a maszyna gotowa do startu.


 

 

Tekst umieszczony w tej kolumnie jest objety ochroną praw autorskich i nie może być wykorzystany bez zgody autora.

 

 

   Polki w świecie-    Natasza Urbańska
 

Współpraca Polishwinnipeg.com z  czasopismem
Polki w Świecie”.

Kwartalnik „Polki w Świecie” ma na celu promocję Polek działających na świecie, Polek mieszkających z dala od ojczyzny. Magazyn ten kreuje nowy wizerunek Polki-emigrantki, wyzwolonej z dotychczasowych stereotypów. Kwartalnik „POLKI w świecie” ma także za zadanie uświadomić Polakom mieszkającym nad Wisłą rangę osiągnięć, jakimi dzisiaj legitymują się Polki żyjące i działające poza Polską. Czasopismo w formie drukowanej jest dostępne w całej Polsce i USA. Redaktor naczelna magazynu Anna Barauskas-Makowska zainteresowała się naszym Polonijnym Biuletynem Informacyjnym w Winnipegu, odnalazła kontakt z naszą redakcją proponując współpracę.

Nasza współpraca polega na publikowaniu wywiadów z kwartalnika „Polki w Świecie w polishwinnipeg.com  a wywiady z kobietami, które ukazały się w naszym biuletynie zostaną opublikowane w kwartalniku ”Polki w Świecie”.
 


Natasza… why not?

Natasza Urbańska
Natasza Urbańska
 

Jest gwiazdą teatru muzycznego „Studio Buffo”, „Tańca z Gwiazdami” i ulubienicą mediów. Dziewczęca, łagodna, niewinnie uśmiechnięta, a jednak mająca swoje zdanie i niezwykłą charyzmę. Kobieta, która nie tylko rozkochała w sobie jednego z najlepszych polskich choreografów i reżyserów teatralnych, ale i sprawiła, że rzucił dla niej wszystko. Mimo, że ma dopiero 33 lata, w Polsce osiągnęła już sporo. Na pewno na tyle dużo, że robi się jej u nas nieco za ciasno…
 


 

Autor: Mateusz Gościniak

W czasie ekscytującej 10. edycji „Tańca z Gwiazdami” Natasza Urbańska była na ustach całej Polski. Wraz z jej główną konkurentką Anną Muchą królowała na okładkach prasy bulwarowej i na plotkarskich portalach internetowych, które prześcigały się w wywiadach, sesjach zdjęciowych i newsach dotyczących życia prywatnego bohaterek. I choć Natasza ostatecznie przegrała ze swoją konkurentką (zaledwie o 0,2%!), jej wizerunek medialny dzięki tym występom zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Przestała być postrzegana wyłącznie jako kobieta - lub co gorsza „kreacja” – Janusza Józefowicza i pokazała swoją ciekawą osobowość. Na dodatek Urbańska wcale nie zamierza zrezygnować z realizowania samej siebie i ma wiele planów dotyczących rozwoju własnej kariery. Jak się okazuję, muza znanego reżysera i choreografa, nie ma zamiaru ograniczać się tylko i wyłącznie do Polski i czyni już przygotowania do próby „ataku” na zagraniczne rynki. Czy poza naszym krajem pokochają Nataszę jak rzesze rodaków kibicujących jej gorąco przed telewizorami w czasie trwania tanecznego show?


Na początek Natasza mocno zaangażowała się w projekt „Poland… why not?”, który współtworzy jako wokalistka już od pewnego czasu. W ramach niego gościła w Filadelfii, a nawet w Indiach, gdzie nagrywała piosenkę z bollywódzką gwiazdą filmu i muzyki Sonu Niigaam. Kompozycja nosi tytuł „Listen To My Radio”. Brian Allan – menadżer Urbańskiej i pomysłodawca projektu „Poland… why not?” – zapewnia, że niebawem w podobnym celu Natasza ponownie odwiedzi Stany Zjednoczone. Ma zarejestrować kolejne utwory, z czego część trafi na coraz śmielej planowaną debiutancką płytę muzyczną. Allan zapewnia, że polska artystka współpracować będzie ze znanymi amerykańskimi gwiazdami. Jako dowód na poparcie tych zapewnień może posłużyć fakt, że produkcją składanki „Poland… why not?” zajmie się nijaki Jim Beanz’em, który w przeszłości pracował z takimi tuzami muzyki rozrywkowej jak Nelly Furtado, Shakira, Justin Timberlake, czy Timbaland. Śmiało możemy być pewni, że Natasza jest w dobrych rękach. Co więcej, pojawiły się już pewne przecieki, że jest on na tyle zachwycony talentem Polki, że chce, aby to jej piosenka promowała płytę w stacjach radiowych i telewizyjnych, sama Urbańska wystąpiła w planowanym międzynarodowym teledysku.


Poprzednią wizytę w Stanach Natasza Urbańska wspomina bardzo dobrze. W wywiadzie dla portalu Plejada stwierdziła – „Jestem bardzo zadowolona, to było fantastyczne doświadczenie i bardzo owocnie spędziłam ten czas. Nagraliśmy trzy utwory, które znajdą się także na mojej płycie. Dostałam propozycję, by kontynuować współpracę, więc prawdopodobnie pod koniec wakacji znów wyruszę do Stanów”. Dziś wiemy już, że wyjazd jest przesądzony i Natasza ponownie wejdzie do studia, tyle, że tym razem będzie to miało miejsce w Los Angeles. Natasza Urbańska


Dodać należy, że swoją podroż do Stanów Urbańska odbędzie dzięki jej współpracy z firmą Rokket Music, która jest odpowiedzialna za rozwój międzynarodowej kariery artystki. Amerykański oddział tej firmy, który znajduje się w Los Angeles, czuwał kiedyś m.in. nad Christiną Aguilerą czy Black Eyd Peas. Wydaje się, więc, że grunt pod start zagranicznej kariery naszej gwiazdy został bardzo pieczołowicie przygotowany.


W tyle głowy pojawia się pytanie na ile wszystkie te zabiegi odbywają się pod patronatem męża Nataszy – Józefowicza, który również za granicą cieszy się pewną renomą i na bark kontaktów w branży muzycznej na pewno nie narzeka. Grunt, żeby Urbańska potrafiła te możliwości wykorzystać i przejąć nieco kontrolę nad swoim rozwojem zawodowym, który do tej pory mocno związany był z planami męża. Tak czy inaczej w Polsce ciężko byłoby znaleźć lepiej przygotowaną kandydatkę. Natasza zdaje się mieć wszystko, czego potrzeba. Świetny głos, doskonałe wykształcenie i doświadczenie muzyczne, niezaprzeczalny talent i oczywiście urodę i wdzięk, bez których w show biznesie nie ma czego szukać. Nic, zatem, dziwnego, że śledząc te przygotowania pojawia się jakaś mała nadzieja na to, że może doczekamy się w końcu polskiej piosenkarki, której uda się wylansować przebój nucony w wielu zakątkach świata i podbijający szczyty list przebojów na wszystkich kontynentach! Czas pokaże…
 


 

zdjęcia: TVN Cezary Piwowarski
 

 

 

 

 

   Ogłoszenia

 

 


 


 

 

 


Translate this page - Note, this is automated translation meant to give you sense about this document.
 

 
 
 grudzień   2010
Ni Po Wt Śr Cz Pi So
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 1
             

 






Zapisz się na naszą listę
Email
Imie i nazwisko

 

 

Spis Książek Biblioteki SPK
Polsat Centre
Człowiek Roku 2008

Czyszczenie Wentylacji
Duct cleaning


1485 Wellington Avenue
Winnipeg, MB, R3E OK4
Phone: (204) 284-6390
Cell: (204) 997-2000
Fax: (204) 284-0475
email

clean@advancerobotic.com

Kliknij tutaj aby zobaczyć ofertę

 

 

 


Kliknij tutaj aby zobaczyć ofertę



 


 

Irena Dudek zaprasza na zakupy do Polsat Centre Moje motto: duży wybór, ceny dostępne dla każdego, miła obsługa. Polsat Centre217 Selkirk Ave Winnipeg, MB R2W 2L5, tel. (204) 582-2884

Kliknij tutaj aby zobaczyć ofertę
 

 

 



189 Leila Ave
WINNIPEG, MB R2V 1L3
PH: (204) 338-9510

 



Kliknij tutaj, aby wejść na stronę gdzie można pobrać nagrania HYPERNASHION za darmo!!!
 


 

Royal Canadian Legion
Winnipeg Polish Canadian Branch 246
1335 Main St.
WINNIPEG, MB R2W 3T7
Tel. (204) 589-m5493


 



“Klub 13”
Polish Combatants Association Branch #13
Stowarzyszenie Polskich Kombatantów Koło #13
1364 Main Street, Winnipeg, Manitoba R2W 3T8
Phone/Fax 204-589-7638
E-mail: club13@mts.net
www.PCAclub13.com


Zapisz się…
*Harcerstwo
*Szkoła Taneczna S.P.K. Iskry
*Zespół Taneczny S.P.K. Iskry
*Klub Wędkarski “Big Whiteshell”
*Polonijny Klub Sportowo-Rekreacyjny